Komunikat o błędzie

No matching provider found.

Kraj, który nie wierzy już w nic. Majmurek o filmie „TraumaZone”

„TraumaZone” jest nie tylko filmem o historii Rosji, ale także o tym, jak tę historię widział na bieżąco Zachód. I czego nie chciał widzieć, łudząc się opowieściami o budowaniu demokracji i wolnego rynku.

28.11.2022

Czyta się kilka minut

Kadr z serialu dokumentalnego Adama Curtisa „Rosja 1985-1999: TraumaZone” (2022). / BBC / MATERIAŁ PRASOWY
Kadr z serialu dokumentalnego Adama Curtisa „Rosja 1985-1999: TraumaZone” (2022). / BBC / MATERIAŁ PRASOWY

Jewgienij Kisielow, jeden z najpopularniejszych dziennikarzy politycznych rosyjskiej telewizji lat 90., mówi łamaną angielszczyzną: „200-300 kilometrów od Moskwy demokracja niewiele znaczy. Po dziesięciu latach demokracja stała się czymś w rodzaju przekleństwa. Można kogoś obrazić, nazywając go demokratą”.

Słowa pojawiają się na końcu dokumentalnego serialu Adama Curtisa „Rosja 1985-1999: TraumaZone. Jak wyglądało życie w czasach upadku komunizmu i demokracji” (BBC, dostępny na YouTube). Jeśli uważnie oglądaliśmy kolejne odcinki, rozumiemy, czemu pod koniec lat 90. – gdy demokratyczny eksperyment skończył się farsą ostatnich lat rządów Borysa Jelcyna, drugą wojną w Czeczenii i dosłownym bankructwem państwa – Rosjanie mogli myśleć tak, jak przedstawił to Kisielow.

Brytyjczyk Curtis jest dziś jednym z najciekawszych głosów w filmowym dokumencie. Nie interesuje go opowiadanie historii konkretnego bohatera, mówi o wielkich procesach historycznych, społecznych i cywilizacyjnych zmianach. W „Stuleciu ja” (2002) przyglądał się temu, w jaki sposób teorie Freuda, psychoanaliza i kontrkulturowe ideały autoekspresji i autentyczności stały się siłą napędową konsumpcyjnego kapitalizmu i polityki opartej na marketingu i zarządzaniu wizerunkiem. W „Sile koszmarów” (2004) porównywał światopogląd dwóch stron „wojny z terrorem”: radykalnych islamistów i amerykańskich neokonserwatystów. Najczęściej podejmuje temat kondycji współczesnych zachodnich demokracji: wydrążonych od środka, niezdolnych dostarczyć obywatelom ani poczucia sensu, ani podmiotowości, ani realnego wyboru.

Curtis pracuje przede wszystkim w archiwach. Montuje znalezione w nich filmowe materiały w nowe narracyjne całości, opatrując je komentarzem z offu. Gatunkowo jego dzieła kwalifikuje się na ogół jako esej filmowy, choć on sam mówi o „dziennikarskich śledztwach” – badających zjawiska bardziej złożone niż np. korupcja przy rządowym przetargu.

Imperium nie wie, że upadło

W „TraumaZone” bierze na warsztat 15 lat z historii Rosji i ZSRR, między początkami władzy Gorbaczowa a wejściem do wielkiej rosyjskiej polityki Putina. Patrzy na tę epokę przez pryzmat materiałów zgromadzonych w dawnym moskiewskim archiwum BBC. Większość nigdy nie została wyemitowana. W „TraumaZone” nie ma głosu z offu, komentarz ograniczony jest do kilkuzdaniowych napisów na dole ekranu, wyjaśniających kontekst archiwalnych ujęć.

Opowieść zaczyna się, gdy reżim radziecki ciągle stara się utrzymywać mocarstwową fasadę. Oglądamy wizytę zachodnich dziennikarzy w Gosplanie, urzędzie odpowiedzialnym za przygotowywanie i monitorowanie planów dla całej radzieckiej gospodarki. Urzędnik z dumą mówi o Gosplanie jako o „móz­­gu” radzieckiej gospodarki, do którego spływają informacje z całego państwa, zachwala zalety planowania.

Curtis zestawia tę narrację z obrazami pokazującymi, jak plan działa „na dole”. Kierownik pralni na przedmieściach Moskwy skarży się, że ponieważ kilka lat temu wymieniając sprzęt dostarczył trochę złomu do skupu – stare pralki, rury itd. – urząd planowania nałożył na niego obowiązek dostarczania co roku określonej ilości złomu. Pralnia, by wypełnić plan, musi przeznaczać swoje zasoby na zakup lub zbieranie złomu – inaczej grożą jej dotkliwe grzywny. Plan zmusza przedsiębiorstwa do zachowań ekonomicznie irracjonalnych.

Obraz lat 80. pełen jest podobnych kontrastów. Związek Radziecki wysyła w kosmos sondę mającą badać odległe obszary układu słonecznego, ale produkuje wadliwe telewizory, których wybuchy są najczęstszym powodem pożarów w radzieckich mieszkaniach. Nie potrafi dostarczyć podstawowych dóbr – w radzieckiej jeszcze Mołdawii toczy się proces starszej kobiety, sądzonej za kradzież deficytowych towarów: żyletek i maszynki do golenia. W szkole w Kabulu dzieci uczą się propagandowych radzieckich piosenek, gdy w tym samym czasie Armia Czerwona ponosi coraz większe straty w wojnie w Afganistanie. Imperium jeszcze nie wie, że upada, ale jego los jest już przesądzony, co najlepiej symbolizuje katastrofa w Czarnobylu.

Próżnia po społeczeństwie

Ostatni sekretarz KPZR zrozumiał, że totalna kontrola partii nad całością życia gospodarczego, społecznego i politycznego to ślepa uliczka. Gorbaczow nie przewidział jednak, co się stanie, gdy w ramach systemu kontrola zostanie poluzowana i część elity potraktuje to jako sygnał do rozkradania kraju.

Curtis pokazuje proces na przykładzie największych w ZSRR zakładów samochodowych w Togliatti nad Wołgą. Gorbaczow daje większą władzę menadżerom, by ci zracjonalizowali i usprawnili produkcję. Radzieccy menadżerowie po pierwsze nie wierzą, że da się to zrobić w ramach istniejącego systemu, po drugie nie widzą w tym interesu. Autonomię wykorzystują, by wspólnie z rosnącą w siłę zorganizowaną przestępczością wyprowadzać samochody z fabryki. Gangsterzy ustawiają się w kolejce pod bramami, konkurencyjne grupy przestępcze walczą o dostęp do schodzących z taśmy ład.

Historia z Togliatti jest dla Curtisa modelem rosyjskich przemian, który powtarzać się będzie na o wiele większą skalę aż do końca lat 90. Oglądając „TraumaZone” można odnieść wrażenie, że jeśli gdzieś słowa Margaret Thatcher „nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo” naprawdę się zmaterializowały, to w ostatnich latach ZSRR i w poradzieckiej Rosji. W poradzieckiej rzeczywistości zamiast społeczeństwa mamy bowiem – tak przynajmniej wygląda to w filmie Curtisa – zamkniętą we własnej bańce elitę polityczną, nieświadomą tego, jak realnie działają wprowadzane przez nią reformy; nową drapieżną elitę na styku nomenklatury, służb i środowisk przestępczych, rozgrabiającą słabnące państwo; wreszcie niezdolne do działania, znoszące to wszystko z cierpliwym fatalizmem, biedniejące masy, czasem tylko wybuchające krótkotrwałym gniewem.

Elity reformatorów z lat 90. niczym się nie różnią w swoim oderwaniu od rzeczywistości od tych radzieckich. Twórca rosyjskiej terapii szokowej Jegor Gajdar obiecuje Jelcynowi, że uwalniając ceny, w sześć tygodni zbuduje w Rosji gospodarkę rynkową. W ciągu niecałych dwóch miesięcy udaje mu się zostać „najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Rosji”. Dla Curtisa jest on postacią podobnie ideologicznie zaślepioną, co twórcy Gosplanu, którzy wierzyli, że można stworzyć system, gdzie politykę zastąpi technokratyczne planowanie. Gajdar wierzył, że politykę zastąpić mogą rzekomo obiektywne i niezmienne prawa rynku – z podobnie opłakanym skutkiem.

Oligarchowie za ułamek wartości przejmują najcenniejsze przemysłowe i surowcowe aktywa. Jakkolwiek wątpliwe byłyby źródła ich bogactwa, Zachód nie ma problemów z tym, by brać od nich pieniądze. Curtis pokazuje dyrektora z domu aukcyjnego Sotheby’s, który w latach 90. zaczyna eksplorować rosyjski rynek. Wynajduje cenne artefakty radzieckiej przeszłości – dzieła sztuki, propagandowe materiały, rękawice od skafandra kosmonauty – i sprzedaje je bogacącej się rosyjskiej oligarchii. Jak mówi do kamery: „ludzie nie są tu wcale tak biedni, w gotówce krążą miliardy dolarów. Choć oczywiście większość nie dysponuje takimi pieniędzmi”.

Curtis oddaje głos tej milczącej większości. Ludziom, którzy nie wierzą, że kolejne reformy mogą coś realnie zmienić w ich życiu na lepsze. „Ludziom pracy trudno będzie uczciwie zaspokoić podstawowe potrzeby” – tak zapowiedź uwolnienia cen komentuje zza baterii ściętych świńskich głów pracowniczka rzeźni. Sprzątaczka pytana w czasach, gdy ogłaszane są reformy Gorbaczowa, o czym marzy, czuje się zdziwiona tym, że dorosły człowiek może zadawać tak głupie pytania. „Nie mam żadnych marzeń, a nawet gdybym miała, toby się nie spełniły” – odpowiada.

W „TraumaZone” widzimy, jak w Rosji po komunizmie rozkłada się cywilizacja. Zakłady pracy miesiącami nie płacą pracownikom albo płacą im w produkowanym przez nich towarze – często takim, którego nikt nie chce kupić. Kraj dziesiątkuje epidemia gruźlicy i AIDS, alkohol i narkotyki zbierają żniwo. Państwowy system ochrony zdrowia sobie z tym nie radzi, pracownicy mający jakikolwiek wybór masowo uciekają z podle płacącej budżetówki. Gangi toczą ze sobą regularną wojnę na ulicach, policja jest albo bezradna, albo przekupiona.

Ku demokracji sterowanej

Kiedy w poradzieckiej Rosji skończyła się demokracja? Może zasadnicze pytanie brzmi: czy nie była przypadkiem martwa od urodzenia? A jeśli nie martwa, to przynajmniej na tyle chora, że pozbawiona szans na dotrwanie do dojrzałości.

W „TraumaZone” widzimy Rosję lat 90., w której Kreml, inaczej niż za Putina, ma jednak realnych konkurentów politycznych, a wybory nie toczą się według z góry rozpisanego scenariusza. Z drugiej strony, od konfliktu Jelcyna z parlamentem z 1993 r. – który Jelcyn rozstrzygnął na swoją korzyść przy pomocy czołgów – jakakolwiek realna demokratyczna kontrola władzy poza wyborami jest w Rosji fikcją. Na jej symbol wyrasta w filmie postać generała Lebiedzia, kandydata wystawionego przez oligarchów, by podzielić antyjelcynowskie głosy w wyborach prezydenckich w 1996 r. Lebiedź nie miał żadnego programu, w kampanii głównie atakował Jelcyna, jednak po tym, gdy w pierwszej turze zajął trzecie miejsce, przekazał urzędującemu prezydentowi swoje poparcie.

Mechanizmy doprowadzonej do perfekcji w czasach Putina „demokracji sterowanej” testowane były już w latach 90. Dzięki nim Putin po raz pierwszy przejmuje władzę, jako kandydat oligarchów i ludzi Jelcyna, którzy postawili na niego jako na kogoś, kto zagwarantuje, że stan posiadania uwłaszczonych w latach 90. nie zostanie zakwestionowany. Jak wiemy, Putin miał ostatecznie inne plany, skupił całą władzę w swoich rękach i stworzył system zrywający nawet z pozorami demokracji, a oligarchów podporządkował Kremlowi.

Czego nie chcemy widzieć

Tytułową „strefą traumy” jest nie tylko Rosja, ale prawie cała poradziecka rzeczywistość. W kolejnych odcinkach dokumentu Curtisa widzimy, jak rozpad radzieckiego imperium odmraża dawne narodowe konflikty na jego peryferiach, tworzy tam słabe, pogrążone w wiecznych wewnętrznych problemach państwa lub kierowane przez byłych pierwszych sekretarzy dyktatury. Oglądamy obrazy z Naddniestrza, Abchazji, Czeczenii, konflikty rozdzierające Ukrainę.

Fragmenty spoza Rosji to najsłabsza część dokumentu Curtisa. Tematyka Azji Środkowej sprowadzona zostaje do kilku obrazków stepowej egzotyki. Ukrainie poświęcono znacznie więcej miejsca, nie pokazując jednak na jej temat niczego odkrywczego. Po 1991 r. zupełnie tracimy z oczu państwa bałtyckie, którym przecież z jakichś powodów udało się uniknąć katastrofalnego rosyjskiego scenariusza.

„TraumaZone” jest nie tylko filmem o historii Rosji, ale także o tym, jak tę historię widział na bieżąco Zachód. Czy raczej – biorąc pod uwagę, że większość materiałów pokazywanych w filmie nie trafiła na ekrany – o tym, czego nie chciał widzieć, łudząc się opowieściami o kraju, który po latach niewoli w końcu buduje demokrację i wolny rynek.

Dziś te obrazy stają się widoczne nie tylko dlatego, że Curtis wydobywa je z archiwum, ale także w kontekście polityki Rosji w ostatnich miesiącach. Pokazują, skąd wzięło się przyzwolenie Rosjan na putinizm i dlaczego społeczeństwo pozostało bierne nawet wtedy, gdy Putin zafundował Rosji kolejną wojnę, prowadzącą, jak wszystko wskazuje, do katastrofy.

Zmierzenie się z tym, czego Zachód nie chciał widzieć, skłania też do pytania, czego nie chcemy widzieć dziś, patrząc na współczesną Rosję. Brytyjski filozof John Gray, pisząc o serialu Curtisa na łamach „New Statesman”, odczytuje go jako ostrzeżenie przed fantazjami o tym, że klęska Rosji w wojnie z Ukrainą, a nawet upadek Putina otworzą drogę do demokratycznych przemian czy końca rosyjskiego imperializmu. Po Putinie może przyjść ktoś jeszcze gorszy, a dekompozycja współczesnej Rosji oznaczałaby niewyobrażalny chaos o konsekwencjach trudnych do przewidzenia dla całego świata – przestrzega Gray. Choć z drugiej strony, czego już nie pisze, także obecna Rosja z Putinem na czele jest i będzie źródłem zagrożenia dla porządku międzynarodowego, zwłaszcza w naszym regionie.

Po obejrzeniu „TraumaZone” trudno wykrzesać w sobie nadzieję na to, by historia Rosji w końcu potoczyła się dobrą drogą. Zwłaszcza że, jak przekonująco pokazuje Curtis, od dawna nie są w to już w stanie uwierzyć sami Rosjanie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Kraj, który nie wierzy już w nic