Wszystko polityką jest. Rozmowa z Bartoszem „Fiszem” Waglewskim

BARTOSZ „FISZ ”WAGLEWSKI, muzyk: Pamiętam, że przerażała mnie brutalność wojny w Jugosławii. Do moich dzieci dopiero dociera, że coś takiego jak wojna może zdarzyć się w świecie, w którym przed chwilą tańczyłeś na Tik-Toku.

14.03.2022

Czyta się kilka minut

 / MIKOŁAJ MALUCHNIK
/ MIKOŁAJ MALUCHNIK

BARTEK DOBROCH: Nasze spotkanie z okazji wydania Twojej nowej płyty „Ballady i protesty” przekładał covid, a – mówiąc tytułami Twoich piosenek – oczekiwanie na „dobre wieści” przerwały „nie za miłe wiadomości”.

Fisz: Po prostu – złe. Ich skala jest zaskakująca. Gubiąc się od dawna w naszych polskich „wojnach” czy tłumacząc świat moim dzieciom, staram się uporać ze skrajnościami, pod którymi sam nigdy nie potrafiłbym się podpisać. I to nie na politycznej scenie, ale też w agresywnym języku, którym posługujemy się w internecie. W jego lawinie przepadają głosy rozsądku. Zastanawiałem się, czy jesteśmy się w stanie dogadać w prawdziwie kryzysowych sytuacjach. W pandemii nie zdaliśmy tego egzaminu. Żyjemy w świecie ostrych, nieprzemyślanych słów wypowiadanych przez ludzi zupełnie niekompetentnych – one nas zdominowały. Od płyty „Mamut”, na której śpiewałem z Kasią Nosowską utwór „Wojna”, nie opuszcza mnie przekonanie, że to nie może się dobrze skończyć.

To było w 2014 roku. W refrenie: „Jeśli serce masz, to nie bój się”, słychać jednak nadzieję.

Bo ja ją cały czas mam, przecież jestem ojcem. Ale co robić, kiedy każdy autorytet, czy to lekarz, politolog czy specjalista od wojskowości, jest zakrzykiwany? Kiedyś szarpaliśmy się po szkole za mundurki, umawialiśmy się na solówy, dziś okładamy się w internecie, gdzie nie widzimy nawet swoich twarzy. Wszystkie koszmary świata tam się przeniosły. Docieranie do prawdy jest tak trudne, że czasami wydaje się wręcz niemożliwe. Rozmawiam na ten temat z dziećmi. Czas pandemii był dla nich, szczególnie tych dojrzewających, bardzo ciężki, depresyjny.

A czy młodzież nie poradziła sobie z tym jednak lepiej niż my, bo i tak nie zna świata bez internetu?

Nie uważam internetu za czyste zło, bo mamy tam choćby wspaniałe akcje pomocowe. Ale ma wbudowany mechanizm do tworzenia utopijnego świata, który wyrzuca całe grupy osób, które nam nie pasują. Dużo mówię na nowej płycie o dysonansach, z powodu których cierpię. Wydawało się, że żyjemy w świecie niemal jak z marzeń, bez zagrożenia. Tymczasem przerażają mnie kolejki u psychiatrów, psychologów, bardzo duża liczba dzieciaków z próbami samobójczymi. Młodzież dziś eksperymentuje inaczej, niż my to robiliśmy – zapuszczając czy utleniając włosy, żeby wyglądać jak Kurt Cobain albo Beastie Boys. Uzależnieni od internetu, mediów społecznościowych, w czasie covidu sami diagnozują sobie depresję czy poglądy polityczne. A w internecie mało jest środka, bo on nie przynosi łatwych lajków. Rozumiem tę potrzebę wyrazistości, mam jednak wrażenie, że i ona jest efekciarska, nieprawdziwa. Nie ma edukacji seksualnej, więc dzieciaki odnajdują coachów, trendsetterów, którzy nie tyle nie mają wiedzy, co moralnego kręgosłupa, by opowiadać o tych rzeczach. I robią krzywdę. Gdy rozmawiam o tym, co się dzieje w szkole, o depresji, dzieci są już poinformowane, niestety często z szemranych stron. Uczę się ich świata, nie jest to łatwe.

Wasza piosenka uświadomiła mi, że mając niespełna 40 lat, też już jestem boomerem.

Zwrot „OK boomer!” usłyszałem od syna. Ma on jednak długą historię. Amerykanie używali tego słowa, gdy my mówiliśmy na ojców „wapniaki”. Przypomniała go niedawno nowozelandzka posłanka po wystąpieniu człowieka pouczającego młodych ludzi. Sam bardzo nie lubię mentorskiego tonu. Ale mamy swoje racje, obawy, zwłaszcza wychowując dzieci i bojąc się utraty kontaktu. Gdy ja chodziłem z odwróconymi krzyżami i pentagramem na szyi, ojciec powiedział, że to już jest przesada. Zdjąłem więc pentagram, choć nadal słuchałem norweskiego black metalu, siedząc w swoim pokoju. Przepaść międzypokoleniowa wyrażała się też na szukaniu nowego wyrazu w hip-hopie, podśmiewaniu się z długich włosów i skórzanych spodni w muzyce rockandrollowej. Mieliśmy jednak poczucie, że starsze pokolenie ma jakąś wiedzę o świecie. A teraz dostrzegam utratę szacunku do wiedzy ludzi, którzy trochę więcej przeżyli, i do ich wykształcenia. Boję się, że sami zaczniemy się obawiać przekazywania naszych doświadczeń dziecku. Zastanawiam się, jak moje dzieci poradzą sobie z prawdą o tym świecie. Chociaż nasze pokolenie też utknęło w bieżączce politycznej i utopiach, które dzisiaj pękają z hukiem. Jeżeli po aneksji Krymu politycy nadal uważali dyktatora za partnera biznesowego, to oznacza, że daliśmy ciała. Byliśmy ślepi na tę erozję, na ten długofalowy plan, żeby nas wszystkich zatopić w chaosie.

Nasze pokolenie wojnę znało głównie z amerykańskich filmów o Wietnamie, a potem z widzianych w mediach krwawych starć w Jugosławii.

„Pamiętam te nazwy: Sarajewo. Vukovar. Aleja Snajperów” – pisze Piotr Stankiewicz w książce „Pamiętam”, w której każde zdanie zaczyna się tym słowem.

Pamiętam, że przerażała mnie brutalność tej wojny. Ale gdybyś mnie zapytał, czego się bałem w zeszłym roku przed Wigilią, to miałbym problem z odpowiedzią. Podobnie jak moje dzieci zapytane, czego słuchały trzy miesiące temu. Do nich dopiero dociera, że coś takiego jak wojna może zdarzyć się w świecie, w którym przed chwilą tańczyłeś na Tik-Toku do utworu Travisa Scotta.

W latach 80. ludzie tańczyli na dyskotekach do hitów takich jak „Enola Gay”, „I Won’t Let The Sun Go Down On Me” czy „Dancing With Tears In My Eyes” , które w treści artykułowały lęki przed atomową zagładą.

Każdy ma skłonności do idealizowania swojego pokolenia. Wtedy na pęczki było także złych polityków. Cieszę się, że dzisiejsi młodzi rozmawiają na bardzo trudne tematy, są tak świadomi ekologicznie, ale martwię się, jak sobie poradzą z tym jadem atawizmów, które cały czas w człowieku buzują, z hipokryzją, żądzą władzy i wojny.

Pisałeś „Wojnę”, gdy toczyła się ona w Donbasie i w Syrii. Czy to te wojny rezonują w tej piosence?

Tak. I to, co działo się w Polsce. Pisałem o ludziach, którzy tęsknią do wojen.

Czy gdy patrzysz teraz na obrazy z polskich granic, dworców, refren innej piosenki, „szukam ludzi/ dobrej woli dobrych ludzi”, przynosi spełnienie odnalezienia?

To wybudza mnie z pesymizmu, który miałem po sytuacjach covidowych, gdy znajomi lekarze dostawali maile z pogróżkami. Kiedy pisałem płytę „Ballady i protesty”, nie dawało mi spokoju to, że w momencie, gdy mamy problemy globalne, otwieramy tyle frontów walki. Ale nie cieszę się przecież tym, że musiał nastąpić aż tak dramatyczny w skutkach test naszej jedności, gotowości. Większość z nas zdaje egzamin, gorzej z politykami.

20 lat temu rapowałeś „nie chcemy żadnej polityki”, a przez trzy ostatnie płyty przewija się motyw, że „wszystko polityką jest”. Skąd zmiana?

Gdy zaczynałem, miałem 23 lata i w głowie totalną niechęć do polityki, mimo że dużo się o niej mówiło w moim domu. Nie miałem miejsca, żeby się polityce przyglądać, wokół mnie działy się dużo ciekawsze rzeczy. Robiłem swoją rewolucję, wyrzucając gitary elektryczne i wychodząc z DJ-em na scenę.

Choć też myślałem, że to my zmienimy świat. I zmieniliśmy go w niezłe bagno. Wprawdzie większość polityków jest ze starszego pokolenia, ale nie brakuje młodych pistolecików, którzy świetnie orientują się w instagramach i skrótowych informacjach twitterowych.

Prawie nie ma też tematu apolitycznego, może pogoda.

Też nim nie jest! Jak ktoś widzi śnieg, to mówi: „O, i co, lewaki, z tym waszym globalnym ociepleniem?”. Korzenie takiego języka są w rewolucji internetowej. Tam nie ma „dzień dobry”, „proszę pana”, „przepraszam” i „do widzenia”, czego mnie uczono. Jest bardzo bezpośrednia komunikacja, przypominająca bitki w klatce. Mądrzy ludzie, choć próbują, nie przebijają się przez tę całą papkę, tę niesamowitą ilość śmieci. One istnieją nie tylko dlatego, żeby nas wszystkich przygnieść, wprowadzić w stan otępienia, tylko dlatego, że jest zapotrzebowanie na rzeczy, które kiedyś nie mieściły się w głowie. Świat oszalał. Potrzebujemy jakiegoś wstrząsu, żeby nie zgłupieć, żeby mądrość nie była passé. Bo mądrość, empatia, miłość to takie rzeczy, w które wierzę. Chciałbym tylko, żeby tym kubłem zimnej wody nie była wojna.

Może tytuł twojej piosenki „Mój kraj znika” brzmiałby dziś „Mój świat znika”? Czy nie za bardzo skupialiśmy się na lokalnych problemach?

Teraz na koncertach śpiewam „Mój świat znika”. Ale wtedy trudno mi było nie być skupionym na tym, co lokalne, gdy widziałem ludzi łamanych, wyrzucanych z radia, w którym też prowadziłem audycję. Widziałem, jak polityka dotyka takich ludzi jak Bartek Gil, który słuchał od lat zespołu Fugazi, jeździł po świecie zafascynowany Bliskim Wschodem, dostarczał mi, eurocentrykowi, dużo wiedzy. Takie osoby zostały nagle wplecione w jakąś zemstę, intrygę czy po prostu ludzką głupotę. Nastąpił koniec, choć dla mojego pokolenia hip-hopowców radiowa Trójka też była przez pewien czas boomerska. Mieliśmy swoją Radiostację i widzieliśmy z kolei, jak szybko pożera ją komercja. Podobnie było w wytwórniach płytowych. Przychodzili panowie w garniturach, dla których sztuka, kultura, chęć zarażania czymś prawdziwym i wartościowym nie miały żadnej ­wartości.

To o takich jak oni są „Dresiarze w garniturach”?

Jesteśmy pokoleniem, które pamięta dresiarstwo. Mieszkaliśmy na jednym osiedlu, często mieliśmy z nimi porozumienie, graliśmy razem w piłkę, znaliśmy ich sytuację w domu. W momencie, gdy zaczęli chodzić grupami, upokarzali słabszych. To upokarzanie było o wiele groźniejsze niż to, że ktoś komuś dał z bańki. Choć ja zawsze, zwłaszcza w klasie licealnej, byłem chudy jak wiór, jak szpileczka z wielką głową. Dresiarstwo w tym momencie to już nie strój, ale pewna mentalność oparta na wyższości i upokarzaniu. Świat oligarchów ma z tym bardzo dużo wspólnego, mówi podobnym językiem wywyższających się głupoli.

Podobne też są ich aspiracje, oczekiwania życiowe.

I ta etyka nowych biznesmenów, wychowanych na równaniach ekonomicznych, w których istotny jest zysk, a to, że ktoś ucierpi, to wypadek nieunikniony. Moja babcia była naciągana na różne fundusze przez banki, które wiedzą dobrze, jak omijać prawo. Traciła swoje pieniądze, nikt jej za to nie przeprosił, nikt nie ponosił odpowiedzialności. Doradcy finansowi, kredytowi, którzy mieli się nią zaopiekować, byli akwizytorami. Sprzedawali produkty nie ponosząc odpowiedzialności, gdy totalnie rozmijały się one z rzeczywistością i wykresami przedstawianymi mojej babci czy mnie, kiedy wybierałem kredyt frankowy.

Źródła wielu problemów diagnozujesz w wolnorynkowych przemianach, a z drugiej strony wracasz do tego okresu z wielkim sentymentem i śpiewasz: „A kiedy przyjdzie czas na pożegnanie/Zrobimy lata 90. w naszym mieście”.

Idealizujemy te czasy, tak jak część z nas idealizuje trochę PRL albo zapomina o tym, jak było naprawdę. A to było nasze dzieciństwo. Mój brat urodził się w stanie wojennym.

Czego nie mogłeś pamiętać, bo miałeś trzy i pół roku.

Ale pamiętam sceny z tego okresu. Miałem autentyczny podziw dla stojących na ulicach żołnierzy, bo tak działała dziecięca wyobraźnia. Potem dowiedziałem się, jaki to był ogromny cios dla pokolenia mojego ojca i w ogóle dla inteligencji. I tak u mnie jest z latami 90. Wiem, jaki to trudny był czas. Muzyka uczyła angielskiego i empatii. I do tej pory ona ratuje w ciężkich czasach. Bardzo cierpiałem, kiedy nie mogłem koncertować. Nie z powodów materialnych, ale dlatego że czułem, jak zapadam się w sobie. A jestem z pokolenia, które terapiom jest niechętne. Poczułem, jak dużo zawdzięczam tej mojej cudownej sytuacji, muzyce, scenie, na której mogę być z kolegami.

Muzyka jest miejscem, w które możesz uciec?

Ale mogę też krzyczeć. Mogę wykrzyczeć to wszystko.

I wykrzykujesz te wszystkie nasze strachy.

Nie dlatego, żeby je oswoić. Dla mnie muzyka to jest komunikat. Może być bez słów wypowiadanych wprost. Tak było choćby z muzyką funkową, która opowiadała o dobrej zabawie, a wszyscy wiedzieli, że za tym idzie wściekłość Afroamerykanów, którzy walczyli o swoje prawa. Krew mnie zalewa, gdy słyszę, że artysta nie powinien się angażować w sprawy polityczne, społeczne. Tak może mówić osoba słuchająca muzyki do golenia albo w radiu, w którym wypełnia ona lukę między reklamami. O rzeczach bieżących najtrudniej jest mówić bez mentorstwa. Nie bez powodu zakończenie płyty stanowi „OK boomer!”.

Czy ta pokoleniowość „Ballad i protestów”, ucieczka w sentymenty, wynika z rozczarowania ostatnimi latami?

Nie do końca. To jest przypomnienie sobie, kim jestem, czym jest dla mnie muzyka. A ona była wyrazem buntu, wszystko jedno, czy było to komunizujące Rage Against The Machine czy Bob Dylan sprzeciwiający się wojnie w Wietnamie. Chodzi o to, żebyśmy sobie przypomnieli, jaką ma siłę. Wszystko jedno, czy ruch grunge został dziś pochłonięty przez komercję, albo modę, ale to nie byli zwycięzcy telewizyjnych programów. To byli ludzie, którzy wychodzili na scenę ciągle w tym samym ubraniu, w którym kiedyś naprawiali rowery. Kurt Cobain czasem śpiewa poza tonacją, coś nie stroi, ale to nie ma znaczenia, bo jest w tym moc. Patrzymy na człowieka prawdziwego, który na twarzy ma wypisane to, co w tym momencie przeżywa, a nie uśmiecha się ładnie do kamery numer jeden, a potem do kamery numer dwa.

Brakuje mi muzyki, która wali w twarz. Wszystko jedno, czy to dosyć szokująca w swoim czasie muzyka noise’owa czy przebierający się David Bowie. Popularność rapu lub – teraz – trapu bierze się stąd, że ta muzyka coś chce powiedzieć. Nawet jeśli czasem są to głupoty, albo młodzi wykonawcy wpadają w mentorski ton, to jest tam żywe mięso. Bardzo lubimy grać koncerty, ale zupełnie nie interesują nas wyścigi związane ze stylizacją, prezentacją, z pokazywaniem się na sfotoszopowanych zdjęciach, na których przypominam młodego Iglesiasa. Paradoksalnie pandemia pomogła nam po płycie „Radar” zrobić kilka kroków do tyłu.

Cały odbiór muzyki jest też inny. Czy nie czujesz się właśnie boomersko z tym, że w czasie, w którym młodzież słucha prawie tylko singli, Ty z bratem i zespołem tworzysz właściwie album koncepcyjny?

I o tym też jest „OK boomer!”. Jeżeli młodzieży to nie zainteresuje, cóż... Mnie swego czasu zupełnie nie interesował Bob Dylan, Beatlesi czy Hendrix. Ale muzyka też zatacza pewne koła. Ostatnio moja najstarsza córka sucha Nirvany. I nie ona jedyna w klasie. Jestem boomerem, dobrze się z tym czuję, ale nie jest tak, że nie mam nic do powiedzenia. Pandemia uświadomiła mi, że mam za mało czasu na duperele. Dla kogoś, kto żyje z muzyki i nigdy nie miał do czynienia z wypaleniem, ogromnym zagrożeniem jest to, że ono prędzej czy później przyjdzie.

„Im jestem starszy, tym wiem, jak okrutny bywa świat, / W co was wplątałem” – śpiewałeś w „Ziemi” na wydanym pomiędzy płytami zespołu rodzinnym albumie „Duchy ludzi i zwierząt”. To mógłby śpiewać też Twój ojciec, bo jego pokolenie wplątało z kolei nasze w życie oparte na konsumpcji, czerpaniu z zasobów Ziemi i dbałości o przyszłość w sensie głównie materialnym.

Pokolenie moich rodziców zostawiało nam świat, o którym samo marzyło. My musieliśmy ten ciężar dźwigać. A pokolenie moich dzieci ma chęć odcięcia się. Ich świadomość jest potężna, ale często bardzo rozchwiana. Jeżeli postaci mówiące radykalnym językiem, wyzywające ­ludzi od chorych, nienormalnych, zostają ministrami edukacji, to nie ma też przestrzeni na rozmowę o lękach i obawach rodziców. Z drugiej strony masz aktywistów, którzy chcą dobrze, ale zapominają o rodzicach, którzy są zagubieni. Człowiek, który jest odpowiedzialny za obecne zło, jest z pokolenia dziadersów. Nie dogadałby się z moją córką na pewno.

Dwupłytowy album ma właściwie dwa zakończenia: w jednym słyszymy „czekam na dobre wieści”, a w drugim „zmierzam do nicości / a świat się pali – niech się pali”.

To jest ten dysonans, o którym opowiadam od samego początku. Może jedno będzie wynikało z drugiego. Tego się trzymam, choć trudno utrzymać pion w tym gwałtownie zmieniającym się czasie. Miałem taki przebłysk, że może w covidzie będziemy słuchać mądrzejszych od siebie. Nie do końca się to udało. A dziś jest to pewien chichot historii, że człowiek, który zajmował się komedią, ma większe jaja niż wszyscy politycy i samozwańczy mentorzy. Mówi językiem zrozumiałym, asertywnym, mówi mądrze i jest wśród ludzi. A inni są aktorami z bardzo kiepskiego teatru, z którego każdy chce już wyjść, ale nie może, czeka tylko na dzwonek, kiedy się ta sztuka skończy. Przerażające jest to, że musieliśmy czekać na taki wstrząs, żeby się dowiedzieć, za czym tęsknimy. W polityce, przywództwie, komunikacji. Nadzieja, którą jestem w stanie z siebie w tych diabelskich czasach wykrzesać, jest taka, że może czas cyników się kiedyś skończy. Chociaż im jestem starszy, więcej przeżyłem, wyzbyłem się tej radosnej naiwności i częściej załamuję ręce. Ale „lubię młodzież, bo młodzież jest nadzieją tego świata”. ©℗

BARTOSZ FISZ WAGLEWSKI jest muzykiem, kompozytorem, wokalistą, autorem tekstów, producentem muzycznym, założycielem i członkiem grup Tworzywo Sztuczne, Bassisters Orchestra, Kim Nowak, w których działał i działa z bratem, Piotrem Emade. Razem tworzą muzykę także z ojcem Wojciechem Waglewskim. Ich ostatnią rodzinną płytą są wydane w 2020 r. „Duchy ludzi i zwierząt”. Z kolei pod koniec ubiegłego roku ukazały się „Ballady i protesty” grupy Fisz Emade Tworzywo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Wszystko polityką jest