Listy do księdza Oko

Czy wie Ksiądz, że określenie „niższa forma człowieczeństwa” dotyczy żywych ludzi?

02.03.2015

Czyta się kilka minut

 / il. Agata Dudek
/ il. Agata Dudek

Najpierw pisał na brudno. Przez tygodnie zmieniał, poprawiał, cyzelował. Ostateczną wersję – na zwykłej kartce – włożył do koperty, położył na stole i wyjechał.

Pamięta, że w ostatecznej wersji skłamał. Może nie chciał zrzucać na jej barki zbyt wiele?
Ona pamięta, że wychodząc rzucił: „Przeczytaj, jak będę daleko”. I że to „daleko” ją wystraszyło.
On, że walczyły w nim „nieokreślony niepokój” i „radosne podniecenie”. – Jak mawiają niektórzy, „prawda was wyzwoli”, a ten list przynajmniej mnie do tej prawdy przybliżał – wspomni.

Później (czyli po 2003 r.) listy w tej historii będą się przewijać nadal. Może to bez znaczenia – zwykłe udogodnienie: łatwiej zebrać myśli w samotności, nad kartką papieru – a może tylko taka forma będzie dla nich (głównie dla niej) do uniesienia?

Najpierw więc ona na jego list odpowie listami. A kilka lat później – kiedy coś w niej pęknie – zacznie pisać listy do świata. Napisze do papieża – z prośbą o wrażliwość Kościoła; do księdza Oko – z prośbą o opamiętanie; do redaktora z „Więzi” – z wdzięcznością; do „Tygodnika” – z prośbą o pomoc.

Dom 

Powiedzmy, że ma na imię Maria (o prawdziwym nie może być mowy). Mieszka w mieście na południu Polski. 72-latka, od ponad 40 lat matka, od ponad 20 emerytka, od 19 lat wdowa. Od zawsze wierząca i praktykująca katoliczka. Typ serdecznej, ciepłej starszej pani – nieco zgarbiona, kłopoty ze zdrowiem.

Połowa stycznia tego roku. Maria przyjmuje w salonie na wysokim piętrze starego bloku, w towarzystwie ponad 40-letniej córki (nazwijmy ją Anna). Na stole stoją dzbanki z herbatą i przygotowane na okazję rozmowy kanapki. Obie kobiety usiądą twarzami do okna. Będą w swoich gestach, mimice niemal identyczne: przy dłuższych wypowiedziach będą zamykać oczy, mówić z charakterystyczną emfazą.

– Moja droga była tradycyjna. Siostry, z którymi miałam w młodości kontakt, miały nadzieję, że zostanę zakonnicą – opowiada Maria. – Być może gdybym o tym wiedziała, toby się tak stało, bo byłam osobą posłuszną. Wiara? Wówczas dość powierzchowna. Kiedy Ania miała 6 lat, urodził się Piotrek. W latach 80., kiedy w naszym małżeństwie nastał poważny kryzys spowodowany alkoholizmem męża, przystąpiłam do Odnowy w Duchu Świętym. To mnie porwało, dosłownie. Znalazłam tam pokój serca. W latach 90. nie miałam już tyle czasu, ale to, co tam dostałam, pozostaje we mnie do dziś. Kontakt z Panem Bogiem, codzienna msza, lektura Pisma Świętego – wszystko to jest dla mnie ogromnie ważne.

– Ojciec też wyniósł z domu tradycyjną religijność – mówi Anna. – Najważniejszym chyba wydarzeniem w jego kalendarzu było przyjęcie księdza. W tym dniu przychodził wcześniej z pracy, był przejęty.
– Niemal całował księdza w rękę! Miał książeczkę z różańcem, do której był przywiązany.
– Pamiętam ją!
– Piotrek ma ją do dziś. Pamiętam u niego, jako chłopca, przywiązanie do symboli.
– A ja – szacunek do księdza. I lęk przed sferą sacrum. Tak jak u ciebie, mamo.
– Piotruś recytował na pamięć fragmenty Starego Testamentu. Kiedy ktoś przychodził, miał popisowy numer, z Księgi Samuela. „Mów Panie, bo sługa Twój słucha” – powtarzał. Nie wiem, czy panu to powie, ale strasznie bał się Boga. Boga Ojca. Widział jego obserwujące oko, dosłownie.

– Ojciec? Nasz dom to był patriarchat z początku ubiegłego wieku. Nieprzystępny, czasem łaskawy, najważniejsza postać w domu. Czy bił? Byłam uległa, nie musiał. Ale gdybym była mniej stłamszona, to kto wie. Mama była zajęta, pracowała na dwa etaty.

Maria, przez łzy: – Boże, żeby można było cofnąć czas.

Obraz, który widzi 

– „Obserwujące oko Boga”? Nie pamiętam, ale to możliwe – mówi Piotr i śmieje się w głos. – Pamiętam za to, że w głównym pokoju był wystawiony wielki obraz z całunem turyńskim. Chodziło chyba o to, że ten obraz „patrzy i wszystko widzi”. Przemykałem przez pokój, żeby jego laserowe spojrzenie mnie nie dosięgło.
Choć droga z jej mieszkania do jego zajmuje dwie minuty, będziemy rozmawiali osobno. 40-latek, wyglądający na dziesięć mniej, zgadza się na spotkanie w towarzystwie swojego partnera (powiedzmy, że ma na imię Darek). Na pytania, ale też na kolejne fragmenty własnej opowieści, będzie często reagował śmiechem („Wyśmiać, zdystansować się: mój styl bycia jest sposobem na radzenie sobie z trudnościami” – powie).

– W nocy czytywałem na przemian „Baśnie z 1001 nocy” i Stary Testament – opowiada. – To mogło być między siódmym a dwunastym rokiem życia. W baśniach warunkiem przeżycia było wyznanie wiary w Allaha, w Starym Testamencie było napisane coś innego. W każdym przypadku odstępstwo wiązało się ze straszliwymi karami.

– Ojciec? – Piotr robi dłuższą pauzę. – Późno się ożenił, chyba z powodu presji społecznej. Potem pojawiały się plotki o jego orientacji. Bo jeśli ktoś, pod koniec lat 60., żeni się w wieku 35 lat, „to coś musi być nie tak”. Ale to były tylko pogłoski. Tata w domu? Wedle wszelkich ludowych „mądrości” powinien być nieobecny. A był nadobecny. Gdy ogłaszał, że bierze urlop, wiało grozą: w domu więcej pił. Z mamą byli z pewnością w jakimś związku, ale potem mieli kryzysy. Czy się kochali? Nie wiem. Na pewno na łożu śmierci się pogodzili, bardzo sobie pomagali, ale to nie był prosty związek – pamiętam krzyk ojca, płacz i cierpienie mamy. Choć nasze dzieciństwo wcale nie było takie złe. Kiedy w 1996 r. umarł ojciec, miałem 20 lat.

E-mail 

„Szanowny Panie Redaktorze, informacja, którą pragnę podać, dotyczy pytania o obecność w rodzinie osób homoseksualnych – napisze tydzień po spotkaniu Maria. – Nie udzieliłam wówczas odpowiedzi. To przemilczenie budzi we mnie poczucie wstydu, zwłaszcza że tę kwestię uważam za ważną. Mam na myśli głoszone przez niektórych przedstawicieli Kościoła imperatywy o zbawiennych wręcz skutkach instytucji małżeństwa w eliminowaniu tej orientacji.

Mam istotne przesłanki, by twierdzić, że mąż był homoseksualny, co ujawniło się po zawarciu małżeństwa. Śmiem twierdzić, że jego alkoholizm był dramatyczną próbą łagodzenia napięć”.

Na językach

Kiedy Piotr idzie do szkoły średniej, a później na studia, są późne lata 80. i wczesne 90.
Dopiero ponad dwie dekady później jego matka natrafi na książkę „Wyzywająca miłość” – zbiór tekstów poświęconych wierzącym homoseksualistom oraz ich rodzinom (pod redakcją – będących też współautorami – Katarzyny Jabłońskiej i Cezarego Gawrysia; Biblioteka „Więzi” 2013).

Maria zaznaczy w niej czarnym długopisem cytaty. Cytaty jako koła ratunkowe:
„Powołując się na dokumenty watykańskie, nie zapominajmy o najważniejszym dokumencie chrześcijanina: o Ewangelii” (Cezary Gawryś w liście do Szczepana, ojca homoseksualisty, opowiada o swojej dyskusji z katolickimi publicystami).

„Podejrzewam, że wielu moich znajomych i liczne rzesze nieznajomych obruszyłoby się, słysząc, że oto katoliccy rodzice akceptują orientację homoseksualną swego syna. Mógłbym im odpowiedzieć, że kiedy mam wybierać pomiędzy miłością do własnego dziecka, mądrego, dobrego, kochającego rodziców, a przerażeniem, zgorszeniem (…), to bez wahania wybieram miłość rodzicielską” (z listu Szczepana).

„Nawet dla katolika, który w stu procentach zgadza się z tym, co mówi Kościół na temat homoseksualizmu, nie powinien on być usprawiedliwieniem zanegowania swojej osobowości, ponieważ podstawą zbawienia nie jest orientacja seksualna” (ks. Jacek Prusak SJ – psychoterapeuta, redaktor „TP” – w wywiadzie, który autorzy książki przeprowadzili z nim i z psychiatrą Cezarym Żechowskim).

Maria zapamięta też w 2014 r. wyznanie jednego z autorów. „W naszej poprzedniej książce wyrażaliśmy pogląd, z którego dzisiaj z pełną świadomością się wycofujemy – napisze Cezary Gawryś. – Twierdziliśmy (…), że skłonności homoseksualne można w sobie zwalczyć wysiłkiem woli i dzięki pomocy terapeutycznej – i że tak powinna brzmieć zasadnicza chrześcijańska oferta pomocy”.

Wtedy też pewnie usłyszy papieskie: „Jeśli ktoś jest gejem i szuka Boga, i ma dobrą wolę, kim jestem, by go sądzić?”, a także synodalne: „Osoby homoseksualne mają przymioty i dary do zaoferowania wspólnocie chrześcijańskiej” (choć będzie miała do Kościoła żal, kiedy zdanie to zostanie wycofane z dokumentu końcowego). Być może trafi też do niej sentencja kard. Kazimierza Nycza: „Uważam, że z homoseksualizmem jest trochę tak, jak przed Soborem było z ekumenizmem – różnych nieładnych słów używaliśmy, mówiąc o prawosławnych czy ewangelikach” (z wywiadu dla „TP” 44/2014).

Ale jak na razie są lata 80. i 90. O homoseksualizmie się głównie milczy.

Dwójmyślenie 

– Pewnie sobie pan nie zdaje sprawy, jak bardzo podwójnie można żyć. Jak można być homoseksualistą-homofobem – mówi, siedząc na obrotowym fotelu i co jakiś czas zaglądając w ekran komputera. Jest poniedziałkowe popołudnie, Piotr ma jeszcze obowiązki zawodowe.

– Kiedy miałem 12–13 lat, gazeta „Razem” drukowała w każdym numerze „gołą babę” – kontynuuje. – Chłopcy wymieniali się zdjęciami. Ale raz pojawił się facet. Pamiętam, jak mnie to zainteresowało. Podzieliłem się tym entuzjazmem z kolegą i… zadziwiła mnie jego obojętność. Ale gdyby mnie ktoś wtedy spytał, czy mam homoseksualne skłonności, z całym przekonaniem bym zaprzeczył.

– W wieku 18 lat zakochałem się w koledze, o czym on nie wiedział. Więcej: ja też o tym w pewnym sensie nie wiedziałem! – śmieje się Piotr. – Moment, w którym zdałem sobie sprawę, że „coś jest nie tak”? Nie było takiego momentu. To był niesamowity przykład dwójmyślenia. Było dla mnie oczywiste, że przed kolegami muszę mieć dziewczynę, załatwić „tę sprawę”. A wieczorem, przed snem, myślałem o koledze. Pod koniec lat 90. podłączyłem sobie internet. Byłem wtedy zaangażowany religijnie, czytałem m.in. namiętnie „Frondę”. A wieczorem wchodziłem na strony gejowskie.

– Okres od śmierci ojca do roku 2003 był dla mnie czasem zmagania się z seksualnością – dodaje Piotr. – Poznałem dziewczynę, ale czułem niesmak i niechęć do siebie. Z drugiej strony czułem potrzebę wpasowania się w społeczeństwo. Po sylwestrze 2002/2003 zacząłem rozmawiać przez internet z Darkiem. „Poznałem pedała z czatu, przyjedzie” – powiedziałem do kolegi. Ten cytat pokazuje ówczesny stan mojej głowy. Przyjechał. A w wakacje wyjechał dorabiać na Wyspy.

– Jako operator karuzeli – uśmiecha się siedzący obok Darek. Nieco młodszy od Piotra, spokojny, do rozmowy włączy się tylko kilka razy.

– Na Wyspach wspólnie stwierdziliśmy, że nie mogę dłużej okłamywać mamy.

List 

Maria: – Przeraziło mnie to „daleko”. Czekałam, walczyłam ze sobą.
Anna: – Grozą powiało.

– Powiało. Otworzyłam, jak Piotr był jakieś sto kilometrów od nas. Powiedziałam: „Aniu, tutaj jest coś ważnego”. Ale nie wiedziałam, jak ci to przekazać.
– Bo wtedy nie było na to słów, mamo.

„Ma na imię Darek, jest człowiekiem dobrym, szlachetnym. Stanowimy biały związek, rozumiesz. On jest moim przyjacielem, najwierniejszym, jaki może być” – taki m.in. fragment zapamięta Maria.

On wraca jeszcze tego samego dnia. Ale w domu panuje „milczenie przetykane pojedynczymi słowami”. Kiedy ona dowie się, że „biały związek” to nieprawda? Ile zajmie jej zaakceptowanie jego homoseksualizmu? Wedle jej pamięci, niedużo. – Proszę mi wierzyć, po otrzymaniu tej informacji pokochałam go jeszcze bardziej – mówi.

Na językach (rewers) 

W 2014 r. Maria zakreśli w książce „Wyzywająca miłość” i taki fragment: „Są we mnie jakby dwie osoby. Jedna to ja zaangażowany w życie parafii i diecezji (...), cieszący się sukcesami lokalnego Kościoła, czujący się w nim jak w Rodzinie. A druga – to ja głęboko krytyczny wobec słów wypowiadanych z ambony, zszokowany omijaniem tak ważnego tematu w życiu kościelnej wspólnoty i jakże często zrozpaczony niewybrednymi wypowiedziami wielu ludzi Kościoła na temat osób homoseksualnych” – pisze wspomniany Szczepan.

W tej samej książce Maria przeczyta wywiad z Pawłem-Szawłem, autorem strony „Chrześcijanin homoseksualny”, który zauważa m.in., że w Polsce nie istnieje duszpasterstwo osób homoseksualnych. „Ostatnio do jednego z poznańskich dominikanów, który na swoim profilu na FB wręcz wyśmiał zranienia osób homoseksualnych (najbardziej delikatny cytat: »zraniłem biednego geja«), wysłałem wiadomość, w której grzecznie zauważyłem, że jednak są to osoby, które szukają swojego miejsca w Kościele, a tego typu podejście nie ma wiele wspólnego z pasterzowaniem – mówi też Paweł-Szaweł. – Rezultat korespondencji był taki, że zostałem zablokowany”.
Maria, o homofobicznym języku: – Nasilił się w okolicach 2012 r.

Anna: – Kulminacją był początek dyskusji o związkach partnerskich.

W maju 2013 r. bp Marek Mendyk mówi „Niedzieli”: „Kościół broni każdego człowieka, broni także prostytutek, narkomanów, alkoholików, gejów, zakłada dla nich specjalne ośrodki terapeutyczne, schroniska, ale mówi też jak Jezus przy spotkaniu z kobietą cudzołożną: »Idź i od tej chwili już nie grzesz«”.

W czerwcu roku 2014 głośno robi się z kolei wokół kazania bp. Józefa Zawitkowskiego na Jasnej Górze. Hierarcha mówi tam m.in., że homoseksualiści „nie potrafią ani normalnie grzeszyć, ani normalnie kochać”.
Styczeń tego roku. Na portalu Fronda.pl pojawia się notka: „Egzekucja homoseksualistów. Państwo Islamskie publikuje makabryczne zdjęcia”. Pod linkiem do tekstu na Facebookowym profilu „Frondy” takie m.in. komentarze (za profilem FB inicjatywy „Dziennikarze Przeciw Dyskryminacji”):
Gniewko Janas: Przynajmniej w tym się z nimi zgadzam
Jarek Christiani: I kurwa dobrze
Jarosław Rasala: Leczą swój kraj z parchów
Marcin Czarnacki: Gej to gej. Trzeba eliminować!!!
Liliana Wojtulewicz: Jestem usatysfakcjonowana.

W lipcu 2014 r. do Piotra i jego matki trafia wywiad z ks. prof. Dariuszem Oko na Fronda.pl. Duchowny – znany już wówczas m.in. z twierdzenia, że geje odpowiadają za około 40 proc. czynów pedofilskich – mówi np.: „(…) ten styl życia może prowadzić do bezdomności. Zostało to zaobserwowane na przykład w Nowym Jorku. Homoseksualistów charakteryzuje niesamowita, niespotykana nigdzie indziej rozpusta”.

W innym miejscu dodaje, że prowadzący taki styl życia homoseksualista „traci zdolność do trwałego związku, nie może więc liczyć na wsparcie w kryzysie, pomoc w razie problemów. Sam redukuje się do niższych form człowieczeństwa (…) Geje tracą więc znajomych, pracę, dom, bo zachowują się jak narkomani. Degradacja gejów przypomina często degradację narkomanów”.

Siostra: – Tak jakby zapowiadał, co się z tymi ludźmi stanie…
Matka: – Stwierdziłam, że tak dalej być nie może.
Syn: – Mama zaczęła coś w rodzaju coming outu rodzica homoseksualisty.

Ewolucja 

Jest jednak rok 2003.
– Powiedziała, że pokochała mnie wtedy bardziej? – pyta, jakby niedowierzając, Piotr. Wychodzi, by po chwili pojawić się ze stertą książek. Wśród nich tytuły: „Homoseksualizm i nadzieje”; „Homoseksualizm. Czym jest i do czego prowadzi”; „Wyjść na prostą”.

– W jakimś sensie te książki, które mi przynosiła, były wyrazem jej miłości – mówi Piotr. – Lecz zanim zaczęła całą sytuację nawet nie tolerować, ale przyjmować do wiadomości, minął co najmniej rok.
Najpierw pisze do syna listy, on odpowiada. Ona zostawia mu je w domu, pod jego nieobecność. On – wychodząc od niej – rzuca np.: „Zostawiłem w książce”.

Rozmawia ze znajomym księdzem. „Winny jest nieobecny ojciec i nadopiekuńcza matka” – słyszy.
Jeździ do Łagiewnik. Modli się „w intencji wyleczenia”. – Żarliwie, ufnie, niekiedy desperacko – wspomni.
Szuka dla syna katolickiego terapeuty.

„Mamo, nie zadawajmy już sobie bólu” – pisze do niej w jednym z listów on.

W 2004 r. Maria poznaje Darka. Wspomni, że zobaczyła „po prostu dobrego człowieka”.
Czyta Biblię. „Ty bowiem utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki” – ten cytat z Księgi Psalmów stanie się dla niej ważny (podczas naszej rozmowy powtórzy go kilka razy).

W 2013 r., kiedy jest już od lat pogodzona z rzeczywistością, wstępuje w nią – jak sama to nazwie – wojowniczy duch. Wtedy zaczyna pisać listy. W grudniu – do papieża Franciszka, z prośbą o zmianę języka przedstawicieli Kościoła. Dostaje zdawkową odpowiedź od nuncjusza – z zapewnieniem o modlitwie.

Na przełomie 2013 i 2014 r. przyjmuje księdza po kolędzie. „Boli mnie język Kościoła w odniesieniu do homoseksualistów. Mój bliski jest tej orientacji” – mówi wikaremu. „Być może przyzwyczaiłyście się panie do zbytniej tolerancji” – słyszy. Rok później księdza po kolędzie już nie przyjmie.

W 2014 r. do jej rąk trafia książka Jabłońskiej i Gawrysia. Pisze do tego drugiego – potem wspomni, jak bardzo jej ten kontakt pomógł.
Pod koniec lipca decyduje się napisać swój najważniejszy list.

Rozkrok 

Piotr, z niegasnącym uśmiechem, choć nieco drżącym głosem: – Stałem w rozkroku. Po jednej stronie moja tożsamość, a po drugiej fundamenty tego, co mi wpojono w dzieciństwie. I to się rozjeżdżało. A w środku, na dole jezioro z ognia i siarki.

– Stany depresyjno-lękowe – wspomina 2012 rok. – Wmówiłem sobie, że umieram: rak, zawał serca... Żeby sprawdzić się pod kątem HIV, pojechałem aż na Śląsk.

Darek, siedzący obok niemal bez słowa, tym razem będzie mówił dłużej: – W 2013 r. pojechaliśmy na wakacje do Hiszpanii. W każdej miejscowości, przez którą przejeżdżaliśmy, Piotr szukał drogowskazów do szpitala. Żeby jechać, żeby się przebadać. Kilka razy dziennie mówił, że musimy wracać do Polski. A że ja nie mam prawa jazdy, „ktoś musi po nas przyjechać”. Stany depresyjne: „chcę umrzeć”, „jestem zerem”, „jestem szmatą”. Spadek komunikatywności, agresja skierowana na siebie. Sesje na Skype’ie z mamą i siostrą. Prostowały go: „nie umierasz”, „wszystko będzie dobrze”.

Mail pierwszy od Piotra, kilka tygodni po spotkaniu:
„Mój kryzys na pewno nie był związany z żadną publikacją. Chodziło o to, że z jednej strony przyznałem się sam przed sobą do bycia gejem, a z drugiej czułem, że zdradzam – nazwijmy to – katolicką część mojej tożsamości. Przy czym, owszem, bałem się usłyszeć, co Kościół naprawdę o mnie myśli. Wie Pan, trochę jak człowiek, który się boi wyników badań, albo woli nie słyszeć, co na jego temat mówią sąsiedzi”.

Mail drugi:
„Najgorzej się czułem w roku 2013 i zastanawiam się, czy jednak tego nie wiązać z »debatą« , która się właśnie wtedy odbyła. Być może nie uświadamiałem sobie tego, ale ta propaganda się sączyła, podkopywała psychikę”.

Szanowny Księże Profesorze,

jestem 72-letnią emerytką, matką 40-letniego syna, homoseksualisty, człowieka prawego, mądrego, ale głęboko dotkniętego postawą ludzi Kościoła, naszego Kościoła (…)

Prowadzi Ksiądz niezwykle aktywne życie medialne, gdzie wygłasza liczne enuncjacje na temat homoseksualistów, nasycone pogardą, lekceważeniem, chęcią upokorzenia i poniżenia. Wywołuje to oczywiście aplauz, a niekiedy rechot w środowiskach wrogich ludziom o odmiennej orientacji. Natomiast wśród dotkniętych tą „innością”, w otoczeniu ich bliskich i przyjaciół przyprawia to o autentyczny ból (…).

Dlaczego Ksiądz Profesor konsekwentnie myli pojęcia: „zachowania homoseksualne” (gdzie można by się zastanawiać nad terapią) z „orientacją homoseksualną”, której przyczyna nie jest znana, wciąż pozostaje tajemnicą (…) Ufam, mocno ufam, że pewnego dnia zostaną naukowo stwierdzone źródła tej orientacji, ale wówczas Ksiądz Profesor nie będzie mógł uczynić „sprostowania”, gdyż zasiane zło wyda obfity plon (…).

Czy taka postawa jest do pogodzenia z Miłosierną Miłością głoszoną i praktykowaną przez Jezusa Chrystusa? (…).
Obraz osoby homoseksualnej nakreślony przez Księdza w wywiadzie dla „Frondy” napełnił mnie głębokim niesmakiem. Ośmielam się zwrócić uwagę Księdza na niebezpieczne i na wskroś niesprawiedliwe generalizowanie opinii o homoseksualistach (…).

Nie znajduję również słów na wyrażenie zdziwienia wobec stawiania – przez Księdza – niemal znaku równości między homoseksualizmem i pedofilią (…).
Z wyrazami należnego szacunku,
M.

List wysyła w lipcu 2014 r. Odpowiedź nie nadchodzi. „Ośmielam się zwrócić do Państwa w sytuacji, w której świadomość bezsilności walczy z wewnętrznym imperatywem konieczności działania” – pisze w październiku do „TP”, prosząc o pomoc i rozważając publikację listu do ks. Oko. „Czasu niewiele – dodaje – a tak bardzo, bardzo chciałabym zmniejszyć ból wykluczenia nie z własnej winy tylu cierpiących Braci w wierze”.

Lawina i kamienie 

– Postanowiłem udać się do terapeuty-duchownego – opowiada Piotr. – Bardzo chciałem moje dwie rozjeżdżające się „nogi” złączyć. Z drugiej strony, panicznie się bałem, że ten duchowny będzie mnie chciał „wyleczyć”. Trafiłem na mądrego człowieka. Terapia pomogła, choć jedną z jej konkluzji było to, że tych dwóch platform tak do końca nie połączę.

Gdzie jest dzisiaj? Na pytanie o wiarę nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć. Na to o przynależność do Kościoła odpowiada tak: – Dla mnie to dzisiaj bardziej „oni” niż „my”.
Żyje z partnerem, pracuje. Na osiedlu i w biurze jest akceptowany.

O co zapytałby księdza Oko? Przesyła – wspólnie z Darkiem – pytania, które przekażę mailem duchownemu wraz z listem od matki Piotra. „Czy zdaje sobie Ksiądz sprawę, że abstrakcyjne określenia w rodzaju »niższa forma człowieczeństwa« dotyczą konkretnych, żywych ludzi? Ludzi, którzy pewnie mijają Księdza codziennie na ulicy, pieką dla niego chleb, nastawiają mu skręconą nogę?” – piszą.

„Dla geja pochodzącego z rodziny katolickiej konfrontacja skrajnie negatywnego obrazu homoseksualisty z tożsamością jest dostatecznym źródłem rozdarcia – dodają. – W prowadzonej krucjacie roztacza Ksiądz mrożącą krew w żyłach wizję geja, który z jednej strony jest brudny, zdegenerowany i »roznosi choroby«, a z drugiej rządzi światem przez wszechpotężne »lobby«. W takim obrazowaniu dostrzegamy analogię do wizerunku Żydów w antysemickich pismach lub wroga ludu w propagandzie komunistycznej. Czy Księdza zdaniem przesadzamy?”.
Maria: – Domagam się jednego: by nie poniżano tych ludzi. Chciałabym, żeby zaczęli się odzywać wierzący i praktykujący rodzice homoseksualistów. Więcej: by odezwali się rodzice księży-gejów, którzy są przecież zwykle żarliwymi katolikami.

Anna: – To niebezpieczna droga, mamo.
– Aniu, a wiesz, co powiedział Miłosz?
– Mamo, ale Miłosz…
– … że jeden kamień może zmienić bieg lawiny. Myślę o tych wszystkich ludziach: ujawnionych i nieujawnionych.
– Mają prawo do milczenia.
– Ja nie chcę milczeć.

Załączniki 

Ks. Dariusz Oko zapytany, dlaczego nie zareagował na list z 2014 r., odpowiada „Tygodnikowi” mailowo. Sprzeciwia się jakimkolwiek cytatom, prosi o przekazanie bohaterce reportażu „materiałów”. Wśród ponad 30 załączników mających trafić do 72-letniej kobiety, matki, m.in. artykuł, w którym homoseksualizm nazywany jest „dewiacją” i „straszną, destrukcyjną chorobą”, a także taki m.in. fragment w załączniku „Lekarze o homo-seksie”: „Homo-seks przypomina tłok, który porusza się nie w cylindrze silnika, ale w rurze wydechowej – skutki są oczywiste (…) Podobnie katastrofalne skutki ma homo-seks i biedni są ludzie, którzy nie są w stanie tego pojąć”. W innym miejscu w tym samym załączniku „lekarz-praktyk” mówi m.in., że „w krwi tego pederasty który jest stroną nastawiającą się, płynie rozcieńczona, ale jednak gnojówka”.

Po dwóch dniach ks. Oko pisze w mailu, że jego wypowiedź może ukazać się na łamach, ale tylko w takiej – nieskracanej – formie:

Czcigodny Panie Redaktorze, 

w ostatnich latach jestem zapraszamy na wykłady w wielu miastach Polski i jeśli przy ich okazji słyszę coś jeszcze o „Tygodniku Powszechnym”, to zwykle jest to ubolewanie nad jego głębokim upadkiem i degeneracją. W tym samym tonie wypowiadają się najlepsze chrześcijanki i chrześcijanie, zarówno osoby świeckie, jak i duchowne – w tym także te najwyżej postawione.

Rzeczywiście, jeśli ktoś wypowie tylko kilka zdań krytycznych na temat gejów, choćby najbardziej prawdziwych, Redakcja „TP” natychmiast zarzuca mu homofobię, czyli stwierdza, iż jest to człowiek pełen nienawiści i pogardy do gejów. Tymczasem istotną część publikacji samego „TP” stanowią nieustanne ataki na chrześcijan i Polaków – często bardzo niesprawiedliwe i to jeszcze dokonywane ramię w ramię z najgorszymi wrogami naszego Kościoła i Ojczyzny. Czyli Redakcja „TP”, sądzona według własnych słów i zachowań, jest prawdziwym wulkanem nienawiści i pogardy do chrześcijan i Polaków. A nienawiść łatwo prowadzi do najgorszych zachowań, choćby do coraz wyższego poziomu manipulacji i zakłamania widocznych w „TP”. Jeżeli jest to jeszcze jakieś »chrześcijaństwo«, to raczej w wydaniu judaszowo-kainowym. Widać to zwłaszcza w fanatycznym popieraniu homoideologii oraz homopropagandy – dokładnie wbrew nauczaniu Biblii, Kościoła i danym nauki. W tej sytuacji zwracanie się do osób o skłonnościach homoseksualnych za pośrednictwem takiego pisma przypominałoby próbę pomocy narkomanom przy pomocy handlarzy narkotyków. W tak wielkim złu w żaden sposób nie chcę uczestniczyć i dlatego nie zamierzam publikować żadnych tekstów w „TP” – poza tą odpowiedzią [redakcja nie prosiła ks. Oko o tekst, lecz o publiczną odpowiedź na listy – PW].

Natomiast moim siostrom i braciom o skłonnościach homoseksualnych wolę pomagać jak dotychczas – poprzez duszpasterstwo indywidualne, finansowanie terapii oraz wiarygodne media zachowujące podstawowe standardy moralne i dziennikarskie albo przynajmniej nie fałszujące rzeczywistości aż tak bardzo, jak „TP”.
Z należnym szacunkiem i modlitwą,

Ks. Dariusz Oko

Esemes 

„Szanowny Panie Redaktorze, lansowane przez ks. Oko tezy znajdują oddźwięk u niedzielnych homiletów – pisze pod koniec stycznia Maria. – Ks. proboszcz w jednej z pobliskich parafii grzmiał dziś z ołtarza: »To w burdelach geje i lesbijki wybierają swoją orientację, odwracając się od Boga i natury«. Zakończył słowami: »Albo wierzysz w prawa człowieka, albo w Jezusa Chrystusa«”. ©℗

Współpraca ARTUR SPORNIAK

Czytaj więcej:

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2015