Ducha nie gaśmy

ABP GRZEGORZ RYŚ, metropolita łódzki: Jeśli czujemy, że Pan Bóg milczy, to znaczy, że powinniśmy przemyśleć kilka słów, które powiedział wcześniej.

30.03.2020

Czyta się kilka minut

 / w kościele Mariackim, Kraków, 2014 r. / FOT. GRAŻYNA MAKARA
/ w kościele Mariackim, Kraków, 2014 r. / FOT. GRAŻYNA MAKARA

MACIEJ MÜLLER: 25 marca chrześcijanie modlili się z papieżem o zakończenie epidemii. Zachorowań wciąż przybywa. Modlitwa nie została wysłuchana?

ABP GRZEGORZ RYŚ: Bóg działa w sposób sobie właściwy. Ważne jest to, co stało się dzięki tej modlitwie w każdym, kto w niej uczestniczył: przemiana ku jedności, ku wzajemnej odpowiedzialności i miłości. Do tego zmierza w naszym życiu wiara, żeby człowiek umiał kochać miłością radykalną. Na tym polega działanie Boże.

Dobrze by było, gdyby modlitwa zadziałała też w bardziej praktyczny sposób, np. przyspieszyła badania nad lekarstwem i szczepionką.

O to się także z wiarą modlimy. Ale działania Bożego nie da się zredukować do medycyny. Jezus w Ewangelii uzdrawia przede wszystkim z grzechu. Uzdrowienia z choroby miały być znakiem tego, co czyni On w życiu wewnętrznym ludzi, z którymi się spotyka. Wskrzesił za swojego życia trzy osoby, natomiast wszystkim, którzy żyli, żyją i będą żyć – dał życie wieczne. Nie patrzmy na działanie Pana Boga w sposób uproszczony. Bóg, jakiego znamy w Jezusie Chrystusie, nie usunął w magiczny sposób z naszego życia cierpienia, choroby i śmierci, tylko wszedł w te doświadczenia i w każdym z nich jest z nami. Oczywiście, jest Opatrznością nad światem i ma moc nie tylko „przyspieszyć badania”, ale także powstrzymać epidemię.

Gdzie jest Bóg podczas pandemii?

W chorych. W umierających. W lekarzach. W wolontariuszach. W każdym z nas. W każdym z nas jest miłością.

Tylko że On jest nieskończony, wszechmocny, a my bezradni.

Mogę powiedzieć tyle, co Jezus w Ewangelii: byłem głodny, byłem spragniony, byłem chory, byłem przybyszem, byłem w więzieniu. Byłem na kwarantannie, zamknięty w domu. Tu jest Bóg. Jest też w nas, kiedy przekraczamy własny egoizm i wychodzimy do Niego, obecnego w potrzebujących.

Bóg jest Ojcem. Niech by nas przygarnął, ocalił, skończył ten koszmar. „Panie, ratuj, giniemy!”.

I o ratunek się wszyscy modlimy. Siła w doświadczeniu bierze się wszakże stąd, że nie jestem w nim sam – lecz z Nim!

A może Bóg patrzy, ale nic nie robi?

Kto tak myśli, niech popatrzy na krzyż.

I?

I zobaczy Boga.

Boga, który umarł.

Umarł i zmartwychwstał.

W Łodzi wspólna modlitwa międzywyznaniowa musiała zostać odwołana. Chrześcijanie nie mają jak się spotkać na modlitwę. W jaki sposób realizuje się teraz wspólnota?

Spotkanie nie było możliwe fizycznie, ale tamtego dnia przed południem rozmawialiśmy telefonicznie w gronie „łódzkich” biskupów chrześcijańskich – z bp. Markiem Izdebskim z Kościoła kalwińskiego, z bp. Janem Cieślarem z Kościoła luterańskiego, z prawosławnym biskupem Atanazym. Uzgodniliśmy, że przygotujemy na Wielki Piątek ekumeniczną Drogę Krzyżową z medytacjami przedstawicieli wszystkich wspólnot chrześcijańskich Łodzi, także z Wolnych Kościołów Ewangelicznych.

Ostatni czas łączy się z cierpieniem i ograniczeniami, ale wyzwolił też niesłychaną aktywność po stronie ludzi wierzących. Mój rzecznik prasowy zebrał wszystkie inicjatywy, które zaistniały w naszej diecezji dzięki internetowi, i wyszło mu ponad dwie strony samych adresów. Kiedy w Łodzi pojawiły się pierwsze przypadki zakażeń, prezydent Hanna Zdanowska poprosiła mnie, żeby parafie wsparły MOPS w zidentyfikowaniu ludzi starszych mieszkających samotnie, by dotrzeć do nich z ciepłym posiłkiem. Przy okazji skrzyknęła się w tych parafiach duża grupa wolontariuszy chętnych do pomocy. Zamiast utyskiwać nad tym, czego nie możemy, lepiej rozejrzeć się za tym, co jest możliwe, i w to dobro się zaangażować.

Jak praktykować wiarę w czasach zarazy? Wiemy, że powinniśmy siedzieć w domach, biskupi udzielili dyspensy od osobistego uczestnictwa w Eucharystii. Ale nie zna życia, kto nie próbował oglądać mszy z trójką małych dzieci na kanapie przed telewizorem.

A jeśli ktoś nie ma telewizora ani dostępu do internetu? Czas, jaki przeżywamy, pomaga skupić się na tym, co fundamentalne. Z wielu rzeczy musimy zrezygnować i w końcu dochodzimy do pytania, z czego zrezygnować nie wolno. Co jest zasadnicze. Zasadnicze jest spotkanie z Bogiem, możliwe dzięki modlitwie i otwarciu na Słowo Boże. W Polsce jako chrześcijanie mamy tu trochę do nadrobienia. Wielkim dobrem będzie, jeśli ktoś sięgnie na półkę po Biblię i potraktuje jak żywe Słowo Boga: spróbuje usłyszeć, co Bóg ma mu do powiedzenia na ten moment. Natomiast wszystkie inicjatywy dostępne dzięki internetowi czy mediom są warte uczestnictwa dlatego, żebyśmy byli Kościołem, który się spotyka. Możemy być razem w sposób duchowy, pielęgnując w sobie tęsknotę za realną wspólnotą przeżywaną na liturgii. To, co najistotniejsze, co jest wypełnieniem Prawa i przykazań, ku czemu zmierza nasza pobożność – to odnalezienie się w miłości do Boga i bliźnich. Św. Augustyn pisał, że w porządku ważności miłość do Boga jest pierwsza, ale w porządku wykonania – miłość bliźniego. W związku z tym nie można odmawiać miłości bliźniemu w imię tak czy inaczej projektowanej miłości do Boga.


CZYTAJ WIĘCEJ:


Są ludzie, którzy nawet teraz wzywają do uczestnictwa w mszy, uważają, że to czas na dawanie świadectwa. Co by im Ksiądz powiedział?

Że nie są sami. I że liturgia nie jest prywatnym „prawem” kogokolwiek z nas. Słowo „liturgia” pochodzi od greckich leiton oraz ergon, co znaczy: wspólne dzieło. Liturgia jest wyrazem wspólnego przeżywania, rozumienia, odczuwania. Szukam wspólnoty z każdym, więc nie będę oceniał takich wezwań, nie chcę kogokolwiek oceniać… Ale namawiam i zapraszam do wspólnoty z papieżem, Stolicą Apostolską, również polskimi biskupami. Trudno mi rozumieć liturgię przeżywaną jako „znak sprzeciwu” czy rodzaj manifestacji wobec mało radykalnego czyimś zdaniem Kościoła.

Kiedyś rozmawialiśmy w „Tygodniku” o wierze przez dotyk w kontekście wiary ludowej, kultu relikwii, ale przecież to dotyczy też sedna wiary – komunii z Bogiem.

Tak. W Polsce dostępność Eucharystii jest czymś oczywistym. Kościół jest, msza jest, można iść, można nie iść. W normalnym czasie do kościoła chodzi w niektórych rejonach 1/5 katolików, gdzie indziej 1/7. Dobrze, że teraz rodzą się pytania – szkoda, że w tak dramatycznym kontekście epidemii. Czas kwarantanny wymaga od nas wielkiej cierpliwości, zmagania się z buntem, ale on się kiedyś skończy i ważne, jacy z tego wyjdziemy.

Czytam teraz „Dzienniczek” – o tym, jak na półtora roku przed śmiercią Faustyna leżała przez cztery miesiące w szpitalu zakaźnym na Prądniku. Leżała w izolatce, bez dostępu do liturgii. Wychodząc, stwierdziła, że nie zmarnowała ani jednej chwili z tych czterech miesięcy.

Bo dużo się modliła?

Owszem, modliła się „nieustannie”. Z liturgii korzystała w ograniczonym zakresie, posłuszna lekarzom. Ale np. kiedyś, nie mogąc iść do kaplicy na Gorzkie Żale, odprawiała je sama. Usłyszała jednak dzwonek z sąsiedniej izolatki i poszła pomóc innej pacjentce. Kiedy wróciła do siebie, usłyszała w duszy słowa Pana Jezusa, że okazała Mu tym gestem wiele miłości. To są doświadczenia, które Kościół – kanonizując Faustynę – wskazał jako wzór. I to też jest wiara „przez dotyk”.

Fajnie być mistykiem i słyszeć w głowie głos Chrystusa. Większość z nas ma doświadczenie milczenia Boga.

Jeśli Pan Bóg milczy, to znaczy – jak pisał Benedykt XVI – że powinniśmy przemyśleć kilka słów, które powiedział wcześniej. On nie milczy przez całe nasze życie.

Czeka nas Wielkanoc bez Triduum, bez rezurekcji.

Kościół będzie przecież sprawował liturgię. Mnie też trudno przyjąć, że będę odprawiał Triduum w pustej katedrze, do kamery. Mam nadzieję, że będzie mi towarzyszyło poczucie, że jest ze mną Kościół, któremu Bóg kazał mi przewodzić. To wspólnota zapośredniczona – ale taka jest możliwa na ten moment. Z drugiej strony, Pascha, z której wyrasta nasza Wielkanoc, była przede wszystkim świętem rodzinnym, jej najważniejsza liturgia odbywała się w domu: był to posiłek, podczas którego funkcję kaznodziei pełnił najstarszy mężczyzna w rodzinie. Musiał powiedzieć katechezę wychodząc od pokarmów paschalnych – w taki sposób, żeby nawet najmłodszy w rodzinie wiedział, że to wydarzenie dotyczy jego samego. Także w naszych rodzinach najstarsza osoba może pobłogosławić pokarmy i poprowadzić wspólną modlitwę. W rodzinie doświadczymy tego, co w naszej wierze najistotniejsze. A jeśli wiara nie kształtuje życia rodzinnego, to można pytać, czym jest: tradycją, dekoracją?

Sobór określił liturgię jako szczyt, do którego zmierza działalność kościoła, i jako źródło, z którego wypływa cała jego moc. Czy to działa w momencie, kiedy nie mamy jak uczestniczyć w mszy?

W ostatni Wielki Piątek w swoim życiu Jan Paweł II nie poszedł na Drogę Krzyżową do Koloseum, bo już nie był w stanie. Siedział w bibliotece, trzymał w ręku krzyż i tak przeżywał nabożeństwo. Nie było nic bardziej denerwującego od komentarzy medialnych, że „dzisiaj Jan Paweł II nie uczestniczył w Drodze Krzyżowej”. Liturgia to nie jest kwestia wykonania kilku czynności, tylko postawa człowieka. Jak pisał Jan Paweł II w książce „U podstaw odnowy”, predyspozycja wewnętrzna wyprzedza działanie. Kiedy w człowieku jest postawa liturgiczna, sprawuje liturgię w sposób fizyczny, jeśli może. A jeśli nie może, bo np. choroba zatrzyma go w domu, nie oznacza to, że nie uczestniczy w liturgii, tylko że ją sprawuje w innym wymiarze.

Tylko że Chrystus mówi: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Mowa o pokarmie, którego nie ma jak teraz spożywać.

Jedno zdanie nie jest całym przekazem. Istotą komunii jest komunia duchowa – zjednoczenie z Bogiem. Ono następuje, kiedy człowiek wzbudza w sobie jego głębokie pragnienie. To istota komunii w ogóle – już w XIV-XV wieku teologowie posługiwali się rozróżnieniem, że przyjmować komunię można corporaliter (cieleśnie) albo spiritualiter (duchowo). Ideałem jest połączenie ich obu – żeby komunia sakramentalna była duchową. Podkreślano przy tym, że jest nieporozumieniem przyjmowanie corporaliter w taki sposób, żeby było to tylko zewnętrznym znakiem, praktyką, a nie przemieniało człowieka wewnętrznie. Sytuacja, w której człowiek przyjmuje Jezusa duchowo, nie mając dostępu do komunii sakramentalnej, jest więc lepsza niż odwrotna – kiedy ktoś spożywa i dwa razy dziennie Pana Jezusa, ale nie ma to większego wpływu na jego życie.

Przykazanie wzywa, by przystąpić do komunii przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym. Ten okres trwa do Zesłania Ducha Świętego, więc uspokajam: jeszcze zdążymy przyjąć komunię w wymiarze sakramentalnym.


CZYTAJ TAKŻE: Kościół wobec koronawirusa >>>


Trwa epidemia. Część z nas może jednak nie mieć na to szansy.

Jestem spokojny o to, że księża dotrą z sakramentami do umierających – tego nie obejmują obostrzenia. W szpitalach zakaźnych działają kapelani i przychodzą do pacjentów w kombinezonach ochronnych, z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa. To czas szerokiej posługi indywidualnej Kościoła. Księża są do dyspozycji.

Jesteśmy też odcięci od sakramentu spowiedzi. Czy polscy biskupi zdecydują się na absolucje generalne?

Niewykluczone, ale pamiętajmy, że absolucja generalna zakłada sytuację, kiedy duża liczba ludzi, fizycznie obecna w jakimś miejscu, nie może zostać wyspowiadana normalnie ze względu na poważne zagrożenie. A dzisiaj w mediach pisze się o tym tak, jakby episkopat miał się spotkać na Jasnej Górze i wszystkim udzielić rozgrzeszenia przez internet.

Poza tym kościoły są wciąż otwarte, można iść i się wyspowiadać.

Taka wyprawa to zagrożenie, że zainfekuję siebie i swoją rodzinę.

Księża wiedzą, że mają spowiadać z zachowaniem wszystkich możliwych środków ostrożności. W katedrze łódzkiej każdy odchodzący od konfesjonału sam go dezynfekuje. Teraz jest czas na zwykłą spowiedź. Na myślenie o absolucji generalnej będzie czas, kiedy pojawią się ku temu okoliczności. Każdy biskup ma prawo księżom otworzyć taką możliwość.

„Nie ma księdza, żeby cię wyspowiadał, albo nie możesz wyjść z domu? – mówił papież 20 marca. – Porozmawiaj sam z Panem Bogiem, powiedz Mu: »Panie, popełniłem to i tamto, wybacz mi«. Proś Go o przebaczenie całym sercem, z aktem żalu i obiecaj: »Później się wyspowiadam, ale przebacz mi już teraz«. I od razu powrócisz do łaski Bożej”.

To żadna nowość. Franciszek tylko przypomina to, czego Kościół uczył od zawsze: że w sytuacji niemożności przyjęcia sakramentu człowieka oczyszcza doskonały żal za grzechy.

Czyli skutki duchowe żalu doskonałego i komunii duchowej są takie same, jakbym po prostu poszedł na mszę?

Tak. Z wykrzyknikiem.

Czy znajduje Ksiądz jakieś wskazówki w Biblii? W Księdze Kronik mamy koszmarną opowieść o tym, jak Bóg zesłał zarazę na Izraelitów, bo Dawid ośmielił się ich policzyć.

To opowieść nie o Bogu i zarazie, tylko o tym, że grzech jednego człowieka, zwłaszcza takiego, który odpowiada za innych, może dotknąć całą społeczność. Konsekwencje naszych grzechów spadają na innych ludzi. To jest w tym tekście objawione, i może rzeczywiście warto o tym teraz pomyśleć.

Słowo, które mnie przeprowadza przez obecne doświadczenia, znajduję w Ewangelii św. Mateusza, gdzie Chrystus mówi: jeśli chcesz się modlić, wejdź do swojej izdebki (czy: małego pomieszczenia). Czytamy to w sytuacji, kiedy wszyscy jesteśmy skazani na izolację. I albo przeżyjemy tę samotność jako wyrok wydany przez los, albo wejdziemy w nią w zaufaniu wobec Boga: „nie bój się, Ja tam będę z tobą”. Taka była postawa Jezusa wobec każdego zła, jakie Go w życiu dopadło, z krzyżem włącznie. Nie przechodził przez cierpienia z przekleństwem na ustach, tylko potrafił się w nim odnaleźć po Bożemu. Ojcowie Kościoła i średniowieczni mistycy podkreślali, że nie tylko Jezus, ale też Maryja czy Józef wybierali rzeczy, których my byśmy nie wybrali, np. życie ubogie. Ogołocone. I skupiali się na tym, co ta sytuacja niesie dobrego – i co oni mogli dobrego zrobić. Nie traktowali tego jako dopustu.

Czytam też hymn o ogołoceniu Słowa w 2. rozdziale Listu do Filipian: Chrystus „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”. To był Jezusowy wybór.

A Apokalipsa daje nam prawo, by czytać to, co się dzieje, z punktu widzenia, no właśnie: apokaliptycznego?

To zależy, co kto rozumie pod słowem „apokalipsa”. Prawidłowo znaczy ono tyle, co objawienie albo odsłonięcie drugiego planu: pod zewnętrzną, dramatyczną warstwą kryje się miłość Boga i Jego zwycięstwo nad złem, triumf życia. Ale dzisiaj mało kto używa tego słowa w pierwotnym znaczeniu. Mamy więc wielu proroków ogłaszających, że Pan Bóg karze ludzi za grzechy i zatrzaskuje rozdział Ewangelii zatytułowany „miłosierdzie”.

Takie myślenie to nic nowego. W ikonografii średniowiecznej przedstawiano np. rozgniewanego Boga Ojca, który mimo modlitw Chrystusa i Maryi ciska strzałami zarazy na ludzkie miasta.

Tak, tylko że to nie jest interpretacja chrześcijańska.

Te malowidła są w kościołach.

Tak. Ale to nie jest nauczanie Kościoła. Jeśli chcemy wiedzieć, czego on naprawdę naucza, czytajmy najpierw Biblię, potem to, co ogłasza urząd nauczycielski. Słuchajmy Biblii interpretowanej w Tradycji. To, co jeden czy drugi mówca (uznając się za prywatne „magisterium”) głosi jako orędzie chrześcijańskie w oparciu o swój własny autorytet, nie jest nauczaniem Kościoła.

Warto sięgać do doświadczenia dawnych wieków?

A jakże. Czym jest dzisiejsze pokolenie chrześcijan bez zakorzenienia?

Włoska kronika dżumy z 1630 r. dokumentuje: „obawę budził nie tylko sąsiad, przyjaciel, gość (...) Rzecz to straszliwa i trudna do wypowiedzenia, stół rodzinny, małżeńska łożnica zdawały się zasadzką kryjącą może straszliwą truciznę”. Także dzisiaj obserwujemy kryzys zaufania: bo drugi człowiek jest potencjalnym zagrożeniem.

Przede wszystkim: jeśli wymagam od innych zaufania, to sam muszę dbać o to, żeby na zaufanie zasługiwać. To oznacza, że narzucam sobie pewien rygor. Tyle mogę w tej kwestii zrobić.

Całe społeczności przeżywają napięcie. Stresowi trzeba dać upust. Dawniej podczas epidemii dochodziło do pogromów Żydów, zabijano trędowatych, polowano na czarownice. Takie postawy dziś nam nie grożą?

Myślę, że współczesna psychologia zna takie mechanizmy i potrafi podpowiadać sposoby reagowania. Chrześcijaństwo uwzględnia całą naturę człowieka, także jego emocje. W ujęciu religijnym przeciwieństwem strachu jest pokój, który bierze się w nas z pewności, że Bóg jest przy nas. Tego bym się trzymał.

Żyliśmy chyba w Europie w złudzeniu, że przynajmniej u nas doszło do Fukuyamowskiego końca historii. Teraz zostaliśmy tego pozbawieni, boimy się, że stracimy świat, który znamy. Jak poradzić sobie z myślą, że czeka nas wiele tygodni, a może miesięcy nienormalności – a potem pewnie zmagania z kryzysem?

To pytanie o wartości i ich hierarchię. W ten sposób znajdziemy odpowiedź na pytanie, o co najpierw zadbać podczas porządkowania rzeczywistości po przejściu epidemii.

Jeśli chodzi o nadchodzący kryzys ekonomiczny, mogę tylko powiedzieć, jak to widzę od strony Kościoła. Musimy zadać sobie pytanie, na co chcemy wydawać pieniądze po ustaniu epidemii. I jak wiele ze środków, którymi dysponujemy, powinno być przekazane wprost na potrzeby ludzi doświadczonych biedą. To będzie wyzwanie dla Kościoła i jego aktywności charytatywnej. To znowu dotknięcie tego, co istotne w przekazie Ewangelii. Wielki Post ma nas tego właśnie uczyć. Asceza nie ma sensu dla samej ascezy, tylko dla miłości. Odmawiasz sobie jedzenia i dzięki temu możesz się podzielić. Ufam, że Duch Święty tak nas uwrażliwi w tym czasie, że odnajdziemy właściwe odpowiedzi na podobne pytania.

Pamiętam, jak po 1989 r. pojawiła się wreszcie szansa budowania nowych kościołów. Kard. Franciszek Macharski przestrzegał wtedy, że to nie czas na ekstrawagancje architektoniczne, na stawianie ogromnych, bogatych świątyń. Trzeba budować tak, by nie tracić z oczu biedy, która jest dookoła. Taka postawa będzie nam potrzebna.

Już teraz jest mnóstwo drobnych decyzji etycznych do podjęcia: np. czy walczyć o zwrot za płatne zajęcia dla dzieci, które się nie odbyły, skoro ludzie, którzy je prowadzą, są odcięci od możliwości pracy. Wybrać solidarność wobec nich czy pilnowanie bezpieczeństwa finansowego własnej rodziny?

Benedykt XVI w „Deus caritas est” pisze o dwóch porządkach miłości. Pierwszy to ten, że najpierw trzeba brać pod uwagę potrzeby najbliższej rodziny (żony, dzieci), potem rodziców, sąsiadów i innych.

Ale drugi porządek wynika z hierarchii potrzeb: jeśli mam wydać pieniądze na kolejną zabawkę dla dziecka albo na chleb dla kogoś, kto nie ma na zakupy, to dziecko ustępuje na rzecz obcego człowieka, który od dawna nie jadł.

Na czym polega teraz tożsamość Polaka, Europejczyka, obywatela Ziemi?

Jako biskup mogę powiedzieć tyle, że tożsamością człowieka zadaną mu przez Boga jest miłość i życie wspólne z innymi, a nie izolacja. Pan Jezus mówi, że kto kocha swoje życie, straci je, a kto straci, ten je zachowa. Człowiek się odnajduje w życiu – uczy Sobór – wyłącznie przez bezinteresowny dar z siebie samego. Wszystko inne to pozorowane dążenie do dobra.

Ksiądz ufa władzy?

Teraz jest czas na to, by każdy postępował zgodnie ze swoimi kompetencjami i w jak najlepszych intencjach. To nie jest czas na „realną” politykę. O takiej zresztą ja się nigdy nie wypowiadam.

Konferencje ministra zdrowia mają niemalże terapeutyczny charakter, ale jednocześnie jako dziennikarze widzimy, gdzie on mija się z prawdą i jakie popełniono zaniedbania.

Pewnie od tego są dziennikarze. Ja już swoje powiedziałem.

W zeszłym tygodniu prof. Bogdan de Barbaro powiedział w „Tygodniku”: „Gdybym miał wpływ na media, to bym je zachęcał, by bardziej dbały o tych, którzy cierpią”. Jakie historie powinniśmy sobie teraz opowiadać?

Ja opowiadam to, co jest w Ewangelii, bo jestem za głupi na to, żeby mówić od siebie. Wiem, że od Boga pochodzi Słowo, które może człowieka przeprowadzić przez każdą sytuację. I tego się będę trzymał. ©℗

ABP GRZEGORZ RYŚ (ur. 1964) jest metropolitą łódzkim, wcześniej był biskupem pomocniczym krakowskim i rektorem krakowskiego seminarium. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, autor rubryki „Okruchy Słowa”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2020