Koniec Francji i inne nadzieje

Najpierw Houellebecq, teraz Zemmour – czy ostatnie paryskie bestsellery to jeszcze literatura, czy już polityka?

15.08.2015

Czyta się kilka minut

Gerard Depardieu z wizytą w Czeczenii, luty 2013 r.  / Fot. Rasul Yarichev / REUTERS / FORUM
Gerard Depardieu z wizytą w Czeczenii, luty 2013 r. / Fot. Rasul Yarichev / REUTERS / FORUM

Kilka tygodni temu jechałem metrem z przedmieścia do centrum Paryża. Naprzeciwko mnie siedział trzydziestolatek; z twarzy sto procent Francuza, z ubrania – procent dwieście. Jakby surducik, krawatka w stylu de Musseta. Na głowie beret niczym z przedwojennych filmów Pagnola, wąsik stylizowany na zarost dawnych lat; koniuszki uniesione jak trzeba do góry, na noc chowane zapewne w futerałach; binokl. W ręku – to już trzysta procent Francuza – książka, „Melancholia francuska”. Czytał pilnie, mimo tłoku.

Wydawało się, że czytał niemal heroicznie, jakby chciał utopić się w książce, wejść w nią niczym w kryjówkę. Na tej podmiejskiej trasie był jednym z dwóch białych w wagonie.

Podejrzewam, że mój podróżny sięgnął po wspomnianą książkę, gdyż jej autorem jest éric Zemmour. Zimą wydał on niezwykle szeroko dyskutowane dzieło, które rozeszło się w kilkuset tysiącach egzemplarzy i jeszcze w maju zajmowało pierwsze miejsce na listach niebeletrystycznych bestsellerów; podróżny musiał był od niej zacząć z Zemmourem znajomość. Jej tytuł brzmi „Francuskie samobójstwo” i, jak logika tytułów wskazuje, została napisana później niż lektura z metra.

Skoro o Francji i przebraniach mowa, nie sposób nie pomyśleć o Gérardzie Depardieu w rosyjskiej rubaszce, z rosyjskim paszportem w łapie. I ledwie sześcioprocentowym podatkiem od dochodów, zamiast siedemdziesięciopięcioprocentowym w ojczyźnie. Z jego fotografiami w towarzystwie Putina i Kadyrowa; z pomysłem robienia wódki i projektowania kuchni w Rosji, z wywiadami, w których jedna pochwała Moskwy goni drugą. Ponoć aktor do miasta Sarańsk, w którym się zameldował, już nie jeździ; nakręcił właśnie nowy film we Francji i wśród swoich nadal grzmi na Francję jako na państwo, które się skończyło, które stało się „zupełnie niczym” i którego mieszkańcy „stracili węch, smak i żywotność”.

No i trzecia karta w tej zabawie arlekinów, której tematem jest koniec Francji. Czyli powieści Michela Houellebecqa, już od debiutu snującego wizję kresu francuskiej cywilizacji. W powieściach wcześniejszych upadająca Francja była pars pro toto zachodniego świata; w dwóch ostatnich – „Mapa i terytorium” oraz „Uległość” – jest w nieco mniejszym stopniu europejskim laboratorium upadku, a bardziej krainą własnego losu, wiodącego ją nieuchronnie do kresu istnienia w jej dotychczasowej postaci. W tej pierwszej okaże się turystycznym skansenem, krainą omdlałą, łagodnie ześlizgującą się w starczy bezwład, bez żadnego znaczenia politycznego i gospodarczego; w tej drugiej, mocno publicystycznej, państwem, które ulega – w sposób równie bezwładny, za to bezkrwawy i demokratyczny – przemożnej sile islamu, jego młodej, a dla mężczyzn także atrakcyjnej seksualnie energii.

Oblężeni przez barbarzyńców
Scenariusze pisane dla Francji przez Zemmoura czy Houellebecqa powstają, mówiąc w dużym uogólnieniu, na prawicy i w środowiskach, które są radykalnie konserwatywne, albo ideowo, albo przez swą obrazoburczość, polityczną niepoprawność i prowokacyjność – jak właśnie w przypadku Houellebecqa czy wcześniej Ciorana. Nic w tym dziwnego, apokalipsy rodzą się w myśli skrajnej, reakcyjnej bądź ostro goszystowskiej (rewolucja to apokalipsa z happy endem); hamletyzuje zawsze środek.

We Francji, tradycyjnie mocno lewicowej, imaginacja kresu i rozpadu państwa czy panującego porządku rozwija się więc, podobnie jak u nas, po prawej stronie. Zarówno francuscy, jak i polscy „oburzeni” oraz „wkurzeni” z lewej strony nie zdołali uruchomić politycznej mobilizacji.

Śmiertelne zagrożenie Francji wyraża się u Zemmoura najmocniej w kwestiach tożsamościowych, a w nieco mniejszym stopniu w kwestiach antyliberalnych; łatwo go ze względu na dyskurs antyimigracyjny skojarzyć – przed czym sam się broni – z retoryką Frontu Narodowego, partii uznającej się, jeśli nie za całkowicie antysystemową, to co najmniej za antyestablishmentową.

Dla niepełnego kontrastu wobec sytuacji francuskiej przywołać można dominujący w sąsiedniej Hiszpanii głos Podemos, ruchu również antysystemowego, który parę miesięcy temu w partię się przedzierzgnął. W niedawno opublikowanym manifeście (za najważniejszego myśliciela uznano w nim Gramsciego) nie używa się niemal w ogóle przymiotnika „hiszpański” i nie ma ani słowa o zagrożeniach ściśle narodowych, tożsamościowych. Owszem, pojawia się raz określenie „sprzedawcy” (czy raczej „sprzedawczyki”, ale jak to powiedzieć w językach romańskich?) Hiszpanii, lecz odnosi się wyłącznie do tych, którzy promują zależność gospodarczą kraju od międzynarodowego systemu bankowego. Nie występuje tu figura obcego, obcego fundamentalnie, przybysza bądź podżegacza z obcej krwi, tak mocno obecna w antysystemowym dyskursie francuskim (muzułmanin, islamista) i polskim (Niemiec, Żyd).

Natomiast – i tu różnice się zmniejszają – Podemos mocno podkreśla, że chciałby przywrócić lewicy pojęcie „ojczyzny”, dotychczas zagarniane monopolistycznie przez hiszpańską prawicę i podjąć głęboką refleksję narodową. Innymi słowy, widać, że antysystemowość, prawicowa czy lewicowa, w całej Europie zachodniej wzmacnia etos ojczyźniany. Co dla radykalnej prawicy francuskiej (i nie tylko francuskiej) oznacza antyunijność w każdym właściwie wymiarze. Podemos pozostaje antybrukselski, lecz nie antyeuropejski i – na przykład – nie jest zwolennikiem wyjścia Hiszpanii ze strefy euro.

„Melancholia francuska” érica Zemmoura, książka publicystyczno-historyczna, zaczyna się od zdania: „Francja nie jest w Europie; Francja jest Europą”, i snuje opowieść o Francji jako następczyni Cesarstwa Rzymskiego. Francję przez wieki toczyła obsesja rzymska: być dziedzicem Rzymu; być uznanym za dziedzica Rzymu i państwa, które Rzym stworzył, jego kultury i jego języka, jego zdolności do harmonijnej i inteligentnej asymilacji innych ludów.

Kolejne rozdziały obrazują wysiłki Francji na przestrzeni wieków (Filip August, Ludwik XIV, Napoleon, Clemenceau, Pétain i de Gaulle – każdy na swój sposób), by sprostać z większym lub mniejszym powodzeniem swemu rzymskiemu dziedzictwu. Oczywiście nie wprost i niedosłownie; Zemmour śledzi ślady owych „prorzymskich” tęsknot i strategie polityczne, które fragmentarycznie choćby do nich nawiązują. Ale dzisiaj marzenie to dobiegło kresu; Francję jako nowy Rzym oblegli barbarzyńcy, koło się domknęło. Stąd tytułowa francuska melancholia, doznanie nieodwracalnej straty francuskości w jej autentycznym, ekspansywnym wydaniu. Cały ostatni i najdłuższy rozdział książki wypełniają rozważania demograficzne, które, jakkolwiek byłyby zniuansowane, biją po oczach cyframi: za kilkadziesiąt lat ludność muzułmańska będzie stanowiła połowę obywateli Francji.

Paradoksem jest, konkluduje Zemmour, że Francja, jedyny kraj europejski o tak silnym przyroście naturalnym, dominująca jak niegdyś demograficznie w powoli wymierającej Europie, staje się państwem-agregatem, pełnym wewnętrznych konfliktów, poletkiem nieudanej – w przeciwieństwie do przeszłych francuskich dziejów – asymilacji, tyglem narodów żyjących osobno i w swej rozłączności wycieńczających państwo francuskie.

Pusty środek

„Francuskie samobójstwo” Zemmoura to z kolei szczegółowy i poddany gruntownej analizie wykaz błędów politycznych popełnianych przez francuskie elity rządzące od roku 1970, czyli od chwili, gdy do głosu doszło pokolenie ’68. Błędy dotyczą wszystkich dziedzin życia publicznego; najpoważniejszy to utrata przez państwo francuskie kontroli nad imigracją i w dalszej kolejności kontroli nad gospodarką, oddawaną w ręce światowego kapitału.

Zemmour uderza również w politykę historyczną rządzących; między innymi dokonuje – przez bardzo ostry atak na słynną książkę Roberta Paxtona o Vichy, która uformowała „obowiązującą”, nader krytyczną ocenę reżymu Pétaina – rewizji „oficjalnego” czy „poprawnościowego” spojrzenia na rządy marszałka, w tym na jego politykę w kwestii żydowskiej.

Ale też napastliwa krytyka Zemmoura nie oszczędza prawicy systemowej, od dziesięcioleci będącej nieprzerwanie u władzy na zmianę z Francuską Partią Socjalistyczną. Jego książka wpisuje się w powszechny w dzisiejszej Europie gest usuwania politycznego środka, bez względu na to, czy środek ma zabarwienie socjaldemokratyczne, czy republikańsko-konserwatywne, twarz Mitterranda czy Chiraca, Sarkozy’ego czy Hollande’a. Kiedy porówna się programy polityczne Frontu Narodowego i Frontu Lewicy (antysystemowej koalicji radykalnej lewicy, której liderem jest Jean-Luc Mélenchon), widać wyraźnie, że ich rdzeń jest identyczny: potępienie traktatu z Maastricht, potępienie polityki liberalnej i potępienie elit, niechęć do euro, uwznioślenie „prostego ludu”, a zwłaszcza prekariatu, nieufność do mediów jako do sługi międzynarodowego kapitału, tęsknota za mocną interwencyjnością państwa. Dzieli ich inny stosunek do islamu, co zapewne wyjaśnia, dlaczego to Front Narodowy ma tak wielki elektorat.
W wywiadzie udzielonym francuskiemu „Le Nouvel Observateur” Pablo Iglesias, przywódca partii Podemos, wyznaje z żalem, że Front Narodowy o wiele lepiej zdiagnozował neoliberalizm niż francuska radykalna lewica, która poniosła nie tylko wyborczą, lecz i intelektualną klęskę, nie umiejąc nazwać rzeczy po imieniu. Zapowiada zresztą, że Podemos coraz mocniej będzie odrzucał dychotomię lewica/prawica na rzecz dyskursu nowych dychotomii: lud/oligarchia; dół/góra, by za pomocą tych kategorii wypłukiwać neoliberlizm czy to w wykonaniu socjalistów (socliberalizm, jak mówi Iglesias), czy republikanów-konserwatystów.

Wypłukiwanie neoliberalnego środka to, jak dobrze wiemy, narastający ruch w całej Europie; bąbelki buzują coraz mocniej. Wydaje się, że Marine Le Pen ma zapewnioną drugą turę w przyszłych wyborach prezydenckich, zaś listopadowe wybory parlamentarne w Hiszpanii pokażą zapewne, jak bardzo istotną siłę ma Podemos.

W świetle tego europejskiego antyśrodkowego poruszenia łatwo przewidzieć gesty na naszej scenie politycznej, aż do październikowych wyborów. Platforma Obywatelska składając samokrytykę przesuwa i będzie nadal przesuwała siebie, jako wielkomiejskie centrum, na ludowe peryferie, swój polityczny monoteizm środka zamieniając na wszędobylski panteizm. Prawo i Sprawiedliwość sprytnie zagrało i będzie grało nadal rolę starego młodego, dziecinę doświadczoną, lecz jakże świeżą i zbuntowaną, i z pewnością aż do wyborów będzie młodniało i się odstateczniało, uprawiało odskoczne, grę w klasy. Marksistowską w istocie, lecz apage, Satanas.

Wracam do Francji. Książka Zemmoura wzbudziła wiele polemik, nawet oburzenie, lecz, jak stwierdził Régis Debray, niegdyś przyjaciel Che Guevary, jest ona lepsza niż jej reputacja. Widać wyraźnie, że postawa antyliberalna, która uznaje siebie samą za rebeliancką, już zaczyna przybierać poprawnościowy wygląd, zdobywać nowe przyczółki. Ostatnio rozgorzała ciekawa polemika wokół postaci Michela Foucaulta uchodzącego powszechnie za największą francuską umysłowość ostatniego półwiecza – myśliciela, który najlepiej opisał współczesność i przewidział czasy nadchodzące. Pod koniec lat 70. on, człowiek lewicy, interesował się mocno ruchem neoliberalnym, prowadził na jego temat wykłady w Collège de France, i jego ogólne rozpoznania oraz przewidywania dotyczące rodzącego się neoliberalnego ruchu okazały się w wielu punktach prorocze. Do tego stopnia, że lata później stał się patronem lewicowej myśli antyliberalnej. Lecz mimo wszystko Foucault, ostry krytyk welfare state, państwa opatrznościowego – piszą jego dzisiejsi krytycy – pokładał w neoliberalizmie jako systemie zdolnym zapewnić wolność jednostce pewne „filozoficzne” nadzieje i nie dostrzegł niebezpieczeństw tej wolności zagrażających. Teoretycy neoliberalizmu, jak się dzisiaj okazuje, czerpali z pism Foucaulta nie mniej zachłannie niż jego przeciwnicy.

W głowie Putina

Przejdźmy jednak do osób bardziej jednoznacznych, czyli ponownie do aktora i winiarza Gérarda Depardieu. Niedawno powiedział w wywiadzie: „Za granicą ludzie mnie lubią (...) gdyż widzą, że jestem wolny, i że takich jak ja nie ma dużo. Tak, jestem wolny. Wolny, i mogę powiedzieć Putinowi, którego uznaję za przyjaciela, że nienawidzę Stalina”.
Doceńmy ten akt przyjacielskiej odwagi; w dalszej części wywiadu Depardieu wypowiada na szczęście dla siebie ciekawsze zdanie, zdawałoby się żywcem wzięte od Stasiuka: „Rosji nikt nie rozumie, nikt (...) Rosja nie ma dość wysokich gór, by zatrzymać wiatr, i wiatr przeszywa ją na wskroś, a wiatr wiejący bez chwili wytchnienia czyni ludzi szalonymi”.

Francuska fascynacja Rosją ma wielowiekową tradycję, którą Rosja umiejętnie podsyca. Depardieu chce być „wolny”, lecz w istocie wyraża – tyle że ekscentrycznie – dość powszechną francuską rusofilię. Jeśli aneksja Krymu i wojna na wschodzie Ukrainy wywoływały oburzenie, to najczęściej miękkie. Ileż to mogłem się nasłuchać od Francuzów o „polskiej fobii” i o faszystach w Kijowie. Rosja jest, a Ukraina tylko bywa – tak stawia sprawę francuski kartezjanizm polityczny. Dopiero gdy Francja, głównie za sprawą kanclerz Merkel, została dopuszczona do mińskiego kwadratu, jej oficjalne stanowisko uwyraźniło się i sprecyzowało w duchu brukselskim.

Putin interesuje Francuzów; w prasie socjaldemokratycznej, prasie „środka”, pisze się o nim dużo i teraz mocno krytycznie, głównie o jego związkach – w tym finansowych – z radykalną prawicą europejską, zwłaszcza z Frontu Narodowego. Dużo miejsca poświęca się jego ideologii; ukazała się niedawno nader ciekawa książka filozofa Michela Eltchaninoffa „W głowie Putina. Intelektualne korzenie rosyjskiej ofensywy”, przedstawiająca kilku istotnych myślicieli, do których krąg Putina się odwołuje: wśród nich Konstantin Leontiew (1831–1891), krytyk zachodniej dekadencji, upadku Zachodu, jego postępującej degeneracji od czasów renesansu, czyli od chwili, gdy Europa Zachodnia zaczęła się odwracać od chrześcijańskich korzeni. Rosyjski antyliberalizm, antyokcydentalizm, obyczajowy konserwatyzm, antyeuropejskość są, jak wiadomo, bliskie radykalnej prawicy, tak politycznej (Front Narodowy), jak intelektualnej (Zemmour właśnie i inni), co przekłada się na jej bezpośrednie poparcie dla polityki Putina. Ale paradoksalnie jego antyliberalizm popiera również radykalny Front Lewicy; jego przywódca, wspomniany Jean-Luc Mélenchon, należy do najostrzejszych krytyków europejskiej postawy wobec działań Kremla.

Skok w przepaść

Na trzeciej stronie „Uległości” Houellebecqa [pisał o niej na łamach „TP” Grzegorz Jankowicz, „Zachód woła o islam”, nr 5/2015 – red.] padają słowa: „Zachód, który kończy się na naszych oczach”, na stronie kolejnej: „ostatnie odpadki konającej socjaldemokracji”; jeden z bohaterów opowiada z kolei o „francuskim samobójstwie” itd., itp. Jak zawsze u Houellebecqa, najnowsza jego powieść przebiera się w satyrę czy bajkę polityczną, podszytą nietzscheańską myślą o „ostatnim człowieku” i zmierzchającej Europie Zachodu, wycieńczonej, osłabionej, otępiałej – myślą doraźnie współbrzmiącą z radykalną krytyką Zachodu w stylu Zemmoura. W czasie, w którym zaczyna się akcja, czyli w roku 2022, obrony Europy przed islamem podejmują się, jak pisze Houellebecq, „ruchy tożsamościowe”, radykalnie prawicowe brygady, zwane „europejskimi tubylcami”, a we Francji na wiodącą siłę polityczną z 34-procentowym poparciem wyrósł Front Narodowy.

W centrum akcji są wybory prezydenckie; do drugiej tury obok Marine Le Pen przechodzi kandydat Bractwa Muzułmańskiego; dwie główne partie francuskie, socjalistyczna i republikańska, zostają wyeliminowane z centrum sceny politycznej. Obie czują się zmuszone do zawarcia porozumienia z Bractwem, w wyniku którego prezydentem Francji zostaje Ben Abbès. Jego partia dochodzi do władzy, oddając partiom „środka” zarządzanie finansami, a nawet bezpieczeństwo i armię, lecz przejmując edukację.

Wprowadzony przez Bractwo szariat jest delikatny, wyważony, antyfundamentalistyczny i okupiony wysokimi pensjami z petrodolarów. Francja pozostaje w Europie, z której w przypadku wygranej wyprowadziłby ją Front Narodowy, neoliberalizm ekonomiczny zostaje ocalony i tylko zreformowany, a postmodernistyczna destrukcja wartości powstrzymana – choćby przez powrót do silnego wzorca rodzinnego. Co więcej, nowy model francuski staje się wzorem dla całej brukselskiej Europy. Marzenie Zemmoura o nowym Rzymie będzie tu ironicznie spełnione; odrodzona Francja będzie w przyszłości przewodnikiem Europy, a Ben Abbès jej prezydentem. Przejście na islam, do którego szykuje się główny bohater powieści, okazuje się wręcz krokiem zachowawczym; wcześniej próbował przyjąć wiarę katolicką, lecz pojął, że nie ma ona dość siły, by powstrzymać rozpad francuskiej czy ogólnie europejskiej cywilizacji, jej samozagładę; umiarkowany, niefundamentalistyczny islam ma większe możliwości jej ratowania.

Co o tym francuskim skakaniu w przepaść sądzić? Pamiętam, jak pewien cierpiętnik stanu wojennego opowiadał po latach, że w tamtych czasach wybór był jeden: samobójstwo albo emigracja wewnętrzna. Mówił z taką emfazą, że musiałem go zapytać: – I co pan wybrał?

Druga odpowiedź jest chińska. W latach 60. Henry Kissinger miał zapytać Zhou Enlai, pierwszego premiera Chińskiej Republiki Ludowej i wybitnego analityka: „Co pan sądzi o rewolucji francuskiej?”. Zhou Enlai złączył dłonie i odrzekł po chwili zadumy: „Za wcześnie, by oceniać”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, historyk literatury, eseista, tłumacz, znawca wina. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W 2012 r. otrzymał Nagrodę Literacką NIKE za zbiór „Książka twarzy”. Opublikował także m.in. „Szybko i szybciej – eseje o pośpiechu w kulturze”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2015