Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydawnictwo Kraken Opus wkrótce opublikuje książkę o hinduskiej gwieździe krykieta, której nazwisko nic nam nie powie. Książeczka liczy 852 strony rozmiaru 50 cm x 50 cm. Waga: 37 kg. Ale to jeszcze nic. Jedna ze stron zawiera... krew boskiego krykiecisty. Cena: 75 tys. dolarów za każdy
z 10 egzemplarzy. Niestety, wszystkie poszły na pniu w przedsprzedaży, więc pozostają nam punkty z tanią książką, albo edycja dla plebsu (za jedyne parę tysięcy dolarów) - pozłacana, ale już bez krwi, krwi Tendulkara (tak brzmi nazwisko championa, który ją sobie utoczył na swą chwałę ku uciesze wiernych fanów, na potrzeby poligrafii). Sachin Tendulkar gra w krykieta, który wydawa się nadwiślanom sportem dziwnym, ale chyba jest nie bardziej kuriozalny niż narciarskie skoki z mamuta, a znacznie bardziej od nich (tych skoków nieszczęsnych) popularny w świecie (drugi po piłce nożnej). Jeśli nie zdołamy nabyć "Tendulkara", to nil desperandum, gdyż na odsiecz naszym wakacjom przychodzi znane i lubiane ościenne wydawnictwo Taschen. W edycji najbardziej popularnej "Goat" - broszurka o Muhammadzie Alim - ma niemal tyle samo stron (prawie 800) takiej samej wielkości, również waga się prawie zgadza (34 kg). Po prostu okazja, jeśli szukamy czegoś bezpretensjonalnego pod namiot, a akurat mamy wolne 3 tys. euro, oraz półciężarówkę.
A co z polskim sportem i dobrą książką? Nasze orły nie gęsi, też zasługują na to, by ich opiewać na szczytach poligrafii. Spełnijmy marzenia bibliotekarzy o trzydziestokilogramowych pozycjach pełnych złotych myśli, kapitalnie ilustrowanych ikonografią wszechświatowych, niezapomnianych tryumfów. Mam kilka propozycji na autentyczne księgarskie evergreeny, potencjalnie zaczytywane od deski do deski. Wprawdzie do albumów o naszych championach koniecznie coś trzeba dodać (inaczej za bardzo nie pójdą), ale to przecież no problem: Emmanuel Olisadebe dorzuciłby do swojej książki paszport, Krzysztof Oliwa garść zębów nieco bardziej finezyjnych hokeistów, a Tomasz Hajto kilka paczek przemyconych papierosów. Jedynie album poświęcony Andrzejowi Gołocie może być sauté - toż to waga ciężka sensu stricto. "Gołota" wszędzie będzie dobrze leżał: na półce, na stoliku, w dłoniach. To musi być hit tego lata. Potencjalny postrach szkolnych bibliotek. Zatem apeluję do polskich wydawnictw: odwagi! Odpowiedzmy konstruktywnie na krykietowe wyzwanie, Polacy zasługują na dobrą książkę na wakacje. Nasze plaże nie mogą być smutne, a "Hajto", "Oliwa", "Gołota" i "Emmanuel" muszą trafić pod strzechy, na leżaki i na działki.