Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Znajome słowa: saudade (Ireneusz Kania tłumaczy to jako roztęsknienie), triste i tristeza, a także fado (los, bardziej fatum). Pierwszy utwór nazywa się “Presságios de Alfama" i dobrze, bo w zaułkach lizbońskiej dzielnicy rodziła się ta muzyka. Opowieść o “vencidos da vida", “pokonanych przez życie". O straconej miłości, rozpaczy, że aż chce się krzyczeć, może śmierci (“gdyby mnie nie było, wszystko stałoby się łatwe"). “Meu amor, meu amor / foste-me sonho e păo". “Kochanie, miłości moja, byłaś mi snem i chlebem...". Głos wznosi się do krzyku i opada zrezygnowany, przechodzi w szept. Tęsknię, ale ona nie przyjdzie, “ah năo". Śpiewak fado, fadista to ktoś pogodzony z losem. Jednak nie: głos znów się podnosi, w bolesnej nadziei. Jak w życiu. “Wiesz, gdzie mnie znaleźć". Czy znajdzie? Nie bardzo rozumiem słowa, a przecież rozumiem wszystko. Podobno większość tekstów fado to straszliwe kicze: “wypłaczę morze, nim zapomnę...". Z nią chyba jest inaczej, skoro śpiewa teksty Pessoi. Zresztą czy ważne są słowa, skoro uczucie jest prawdziwe?
Dla porządku: ona, urodzona w Porto córka Portugalczyka i Katalonki, jedna z najbardziej dziś cenionych wykonawczyń fado, znana także z koncertów w Polsce. On, którego kompozycje wypełniły jej siódmą płytę, 79-letni Carlos Paredes, legenda portugalskiej gitary (fani jazzu pamiętają jego “Dialogi" z Charliem Hadenem, a miłośnicy muzyki współczesnej nagrania Kronos Quartet). W podejściu do fado nieortodoksyjni (czy w XXI wieku ortodoksja w muzyce jest w ogóle możliwa?). Ale na pewno prawdziwsi niż słynny z filmu Wendersa zespół Madredeus, ostatnio przerabiający swoje utwory na muzykę elektroniczną. Coraz mniej takich płyt.