Księga jak członek rodziny

Ormianie ze szczególną czułością traktują słowo. Rękopisy chronią w miejscu, które może wytrzymać atak jądrowy.
z Erywania

01.06.2020

Czyta się kilka minut

W Instytucie Matenadaran. Erywań, Armenia, 2015 r. / ASATUR YESAYANTS / EAST NEWS
W Instytucie Matenadaran. Erywań, Armenia, 2015 r. / ASATUR YESAYANTS / EAST NEWS

Armenia kilkakrotnie znikała z mapy i się odradzała. Władało nią Cesarstwo Rzymskie, Bizancjum, Persja, Arabowie, Imperium Osmańskie, Rosja. Setki lat niewoli nie złamały jej ducha, bo Ormianie jak ostatniej deski ratunku uchwycili się swojej tożsamości. Historyczne dziedzictwo zaś spisywali pod postacią pergaminowych rękopisów, a po wynalazku Gutenberga – drukowali. Ponad 1500 lat tradycji piśmienniczej zaowocowało kultem, jakim otoczyli książkę.

Ze strachu przed utratą swojej spuścizny wykuli w skale literacką świątynię: Matenadaran, który pełni funkcję Muzeum Starych Rękopisów i instytutu badawczego.

Miejsce święte

Budynek znajduje się w sąsiedztwie słynnych kaskad erywańskich i pod czujnym okiem Matki Armenii – pomnika wysokiego na kilkadziesiąt metrów. Bez względu na porę roku jest tłumnie odwiedzany. Już samo wejście do budynku jest monumentalne: to głęboko osadzone, masywne drzwi. Brama do świętego miejsca nie może być licha.

Ormianie są dumni z Matenadaranu. Zapraszają tu wszystkie głowy państw, które postawią nogę w ich kraju. W magazynach mogących wytrzymać atak jądrowy przechowują ponad 11 tys. rękopisów z różnych dziedzin: matematyki, literatury, filozofii, historii, geografii, astronomii, medycyny, prawa. To największy zbiór ormiańskich rękopisów na świecie (drugi pod względem wielkości jest w Jerozolimie – tam zgromadzono 4500 rękopisów). Dla oczu zwiedzających udostępnianych jest tu zaledwie kilkaset egzemplarzy.

W Matenadaranie naukowcy opracowują zbiory, tłumaczą je na współczesny ormiański i języki obce. Chcą, by z ich dziedzictwem zapoznał się świat. Zbiór stale rośnie, bo prywatni darczyńcy, w tym liczna diaspora, chętnie przekazują darowizny (po świecie rozsianych jest 8 mln Ormian, podczas gdy Armenia liczy tylko 3 mln obywateli). Sponsorzy są honorowani, ich imiona widnieją przy opisach zabytków.

– Przechowujemy tu nie tylko zabytki kultury ormiańskiej, ale także dzieła o znaczeniu światowym. Wśród nich takie, które nie zachowały się w oryginale – mówi dr Piruz Mnacakanian, specjalistka ds. piśmiennictwa Ormian w dawnej Polsce, pracująca w erywańskim instytucie. – Przykładem „Kronika” Euzebiusza z Cezarei, chrześcijańskiego historyka i teologa, żyjącego na przełomie wieków III i IV. Opisuje ona dzieje chaldejskie, hebrajskie, egipskie i rzymskie do roku 325. Jej współczesne tłumaczenia są możliwe dzięki temu, że przetrwał jedyny całościowy przekład ormiański – wyjaśnia badaczka.

W zbiorach Matenadaranu zachował się np. traktat twórcy stoicyzmu Zenona z Kition „O przyrodzie” czy odpisy dzieł ze słynnej Biblioteki Aleksandryjskiej (uchodząca za największą bibliotekę starożytności, została zniszczona przez Rzymian).

Z punktu widzenia samych Ormian najcenniejszy jest ewangeliarz Matki Katolikosa z VII w. Natomiast najstarszym zabytkiem ormiańskiego piśmiennictwa jest pochodzący z V w. palimpsest (rękopis na używanym wcześniej materiale, z którego usunięto poprzedni tekst). Odnaleziono go w okładce X-wiecznego Ewangeliarza Sanasarian.

Przechadzam się między salami, jest ich kilkanaście. Wewnątrz drewniane i brązowe regały, w których wyłożono najciekawsze zabytki piśmiennicze. Obok jednej z gablot spotykam wycieczkę szkolną. Przyglądają się XVII-wiecznemu ewangeliarzowi, podarowanemu przez byłego prezydenta Armenii Serża Sarkisjana. Żadne z dzieci nie rozmawia, wszyscy stoją zasłuchani.

Alfabet jak narzędzie

Rozwój ormiańskiej literatury nie byłby możliwy bez mnicha Mesropa Masztoca, który stworzył ormiański alfabet i zapoczątkował falę tłumaczeń literatury światowej.

Urodził się w roku 361 lub 362 i odebrał staranne wykształcenie, znał grecki i perski. Na dworze króla Armenii pełnił funkcję pisarza i sekretarza. Z czasem zaczął rozważać życie monastyczne. Koriun, jego przyszły uczeń i pierwszy ormiański dziejopis, notuje w „Żywocie Mesropa”: „Poddał się wszelkim rodzajom dyscypliny duchowej – samotności, zamieszkaniu w górach, głodowi, pragnieniu. Karmił się ziołami, ubrany w wór żył w ciemnych celach, podłoga służyła mu jako łóżko”.

W 406 r. Masztoc zaprojektował 36 finezyjnych liter ormiańskiego alfabetu. Pisze o tym inna znana postać tamtej epoki, uczeń Masztoca – Mojżesz z Chorenu, uznany za ojca ormiańskiej historiografii. Kronikarz wspomina, że impulsem do wymyślenia alfabetu była trudność w głoszeniu chrześcijańskiej nauki – Armenia od 301 r. była pierwszym krajem świata, w którym chrześcijaństwo stało się religią państwową – gdyż nauki dla ludu były odczytywane z języka greckiego lub syryjskiego i przekładane ustnie na ormiański. Jeśli nie było tłumacza, wierni nic nie rozumieli. Praca Masztoca przetrwała do dziś w postaci niemal niezmienionej (w XII w. Ormianie dołożyli tylko do alfabetu literę „f”, a potem dwie kolejne).

Masztoc był świadom, że alfabet to pierwszy krok, narzędzie, a jego sens ujawni się, gdy powstanie literatura w nim pisana. Na przećwiczenie swego odkrycia wziął Biblię. Zaczął od Księgi Przysłów, zawierającej krótkie zdania. Pierwsze zapisane zdanie w ormiańskim alfabecie brzmiało: „By mądrość osiągnąć i karność, pojąć słowa rozumne” (Prz 1, 2).

Prekursor ormiańskiej literatury zaczął wysyłać swoich uczniów na studia do Syrii i Grecji, by na miejscu tłumaczyli ważne teksty i z gotowymi przekładami wracali do ojczyzny. Wysłannicy zabrali się tak żarliwie do pracy, że przekładali niemal wszystko. Translatorska gorączka między wiekiem V a XVIII doczekała się terminu „ruch tłumaczy”. Przy wielu klasztorach powstały specjalistyczne skryptoria, w których mnisi kopiowali i iluminowali rękopisy, produkując też pergamin i farby naturalne.

Ryszard Kapuściński w „Imperium” pisał: „Już w VI wieku [Ormianie] przetłumaczyli na ormiański całego Arystotelesa. Do X wieku przetłumaczyli większość filozofów greckich i rzymskich, setki tytułów literatury antycznej. (...) Kiedy Arabowie podbili Armenię, przetłumaczyli całych Arabów. Kiedy najechali na Armenię Persowie, przetłumaczyli Persów! Byli w sporach z Bizancjum, ale co się tam ukazało na rynku, też brali i tłumaczyli”.

– Myślę, że ten pęd do tłumaczenia wynikał z naszej natury, bo lubimy wiedzieć więcej – mówi Piruz Mnacakanian.

W głównej sali znajduje się eksponat szczególny. To kamienna tablica, fragment kościoła. Napis głosi, że budowniczy dedykuje swoje dzieło najbliższym, a jeśli ktoś zniszczy tę inskrypcję, to nie zazna litości Boga. Ktoś, kto zniszczył świątynię, wystraszył się kary wyrytej w kamieniu ormiańskim alfabetem.

Wykupić księgę z niewoli

Od początku rękopis traktowany był z nabożeństwem. Przykładem XIII-wieczny homiliarz z Muszu. To największa ormiańska księga z pergaminu: waży ok. 30 kilogramów, a do jej wykonania zużyto ponad 600 cielęcych skór.

Jej nazwa bierze się stąd, że na początku XIII w. mnisi z klasztoru w Muszu dowiedzieli się, iż turecki urzędnik wystawia na sprzedaż cenny ormiański rękopis; był to właśnie ów ewangeliarz. Podanie głosi, że mnisi jeździli po wsiach, zbierając pieniądze na jego wykupienie. Udało się – i do 1915 r. księga była przechowywana w klasztorze Musz. Uciekając z tureckiej rzezi, Ormianie uratowali także tę księgę.

Zdarzało się, że również inne rękopisy znajdowały się w „niewoli” – bo tak traktowano księgi, które trafiły do rąk niechrześcijan, np. żydowskich czy muzułmańskich. Wtedy Ormianie robili wszystko, by je „uwolnić”, także płacąc okup. Część rękopisów w Matenadaranie ma ślady krwi, inne były rozczłonkowane, by łatwiej było je przenosić, jak w przypadku homiliarza z Muszu. Niektóre były tak zniszczone, że ich rekonstrukcja trwała latami. W jednej z gablot Ormianie pokazują egzemplarz takiego manuskryptu przed i po renowacji. Aż trudno uwierzyć, że go odratowali. „Wyglądają [rękopisy] jak żołnierze po ciężkich bojach” – pisał o nich Wojciech Górecki, reporter i znawca Kaukazu, nawiązując do ormiańskiej historii.

Wśród tych zabytków piśmienniczych są cuda. Najmniejszy, z 1434 r., ma rozmiar trzy na cztery centymetry i waży niecałe 20 gramów. To Rubrycela, kalendarz świąt religijnych, skopiowana na Krymie i przeznaczona dla wędrownego ormiańskiego kupca. Rozrzut między najmniejszym a największym ormiańskim zabytkiem piśmienniczym jest frapujący – w muzeum ktoś wpadł na pomysł, aby zestawić oba w jednej gablocie.

Najpiękniejsze rękopisy pochodzą z czasów Ormiańskiego Królestwa Cylicji. W tamtejszych klasztorach powstały stronice pokryte złotem, a oprawy ksiąg skrzyły się szlachetnymi kamieniami. Księgi wypełniały też piękne obrazy, miniatury. Najsłynniejszym przedstawicielem cylicyjskiej szkoły iluminowania rękopisów był Toros Roslin, który doprowadził swój fach do perfekcji.

Miniatury ormiańskie są nie tylko ilustratorskimi dziełami sztuki – niekiedy na kilkumilimetrowej powierzchni twarzy specjaliści potrafili oddać emocje – ale też skarbnicą wiedzy o czasach, w których powstały. Na jednej z takich miniatur, z roku 1166, widać przyrząd przypominający długopis z kołem – to prawdopodobnie pierwsze wieczne pióro. Z kolei miniatury na śpiewniku z XIII-XIV w. pozwalają odtworzyć instrumenty muzyków.

W głównej sali możemy obejrzeć prawdziwe dzieło sztuki (o ile takie stopniowanie ma tu sens). To precyzyjnie tłoczona i bogato ozdobiona srebrna okładka księgi z XVII w. Równać się jej może wykonana z kości słoniowej okładka X-wiecznego ewangeliarza.

Niezmiernie cenne są tzw. kolofony – ręczne adnotacje nanoszone przez twórcę rękopisu. Czasem można z nich wyczytać bogatą informację na temat procesu powstawania księgi, warunków, w których pracował kopista, współczesnych mu wydarzeń. Także z takich „puzzli” badacze próbują odtworzyć historię Armenii.

Pod koniec wizyty w Matenadaranie wracam jeszcze do gabloty z ciekawostkami: XIV-wieczną księgą medyczną, XII-wieczną księgą natury ludzkiej czy XVI-wiecznym podręcznikiem do nauki wytapiania złota. Rzeczywiście, Ormianie tłumaczyli wszystko.

Prezent na urodziny

Zdawałoby się, że wynalezienie druku w połowie XV stulecia zrewolucjonizuje piśmiennictwo Ormian. Jednak w ciągu tysiąclecia najwyraźniej tak przywiązali się do rękopisu, że do nowego wynalazku przekonywali się powoli. Pierwsza drukowana książka w języku ormiańskim ukazała się w 1512 r. w Wenecji. Ponad sto lat później, w 1616 r., w ormiańskiej drukarni we Lwowie (gdzie mieszkała liczna ich społeczność) wyszła dopiero czwarta ormiańska książka.

Do XII w. literacka spuścizna Ormian zapisywana była w języku staroormiańskim; to język elegancki, literacki. Jednak rzeczywistość jest plastyczna, a język mówiony nie tak sztywny, jak ten klasztorny – stąd w XII w. na terenie Ormiańskiego Królestwa Cylicji kształtuje się język świecki (aszcharabar). Od połowy XVI w., po kolejnym rozbiorze ziem Armenii między dwa mocarstwa – Persję Safawidów i osmańską Turcję – aszcharabar ewoluuje. Pod panowaniem Osmanów rozwinął się język zachodnioormiański (mówi nim głównie diaspora), natomiast pod panowaniem Persów – wschodnio- ormiański (mówi się nim dziś w Armenii).

Minęło ponad 1600 lat od czasu, gdy Masztoc stworzył ormiański alfabet. W Armenii, jak wszędzie, tradycyjną książkę wypierają e-book i internet. Choć dla wielu Ormian wciąż pozostaje ona rzeczą ważną, podstawą ich tożsamości. Stąd też popularność Matenadaranu.

– Zawsze mieliśmy do słowa pisanego szczególne podejście, książkę traktowaliśmy jak człowieka. W naszej kulturze można znaleźć wzmianki, że gdy para nie mogła mieć dzieci, to zamawiała rękopis, najczęściej ewangeliarz lub Pismo Święte, „adoptując” je. To było jej duchowe dziecko – mówi Piruz Mnacakanian.

– W czasach Związku Sowieckiego w dobrym tonie było kupowanie ważnych nowości z księgarni, dzieł znanego historyka czy literatury zachodniej, bo była to oznaka prestiżu – wspomina Mnacakanian. – W roku moich urodzin na rynku ukazało się jedenaście tomów prac ormiańskiego historyka Raffiego, więc przyjaciółka naszej rodziny postanowiła przekazać mi w prezencie to dzieło, choć nie miałam nawet miesiąca. Książki zachowałam do dziś. Czasem żartuję, że zostałam historykiem, bo pierwsze, co otrzymałam, to właśnie dzieła historyka. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020