Martwa natura

Rzadko trafiają się filmy, którym udaje się unieść ten ciężar. Doświadczenie choroby, jeśli w ogóle pojawia się na ekranie, spełnia zaledwie funkcję dramaturgicznego wehikułu: podgrzewa emocje, skłania do powierzchownej identyfikacji z bohaterem.

25.04.2004

Czyta się kilka minut

Niewielu twórcom udaje się opowiedzieć o spotkaniu z cierpieniem bez konwencjonalnego makijażu. Tak głęboko, jak zrobił to niegdyś Bergman w “Szeptach i krzykach" czy przed kilku laty Mike Nichols w mało znanym u nas filmie “Wit", gdzie umierająca na raka profesor literatury (powalająca kreacja Emmy Thompson), specjalistka od metafizycznej poezji Johna Donne’a, obserwuje stopniowy rozpad swego ciała i do ostatnich chwil pozostaje boleśnie trzeźwa i ironiczna w opisie własnego odchodzenia.

Patrice Chéreau poszedł jeszcze dalej. Po twórcy takich filmów jak “Królowa Margot" czy “Intymność" można było oczekiwać wiwisekcji dogłębnej i namiętnej. Chéreau zrobił jednak film dyskretny, ściszony, a jednocześnie dotykający granic ludzkiej intymności w stopniu rzadko w kinie spotykanym.

Choroba wdziera się tu na ekran już od pierwszych ujęć. Film, lekceważąc chronologię wydarzeń, już na początku wprowadza nas w jej zaawansowane stadium. Trzydziestokilkuletni Thomas wraz z młodszym bratem Lukiem odwiedzają nadmorską wioskę, gdzie spędzili szczęśliwe dzieciństwo. Życie Thomasa jest zagrożone: rzadka choroba krwi zostawiła zeń już tylko cień człowieka. Na plaży, w pełnym słońcu to powolne umieranie, które nie ma końca, wydaje się prawdziwym skandalem. Najdziwniejsza jest jednak relacja łącząca obu braci.

Z licznych przeskoków czasowych dowiadujemy się, że przez lata nie mieli z sobą kontaktu. Dopiero na wieść o swojej rychłej śmierci Thomas poprosił Luca o towarzyszenie mu w ostatnich chwilach. Spotkaniu nie towarzyszą wzruszenia - bracia pełni są nieufności, resentymentów, zawstydzenia nową sytuacją. Nieoczekiwanie zmuszeni zostają do przekraczania niewidzialnych barier - emocjonalnego dystansu i zażenowania fizycznym aspektem choroby. W jej obliczu bliskość zaczyna oznaczać coś więcej.

Luc musi przełamać również obcość ciała, które umiera na jego oczach. Niełatwo mu to przychodzi - jest homoseksualistą i swoje pierwsze chłopięce uniesienie seksualne przeszedł właśnie z udziałem brata. Dziś, jako dorosły mężczyzna, nie może się odnaleźć w trwałym związku, czuje też, że został odrzucony przez swą rodzinę. W jego stosunek do chorego Thomasa wkracza dodatkowo poczucie odwróconej zależności - teraz górą jest ten młodszy i słabszy. Jego oczami - zawstydzonego, przerażonego, bezradnego - oglądamy niszczejące ciało brata: nieustannie kłute, przecinane, przeorane bliznami. Czujemy niemal namacalnie jego kruchość, nędzę, skończoność. Doświadczamy niemal na własnej skórze, ile wysiłku kosztuje chorego najprostszy ruch: spacer plażą czy zdejmowanie swetra.

Długa, szczegółowa, rozgrywająca się w czasie rzeczywistym scena golenia ciała przed operacją ma w sobie coś z ponurego rytuału, a jednocześnie rani bezlitosną rzeczowością. Chéreau, wzorując się na martwych naturach, nie stroni od bliskich planów, każąc nam obcować z żywą ludzką tkanką. Krew, skóra, włosy - konkretne i namacalne, stają się znakami vanitas. Thomas, który ma jeszcze szanse na przeżycie, po tak intensywnym spotkaniu z własnym ciałem nie odnajdzie już w sobie sił, żeby walczyć. Stanie się jego zakładnikiem i ofiarą.

Dlatego myliłby się ten, kto by uznał “Jego brata" za film o tematyce klinicznej. Tak naprawdę jego bohaterami są ci zdrowi, którzy w milczeniu przyglądają się chorobie. “Jego brat" opowiada o reakcjach na cierpienie bliskiego człowieka i o tym, jak wiele dowiadujemy się wówczas o sobie. “Pokazuję świat, w którym już nic nie można zrobić dla innych" - mówi reżyser. Z tej bezsilności rodzi się czasem tajemnicze porozumienie pomiędzy zdrowymi: Lukiem i przyjaciółką Thomasa, pomiędzy kochankiem Luca a chorym Thomasem.

Najbardziej samotni i bezradni okazują się być rodzice: staruszkowie, wydawałoby się, najbliżsi tajemnicy, nie znajdują języka, w którym mogliby przemówić do syna. Najprostszą drogę znajduje właśnie jego brat, ten z pozoru najbardziej odległy, a jednak przy pomocy najprostszych odruchów przynoszący mu ukojenie w chorobie. Jej nużący, monotonny rytm, jej zapachy i odcienie stają się częścią życia Luca. I choć Thomasa nie uda mu się uratować, z pewnością uda mu się uratować siebie. Po jego śmierci Luc prawdopodobnie będzie kimś całkiem innym.

“JEGO BRAT" (“Son frčre"). Reż.: Patrice Chéreau, scen.: Patrice Chéreau i Anne-Louise Trividic na podstawie powieści Philippe`a Bessona, zdj.: Eric Gautier, muz.: Angelo Badalamenti, wyst.: Bruno Todeschini, Eric Caravaca, Maurice Garrel, Antoinnette Moya, Fred Ulysse, Nathalie Boutefeu, Sylvain Jacques i inni. Prod.: Francja 2002. Dystryb.: Gutek Film. Premiera: 30 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2004