Mleczne zęby

Anarchizujący „Babyteeth” udowadnia, że ironia nie musi wykluczać bliskości. A lekki ton w mówieniu o sprawach ważnych nie odbiera im ciężaru właściwego.

03.08.2020

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Babyteeth” / MATERIAłY PRASOWE
Kadr z filmu „Babyteeth” / MATERIAłY PRASOWE

Podczas oglądania tego filmu cisną się na usta różne pożyteczne i nieco już wytarte sformułowania: „trzeba oswoić raka”, „kiedy w domu mieszka choroba, choruje cały dom”, „oto pierwsza miłość, która za chwilę może być ostatnia”… Wszystkie te kwestie odnajdziemy w „Babyteeth”, aczkolwiek wbrew pobieżnej klasyfikacji, że to niby komedia romantyczna skupiona na terminalnej chorobie, mówi się o nich całkiem serio. Dopowiedzmy, że w sensie werbalnym nie mówi się o nich wcale. „To” po prostu jest, tworząc nieusuwalne napięcie.

Australijska debiutantka Shannon Murphy znalazła brawurowy sposób na opowiedzenie choroby, która jest wyrokiem. Tym bardziej bezlitosnym, że dotyczy nastolatki. Tytuł filmu oznacza po prostu mleczaki – ów symbol dziecięctwa, który w rzadkich przypadkach pozostaje z nami na dłużej, uniemożliwiając wyrośnięcie stałych zębów. Milla, bohaterka „Babyteeth”, jeszcze nie pożegnała się na dobre z Wróżką Zębuszką, a już musi żegnać się z tym światem.

Nikt tu nie rozdziera szat. W wygodnym domu wziętego psychiatry (Ben Mendelsohn) i sfrustrowanej byłej pianistki (Essie Davis) robi się wszystko, by było tak jak kiedyś. Otoczona miłością dziewczyna chodzi więc do prestiżowej szkoły, ćwiczy grę na skrzypcach i żyje po swojemu. Zwłaszcza wtedy, gdy przyprowadza do domu Mosesa – drobnego dilera narkotyków, w którym zakochuje się z wzajemnością. To ostatnie należałoby podać w wątpliwość, albowiem klasyczny bad boy może mieć w tym zakochaniu swój prywatny, brudny interes.

Młoda reżyserka lubi przyrządzać sentymentalne sosy, ale co chwila podkręca gaz i doprowadza do ich zwarzenia się. „Babyteeth” to wszak film o rozpaczy – wypieranej, znieczulanej antydepresantami lub, dla odmiany, przystrajanej w coraz bardziej kolorowe peruki. Dopiero „dziki” Moses (gra go świetny Toby Wallace) wnosi do „kulturalnego” domu bohaterki niekontrolowaną energię, która wydobywa z dorosłych domowników fałsze i niezręczności. A chorej dziewczynie pozwala doświadczać cierpienia chociaż trochę na jej własnych warunkach.

Prawie każdy z bohaterów dźwiga tutaj osobistą „walizkę rozpaczy”, napakowaną własnymi niespełnieniami i świeżo nabytą bezsilnością. Chcąc ocalić tzw. normalność, rodzice Milli chwytają się różnych środków: prowadzą ze sobą dziwne erotyczne gry, łamią reguły poprawnego rodzicielstwa, sięgają po terapeutyczne kłamstwa. I tylko kamera wie, co dzieje się z nimi, kiedy znajdą się gdzieś poza domem, sam na sam ze sobą bądź w innych konstelacjach międzyludzkich.

Równocześnie raz po raz zostajemy wybici z trybów typowej opowieści o dorastaniu. Zaliczyć ten film do gatunku kina młodzieżowego byłoby poważnym niedoszacowaniem. Są tu, owszem, rozmaite hipsterskie klimaciki, czy to na ścieżce dźwiękowej, czy w sposobie filmowania, nie mają jednakże charakteru jałowych ozdobników. Scenariusz Rity Kalnejais, stworzony na podstawie jej sztuki scenicznej, konstruowany był z użyciem kruchego tworzywa, ale reżyserka stąpa po nim pewną stopą. I nawet jeśli czasem coś tam ryzykownie zatrzeszczy, Murphy potrafi świetnie żonglować zmieniającymi się nastrojami.

Wie, kiedy ma nas zaboleć, i wie, kiedy można błaznować. I dlaczegóżby nie robić tego w tym samym czasie? Na dodatek Eliza Scanlen, znana z „Małych kobietek” Grety Gerwig i z serialu „Ostre przedmioty”, fenomenalnie oddaje zaplątany w sprzecznościach bunt chorej Milli. Uosabia instynkt życia pomieszany z instynktem śmierci, jakiś desperacki pęd, by wypluć z siebie ostatniego mleczaka. Żeby tylko zdążyć przed końcem.

Historia w „Babyteeth” podzielona została na krótkie, opatrzone tytułami rozdziały typu: „Milla poznaje Mosesa”, „Chemioterapia”, „Bezsenność”. Ta niby książkowa, rozbita i zarazem banalizująca struktura od razu ustawia nas trochę z boku – i wobec choroby, i wobec przedstawionej na ekranie historii miłosnej, nie wspominając o groteskowych chwilami perypetiach rodziców bohaterki. W jednej ze scen ojciec Milli pomaga ciężarnej sąsiadce wkręcić żarówkę, co kończy się niemal slapstickowym zwarciem elektrycznym. Prawie każdy epizod filmu rozgrywa się niejako pod napięciem i kończy albo podobnym wyładowaniem, albo nagłym urwaniem puenty.

Co najciekawsze, twórczynie filmu o raku bez raka konsekwentnie budują dystans, który ma służyć nawiązaniu bliskiego kontaktu z emocjami widza. Bo ironia wcale nie musi wykluczać bliskości, tak jak lekki ton w mówieniu o sprawach ważnych nie odbiera im ciężaru właściwego. I ten paradoks udaje się w filmie zmieścić. A scena seksualnej inicjacji zalicza się do jednej z najniezwyklejszych tego rodzaju we współczesnym kinie.

Warto przypomnieć, że w polskiej kinematografii mieliśmy już podobny tytuł – „Chemię” Bartosza Prokopowicza z 2015 r., inspirowany losami jego żony Magdy, założycielki fundacji Rak’n’Roll. Koncepcja była podobna: opowiedzieć raka inaczej, bez demonizowania go, wręcz rockandrollowo, choć film australijski zdecydowanie bardziej trzyma się ziemi, mocniej zawierza psychologii i z umiarem serwuje nam formalne fajerwerki. Łączy je z pewnością to, że opowieść o chorobie nie jest w nich li tylko ckliwym odliczaniem, a w przypadku „Babyteeth” zagarnia jeszcze inne obszary, włączając kolejnych bohaterów i ich tragikomiczne dramaty. Wokół choroby Milli, jakkolwiek utopijnie to brzmi, wytwarza się bowiem cała, bardzo nieoczywista wspólnota – i jest to bodaj jedyna recepta na szczęśliwą śmierć, jakiej dostarcza nam ten dziwaczny, anarchizujący film. ©

BABYTEETH – reż. Shannon Murphy. Prod. Australia 2019. Dystryb. Best Film. W kinach od 7 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2020