Modlitwa o deszcz

Są modlitwy, wobec których myśli się, że taka a nie inna forma zwiększy ich skuteczność. Wtedy mamy do czynienia z myśleniem magicznym.

01.08.2006

Czyta się kilka minut

TYGODNIK POWSZECHNY: - Modlitwa w intencji deszczu jaka ostatnio słyszana jest w większości kościołów, jest bardzo bliska tradycyjnej religijności, ale u wielu wywołuje uśmiech pobłażania...

KS. JAN KRACIK: - Modlitwa połączona z przekonaniem o jej automatycznej skuteczności, prowadziłaby do destrukcji religii. Do zamieniania jej w magię. Nie byłaby wyrazem zaufania do Boga, lecz raczej szantażowaniem Go. Bóg, gdy nie wysłucha, może być posądzony o nieczułość i brak wszechmocy. To także "naciąganie" przyrody.

Dawniej, prosząc intensywnie o zaprzestanie powodzi bądź suszy, składano ofiary ze zwierząt, a nawet z ludzi, czym próbowano "kupić" bogów. Stary i Nowy Testament zerwał z takimi ofiarami, z formułami wywierającymi presję na Bogu. Wskazaniem dla nas, jak się modlić, jest "Ojcze nasz", w którym najpierw mowa jest o Królestwie Niebieskim, a dopiero potem o "chlebie powszednim". Chrystus w Ogrójcu, w dramatycznej sytuacji modli się: "ale nie moja, a Twoja wola niech się stanie". Modlić się trzeba z nadzieją, a nie z poczuciem pewności. Bóg przecież też liczy na człowieka, skoro nas obdarzył rozumem i wolą.

- Wobec Boga powstają też "konflikty interesów". Kiedy byłem dzieckiem, jeździłem na wakacje na wieś, gdzie w niedzielę modlono się o deszcz. A ja, na przekór wszystkim, po cichu, o słońce. Wprawdzie większość chciała deszczu, ale prośba dziecka...

- Podobnie jest w sytuacji, gdy część rolników potrzebuje słońca do żniw, a część deszczu, bo wysychają buraki. Bóg musiałby chyba stworzyć jakąś "podlewającą szachownicę". Im bardziej człowiek chce sobie podporządkować Boga, tym bardziej Bóg przez wielkie "B", staje się bogiem przez małe "b". To tak jak z góralem, który opowiadał, że gdyby był Bogiem, nie siedziałby ciągle w niebie, lecz stworzyłby sobie boskie gospodarstwo, a piorun by mu plony do stodoły zwoził.

- Ostatnio słyszeliśmy o Mszy św. w intencji deszczu zamówionej przez PiS, co wywołało zdumienie nawet odczytującego program Sejmu. Niektóre media przywoływały po tym modlitwy innych religii, np. śpiewy szamanów. Jak taką Mszę obronić przed racjonalistą?

- Gdy chodzi o "pobożność telewizyjną" eksponowaną przez partię polityczną, pod dużym znakiem zapytania staje autentyczność takiej intencji.

- Tyle że została ona ogłoszona w chwili, która zwykle kamer nie interesuje...

- ...ale wciąż na forum Sejmu, a potem pokazana w TV. Deszcz jest dziś na pewno ogromnym dobrem, chociażby ze względów ekonomicznych - rosną ceny warzyw i owoców.

Dwa nurty

- Kiedyś odbywały się tzw. Dni Krzyżowe, modlitwy z pokutą. Dziś ludzie, w szczególności mieszkańcy miast, nie rozumieją już podobnych modlitw. Czy nasza pobożność aż tak się zmieniła?

- Gdyby do dziś większość ludzi żyła z roli, a ich wpływ na wysokość urodzajów byłby taki jak przed wiekami, inaczej ocenialiby walor takich modłów. Dziś mnóstwo fachowców strzeże życia, zdrowia, mienia innych ludzi. Kiedyś obrońców była garstka i niewiele potrafili. Nasi przodkowie szukali więc obrzędów, formuł i niebiańskich opiekunów, by zapewnić sobie bezpieczeństwo.

Boga uważano za tego, który rychło karze i nagradza, potrzebne więc było wstawiennictwo świętych - bardziej swojskich, pochodzących wszak "z ludu". Stąd przypisywano im patronaty. Istniało bardzo szerokie pogranicze myślenia religijnego i magicznego. Z drugiej strony, Dni Krzyżowe były czasem intensywnych i wspólnych modłów, które integrowały i wzmacniały lud, miały więc znaczenie psychospołeczne, obok tego najważniejszego, religijnego.

Dziś rzadko oczekujemy cudów. I raczej dobrze, gdyż oznacza to, że umiemy oddzielać to, co w religii istotne, od tego, co było jej funkcją zastępczą. Ludzie podchodzili do wiary w sposób kontraktowy: w Starym Testamencie błogosławieństwo jest pomyślnością, a nieszczęście - karą. Krzysztof Opaliński już w XVII w. polemizował z taką "ryzykowną pobożnością", pisząc do braci Sarmatów: "Dajmy Mu [Bogu] cześć i chwałę, a prośmy nie o to, / O co więc ludzie proszą. Nie o złoto, śrebro, / Pieniądze i dostatki, nie o majętności. / Ale prośmy o czyste sumnienie, o święte / Obyczaje, które by według niego były (...) / Drudzy zaś usty proszą, nie sercem, a drudzy / O niebo żebrzą, wszystkich czartów w sercu nosząc...".

- A więc nurt magiczny w religii nie jest "staroświecki" względem nurtu duchowego, lecz istniały one zawsze obok siebie?

- Tak jest. Źródłem silnych refleksji byli np. jezuici, którzy nie bali się krytykować swoich sarmackich chlebodawców. W dawnych czasach obok liturgii podstawowej istniała wielka sfera sacrum: rzeczy poświęcane, jak woda święcona, wosk czy wielkosobotnie palmy używane były do celów bynajmniej w rytuale nieprzewidzianych.

- Jak ksiądz i historyk Kościoła ocenia politykę inkulturacji? Czy zamienianie w średniowieczu bóstw pomniejszych na świętych, talizmanów na przedmioty poświecone, a świąt solarnych na liturgiczne, wyszło Kościołowi na dobre czy namnożyło problemów?

- Za ówczesne przyspieszenie chrystianizacji płaciło się cenę przez setki lat. Dobrym przykładem jest Ameryka Południowa, gdzie bardzo silny jest synkretyzm. Trudno jednak winić ludzi tamtych epok o to, czego nie mogli przewidzieć. W I-III w. chrześcijaństwo przyjmowali ci, którzy tego pragnęli, świadomi jego celów, wymagań i ryzyka epoki prześladowań. Świat średniowieczny nie jest już obywatelski, grecko-rzymski. Składa się z ludów, na czele których stoją władcy mający walory sakralne. W takim świecie książę decyduje, że wszyscy muszą się ochrzcić. Modlitwa władcy, np. o deszcz, pomyślność, zwycięstwo, jest modlitwą oficjalną...

- Czy są intencje, o które nie wypada się modlić? Nieracjonalne?

- Modlić się można o wszystko, co dobre. Ksiądz może mieć mieszane uczucia, kiedy słyszy intencję np. o pomyślność w sprawie sądowej. "Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie...".

Są jednak modlitwy, wobec których myśli się, że taka a nie inna forma zwiększy ich skuteczność. Wtedy mamy do czynienia z myśleniem magicznym. W czasach frankońskich formułowano modlitwy wymierzone we wrogów. Taki był Kościół, jacy byli ludzie. Większość duchownych wywodziła się wówczas ze społeczeństwa analfabetycznego. Część dostojników kościelnych zaś nominowana była z klucza politycznego, którą to zasadę tylko częściowo zmienił przełom gregoriański. Biskup znał łacinę i prawo, lecz pasterzem był miernym.

- Modlitwa wstawiennicza wiąże się nie jest tylko z kulturą agrarną, ale też z wielką polityką. Krzyżacy i wojska Jagiełły modlili się pod Grunwaldem do tego samego Boga.

- Podobnie było podczas obu wojen światowych. Szczytem był napis "Gott mit uns" na klamrach pasów Wehrmachtu - tyle że Hitler miał własne wyobrażenie Boga i Opatrzności, wywodzące się z pogaństwa.

Gra z Bogiem

Krzyżacy zaś, o których Jan Długosz pisał "łotry krzyżem znaczone", byli sprawcami wielkiego skandalu: formalnym właścicielem ich państwa obwołali Matkę Boską i głosili, że kto obraża ich, obraża także Ją.

- To "polityzacja" religii. Gdzie jest granica, za którą polityk nie jest już pobożny, lecz zaczyna polityzować wiarę?

- Bliżej pobożności jest wtedy, kiedy modli się samotnie, jak najdalej od mediów czy wyborców. Kiedy w kościele jest kamera, istnieje ryzyko polityzacji, "grania Panem Bogiem". Jak dziecko, któremu rodzice karzą się modlić, a ono robi to tylko, kiedy widzą. To już public relations. Komu świadczenie o swej wierze myli się z działaniem na pokaz, powinien się wczytać w Ewangelię. A pobożność, nawet szczera, kompetencji nie zastąpi.

Są granice, które można dostrzec tylko od wewnątrz, poprzez sumienie. Najważniejsze, kim się jest, a nie za kogo się uchodzi. Występowanie na scenie publicznej kusi, by tę zasadę odwrócić.

- Czy można by usprawiedliwić modlitwę: "Panie Boże, kiedyś byłem świnią, ale pojednałem się z Tobą, przeprosiłem moich bliźnich. Spraw, żeby nie znaleziono mojej teczki"?

- Oczywiście, jeśli modlący byłby szczery wobec siebie. Warunkiem jest spowiedź przed Bogiem, ale nie polegająca na odmówieniu trzy razy "Alleluja". Bo bardzo często zapomina się o piątym warunku dobrej spowiedzi: o zadośćuczynieniu. Działa się na zasadzie "kogo złapią", jak z mandatem drogowym: znajdą teczkę albo nie znajdą.

- W jakim okresie historii Kościoła można znaleźć najwięcej analogii do naszej dzisiejszej religijności? Gdzie szukać wzorców?

- Najwspanialszymi wzorcami są hymny uwielbienia z listów św. Pawła, jednych z najstarszych pism Nowego Testamentu. Najpiękniejsze postawy to te dziękczynne, za wszystko, co zostało stworzone. Pierwszym chrześcijanom przyszło żyć we wrogim otoczeniu, dlatego postawa dziękczynna z tamtych czasów ma szczególną wartość. Wszak wykazywali ją ludzie prześladowani, którzy nie poddawali się nienawiści i potrafili przebaczać. Warto to przypomnieć w dzisiejszym zamęcie lustracyjnym. Nie prowadzi to do fałszywego podziału na "naszych" i "tamtych", gorszych. Owszem, czasem trudno nam przyjąć "skruszonego grzesznika". Mamy opory przed obecnością wśród nas tego, kto zdradzał.

- Jednak chyba rzadko dziś modlimy się, uwielbiając i dziękując. Śpiewamy wprawdzie "Chwała na wysokości Bogu", lecz poniekąd "przymuszani" przez liturgię. Czyżby nasza mentalność utrudniała nam dziękowanie?

- Niemcy mają wiele dziękczynnych pieśni mszalnych. U nas rzadko się je dostrzega, a tkwi w nich wielka siła prostoty. Warto byłoby przypomnieć "Czego chcesz od nas, Panie" Jana Kochanowskiego.

- Czy Ksiądz wyobraża sobie polskiego katolika, który rankiem dziękuje Bogu za kolejny słoneczny dzień?

- Oczywiście. Chociaż intencji dziękczynnych jest mało. Na przykład do Częstochowy zwykle pielgrzymuje się w intencji "o". Jakby w przekonaniu, że jeśli się czegoś w tak ważny sposób "przypilnuje", to zwiększa się szanse spełnienia prośby.

***

- Papież Benedykt XVI modlił się niedawno z całym Kościołem o pokój na Bliskim Wschodzie. Sceptyk zapyta, jak Bóg ma rozstrzygać ludzkie wojny...

- Ale ludźmi zabiegającymi o pokój się posługuje. Ponadto taka modlitwa to wyraz solidarności. Podkreślenie, że "jesteśmy z wami". Rzecz nie w tym, że nagle ustanie szczęk oręża i wróci pokój. Bóg działa środkami pośrednimi, niekoniecznie spektakularnymi. Często nazywanymi przez ludzi przypadkiem.

- Tymczasem można chyba liczyć na dzieci na wakacjach, że odmówią dziękczynną modlitwę za pogodę?

- Taka modlitwa powinna rozpoczynać się od zwykłego "dziękuję" i tym samym się kończyć.

- Z czym Bogu bardziej do twarzy: ze słońcem czy z deszczem?

- Przypomnijmy sobie doświadczenie proroka Eliasza: zobaczył kolejno wichurę, trzęsienie ziemi i ogień. Ale w nich nie było Pana. Pan był w lekkim powiewie.

KS. JAN KRACIK (ur. 1941) jest historykiem Kościoła. Od 1973 r. wykładowca Papieskiego Wydziału Teologicznego (od 1981 r. - PAT). Członek Zespołu "Tygodnika Powszechnego" i autor wielu książek, m.in. "Święty Kościół grzesznych ludzi" (1998), "Trwogi i nadzieje końca wieków" (1999), "Relikwie" (2002).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006