Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tydzień temu przepraszałam tu za grzechy młodości, teraz dla odmiany coś wyznam. Otóż wśród moich hobby (kajaki, kino tureckie, rower, zbieranie książek kucharskich i inne) poczesne miejsce zajmuje cosobotnie uważne czytanie stron z nekrologami w „Gazecie Wyborczej”. Pochylona nad kubkiem porannej kawy jadę po nich wzrokiem uważnie – od góry do dołu – a nie pomijam niczego, na koniec zaś zostawiam sobie te długie teksty, w których bliscy wspominają kochanych zmarłych, ale które bywają też ciekawym źródłem informacji o licznych zasłużonych dla sprawy/Warszawy/Polski postaciach. Nie wiem, czy ktoś kiedyś badał nekrologi wspomnieniowe, które zamieszczane są w polskiej prasie, ale w Ameryce – owszem, im się przyjrzano uważnie. W najsłynniejszym na świecie dziale z nekrologami w „New York Timesie” obecnie dokonuje się bowiem swoista rewolucja. Wspomnienie na łamach „NYT” to jak medal przypięty do piersi nieboszczyka – znak, że się za życia było KIMŚ. Coś jak asysta wojskowa podczas pogrzebu. Na pewno nie dla wszystkich.
W zeszłym roku istniejący od 1851 r. (!) dział nekrologów w gazecie objęła Anisha Padnani. Dla potrzeb jakiegoś tekstu szukała informacji o Nelly – pierwszej czarnoskórej kobiecie, której pozwolono na naukę w szkole dla bibliotekarzy w Bibliotece Nowego Jorku, a jednocześnie utalentowanej pisarce zajmującej się problemami czarnoskórej klasy średniej w Ameryce. Gdy rozpoczęła poszukiwania w swoim własnym dziale, ku swojemu zaskoczeniu nie znalazła o niej żadnej wzmianki. Szybko zorientowała się, że dział ów w zaskakującym stopniu niesprawiedliwie selekcjonował znamienitych zmarłych. Jeśli zdarzyło się, że zasłużona osoba nie była białym mężczyzną z klasy średniej i wyższej, szanse na to, że „NYT” uhonorował ją wspomnieniem, były nikłe. Nawet jeśli było się taką znakomitością jak, uwaga, Charlotte Brontë – autorka sławnych powieści, Sylvia Plath – kultowa pisarka albo, już całkiem współcześnie, Diane Arbus – wybitna fotografik. Żadna z nich nie dostąpiła zaszczytu. Wprawiło to w wielką konfuzję redakcję dziennika.
I tak właśnie zrodził się projekt Overlooked (Przeoczone/Przeoczeni) – próba przywrócenia pamięci o ludziach, którzy mimo oczywistych zasług z jakichś powodów nie znaleźli się w archiwum nekrologów. Tak jak na przykład Ida B. Wells – kobieta, która głośno sprzeciwiała się linczom dokonywanym na czarnoskórej ludności w latach 90. XIX w. Albo Henrietta Lacks, młoda kobieta, zmarła na raka w 1951 r., „wyróżniająca się” tym, iż na miesiąc przed śmiercią, bez jej zgody i bez jakiejkolwiek finansowej rekompensaty, pobrano od niej komórki rakowe, które – inaczej niż jakiekolwiek badane dotąd – były nieśmiertelne, bo raz na dobę wytwarzały nowe w warunkach in vitro. Komórki Henrietty przyczyniły się do ogromnego postępu w nauce: były pomocne w badaniach genów, które wywołują nowotwory, w wynalezieniu leków na hemofilię, białaczkę, chorobę Parkinsona, i w wielu innych aspektach. Znajdują się one prawdopodobnie w każdym laboratorium na świecie, jak białe myszki i szczury doświadczalne. Dość rzec, że wysłano je nawet w przestrzeń kosmiczną, o Henrietcie jednak – istocie, która je nauce dała – uznano za stosowne zapomnieć. „New York Times” przypomniał też na przykład Adę Lovelace – urodzoną w 1815 r. brytyjską matematyczkę, twórczynię pierwszego programu komputerowego i pierwszego algorytmu, który w ów program został wpisany, a także Margaret Abbot – pierwszą kobietę, która zdobyła olimpijskie laury podczas olimpiady w Paryżu w 1900 r. Nekrologów przybywa, ponieważ redakcja postanowiła szeroko otworzyć swoje podwoje i zaprosić czytelników do współtworzenia projektu.
A teraz, podpierając się tym amerykańskim pomysłem na przywracanie pamięci, zaapeluję ponownie do naszych sumień i nawiążę do mojej nieustającej batalii o to, by forsować patronki ulic, placyków i skwerów – tak, by nie zapomniano o lokalnych i krajowych bohaterkach, artystkach, pisarkach, żołnierkach. W Warszawie swoje ulice mają Radiowa Rodzina Matysiaków i Kubuś Puchatek, a także Burleska, Kalambur i Loteryjka. Ale Stefania Wilczyńska – współpracownica Korczaka z Domu Sierot – albo Agnieszka Osiecka, co jej chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, nie mają nawet po małym skwerku. Osiecką uczczono najbliżej w Grodzisku Mazowieckim i w Granicy koło Komorowa, a Wilczyńska na razie ma swój dąb na Polu Mokotowskim. No i mnie to dziwi mniej więcej tak samo jak ukradzione Henrietcie Lacks komórki rozsiane po laboratoriach. A Was?©