Kac prezydencki

Złoty chłopak lewicy, za wcześnie wygrał całą pulę. Gdy upłynęło 10 lat w Pałacu, nie potrafił się pozbierać, tracił popularność i wpływy. Dziś politycy wolą udawać, że słabo znają Aleksandra Kwaśniewskiego.

16.06.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Krystian Maj / FORUM
/ Fot. Krystian Maj / FORUM

Ważny polityk lewicy: – No więc panu powiem. Przemówienie Mariusza Kamińskiego przed Sejmem było świetne. Kapitalnie napisane, bardzo dobrze wygłoszone. Na sali grobowa cisza. Posłowie wstrząśnięci tym, co usłyszeli o interesach rodziny Kwaśniewskich.

Minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego: – Kamiński dokonał ciekawej rzeczy. Przekonał posłów, że w głosowaniu nie chodzi o uchylenie jego immunitetu. Nie o to, czy Kamiński stanie przed sądem za swoją działalność w CBA, czy nie. Uwierzyli, że chodzi o majątek Kwaśniewskiego. Efekt wzmocniła jeszcze tajność posiedzenia Sejmu. Wszyscy dziennikarze interesowali się głównie tą sprawą. Zaś Mariusz Kamiński mógł bez przeszkód zdradzać tajemnicę prowokacji CBA przeciwko Kwaśniewskim.

Uzasadnienia prokuratorów domagających się uchylenia immunitetu Mariuszowi Kamińskiemu na posiedzeniu nie odczytano. Leżało spokojnie w tajnej kancelarii Sejmu. Zapoznało się z nim dziewięciu parlamentarzystów.

PiS domaga się komisji śledczej. Tak samo jak ujawnienia przemówienia Kamińskiego. A jest co ujawniać, bo były szef CBA cytował soczyste kawałki z podsłuchanych rozmów. Mają one świadczyć, że państwo Kwaśniewscy kupili drogi dom w Kazimierzu na „słupa”, czyli niebogatą, znajomą emerytkę. Trzymali w tym domu swoje rzeczy, podejmowali gości. Jolanta Kwaśniewska instruowała „właścicielkę”, że w pakiecie kablówki mają być kanały sportowe „dla Olka”.

Gdy zaś na nieruchomość pojawił się kupiec (był nim podstawiony przez CBA agent Tomek) i zaoferował 3,1 mln zł, panie rozmawiały przez telefon: „Klient mówi, że 350 złotych za te buty to za drogo. Trzeba obniżyć cenę”.

Jak najdalej

Kto uważnie czyta prasę, zna szczegóły prowokacji CBA. Ale słowa wypowiedziane z trybuny sejmowej nadały jej nowy wymiar i nową siłę rażenia.

Prawica liczy, że będzie to nowa afera Rywina, która tym razem zmiecie z powierzchni ziemi Platformę Obywatelską. W końcu to za jej rządów prokuratorzy zamietli sprawę pod dywan.

PO czuje zaciskającą się pętlę. No bo skoro Kamiński przekonał nawet część członków jej klubu, to wyborcy mogą uznać, że coś musi być na rzeczy.

Posłowie Twojego Ruchu są rozsierdzeni: – Olek schrzanił nam wybory do Parlamentu Europejskiego. Jego ludzie, Marek Siwiec i Ryszard Kalisz, niczego nie wnieśli. Teraz na koniec częstuje nas aferą.

Obecni na sali sejmowej parlamentarzyści mówili mi, że lider lewicy Leszek Miller słuchał wystąpienia niszczącego byłego prezydenta z uśmiechem satysfakcji. Pytam o to Millera.

– Proszę pana – odpowiada. – W kampanii wyborczej sporo jeździłem po kraju. Wielu ludzi jest przekonanych, że nadal jesteśmy razem z Aleksandrem Kwaśniewskim.

To ciekawe zjawisko, bo Kwaśniewski przez lata był synonimem politycznego sukcesu. Teraz okazuje się, że aby odnieść sukces, trzeba się trzymać od niego jak najdalej.

Jednym słowem, w Sejmie panowała atmosfera podzwonnego dla Aleksandra Kwaśniewskiego.

Działacz

Tyle że jego życiorys naszpikowany jest już wieloma kompromitującymi wpadkami i skandalami: inny żegnałby się z karierą sto razy, Kwaśniewski zaś otrzepywał się i szedł dalej.

W polityce od samego początku dobrze wyczuwał koniunkturę. Na przełomie lat 70. i 80. działał w SZSP, pnąc się po kolejnych szczebelkach kariery. Inni studenci uczący się w Gdańsku wybierali w owym czasie zupełnie inaczej.

Drogę do dużej polityki otworzyła mu funkcja redaktora naczelnego studenckiego tygodnika „ITD”, którym był także w stanie wojennym. Potem, w połowie lat 80., dostał jeszcze bardziej odpowiedzialne zadanie: młodzieżowy dziennik „Sztandar Młodych”. Była to trampolina do funkcji rządowych. Zasiadał w dwóch komunistycznych gabinetach: Zbigniewa Messnera i Mieczysława Rakowskiego (gdzie był ministrem sportu, członkiem prezydium rządu, a przy okazji szefem PKOl).

Młody działacz dogadywał się z partyjną wierchuszką, ale i z opozycją. W czasie Okrągłego Stołu współprzewodniczył zespołowi ds. pluralizmu związkowego razem z późniejszym premierem Tadeuszem Mazowieckim. Co ważniejsze: brał także udział w poufnych rozmowach w Magdalence, na co potrzebna była „pieczęć” Wojciecha Jaruzelskiego. Osobiście przełamał impas w rokowaniach, proponując, by wybory do Senatu były całkowicie wolne. PZPR zapłaciła za to klęską, podobnie jak sam Kwaśniewski, który, mimo najlepszego wyniku wśród kandydatów obozu władzy, przepadł.

Izolacja

Klęski wyborczej zresztą nie przewidział. W marcu 1989 r. założył się z kolegami z rządu Rakowskiego o wynik czerwcowych wyborów. Napisał (do kartki zachowanej w archiwach dotarł Antoni Dudek), że opozycja zbierze najwyżej 78 mandatów do Sejmu. W rzeczywistości drużyna Wałęsy wzięła wszystko, co mogła: 161 foteli sejmowych.

Z drugiej strony czuł, że koniec PZPR się zbliża. Gdy Rakowski zaproponował mu wejście do KC, zdecydowanie odmówił. Został za to namaszczony wraz z Leszkiem Millerem na liderów nowej partii – SdRP. Gdy wyprowadzono sztandar PZPR, bez problemu wygrał wybory na szefa Rady Naczelnej – na czele komitetu wykonawczego stanął Miller.

Trzymali się razem, bojąc się dekomunizacji, odebrania majątku i rozliczania przeszłości. Postanowili nie odcinać się także od PRL-owskich korzeni, wiedząc, że tam jest wierny elektorat, którego nie ma sensu odpuszczać.

Strategia zadziałała. W 1991 r., w pierwszych wolnych wyborach, udało mu się wprowadzić lewicę do Sejmu, i to z drugim, po Unii Demokratycznej, wynikiem. Sojusz zdobył wówczas 60 mandatów (dziś ma ich ledwie 26).

Mogli być z siebie zadowoleni, ale nie byli. „Mieliśmy diety, biura poselskie, ale nie uczestniczyliśmy w żadnych grach parlamentarnych” – wspominał Miller w książce „Anatomia siły”.

Kwaśniewski robił wszystko, by przełamać izolację. Udawało mu się na poziomie towarzyskim, ale na salony polityczne postkomuniści nie byli dopuszczani. Jeśli chciano się z nimi dogadywać, to na zasadzie „nic w zamian” (np. gdy lewicę namawiano do poparcia rządu Suchockiej). Tymczasem oni zaczynali mieć coraz większy apetyt. I zrozumieli, że sposób na powrót do pierwszej ligi jest jeden – wygrać wybory. Ciągłe wojny wśród solidarnościowców ułatwiły sprawę.

W 1993 r. SLD dostał 171 mandatów. Na wieczorze wyborczym pojawił się wówczas Jerzy Urban – pozował do zdjęć z wielką butelką szampana, pokazując wszystkim język. SLD stworzył koalicję z PSL, do pełni władzy było jednak daleko, tym bardziej że Lech Wałęsa (zgodnie z Małą Konstytucją) zachował prawo do wskazywania szefów MSZ, MON i MSW.

Lepiej ty, Waldku

Właśnie po tym zwycięstwie rozegrały się wydarzenia, które zaważyły na jego politycznym życiu. Kwaśniewski był naturalnym kandydatem na premiera. Lewica wahała się, czy to nie za wcześnie. Prezydent Wałęsa dawał sygnały, że Kwaśniewski nie jest dla niego dobrym kandydatem.

Zdecydowało to, że sam zainteresowany się zawahał i w fotelu szefa rządu zasiadł Waldemar Pawlak. Jak wspominał Józef Oleksy w rozmowie, którą z nim przeprowadzałem wraz z Michałem Majewskim dla „Dziennika”: „Zamknąłem się z nimi w jakimś pokoju, gdzie obaj mieli uzgodnić stanowisko. Dyskusja wyglądała mniej więcej tak. Pawlak: »To ty, Olek, masz być szefem rządu, bo to lewica wygrała wybory«. Kwaśniewski: »Lepiej ty bądź, Waldku, bo zaraz podniesie się krzyk, że czerwoni wracają do władzy«. I tak przez godzinę. Nagle po kolejnej wypowiedzi Kwaśniewskiego Pawlak mówi: »No dobra, zgadzam się!«. Kwaśniewski zesztywniał. Zrozumiał, że krygował się za długo”.

Nigdy więcej Kwaśniewski nie miał tak dobrej okazji, by stanąć na czele rządu.

W parlamencie objął ważną funkcję przewodniczącego Komisja_Konstytucyjna_Zgromadzenia_Narodowego">Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego. I trochę wpadł we własne sidła: w obawie przed autorytarnymi zapędami Wałęsy tak kroił konstytucję, by ograniczyć uprawnienia głowy państwa.

Posłem był lubianym, znanym z zamiłowania do życia towarzyskiego i ekscentrycznych zachowań, jak uciekanie przed dziennikarzami z Sejmu przy użyciu drabiny.

Prezydent

W końcu Kwaśniewski zaczął myśleć o wyborach prezydenckich. Podszedł do nich na luzie, bo nic nie musiał. Miał zaledwie 41 lat. Występował, odchudzony i opalony, przeciwko spiętemu Lechowi Wałęsie, który nie wyobrażał sobie, że może przegrać z chłopaczkiem z SZSP.

Jednak Kwaśniewski wygrał w drugiej turze z niewielką przewagą. Sąd Najwyższy odrzucił liczne protesty. A miały one solidne podstawy.

Lider lewicy nie powiedział prawdy na temat swojego wykształcenia. Kłamstwo, że skończył studia, było ewidentne, a sam zainteresowany długo nie chciał się do niego przyznać.

Ale i ten skandal nie zrobił większego wrażenia. Tak samo jak sprawa „Olina”: niedługo po wyborach szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył Józefa Oleksego o współpracę z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. Problem w tym, że Ałganowa znała cała lewica, zaś – jak pisało „Życie” – Kwaśniewski miał z nim spędzać wakacje.

Liga Republikańska jeździła za nim z jajkami, media krytykowały – a Kwaśniewski nic sobie z tego nie robił. Jego autorski pomysł na sprawowanie urzędu sprawdził się znakomicie. W odróżnieniu od Lecha Wałęsy unikał bezpośredniego zaangażowania w konflikty polityczne. Starał się być prezydentem ponad podziałami. Jeśli ingerował w bieżącą politykę, to subtelnie, z tylnego siedzenia. Nie zaniedbywał za to, jak na prezydenta przystało, rzeczy najważniejszych – kursu do NATO i UE.

Rehabilitacja

Jako głowa państwa szybko zaczął łapać dystans do SLD. Posłowie lewicy byli oburzeni, gdy w mowie inauguracyjnej nie wspomniał o swojej formacji ani słowem. Z drugiej strony nie miał zamiaru partii odpuszczać. Lewicowy premier Włodzimierz Cimoszewicz każdy tydzień pracy zaczynał od wizyty w Pałacu Prezydenckim.

Wkrótce Kwaśniewski stanął przed kolejnym trudnym zadaniem. Stany Zjednoczone domagały się rehabilitacji pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Polskiemu prezydentowi powiedział to sam Bill Clinton. Sugestia była jasna – bez tego wstąpienie do NATO będzie utrudnione.

Lewica załatwia sprawę w swoim stylu. Procedura zostaje uruchomiona w tajemnicy przed wszystkimi, by nie popsuć wyniku SLD w zbliżających się w 1997 r. wyborach.

Sojusz przegrywa je zresztą z AWS – czyli prawicą zjednoczoną pod egidą Solidarności. Zajmuje drugie miejsce (164 mandaty) i znów działacze mają pretensję do prezydenta, że się nie zaangażował po ich stronie.

Prawa goleń

Kwaśniewski rozgrywa swoją wielką partię. Zmienia całkowicie zdanie w sprawie konkordatu, by polepszyć stosunki z Watykanem. A w 1999 r. przeżywa chwilę tryumfu: ratyfikuje akcesję Polski do NATO wspólnie z legendarnym dysydentem, prezydentem Czech Václavem Havlem. Lepszego odcięcia się od komunistycznych korzeni nie potrzebował.

No, ale jak to w życiu Kwaśniewskiego bywało, po chwili tryumfu nastąpił skandal.

W Charkowie, na cmentarzu pomordowanych polskich oficerów, prezydent wystąpił pijany. Do zatuszowania skandalu użyto wszystkich możliwych środków. Zablokowano materiały w telewizji publicznej, której szefem był Robert Kwiatkowski. Odbyły się rozmowy z szefami telewizji komercyjnych. Media, poza nielicznymi wyjątkami, nie poinformowały o sprawie.

Kancelaria Prezydenta tłumaczyła, że Kwaśniewski cierpi na „pourazowy zespół przeciążeniowy goleni prawej”, dlatego się chwiał. Sam Kwaśniewski przyznał się do „bycia pod wpływem” dopiero w końcówce drugiej kadencji.

To, jak załatwiono sprawę „goleni”, pokazuje skalę ówczesnych wpływów obozu prezydenckiego.

Zresztą nie był to pierwszy i ostatni alkoholowy wyskok Kwaśniewskiego, który zamieciono pod dywan. Udawało się za sprawą Kancelarii – która była jak zaciśnięta pięść.

Mówi jeden z byłych współpracowników Kwaśniewskiego: – Nic nie wyciekało, wszyscy wiedzieli, że pracują na lidera. Od tłumienia konfliktów był Marek Ungier, gdy było trzeba, włączał się sam Kwaśniewski. Jego słowo było ostateczne.

Szorstka przyjaźń

Kolejną kadencję Kwaśniewski wywalczył bez wielkiego trudu, już w pierwszej turze. Nie przeszkodził mu skandal z filmem z lotniska w Kaliszu, gdzie jego minister, szef BBN Marek Siwiec parodiował papieża. Prezydent ochoczo włączył się w zabawę i spytał: „czy minister Siwiec całował już ziemię kaliską?”. Siwiec ukląkł i ziemię ucałował.

Wyborcy mieli to w nosie. Zaś Kwaśniewski był coraz silniejszy. Lider AWS Marian Krzaklewski po porażce był w defensywie, słaby rząd Jerzego Buzka tracił poparcie. Prezydent, którego nowe hasło brzmiało „Dom wszystkich – Polska”, był najpopularniejszym i najsilniejszym politykiem.

Z SLD w ogóle przestał się liczyć, nie przyszedł nawet na kongres, gdy Sojusz przekształcał się w partię. Do tego poszedł na rękę AWS-owi, podpisując korzystny dla prawicy termin wyborów samorządowych.

Nie zauważył jednego – że jego dawny przyjaciel Leszek Miller przekształca lewicę w silną, hierarchiczną formację. SLD-owcom marzył się duopol. Namawiali AWS na to, by iść w stronę systemu dwupartyjnego: „Raz wygrywamy my, raz wy”.

AWS przegrała z kretesem, a SLD odniósł największy sukces w historii. Zdobył 216 mandatów. Premierem został Leszek Miller, który nie miał ochoty ustępować Kwaśniewskiemu. „Szorstka przyjaźń” szybko zamieniła się w ledwie skrywaną wrogość. Widać to było podczas uroczystości podpisywania umów akcesyjnych do UE. I prezydent, i premier chcieli przewodniczyć delegacji.

W jednej sprawie działali jednak ręka w rękę: obaj poparli wysłanie polskiego kontyngentu do Iraku. Czyli postawili na sojusz z USA i ochłodzenie stosunków z Francją i Niemcami. Obaj zgodzili się także na to, by Amerykanie utworzyli tajny ośrodek CIA w Starych Kiejkutach, gdzie dochodziło do torturowania jeńców z Al-Kaidy. Sprawa do tej pory ciągnie się za oboma politykami.

Rząd Millera odszedł w niesławie po aferze Rywina i kilku innych skandalach korupcyjnych. Kwaśniewski nie chciał zeznawać przed komisją śledczą. Uważał za to, że ma szansę, by na gruzach lewicy odbudować nową, szeroką formację. Na czele SLD umieścił Wojciecha Olejniczaka, ale wybory w 2005 r. przyniosły jednak czwarte miejsce i rozczarowanie.

Ukraina

Zanim to się stało, Aleksander Kwaśniewski rozegrał być może najważniejszą batalię w życiu.

W listopadzie na Ukrainie wybucha Pomarańczowa Rewolucja. Opozycyjne ugrupowania nie chcą uznać wyników sfałszowanych przez obóz Wiktora Janukowycza wyborów prezydenckich. Na Majdan wychodzą tłumy.

Kwaśniewski wyczuwa sytuację. Wysyła do Kijowa swojego bliskiego współpracownika Jacka Kluczkowskiego, który doskonale orientuje się w meandrach tamtejszej polityki. W nocy dzwoni roztrzęsiony Leonid Kuczma, z którym polski prezydent się przyjaźni. Mówi, że otoczenie namawia go do użycia siły, prosi o pomoc. Kwaśniewski rusza na Ukrainę. Jego mediacja doprowadza do kompromisu i powtórzenia wyborów. Polski polityk wie, że zapłaci za to ogromną cenę. Rosyjski ambasador w Kijowie, były premier Wiktor Czernomyrdin mówi niemal wprost, że Kreml będzie blokował jego kandydaturę na wszystkie prestiżowe funkcje na arenie międzynarodowej.

Emerytura

Jest koniec 2005 r. Siedzę z Aleksandrem Kwaśniewskim w Pałacu Prezydenckim. Kończy się jego druga kadencja.

Pytam o Ukrainę. Kwaśniewski wie, że Rosja nigdy nie zapomni mu jego zaangażowania.

Zauważam, że w Pałacu jest pusto. Nie widać współpracowników, bieganiny, planów, strategii. Rozmawiamy przez kilka godzin, prezydent robi sobie tylko krótką przerwę na spotkanie z Rafałem Blechaczem, laureatem Konkursu Chopinowskiego. Poza tym kalendarz ma pusty. Za chwilę czeka go polityczna emerytura.

Ma wówczas 51 lat – doskonały wiek, by ubiegać się o najwyższe stanowiska. Zły, by odchodzić na boczny tor.

W 2007 r. Kwaśniewski staje na czele koalicji Lewica i Demokraci. Taka formacja była kiedyś jego marzeniem. Mówi się o tym, że gdyby udało się wygrać, były prezydent może w końcu zostać premierem.

Ale on nie ma już serca do polskiej polityki. Telewizje pokazują, jak pijany prowadzi wykład dla studentów na Ukrainie. To samo powtarza się na konwencji LiD w Szczecinie. Nawet nieszczególnie to ukrywa: „Mam prawo robić, co chcę, jestem wolnym człowiekiem”.

LiD dostaje 53 mandaty. Kwaśniewski mówi: „Koniec z polityką”, i zaczyna działać dokładnie według maksymy: „robię, co chcę”. Udziela zagranicznych wykładów, zasiada w radzie doradców firmy Kulczyk Investments. Jest szefem zarządu stowarzyszenia Jałtańska Strategia Europejska oligarchy Wiktora Pińczuka, doradza prezydentowi Kazachstanu Nursułtanowi Nazarbajewowi. Ostatnio wyszło na jaw, że był członkiem rady nadzorczej Burisma Holdings, firmy prowadzonej przez Mykołę Złoczewskiego, ukraińskiego ministra w rządzie wiernym Janukowyczowi.

Ile tam zarabia? Kwaśniewski nie musi odpowiadać na to pytanie. Nie pełni funkcji publicznych, nie składa oświadczeń.

Klęska

Takie zachowanie trudno pogodzić z powrotem do polityki. Być może dlatego Kwaśniewski wraca, ale tylko na pół gwizdka. Tak było z poparciem Ruchu Palikota i Europy Plus. Były prezydent niby popierał te formacje, ale było to poparcie śladowe. Obie poniosły klęskę.

Jeśli o czymś marzy, to o tym, że uda mu się zawalczyć o coś na arenie międzynarodowej. Dlatego całym sercem włącza się w przekonywanie Wiktora Janukowycza i jego otoczenia do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Wraz z Patem ­Coxem siedzi na Ukrainie tygodniami, bez wytchnienia jeździ do uwięzionej Julii Tymoszenko. Wierzy, że mu się uda mimo wszystko.

Ale Ukraina nie podpisuje umowy. Na Majdanie zaczyna się krwawa rewolucja. Wysiłek idzie na marne. Nie ma sukcesu, nie ma nadziei na polityczne apanaże.

W Sejmie rozmawiam z młodym działaczem lewicy.

– Przepraszam, ale kto to jest Kwaśniewski? – pyta. – Facet, który rozkłada kolejne wybory? Nie potrafi się zebrać, nie wie, o co mu chodzi. Widziałem go niedawno na oficjalnej kolacji z gośćmi z Zachodu. Wie pan, co zamówił do picia? Wódkę i piwo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2014