Mistrzowie wkręcania

Duet amerykańskich aktywistów znowu kompromituje możnych tego świata. Tematem ich nowego filmu jest globalne ocieplenie.

29.06.2015

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Yes-Meni idą na rewolucję” / Fot. Nate Igor Smith / AGAINST GRAVITY
Kadr z filmu „Yes-Meni idą na rewolucję” / Fot. Nate Igor Smith / AGAINST GRAVITY

My służbowo”. „Jak to służbowo?”. „Na statek!”. Jak pamiętamy, w taki właśnie sposób dwóch cwaniaczków z filmu „Rejs” bezczelnie wprosiło się na pokład. W podobny sposób, choć bardziej spektakularnie i w celu znacznie bardziej szlachetnym, działają dziś amerykańscy Yes-Meni, czyli duet aktywistów, który zjawia się na ważnych imprezach w przebraniu możnych tego świata. Zdarza się, że organizują własne konferencje, podszywając się pod znane instytucje czy marki. Zapraszają wówczas reporterów, zarówno tych autentycznych, jak i podstawionych, a do tego sami skrupulatnie rejestrują swoją działalność, by opowiadać o niej w filmach dokumentalnych. Przed nami już trzeci tytuł z tej serii.

Andy Bichlbaum (właściwie Jacques Servin) i Mike Bonanno (czyli Igor Vamos) od kilkunastu lat kompromitują działania polityków i biznesmenów, próbując zwrócić uwagę na najbardziej palące kwestie związane z ekologią, nierównościami społecznymi czy nadużyciami rządzących. „Przytakiwacze” (bo tak należałoby dosłownie przetłumaczyć ironiczną nazwę całego ruchu reprezentowanego przez happenerów) wykorzystują starą metodę „wkręcania” uczestników zdarzeń. Jako akademicy zajmujący się na co dzień sztuką i mediami doskonale wiedzą, jak funkcjonuje współczesne społeczeństwo spektaklu. Ich akcje pomyślane są tak, by znaleźć natychmiastowy oddźwięk w telewizji czy internecie. Dopiero gorący news w CNN czy filmik na YouTube nadaje wydarzeniu prawdziwej mocy.

Tym razem walka z wiatrakami oznacza tak naprawdę walkę o... wiatraki. Aktywiści mierzą się bowiem z globalnym ociepleniem, spowodowanym nadmierną eksploatacją kopalnych źródeł energii. Na przykładzie bogatej Kanady i biednej Ugandy pokazują jeden z najokrutniejszych paradoksów naszych czasów: choć sprawcami drastycznych zmian klimatu są dzisiaj najzamożniejsze kraje i koncerny, to właśnie najubożsi płacą za to najwyższą cenę. Zamiast organizować kolejną demonstrację, o której świat za chwilę zapomni, Yes-Meni raz jeszcze wskakują w swoje garnitury z ciucholandu i ruszają na wojnę. Infiltrują amerykańską Izbę Gospodarczą i szczyt klimatyczny w Kopenhadze. Zwołują łże-konferencję firmy Shell, by na oczach kamer zademonstrować szkodliwe działanie platformy wiertniczej na Arktyce. Po skoligaceniu się holenderskiego potentata naftowego z Gazpromem urządzają happening, w którym rosyjski koncern przysyła partnerom prezent w postaci białego niedźwiedzia.

Bezkarne dotychczas wyczyny Yes-Menów – raz mniej, raz bardziej pomysłowe, wykonane lepiej lub gorzej – raczej nie przynoszą wymiernych rezultatów, powodują jednak stopniową zmianę świadomości. Utopijna sytuacja, w której USA uroczyście rezygnują z wykorzystywania złóż nieodnawialnych, stawiają na alternatywne źródła energii, a zarząd nad nimi przekazują Indianom w ramach rekompensaty za ludobójstwo, wygląda jak wyjęta z kabaretu Monty Pythona. Kiedy jednak oglądamy Yes-Menów w cywilu: gdy aktywnie wspierają Arabską Wiosnę i ruchy spod znaku Occupy czy pomagają ofiarom huraganu Sandy, widzimy w nich część większej siły. Nawet rewolucja w energetyce staje się realną możliwością.

Jakże łatwo być brawurowym idealistą, wiodąc życie bez zobowiązań czy realnych zagrożeń. Pośrednio także o tym opowiada amerykański dokument. Yes-Meni, wkroczywszy w wiek męski, zaczynają cenić sobie stabilizację: Mike właśnie po raz trzeci został ojcem, a Andy, zdeklarowany gej, chciałby wreszcie stworzyć trwały związek. Coraz częściej dochodzi między nimi do nieporozumień, pojawiają się chwile zwątpienia, a nawet zazdrości.

Zza pseudonimów i przebrań wyłaniają się osobiste historie Yes-Menów. Opowiadają nam o swoim dzieciństwie, otwierają drzwi rodzinnych domów. Kiedy dowiadujemy się, że obaj są dziećmi ocalałych z Holokaustu, zaczynamy dostrzegać w ich działaniach coś więcej niż społecznikowskie ADHD. I choć również jako filmowcy Yes-Meni uciekają się czasem do drobnych mistyfikacji, chce się wierzyć, że nawet gdy nas „wkręcają”, robią to w dobrej sprawie. ©


YES-MENI IDĄ NA REWOLUCJĘ – reż. Andy Bichlbaum, Mike Bonanno, Laura Nix. USA 2014. W kinach od 3 lipca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2015