Fado, blizny, łza

Fado jest we mnie zawsze, cokolwiek bym śpiewała. Ale mam ochotę robić też inne rzeczy. Jestem córką Katalonki, moja babcia była tancerką o frywolnej sławie, śpiewała piosenki do połowy rozebrana. Ja jestem tym wszystkim. Jestem osobą, która pochłania świat jak gąbka. Noc w Krakowie i przeżycia stąd dołączę do mojej książki, bo właśnie piszę teraz książkę do kolejnej płyty.
 /
/

BOGUSŁAW DEPTUŁA: - Jak poprawnie wymawiać Pani imię?

MíSIA: - Ja po portugalsku wymawiam “Mizja", w Hiszpanii mówią “Misja", w Japonii - “Misia". Niech każdy mówi, jak chce.

- To imię pochodzi od Misi Godebskiej-Sert, Polki, w której paryskim salonie spotykał się świat artystyczny przełomu XIX i XX wieku. Jak Pani na nią trafiła?

- Czytałam wiele biografii kobiet żyjących na początku XX wieku, wśród nich biografię Godebskiej-Sert. Bardzo mi się spodobało jej życie, ale nie z tego powodu przybrałam jej imię. To imię krótkie i melodyjne, a ja miałam powód, żeby zmienić swoje. Moja matka jest Katalonką i na chrzcie dano mi Susana. Gdybym zachowała nazwisko po matce, byłabym śpiewaczką fado z imieniem i nazwiskiem hiszpańskim. Musiałam poszukać nowego imienia scenicznego.

- Czym dla Pani jest fado?

- To sposób na zdrowie, terapia. To także przyjemność fizyczna i przyjemność dla duszy. Fado wiąże mnie z moim krajem, ale jest też językiem uniwersalnym. Gdybym nie mogła komunikować się z ludźmi z innego krańca świata śpiewając, nie zajmowałabym się fado, zajmowałabym się czymś innym, być może fotografią.

---ramka 352980|prawo|1---- Które fado jest prawdziwe? Fado profesjonalistów czy fado śpiewaków z małych lizbońskich knajp?

- Każde jest prawdziwe. Kiedy po raz pierwszy miałam wystąpić w paryskiej Olympii, w hotelu przed koncertem myślałam: - O Boże, jak śpiewać na tak dużej scenie, czy ja sobie poradzę? I siedząc w paryskim pokoju hotelowym usłyszałam sprzątaczkę, Portugalkę, która śpiewała fado, bez muzyków, bez niczego. Powiedziałam: ależ to jest to! Miejsce dla fado jest w sercu.

- Śpiewa Pani też fado z Coimbry...

- To fado mężczyzn, kobieta nie powinna go śpiewać, ale Amalia Rodrigues już je zaśpiewała i ja robię to samo. Amalia była innowatorką, zawsze miała problemy z purystami i ortodoksami fado.

- A czym jest fado lizbońskiej ulicy?

- To fado-vadio (włóczęga), fado-łobuz, fado-kloszard. Są oczywiście miejsca, gdzie śpiewa się dla turystów, tango też tak funkcjonuje. Ale są też sytuacje cudowne: restauracje, gdzie śpiewają ludzie, którzy nie są profesjonalistami. Możemy zobaczyć 8-letnie dziecko, które wstaje i śpiewa fado, i osobę 80-letnią, która robi to samo. Fado trzeba śpiewać z uczuciem, to najważniejsze. Fado nie ma głosu Marii Dziewicy, to jest głos Marii Magdaleny.

Dużo zrobiłam, by zmienić mój głos. Osiem lat temu poddałam się nawet operacji. Miałam cienki, przezroczysty głos - a to było nie do przyjęcia w fado.

- Czy fado to dobra szkoła śpiewania?

- Śpiewając fado robimy rzeczy fatalne dla gardła. Dym, śpiewanie bez mikrofonu robią swoje. Wczoraj piłam wódkę i porządnie spaliłam sobie struny głosowe. Wow! Ale trzeba żyć pełnią życia, inaczej co włożymy do naszego śpiewu?

- A czy może być fadistą ktoś, kto nie urodził się Portugalczykiem?

- Są śpiewacy i śpiewaczki fado, którzy urodzili się w koloniach, w Mozambiku, w Angoli. Ważne jednak, by żyć tutaj od dzieciństwa; pewnych rzeczy, jak pamięć emocjonalna, pamięć słuchowa, rytm, nie można się nauczyć, są zakorzenione w nas. Gdy śpiewam bolera, tanga i fado, głos za każdym razem wydobywa się z innych rejonów ciała. Rzecz jasna, przechodzi przez struny głosowe, ale bolero jest śpiewane skórą, jest bardziej zmysłowe, tango bardziej rytmiczne, ceremonialne, a fado płynie prosto z ciała, tkwi głęboko wewnątrz.

- Czy chciałaby Pani zaśpiewać w filmie Almodóvara?

- O tak! Zresztą moja ostatnia płyta “Drama Box" jest bardzo almodóvarowska i całe moje życie jest bardzo ŕ la Almodóvar. Któregoś dnia śpiewałam w Madrycie i on przyszedł na mój koncert! Powiedział: “Gdzie była ta kobieta, kto ją ukrył przede mną?". Jego filmy to sytuacje graniczne, to sztuczność, ale bardzo głęboka. Jestem bardzo sztuczna i przez to też naturalna. Almodóvar forever!

- Pani nowa płyta proponuje muzykę paniberyjską, łączy kraje mówiące po portugalsku, hiszpańsku, katalońsku.

- Przy tej płycie czułam się tak, jakbym tworzyła kabaret Europy Południowej, bo kabaret Europy Północnej znamy już od dawna. Na koncertach jest cała scenografia, wszystko, co oddaje nastrój hotelowego pokoju, nawet muzycy wyglądają jak klienci hotelowi.

Fado jest we mnie zawsze, cokolwiek bym śpiewała. Ale mam ochotę robić też inne rzeczy. Jestem córką Katalonki, moja babcia była tancerką o frywolnej sławie, śpiewała piosenki do połowy rozebrana. Ja jestem tym wszystkim. Jestem osobą, która pochłania świat jak gąbka. Noc w Krakowie i przeżycia stąd dołączę do mojej książki, bo właśnie piszę teraz książkę do kolejnej płyty.

- A czy Pani poszukiwania nie wzbudzają wątpliwości czy niechęci?

- To inni mają problemy z różnorodnością, nie ja. Ludzie, którzy mnie lubią, doskonale wiedzą, dlaczego. Wartością dla mnie jest bycie sobą prawdziwie. Nawet jeśli moja prawda nie jest prawdą naturalną dla kogoś w sweterku i bez makijażu - ja mam zawsze makijaż. Nie chcę szukać normalności, która nie jest moja. Moje wybory artystyczne, estetyczne i etyczne sprawiają, że nie jestem artystką popularną, która sprzedaje platynowe płyty. I właśnie tego chcę. Kiedy zaczynałam śpiewać fado w Portugalii, nie było ani publiczności, ani przestrzeni dla tego, co robiłam. To najpiękniejsza rzecz na świecie, gdy artysta sam sobie kreuje publiczność. Nie byłam odpowiedzią na potrzeby producentów płyt czy też mody.

- Skąd tytuł nowej płyty?

- Byłam w Singapurze, przechadzałam się z moimi muzykami po dzielnicy chińskiej i zobaczyłam malusieńki teatr, który miał tylko dwie salki; nazywał się “Dramabox". Powiedziałam: “Co za cudowna nazwa dla mojej nowej płyty!". A box to jest też pokój hotelowy, to także scena.

- Skąd repertuar na najnowszą płytę?

- Tango śpiewałam już w Olympii. Bardzo je lubię. Wybrałam piosenki niezbyt szeroko znane.

- A skąd pomysł z aktorkami recytującymi wiersz?

- To płyta bardzo teatralna, poprosiłam więc poetę: napisz wiersz dla kobiety, która siedzi w pokoju hotelowym i przeżywa sytuację graniczną. Pomyślałam, że są potrzebne nie tylko słowa śpiewane, ale też słowa mówione, by były mocniejsze... Głos jest jak osoba, dramatyzm rośnie.

- A ten wiersz...

- Napisał go Vasco Graça Moura, jak większość tekstów na płycie. “Ognie bengalskie" kręcą się w kółko i spalają się do końca, jak kochankowie w hotelowym pokoju.

- Poeci są w Portugalii bardzo ważni. Pani kontynuuje tę tradycję.

- Nie skończyłam żadnego uniwersytetu, jestem ciekawa życia, słów, wina, wszystkiego. Ale czasami ortodoksi fado mówili, że jestem zbyt ceremonialna; to tak, jakby serce nie mogło myśleć i myśli nie mogły czuć. Amalia Rodrigues już śpiewała wielkich poetów, śpiewała nawet Pessoę. Ale ja jestem pierwszą osobą, która nagrała płytę konceptualną. Fado tradycyjne - i poezja, poeci.

- Czuje się pani Portugalką?

- Jestem córką katalońskiej matki i portugalskiego ojca, ale czuję się prawdziwą Portugalką. Urodziłam się w Porto. Porto jest moim scenariuszem wewnętrznym. Teraz żyję w Lizbonie i dobrze mi tam.

- A gdzie Pani mieszka w Lizbonie?

- Kupiłam dom na ulicy Santa Caterina. Cudowny dom, no i nie widzę Tagu - na szczęście. Nie potrafiłabym mieszkać z widokiem na wodę, bo to rodzi pytania. Myślimy wtedy: dlaczego jesteśmy tutaj? Kim jesteśmy? Więc nie! Mam za to drzewa. Dom jest bardzo stary i ma grube ściany z kamienia, rozmawiając przez telefon muszę podchodzić do okna. Stałam kiedyś w oknie z moją komórką i zobaczyłam małą dziurkę w drzewie, a w niej dwie główki, dwa ptaszki. To jest mimo wszystko bardziej interesujące niż rzeka czy morze. Lubię morze, ale mam je w sobie.

- Gdybyśmy mieli stworzyć mały słownik fado, pięć słów, co by Pani zaproponowała?

- Przeznaczenie, życie, śmierć, nieobecność... ile jest?

- Cztery.

- OK, niech ludzie będą bardzo szczęśliwi - miłość!

- Ja wybrałem takie słowa z Pani piosenek: tęsknota, czyli nieprzetłumaczalne saudade, łza, poranek, księżyc, dom.

- Wczoraj na koncercie mówiłam trochę po polsku: blizny, łza...

Współpraca: Karolina Żołek

Fado - po portugalsku: los, przeznaczenie, ale też gatunek tradycyjnego śpiewu. Fado lizbońskie - żywiołowe, plebejskie, najczęściej wykonywane w lokalach, towarzyszy jedzeniu i piciu, przerywanemu zwyczajowo, gdy zaczyna się śpiew. Fado z Coimbry wykonywane jest tylko przez mężczyzn, najczęściej studentów, bo Coimbra to słynne miasto uniwersyteckie; ma charakter miłosnego wyznania, jest zarazem chłodniejsze i bardziej intelektualne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2005