Minister Gliński, dysponent prestiżu

Minister Piotr Gliński pragnie wpływać na hierarchie artystyczne, chociaż rzeczywistość już nieraz brutalnie weryfikowała jego kompetencje.

13.06.2022

Czyta się kilka minut

Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego (z prawej), i Andrzej Szczerski, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, na wystawie „Przedmioty. Galeria Designu Polskiego XX i XXI wieku” w Kamienicy Szołayskich, Kraków, 18 grudnia 2021 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego (z prawej), i Andrzej Szczerski, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, na wystawie „Przedmioty. Galeria Designu Polskiego XX i XXI wieku” w Kamienicy Szołayskich, Kraków, 18 grudnia 2021 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Ostatnia decyzja o nagłym odwołaniu Jarosława Suchana z funkcji p.o. dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi i powołanie na jego miejsce Andrzeja Biernackiego wywołała sprzeciw wielu środowisk. Bardziej niż uzasadnione są bowiem obawy o przyszłość instytucji, która stała się jednym z najważniejszych muzeów poświęconych sztuce nowoczesnej nie tylko w naszej części Europy. Przypadki instytucji kultury wcześniej obsadzonych przez obóz rządzący – od Teatrów Polskiego we Wrocławiu i Starego w Krakowie, poprzez Instytut Adama Mickiewicza i Filmotekę Narodową, po Muzea II Wojny Światowej w Gdańsku, Śląskie w Katowicach czy Narodowe w Warszawie – pokazują, że następstwem złych decyzji personalnych jest ich marginalizacja, stagnacja i w złym rozumieniu prowincjonalizacja, ale czasami też instytucjonalna zapaść.

W maju tego roku Muzeum Narodowe w Warszawie rozpoczęło obchody 160-lecia. Przed kilkoma dniami ogłoszono też wyniki konkursu na budowę nowego skrzydła – wygrała wrocławska pracownia P2PA. Muzeum, o co zabiegali kolejni jego dyrektorzy, zyska dodatkową przestrzeń. W najbliższych latach ma także powiększyć się o część budynku od lat zajmowaną przez Muzeum Wojska Polskiego. Wreszcie jest szansa, by mogło w pełni pokazywać swoje zbiory, a przede wszystkim pełnić funkcję, do której zostało powołane.


Zobacz także: To minister kultury, który niena­widzi kultury – słychać w filmie wyprodukowanym przez... rzeczone ministerstwo kultury. Niestety nie nasze, choć przecież owo stwierdzenie wydaje się tak bardzo o nas >>>>


Jednocześnie warszawskie Muzeum Narodowe jest najlepszym przykładem, jak trudno przywrócić dobre funkcjonowanie instytucji, którą nominat ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego w bardzo krótkim czasie doprowadził na skraj przepaści.

Tonące Muzeum

Agnieszka Morawińska została dyrektorem Muzeum Narodowego w 2010 r. W ciągu ośmiu lat zdołała dokonać radykalnej zmiany: nie tylko odnowiła gmach główny, ale zasadniczo zmieniła galerie stałe i zorganizowała szereg istotnych wystaw czasowych. Można powiedzieć: wprowadziła Muzeum Narodowe w XXI wiek. Jednak w 2018 r. nagle złożyła rezygnację. Jej decyzja została odebrana jako protest przeciwko polityce Piotra Glińskiego.

Po kilku miesiącach minister mianował nowym dyrektorem Jerzego Miziołka, profesora na Uniwersytecie Warszawskim, autora prac dotyczących recepcji antyku w czasach nowożytnych. Został wybrany bez konkursu, do czego minister ma prawo, spełniał formalne wymagania, a w chwili mianowania miał 65 lat – tyle że jego doświadczenie było bardziej niż skromne. Wcześniej kierował jedynie Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego, w którym pracuje kilka osób, nie zorganizował też ani jednej liczącej się wystawy.

Jednocześnie w zaakceptowanej przez Glińskiego koncepcji działania muzeum Miziołek przedstawił iście imperialne plany, w tym pokazy – z okazji rocznic – Rafaela, Pietera Bruegla st. i Rembrandta. Ostatecznie udało się zorganizować pokaz Leonarda da Vinci, ale nie jego prac, tylko – rzecz niebywała w instytucjach tej rangi – reprodukcji. W dodatku nowy dyrektor zrezygnował z wystaw planowanych przez jego poprzedników i całkowicie zniszczył wystawienniczy kalendarz muzeum.

Zlikwidował też Galerię Sztuki XX i XXI wieku, która była jedyną dostępną w stolicy wystawą twórczości tego czasu. Do tego przemyślaną, nowatorską i przygotowaną z dużym wysiłkiem, także finansowym. Wcześniej usunął z niej prace, które, jak obwieścił, mogą „irytować wrażliwą młodzież”, przy okazji ośmieszając muzeum. Jednak najpoważniejsze w skutkach było zwolnienie czy odejście z muzeum znaczącej grupy pracowników (ok. 50 osób), w tym takich, którzy byli jego merytoryczną podporą, jak Piotr Rypson czy dr hab. Antoni Ziemba.

Protesty, w tym Solidarności, która wcześniej popierała powołanie Miziołka, sprawiły, że po zaledwie roku go odwołano. Stał się też jednym z symboli PiS-owskiego nieudacznictwa. Na pełniącego obowiązki dyrektora został mianowany specjalista w zakresie zarządzania dziedzictwem kulturowym, dr hab. Łukasz Gaweł – posiadający muzealne doświadczenie (wcześniej był zastępcą dyrektora Muzeum Narodowego w Krakowie ds. Strategii, Rozwoju i Komunikacji), chociaż trudno sobie wyobrazić, by było ono wystarczające na objęcie podobnego stanowiska w ważnych europejskich muzeach (po roku został mianowany dyrektorem).

Ogromną zasługą Gawła było ustabilizowanie sytuacji w muzeum – jak sam ujawnił, musiał m.in. „wyprostować” pewne decyzje poprzednika, jak organizacja z okazji roku papieskiego pokazu kopii fresków z Kaplicy Sykstyńskiej. Doprowadził do otwarcia nowej galerii sztuki antycznej, nad którą prace wstrzymał Miziołek. Znacznie trudniejsze okazało się przywrócenie programu wystawienniczego. Owszem, udało się zorganizować kilka wystaw, w tym warszawską wersję przygotowanej dla Louvre-Lens obszernej ekspozycji „Polska. Siła obrazu”. Jednak jedynym istotnym wydarzeniem okazała się ubiegłoroczna, wybitna retrospektywa Anny Bilińskiej-Bohdanowicz.

Nawet biorąc pod uwagę pandemię, dorobek ostatnich lat stołecznego Muzeum Narodowego – w porównaniu z MN w Krakowie czy Zamkiem Królewskim w Warszawie – wygląda bardziej niż skromnie. Trzeba jednak pamiętać, że czas niezbędny na ­przygotowanie ­poważnej wystawy to 2-3 lata. Być może ten bilans poprawi zaplanowana na początek września wielka wystawa prac Witkacego. Do tej pory nie udało się także ­stworzyć na nowo Galerii Sztuki XX wieku. Owszem, powołano nawet zespół wybitnych kuratorek zewnętrznych, który miał pomóc w wypracowaniu jej koncepcji, jednak końca prac nie widać. Tylko przykład tej jednej galerii pokazuje, jak trudno odbudować zespół muzealny, odzyskać prestiż i zaufanie do samego muzeum.


Zobacz także: KLĄTWA ZERWANEJ CIĄGŁOŚCI. Resort kultury uśmierca nie tylko sprawnie funkcjonujące muzea i teatry oraz publiczną telewizję >>>>


Reputacji muzeum nie poprawiło ustawienie na dziedzińcu muzeum w 2020 r., w stulecie urodzin Jana Pawła II, pracy Jerzego Kaliny „Zatrute źródło”, która sprowokowała przede wszystkim do żartów i humorystycznych przeróbek. Zamiast uczczenia, udało się skutecznie ośmieszyć papieża. W dodatku dzieło o homofobicznym – jak przyznał sam autor – charakterze zostało potem nabyte do zbiorów muzeum, powiększając znacząco zasób jego curiosów.

Niebezpieczny Dante

A przed kilkoma miesiącami okazało się, że nie dojdzie do przygotowywanej od lat wystawy „Dante”, zakrojonej niezwykle ambitnie, z wybitnymi dziełami Fra Angelico, Memlinga, Caravaggia, Rodina czy Warhola oraz z pracami kluczowych współczesnych twórców, m.in. Anselma Kiefera. Byłoby to bezsprzecznie największe wydarzenie muzealne w Polsce od wielu lat. Samo zaś muzeum, jak podkreślała prof. Maria Poprzęcka w „Dwutygodniku”, straciło „okazję do przebudzenia, nabrania nowego ducha, wyjścia z marazmu, w jakim od kilku lat instytucja się pogrąża”.

Jako powód wycofania się dyrektor Gaweł podał koszty ekspozycji. Jednak, jak poinformował Jarosław Mikołajewski, jeden z dwójki kuratorów, rzeczywistym powodem był pomysł pokazania łodzi uchodźców, która miała zostać przywieziona z Lampedusy.

Gaweł po powołaniu na stanowisko p.o. dyrektora zapowiadał zorganizowanie wielkiej jubileuszowej wystawy poświęconej roli Muzeum Narodowego. Tymczasem na 160-lecie otwarto dwie niewielkie wystawy. Pierwsza to „Stan rzeczy”, poświęcony zwykłym codziennym przedmiotom, które od starożytności towarzyszyły ludziom, a dziś są często zapomniane – to ekspozycja starannie, wręcz błyskotliwie przygotowana przez Grażynę Bastek, wybitną historyczkę sztuki i kuratorkę, od lat z muzeum związaną. Druga prezentuje niedawny zakup do zbiorów Muzeum Narodowego – zespół prac Marca Chagalla.

Ogłoszono ten zakup z wielką pompą. Nie bardzo wiadomo jednak, po co go w ogóle dokonano (może poza magią wielkiego nazwiska). Są to bowiem prace na papierze, których ze względów ­konserwatorskich nie można zbyt długo eksponować, ale przede wszystkim te późne dzieła Chagalla o pewnych dekoracyjnych walorach (stworzył ich wiele) nie korespondują ze zbiorami muzeum i nie wypełnią żadnego z licznych braków.

Agnieszka Morawińska w pierwszej rozmowie z Piotrem Glińskim po objęciu przez niego urzędu ministra mówiła o kłopotach muzeum. W odpowiedzi usłyszała „w pierwszej kolejności musimy zadbać o te nasze muzea”. Wypowiedź ta dobrze charakteryzuje sposób myślenia obecnego ministra o kulturze: nie jest ona dobrem wspólnym Polek i Polaków, lecz dzieli się na „naszą” i „nie-naszą”. A przede wszystkim dobrze opisuje prowadzoną przez obecny rząd politykę kulturalną: wspieranie jednych i pomijanie innych instytucji czy twórców oraz same nominacje. W tej optyce Muzeum Narodowe w Warszawie teraz pewnie jest dla władzy „nasze”.


Zobacz także: NAPIÓRKOWSKI: Żeby stworzyć lepsze państwo, potrzeba przede wszystkim lepszej mapy. Najlepszą z dotychczasowych narysował Rafał Matyja >>>>


I tak tworzy się klientystyczny model relacji pomiędzy rządzącymi a instytucjami i ludźmi kultury. Jest on chorobliwy i skłania do autocenzury. Do, jak to ostro określił Jarosław Mikołajewski na łamach „Gazety Wyborczej”, wyrobienia w sobie lękowo-pochlebczego mechanizmu, który „każe wielu funkcjonariuszom i urzędnikom tej władzy pozbywać się domyślnych kłopotów przez wyrzekanie się działań, co do których istnieje ryzyko bycia – bez przeproszenia – opierdolonym lub choćby skazanym na widok uniesionych brwi”. Co gorsza, tak zdefiniowane relacje z władzą są szkodliwsze niż kolejne nietrafione decyzje personalne. I mogą pozostać długo po tym, jak Piotr Gliński przestanie już pełnić swoją funkcję.

Zdobycie Łodzi

W ostatnich miesiącach zmiany przyspieszyły także w instytucjach zajmujących się sztuką współczesną. Wcześniej już Piotr Bernatowicz, krytyk i historyk sztuki o zdecydowanie prawicowych poglądach, zastąpił Małgorzatę Ludwisiak w Centrum Sztuki Współczesnej – Zamku Ujazdowskim. W styczniu tego roku na stanowisko dyrektora Zachęty powołano Janusza Janowskiego, malarza i dotychczasowego prezesa Związku Polskich Artystów Plastyków, osobę o znikomym doświadczeniu kuratorskim i zarządczym. Wcześniej podjęto decyzję o niepowołaniu na kolejną kadencję Jarosława Suchana, dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi; został jedynie pełniącym obowiązki. Kontrakt podpisano na rok – po czym z dnia na dzień Suchana odwołano, a na jego miejsce, także jako p.o., ministerstwo powołało Andrzeja Biernackiego, malarza, który od 1991 r. prowadził w Łowiczu prywatną Galerię Browarna.

Ta i wcześniejsze decyzje świadczą o tym, że ani Piotr Gliński, ani kierowane przez niego ministerstwo nawet przez chwilę nie pomyślało o wyciągnięciu wniosków z przypadku Muzeum Narodowego pod rządami Jerzego Miziołka. Tymczasem podobieństwa z Zachętą, a zwłaszcza z Muzeum Sztuki, wręcz się narzucają.

Ministerialny nominat obejmuje bardzo dobrze działającą instytucję. Jarosławowi Suchanowi udało się nie tylko odbudować – po latach zapaści – pozycję Muzeum Sztuki (nie chodzi jedynie o remont siedzib i zagospodarowanie nowych przestrzeni), lecz sprawić, że odzyskało ono swoją świetność z czasów Ryszarda Stanisławskiego, a także stało się poważnym punktem odniesienia dla wielu podobnych placówek w Polsce i na świecie. Dotyczy to nie tylko działalności programowej – wystaw, publikacji, ale też zarządzania oraz edukacji (uznawanej za jedną z najlepszych w kraju).

Co więcej, udało się zbudować – wyjątkową w przypadku polskich instytucji – współpracę z najważniejszymi światowymi muzeami, m.in. paryskim Centre Pompidou, madryckim Centro de Arte Reina Sofía, londyńskim Tate czy nowojorskim Museum of Modern Art. Pozwoliło to nie tylko na prezentacje dzieł artystów, które przez lata były niedostępne dla polskiej publiczności, ale też na promowanie naszej sztuki na świecie, czego przykładem jest m.in. prezentowana w Paryżu wystawa „Une avant-garde ­polonaise: Kobro et Strzemiński”.

Biernacki w wywiadzie niedawno udzielonym „Gazecie Wyborczej” przestrzegał przed zestawianiem 16-letniego doświadczenia jednej osoby z 16-dniowym doświadczeniem drugiej. To zasadna uwaga. Suchan, obejmując w 2006 r. po wygranym konkursie funkcję dyrektora Muzeum Sztuki, miał 30 lat, wcześniej zaś kierował już krakowskim Bunkrem Sztuki i był wicedyrektorem Zamku Ujazdowskiego. Biernacki ma 64 lata i do tej pory kierował jedynie własną małą galerią. Zorganizował wiele wartościowych wystaw i wydał kilka ciekawych katalogów, ale w większości miały one jedynie lokalne znaczenie. Nie są to wystarczające kompetencje do kierowania rozbudowaną, skomplikowaną instytucją prowadzącą program międzynarodowy.

Co więcej, Kodeks Etyki ICOM dla Muzeów podkreśla, że pracownicy muzeum nie powinni „konkurować z ich instytucją, ani w zakresie pozyskiwania przedmiotów, ani jakąkolwiek osobistą działalnością kolekcjonerską” – a Biernacki ma własną kolekcję, prezentowaną także publicznie. Nie ma za to nie tylko doświadczenia pracy w muzeum i znajomości jej specyfiki, ale, o czym świadczą jego wypowiedzi już po mianowaniu, wiedzy o współpracy międzynarodowej. Zapowiedział już, że będzie ona prowadzona na... jego zasadach (cokolwiek miałoby to znaczyć).


Czytaj także: FISZ: Krew mnie zalewa, gdy słyszę, że artysta nie powinien się angażować w sprawy polityczne, społeczne. Tak może mówić osoba słuchająca muzyki do golenia >>>>


 

Jego wypowiedzi na temat przyszłości Muzeum, jak zapowiedź zaniechania zakupów dzieł artystów zagranicznych, pokazują również brak podstawowej wiedzy na temat historii instytucji, którą ma zarządzać. Łódzkie Muzeum od początku istnienia nie ograniczało się do budowania zbiorów sztuki polskiej, a programowo wchodziło w dialog z najważniejszymi ośrodkami artystycznymi nie tylko w Europie. Nowy dyrektor podważył nawet jego rolę naukową, chociaż jest ono jednym z najważniejszych ośrodków badań nad awangardą.

Suwerenne myślenie?

Andrzej Biernacki jest również malarzem, co nie ma kompletnie znaczenia dla kierowania muzeum. Natomiast, na co zwraca się mniejszą uwagę w dyskusjach nad objęciem przez niego tej funkcji, od lat prowadzi działalność krytyczną, często pełną resentymentów, poczucia wykluczenia, nie stroniąc od insynuacji, a wręcz pomówień, a nawet zwykłego hejtu. Pod tym względem na pewno będzie istotnym novum w polskim muzealnictwie.

Mianowanie Biernackiego wywołało protesty. Niemal natychmiast rezygnację zgłosiło dziewięciu z piętnastu członków i członkiń Rady Muzeum, w tym jej przewodnicząca prof. Maria Poprzęcka. Przeciwko nominacji wystąpiły środowiska związane ze sztuką i muzeami, w tym ICOM Polska, a także aktywiści i łódzcy politycy. W sprawie odwołania Suchana listy do ministra Glińskiego wysłały kluczowe postaci świata muzealnego. Glenn D. Lowry, dyrektor nowojorskiego Museum of Modern Art, podkreślał, że Jarosław Suchan „zrobił tak wiele, aby nadać nowoczesnej i współczesnej polskiej sztuce międzynarodowe uznanie, na które zasługuje”.

24 maja francuski dziennik „Libération” opublikował list, pod którym podpisało się blisko 150 przedstawicieli i przedstawicielek najważniejszych na świecie instytucji zajmujących się gromadzeniem i promocją sztuki nowoczesnej. Jego sygnatariusze przestrzegali: „rząd Polski robi swojemu narodowi to, co Putin robi Rosji: miażdży żywotność jej sztuki i historii sztuki, powraca do najciemniejszych momentów przeszłości, dramatycznie zawęża możliwość nawiązania owocnego dialogu ze światem współczesnym w imię wyimaginowanej chwały narodowej”.

W tych wszystkich listach i apelach pojawia się postulat zorganizowania międzynarodowego, transparentnego konkursu na nowego dyrektora. Problemem nie jest bowiem to, że w Muzeum Sztuki nastąpi zmiana, ale to, w jaki sposób i według jakich kryteriów zostanie wybrany nowy dyrektor. Czy ten apel zostanie wysłuchany? Piotr Gliński od dawna pomija ten sposób wyłaniania dyrektorów, samodzielnie podejmując decyzje o nominacjach w podległych sobie instytucjach – natomiast domaga się konkursów w przypadku instytucji podlegających samorządom, które nie są związane z PiS-em.

W ogłoszonym właśnie raporcie ICOM „Museum Watch Governance Management Project” dotyczącym Europy Środkowej podkreślono: „Wykwalifikowani dyrektorzy są zwalniani z dnia na dzień bez jasno przedstawionych powodów. Stanowiska pozostają nieobsadzone. Nowe nominacje są przedstawiane jako bezsporne; procedury są omijane; kryteria wyboru zanikają. Zdaje się, że czasy, w których profesjonalizacja była wartością pożądaną i skuteczną, już minęły”. Ten opis dobrze oddaje sytuację w naszym kraju.

Zresztą, co przyznał Piotr Gliński, za nominacją Andrzeja Biernackiego stały przede wszystkim jego poglądy. W rozmowie z PAP minister mówił o nowym dyrektorze, że przez lata w swojej działalności krytycznej „odwoływał się do suwerennego myślenia o sztuce. Właśnie do wolności artystycznej, a nie do uzależnienia się od różnych środowisk czy nacisków instytucji światowych, gdzie te nowinki ideologiczne, głównie liberalno-lewicowe, były preferowane, wręcz forsowane, a niekiedy – za pomocą poprawności politycznej – wymuszane”.

Minister Gliński od lat pragnie być „dysponentem prestiżu” i wpływać na hierarchie artystyczne, chociaż rzeczywistość już nieraz brutalnie weryfikowała te przekonania. To zaś, co promuje ministerstwo pod jego rządami, okazuje się kompletnie nieistotne lub po prostu miałkie. Uczynienie łódzkiego Muzeum Sztuki „naszym” nie zmieni nic w hierarchiach ważności i doniosłości w polskiej i nie tylko kulturze. Natomiast błędna decyzja personalna może sprawić, że wszyscy – artyści, ale przede wszystkim odbiorcy – stracą kolejną dobrze ­funkcjonującą instytucję i miejsce, które miało ogólnopolskie, ale też międzynarodowe znaczenie. Państwo zaś straci narzędzie do realizacji dyplomacji kulturalnej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Nasz, nasze, naszemu