Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiepską passę ma prezydent Kalisza Krystian Kinastowski. Na początku roku zasłynął remontem gabinetu w urzędzie za 200 tys. zł oraz zakupem ekskluzywnego volvo, a teraz jest w sporej mierze odpowiedzialny za antysemicki skandal, jaki wybuchł w związku z demonstracją zorganizowaną w Kaliszu przez nacjonalistę i piewcę Putina, Wojciecha Olszańskiego.
Ani prezydentowi, ani nagrywającemu całe zdarzenie przedstawicielowi magistratu nie przyszło do głowy, aby rozwiązać tę manifestację – nawet wtedy, gdy przekroczyła ona wszelkie granice wolności słowa.
Kinastowski tłumaczył potem, że nie podjął takiej decyzji, gdyż obawiał się, iż mieszkańcy Kalisza mogliby ucierpieć. Nie dodał tylko, czy chodzi mu o przypadkowe ofiary zamieszek, czy o tych kaliszan, którzy razem z Olszańskim krzyczeli „śmierć Żydom”. Olszański, ubrany w mundur własnego projektu, po doliczeniu do wrogów Polski mniejszości seksualnych nabił na dzidę i spalił na scenie kopię statutu kaliskiego – to przywilej nadany Żydom w 1264 r., gwarantujący im osobne sądownictwo, bezpieczeństwo, swobodę handlu i podróżowania.
Tam na miejscu manifestacja zakończyła się… dwoma mandatami w wysokości 100 zł. Na szczęście szef MSWiA Mariusz Kamiński zdążył wyrazić swe oburzenie i zapowiedział surowe kary za to „haniebne zgromadzenie”, zanim sprawa trafiła na biurko izraelskiego szefa dyplomacji, Jaira Lapida. Ten zaś, po słowach potępienia, zaznaczył swe zadowolenie z szybkiej reakcji naszych władz i zapowiedzi śledztwa w prokuraturze (w poniedziałek zatrzymano trzy osoby, w tym Olszańskiego).
Warto też zauważyć, że oświadczenie w sprawie incydentu złożyli przedstawiciele kaliskich wspólnot chrześcijańskich, a także biskup Rafał Markowski, przewodniczący Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem Konferencji Episkopatu Polski.