Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wracajmy jednak do przypowieści. Mimo wszystko nie o ojca i synów w niej chodzi i nie o kłopoty wychowawcze, czy nawet o przestrzeganie przykazania nakazującego cześć rodziców, ale o coś ważniejszego, bez czego również z powyższych kłopotów wyjść nie można. Chodzi o Ojca, od którego pochodzi wszelkie ojcostwo i wszystko, co jest. W pierwszym rzędzie chodzi o nas mówiących, że jesteśmy związani z Bogiem przymierzem, więcej - jesteśmy domownikami Boga, Jego dziećmi. Jedni ten związek z Bogiem datują od czasów Mojżesza, drudzy od Jezusa Chrystusa, a wszyscy razem od Abrahama, a przez niego od Adama i Ewy. Twierdzimy też, że jednymi i drugimi Bóg się niezmiernie cieszy, skoro jest Ojcem, ale też z jednymi i drugimi ma wciąż kłopoty. Starsi bowiem, wzorem starszego syna, jakoś nie widzą, że są szczęśliwi, a młodzi, zauważywszy, że za ciasno im w domu Ojca, pakują część majątku im należną i wynoszą się na swoje. I tak, w obydwu przypadkach, Bóg Ojciec zostaje sam ze swoim szczęściem. A takie szczęście bardzo boli.
Dlatego opuszczony Ojciec wychodzi przed dom i wygląda, oczekuje na tych, którzy odeszli. Dzisiaj, po dwóch tysiącach lat istnienia Kościoła wiemy, że nie tylko oczekuje, nie tylko tęsknie spogląda na drogę, ale w sobie właściwy sposób, najczęściej przez innych ludzi i wydarzenia, usiłuje swojemu dziecku się przypomnieć i zachęcić do powrotu. Podobnie postępuje ze starszym synem, być może bardziej marnotrawnym od młodszego. Co prawda nie wyniósł się on z domu jak jego brat, ale też ojca opuścił. Nie czuje się domownikiem, co najwyżej gościem, skoro wypomina ojcu, wprost zarzuca brak miłości, a przy okazji odsądza od czci i wiary młodszego brata. Biedny ojciec musi więc ratować jednego i drugiego. Nieszczęście polega na tym, że obydwaj nie umieją dostrzec, że są szczęśliwi.
Nakładając ten obraz, tę przypowieść na nasze czasy, można pytać całkiem zasadnie o przyczyny zjawiska, które nastręcza nam wiele kłopotu, o kryzys Kościoła czy chrześcijaństwa. Wygląda bowiem, że nieważne, kto z nas jest starszy, kto młodszy, kto odszedł, a kto pozostał. Takie licytowanie się, kto z nas jest lepszym chrześcijaninem, do niczego dobrego nie prowadzi. Świadczy jednie o tym, że wciąż, jak ci dwaj bracia, na różne sposoby marnotrawimy majątek Ojca.