Miasto Brodskiego

08.06.2003

Czyta się kilka minut

Josif Brodski: DYPTYK PETERSBURSKI, CZYLI PRZEWODNIK PO PRZEMIANOWANYM MIEŚCIE - to był świetny pomysł: na trzystulecie Petersburga, gdy rosyjskie władze zmieniły jubileusz w wydarzenie przede wszystkim polityczne, a nad Newę zjeżdżają możni tego świata, sięgnąć głębiej i przypomnieć dwa wspaniałe eseje Josifa Brodskiego (1940-1996). Brodski, uczeń Anny Achmatowej, to przecież pisarz zajmujący współcześnie najważniejsze bodaj miejsce w długim szeregu petersburskich twórców. v

Pierwszy z esejów, „Przewodnik po przemianowanym mieście”, mistrzowsko zwięzły portret duchowy Petersburga-Leningradu, to najpierw medytacja nad jego historią. Patronują jej dwa pomniki: założyciela, cara Piotra, i Lenina, którego przybycie na Dworzec Finlandzki otwarło nową epokę i stało się przyczyną (czasowej, jak dziś wiemy) zmiany nazwy miasta.

Historię Petersburga naznacza rys okrucieństwa, który tak mocno wydobył Mickiewicz w „Dziadach”. „To miasto - pisze Brodski - rzeczywiście wznosi się na kościach swoich budowniczych w tej samej mierze, co na wbitych przez nich słupach. W pewnym stopniu odnosi się to również do każdego innego miejsca w Starym Świecie, ale zazwyczaj historia jakoś potrafi dać sobie radę z niemiłymi wspomnieniami. Petersburg jest za młody, aby można było złagodzić jego mitologię...”.

Carski sen o Europie, „wizja Rosji z obliczem zwróconym ku światu”, zmaterializowały się w dziele zupełnie niepodobnym do europejskich pierwowzorów. „Kiedy patrzy się na panoramę Newy z bastionu Trubeckiego twierdzy Pietropawłowskiej lub na kaskadę w Peterhofie nad Zatoką Fińską, ma się takie dziwne wrażenie, że to wszystko nie Rosja, która usiłuje doczołgać się do cywilizacji europejskiej, lecz powiększona jej projekcja, rzucona latarnią czarnoksięską na ogromny ekran przestrzeni i wody”. Wola cara starła się z północną przyrodą, przede wszystkim zaś - z morzem, które zdaniem Brodskiego jest czymś w gruncie rzeczy obcym rosyjskiej tradycji.

„Piotr I osiągnął jednak swoje - zauważa poeta - miasto stało się portem i to nie tylko w znaczeniu fizycznym. Również w metafizycznym. Nie ma innej miejscowości w Rosji, gdzie wyobraźnia z taką łatwością odrywałaby się od rzeczywistości: literatura rosyjska narodziła się wraz z pojawieniem się Petersburga”. Dlatego niekończące się kolumnady metropolii Piotra odbijają się nie tylko w wodach Newy i jej niezliczonych kanałów, ale także w dziełach rosyjskich pisarzy. „Ukazywanie fizycznego i duchowego wnętrza miasta, jego wpływu na ludzi i na ich świat wewnętrzny, niemal od założenia Petersburga stało się głównym tematem literatury rosyjskiej. Jeżeli, jak powiadają, wszyscy pisarze rosyjscy »wyszli z gogolowskie-go Płaszcza«, to warto by przypomnieć, że ów płaszcz zdarto z nieszczęsnych urzędniczych ramion w początku dziewiętnastego wieku nie gdzie indziej, jak właśnie w Petersburgu”.

Dlaczego tak się stało? - zastanawia się Brodski. Dla Rosjan „powstanie Sankt-Petersburga było tym, czym odkrycie Nowego Świata: ludzie myślący owej epoki mogli spojrzeć na siebie i na swój naród jak gdyby z boku”. Uwagę piewców Petersburga skupiał przede wszystkim obraz wnętrzności realnego miasta oraz zaludniający je uniwersalny „mały człowieczek”. Bohater taki silnie kontrastował z nieludzkim pięknem otoczenia, „nic więc dziwnego - konstatuje autor - że ci wszyscy dymisjonowani oficerowie, ubogie

wdowy, ograbieni urzędnicy państwowi, głodni dziennikarze, poniżeni kanceliści, suchotniczy studenci i tak dalej, oglądani na tle nienagannie klasycznych, nierzeczywistych portyków, natrętnie prześladowali wyobraźnię pisarzy i zapełniali pierwsze rozdziały rosyjskiej prozy”.

Stało się jednak coś więcej: oto „miasto zaczęło stawać się zależne od swojego trójwymiarowego odbicia w literaturze”. Czasem próbowało poprawić to odbicie, w końcu zaś miasto i jego odbicie zespoliły się: w XIX wieku „literatura rosyjska w takiej mierze zrównała się z rzeczywistością, że kiedy dziś myśli się o Sankt-Petersburgu, nie sposób odróżnić zmyślenia od tego, co było naprawdę”. Kiedy zaś na przełomie stuleci „porywającą niegdyś ideę miasta coraz bardziej zasnuwała pajęczyna ekonomii, polityki i cywilizacyjnej demagogii”, a „miasto Jeźdźca Spiżowego mknęło ogromnymi skokami w przyszłość zwykłej metropolii, następując na pięty swojemu małemu człowieczkowi i wciąż popychając go do przodu”, proces ten przerwał pewien niewysoki mężczyzna, który wysiadł z pociągu na Dworcu Finlandzkim i wdrapał się na samochód pancerny.

Lenin, bo o nim mowa, przybył do Petersburga, bo uważał, że tu właśnie kryje się władza. W nadmorskiej metropolii czuł się jednak nieswojo i wkrótce przeniósł stolicę z powrotem do Moskwy. Kraj „staczał się ku przyrodzonemu sobie klaustro- i ksenofobicznemu stanowi”, Petersburg-Piotrogród zaś, z miasta cara-założyciela przemianowany na miasto wodza rewolucji, trwał spokojny i bezsilny, zastygły w dziewiętnastowiecznym kształcie. Przeżył stalinowskie czystki i piekło wojennej blokady, wyszedł z niej - pisze Brodski - „nieoczekiwanie postarzały, jak gdyby Historia wreszcie uznała jego istnienie i zwykłym swoim ponurym sposobem, czyli gromadząc trupy, postanowiła powetować sobie to, co tu pominięto”. 

*

A drugi esej tomu, „Półtora pokoju”? To właśnie świadectwo codzienności w owym postarzałym, powojennym mieście, przede wszystkim jednak - wielka elegia. Napisany wkrótce po śmierci rodziców Brodskiego, Marii Wolpert i Aleksandra Brodskiego, jest ich portretem i hołdem im złożonym, pełnym powściąganego wzruszenia. Gęstą, niestreszczalną narracją, łańcuchem obrazów o wielkiej sile, opowieścią o trojgu rozbitków na wyspie ogromnego pokoju w komunalnym mieszkaniu, w państwie, które starało się wedrzeć jak najgłębiej w życie swoich obywateli.

„Piszę to po angielsku - tłumaczy Brodski wybór języka - ponieważ chcę im [tj. rodzicom] ofiarować pewien margines wolności (...) Pisanie o nich po rosyjsku byłoby tylko przedłużeniem ich niewoli, redukowaniem ich do znikomości i mechanicznym unicestwieniem. Wiem, że nie należy stawiać znaku równości między państwem a językiem, ale to właśnie po rosyjsku dwojgu starym ludziom, wlokącym się po niezliczonych państwowych urzędach i ministerstwach w nadziei otrzymania pozwolenia na wyjazd za granicę w celu odwiedzenia jedynego syna, powtarzano bez przerwy, przez całe dwanaście lat, że państwo uważa taką wizytę za »bezcelową«. (...) Żaden kraj nie doprowadził sztuki niszczenia dusz swoich obywateli do takiej perfekcji, jak Rosja i żaden człowiek pióra nie zdoła tego naprawić. Nie, temu zadaniu sprostać może tylko Wszechmogący, po to właśnie ma tak dużo czasu. Niech więc angielski przygarnie moich zmarłych”. (Zeszyty Literackie, Warszawa 2003, s. 80. „Przewodnik...” przełożył z rosyjskiego Paweł Hertz, tłumaczką napisanego po angielsku eseju „Półtora pokoju” jest Anna Husarska. Oba pochodzą z tomu „Less than One”, New York 1986, i oba znalazły się wcześniej w wyborze esejów Brodskiego „Śpiew wahadła”, opublikowanym dwukrotnie - w 1989 i 1996 roku - przez „Zeszyty Literackie”. Brodski należał do zespołu kwartalnika od chwili jego narodzin w 1982 roku w Paryżu, po śmierci poety „Zeszyty” poświęciły mu numer monograficzny. Książkę ilustrują piękne fotografie: Petersburga, młodego Brodskiego i jego rodziców.)

LEKTOR

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2003