Epitafium dla Marianny

„Francja gaśnie, Francja dogorywa!” – twierdzą nie złośliwi Anglosasi, lecz najsłynniejszy dziś francuski publicysta Éric Zemmour. Skąd takie proroctwo?

24.11.2014

Czyta się kilka minut

Policjanci kontrolują ulicznego sprzedawcę na przedmieściach Paryża w Saint-Denis, 2013 r. / Fot. Fred Dufour / AFP / EAST NEWS
Policjanci kontrolują ulicznego sprzedawcę na przedmieściach Paryża w Saint-Denis, 2013 r. / Fot. Fred Dufour / AFP / EAST NEWS

Wydany w październiku, opasły (ponad 500 stron) esej-pamflet Érica Zemmoura błyskawicznie wspiął się na szczyt rankingów bestsellerów. Dzieło tego znanego prawicowego publicysty, pod wiele mówiącym tytułem „Francuskie samobójstwo”, zdetronizowało nawet plotkarski przebój sezonu „Merci pour le moment” (Dziękuję za tę chwilę) Valérie Trierweiler, czyli wspomnienia byłej partnerki prezydenta François Hollande’a. A także najnowsze dzieło tegorocznego noblisty Patricka Modiano. Wydawca książki Zemmoura zlecił od razu dodruk; w ten sposób nakład skoczył do 300 tys. egzemplarzy – zapewne wkrótce wyprzedanych.

Co się dzieje z Francuzami, że z wypiekami na twarzy rzucają się na „cegłę”, która wieszczy ich krajowi totalną katastrofę? Nad Sekwaną mówią o tym wszyscy: od mediów, polityków i socjologów po psychoanalityków.

Depresja Wielkiego Narodu

Popularność katastroficznej książki Zemmoura – na co dzień dziennikarza „Le Figaro Magazine” i gwiazdora telewizyjnych talk-shows – nie wynika raczej tylko z chwilowego kaprysu Francuzów. To społeczny fenomen. Wygląda na to, że konserwatywny publicysta potrafił – jak chyba nikt inny z jego kolegów po piórze – wyrazić lęki i tęsknoty swoich rodaków, jak on członków niegdysiejszego Grande Nation (Wielkiego Narodu).

„Francuskie samobójstwo” trafia na rynek w momencie, gdy nastroje w kraju są bardzo pesymistyczne. Perspektywy polityczne i gospodarcze wyglądają posępnie. W dwa i pół roku po objęciu rządów, francuscy socjaliści spadli na dno badań opinii publicznej: prezydenta Hollande’a popiera, według sondaży z początku listopada, tylko 12 proc. ankietowanych. Bezrobocie rośnie w znacznym tempie: od początku objęcia urzędu przez prezydenta liczba Francuzów bez pracy wzrosła o pół miliona, a gospodarka niemal stoi w miejscu.

Niedobrze jest też po stronie opozycji, której przewodzi skłócona centroprawicowa partia UMP. Co prawda jej były lider, eksprezydent Nicolas Sarkozy wrócił właśnie do polityki, jednak nawet dla wielu wyborców prawicy jest on już, jak mówią, „skończony”. Ciągną się za nim liczne podejrzenia o korupcję i postępowania prokuratorskie. W siłę rośnie natomiast Front Narodowy pod wodzą pani Marine Le Pen – zafascynowanej Putinem, nieoczekiwanej triumfatorki tegorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego.

Pogromca elit

Wróćmy jednak do książki Zemmoura. Jak wygląda jego diagnoza współczesnej Francji i na czym opiera swe ponure proroctwa?

Lista francuskich grzechów wyliczana przez Zemmoura jest tasiemcowa. Na samym jej szczycie plasuje się nieudolność i zepsucie elit polityczno-kulturalnych Piątej Republiki. Dla Zemmoura Francja wielka – czyli aspirująca do przywództwa w Europie i dumna ze swej przeszłości – skończyła się już wraz ze śmiercią generała de Gaulle’a w 1970 r. To, co zdarzyło się później, Zemmour uważa za stopniową degrengoladę.

Korzeni wszelkiego zła Zemmour upatruje w rewolcie młodzieżowej i obyczajowej, symbolizowanej przez paryski maj 1968 r.: to jej przywódcy mieli podkopać wszystkie autorytety i fundamenty, na których wspierała się świetność Francji – rodzinę, naród, państwo, pracę i edukację. Od lat 70. XX wieku triumfalny pochód miały natomiast zacząć hedonizm, liberalizm, konsumpcjonizm, „kult młodości i własnego ja”. Gdyby nie bunty studenckie końca lat 60. – twierdzi publicysta „Le Figaro” – nie byłoby dziś rozkładu małżeństw, potęgi feministek ani (jak to ujmuje) „władzy lobby gejowskiego” na Zachodzie. Bo przecież to potępiane przez niego „pokolenie roku 1968” i jego naśladowcy stworzyli świat, w którym dziś żyjemy. Celem krytyki Zemmoura jest również Unia Europejska, której zarzuca „zduszenie” suwerenności narodowej Francji; krytykuje też zastąpienie franka wspólną walutą.

Zemmour podkreśla swoją niezależność i odżegnuje się od jakichkolwiek koneksji politycznych. Co nie zmienia faktu, że jego opinie są bliskie poglądom Frontu Narodowego. Podobnie jak liderka Frontu, winą za utratę pozycji Paryża na arenie światowej Zemmour obarcza Unię, gospodarczy liberalizm i globalizację. I podobnie jak pani Le Pen, za gwóźdź do francuskiej trumny uważa zalew imigrantów spoza Europy, zwłaszcza muzułmanów.

Barbarzyńcy pod Paryżem

Już cztery lata temu, w innym głośnym eseju „Francuska melancholia”, publicysta „Le Figaro” porównywał współczesną Francję do starożytnego Rzymu, który upadł pod naporem najazdów barbarzyńców – ludzi przybyłych spoza obszaru uważanego wówczas za cywilizację. Twierdził wtedy, że podobną do Hunów rolę odgrywają obecnie imigranci arabscy z krajów Maghrebu, coraz liczniej zaludniający peryferie francuskich miast.

Teraz we „Francuskim samobójstwie” czytamy: „Islamizacja francuskich przedmieść jest już prawie całkowita. Asymilacja, integracja i dostosowanie się w tych dzielnicach wymagają dziś tego, żeby być muzułmaninem, jak inni”. Zemmour dodaje, że przerażeni tym biali mieszkańcy – łącznie z policją – omijają imigranckie przedmieścia, wskutek czego faktyczną władzę w tych podmiejskich gettach dzierżą islamscy fanatycy pospołu z handlarzami narkotyków. „Rządzi tam szariat, a nie Republika” – twierdzi Zemmour i ostrzega, że jeśli nie powstrzyma się imigracji z Afryki, to Francja i jej kultura – jak niegdyś Rzym – polegną w walce z „barbarzyńcami”.

Zemmour wrzuca wszystkich muzułmanów do jednego worka i porównuje ich do barbarzyńców, co jest dużym nadużyciem. Ale trzeba przyznać, że jego uwagi dotyczące „płonących przedmieść” pokrywają się w dużej mierze z obserwacjami demografów, jak choćby Christophe’a Guilluy, autora innej głośnej niedawno pracy „Francja peryferyjna”.

Demografowie wskazują, że na obrzeżach Paryża i innych francuskich metropolii dokonała się w ostatnich dekadach samorzutna segregacja ludności białej i „kolorowej”. W efekcie powstały tam imigranckie getta (niekoniecznie zdominowane przez islam), będące często enklawami biedy, bezrobocia i przestępczości. Z kolei rodowici Francuzi z klasy niższej, których nie stać na mieszkanie w centrach miast, w większości przeprowadzili się do miasteczek lub na wieś.

Zemmour słusznie wskazuje więc na „gettoizację” przedmieść jako dowód słabości francuskiej polityki asymilacji. Problem w tym, że demonizuje zarazem islam, obwiniając go za wszystkie niemal problemy tej „peryferyjnej Francji”.

Esej-pamflet Zemmoura zyskał ogromny rozgłos w mediach. Nic dziwnego, bo oponenci oskarżyli go o rasizm, islamofobię, wrogość do feministek, homofobię i bycie „wyborczym agentem” Frontu Narodowego. Zemmour, publicystyczny fighter, nie pozostał im dłużny.

Głos Francji przerażonej

Niemniej prócz etykiet pojawiła się też polemika merytoryczna. Adwersarze zarzucają więc Zemmourowi, że rozgrzesza większość Francuzów, obwiniając o całe zło wszystkich innych: imigrantów, kosmopolityczne paryskie elity, USA, Unię, mniejszości seksualne. W dodatku, jak zauważa dziennik „Le Parisien”, Zemmour ma windować statystyki dotyczące imigrantów tak, by pasowały do jego katastroficznych tez. Inny zarzut to historyczne „brązownictwo”: Zemmour, wielbiciel Napoleona i de Gaulle’a, tak bardzo idealizuje dawną Francję, że broni kolaboracji rządu Vichy z Niemcami. Słabością książki jest też, że Zemmour poprzestaje na totalnej negacji. On sam przyznaje zresztą, że stracił już wszelką nadzieję. „Zła jest tyle, że nie dostrzegam pokojowych i rozsądnych rozwiązań. Nie widzę już żadnego wyjścia” – mówił w wywiadzie dla portalu „Le Figaro”.

Zarazem tak fenomenalny sukces jego pamfletu na elity wskazuje na przepaść między establishmentem a dużą częścią Francuzów. Jeśli Zemmour zdobył tak wielu czytelników, to pewnie także dlatego, że rzucił wyzwanie tzw. politycznej poprawności – atakując imigrantów, islam, feministki czy ruch gejowski.

Francuzi mają realne podstawy do obaw o perspektywy swego kraju, a Zemmour wszystkie własne i ich lęki pospuszczał z łańcucha. Jak pisze trafnie znany dziennikarz Franz-Olivier Giesbert, Zemmour „uosabia jak nikt inny tę Francję, która się boi i która marzy o tym, aby się ogrodzić drutem kolczastym”. I tak właśnie – jako głos pewnej Francji – Francji przerażonej, zagubionej wobec globalizacji, szukającej schronienia w zmitologizowanej przeszłości – można tę książkę odczytać. Błędem byłoby natomiast traktowanie „Francuskiego samobójstwa” jako rzetelnej analizy stanu państwa i społeczeństwa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2014