Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
CHWAŁA MĄDREJ i dzielnej Matce, upominającej się o godność swego syna. Wyrazy uznania dla „Tygodnika”, że nie zbył milczeniem apelu pani Marii i jej listu nie schował oportunistycznie do szuflady, lecz zrobił to, co należało: opisał tę poruszającą historię.
Ileż razy zdarza nam się słyszeć z ambony, że katoliccy rodzice powinni czuć się odpowiedzialni za wybory moralne swoich dorosłych dzieci, zwłaszcza za fakt pożycia bez ślubu sakramentalnego. Jednocześnie w kościelnym nauczaniu – w czasach idącego przecież przez świat zagrożenia wartości w ogóle – właśnie homoseksualizm przedstawiany jest jako szczególne zagrożenie dla człowieka i rodziny, ba – dla cywilizacji! Nic dziwnego, że w wielu wypadkach katoliccy rodzice, dowiedziawszy się o homoseksualnej orientacji swego dziecka, zajmują wobec niego z gruntu niechrześcijańską postawę: „Jeśli się nie zmienisz, nie jesteś moim synem/córką”. Taka reakcja bywa karą nie za „homoseksualny styl życia”, lecz za samo wyznanie prawdy o sobie, zbyt trudnej dla rodziców. Obawiam się niestety, że ci ludzie Kościoła, którzy tak gorliwie, niewybrednym językiem, zwalczają homoseksualizm, dając często dowód ignorancji co do natury samego zjawiska (nikt nie wybiera przecież swojej orientacji seksualnej, niezależnie od jej genezy), mogą nieświadomie ranić ludzkie sumienia – w tym sumienia rodziców. Czy bowiem przekonanie, że w imię Boga powinienem odrzucić drugiego człowieka (i to własne dziecko) z powodu jego orientacji homoseksualnej, nie jest prawdziwą obrazą Boga, Stwórcy człowieka?
CZY GORLIWI KATOLICCY tropiciele „homoideologii” i „homolobby”, używający ordynarnych porównań ludzkiego ciała do silnika samochodowego, nie mają świadomości, że sprzeniewierzają się wezwaniu Katechizmu Kościoła Katolickiego, aby osoby homoseksualne traktować z szacunkiem, współczuciem i delikatnością? Nie mówiąc o tym, że przez obsesyjne budzenie wrogości do homoseksualistów i okazywanie im pogardy sprzeniewierzają się Ewangelii, tworząc opaczny wizerunek Kościoła jako bezwzględnego prokuratora i wszechwiedzącego lekarza. A pamiętajmy, że w chrześcijaństwie jeden jest lekarz: Jezus Chrystus. Kościół ma być czułą pielęgniarką czy – jak mówi papież Franciszek – szpitalem polowym.
KOŚCIÓŁ MA DZIŚ PROBLEM z homoseksualizmem. Zarówno doktrynalny – jego nauczanie moralne faktycznie skazuje osoby homoseksualne na życie w celibacie, co wydaje się wymogiem nierealnym i niesprawiedliwym – jak i duszpasterski: przez wieki hierarchia Kościoła tolerowała homoseksualizm we własnych szeregach, a przy dzisiejszej jawności życia dalsze utrzymywanie hipokryzji nie jest już możliwe. Dlatego wielu księży przyznaje z pokorą: wobec zjawiska homoseksualności jesteśmy w gruncie rzeczy bezradni. Robią wiele dobrego w tajemnicy konfesjonału, ale nie zabierają głosu. Czy Kościół ma jednak prawo milczeć, gdy konkretnym ludziom dzieje się krzywda, a szkodnicy w jego szeregach wykrzywiają jego twarz? ©