Kawa bez dyni

I znów wędrujemy zimnym krajem. Późne lato pękło w szczytowej słodyczy jak zbrązowiała ulęgałka i jak ulęgałkę, zbyt już nadpsutą i pociętą przez osy, musieliśmy je wyrzucić za okno wprost w malachitowy zagon kapusty.

03.09.2018

Czyta się kilka minut

 / Fot. CSEH IOAN / ALAMY STOCK / BEW
/ Fot. CSEH IOAN / ALAMY STOCK / BEW

Cesarsko-królewskim inżynierom kolejowym nie była obca myśl – ostatnio wypowiedziana przez architekta-celebrytę Renza Piano w dyskusjach nad odbudową zawalonego wiaduktu w Genui – że mianowicie nawet najbardziej funkcjonalna konstrukcja jest dziełem poetyckim, o ile nadaje ludziom kierunek. Dlatego tak poprowadzili szlak żelazny od Kielc w stronę Krakowa, żeby krótki tunel znaczył cezurę między nijakim pejzażem na północy a amfiteatrem wzgórz wokół Miechowa, które podmalowane właśnie kłębiącym się kapuścianym liściem osiągają iście toskańską malowniczość. Zatunelia – tak w duchu nazywam Galicję oglądaną z perspektywy pasażera kolejowego przybywającego z Kongresówki. I jak co roku, okolica świętuje swój zacny trud podczas dni kapusty w Charsznicy. To już w ten weekend (wśród atrakcji występy Sławomira), liczę też jak zwykle na łaskawą obecność wicepremiera Gowina, może w wieczornym programie tylko dla dorosłych wykona swój najnowszy numer – popis tresury luksemburskiej kasty sędziowskiej.

A potem już tylko zjazd po równi pochyłej, zwłaszcza że sezon bardzo przyspieszony i właściwie wszystko, co miało dojrzeć dopiero we wrześniu, już jest gotowe, by dać się zapakować w słoik. Aż nie do wiary, że komuś może przyjść do głowy, aby w takiej sytuacji jeszcze życzyć sobie przyspieszenia jesieni. Sieć Starbucks powołała do życia na Facebooku stronę „Towarzystwo Grabiących Liście”, gdzie fani mają „konstruktywnie dyskutować nad tym, jak pomóc Matce Naturze z szybszym nadejściem jesieni”. To wehikuł reklamowy dla jednego z jesiennych hitów tej sieci, dyniowej latte (Pumpkin Spice Latte). Ogromna ilość spienionego mleka z różnymi dodatkami smakowymi, śladowa ilość espresso, wszystko zwieńczone czymś, co przypomina bitą śmietanę, i polane syropem dyniowym (raczej z nazwy, składa się głównie z cukru, a z dynią ma wspólny pomarańczowy kolor). Tak już się utarło w Ameryce, że powrót PSL do menu sieciówki oznacza początek jesieni. Rok po roku wydarza się to coraz wcześniej, ostatnio 28 sierpnia.

Pomińmy w tym miejscu jałowe rozważania, dlaczego niebiosa nie walą piorunami, kiedy tego rodzaju ciepłe mleczne desery hańbią miano kawy. Wszak to tylko niewinny szwindel w nazewnictwie, który ma pomóc zatrzeć kaloryczne wyrzuty sumienia. Łatwiej jest powiedzieć: „zejdźmy na kawę” niż „idźmy do cukierni skatować wątrobę podwójnym kremem z syropem i wysokoglukozową posypką”. Ciekawsza jest leżąca u podłoża decyzji Starbucksa pewność, że dla tzw. targetu jesień ma dobre, optymistyczne konotacje. Mówią mi znajomi parający się badaniami konsumentów, że istotnie: początek września to moment przejścia do nowego cyklu, zdarzenie zdecydowanie pozytywne, choćby dlatego że w okresie ocieplania klimatu oznacza ulgę od coraz dotkliwszych nawet w Polsce upałów i wszystko po wakacjach wydaje się świeże.

Właśnie – wakacje, urlop: powszechność letniego lenistwa czyni dopiero możliwym to, że obecny moment nabiera cech drugiego Nowego Roku, kto wie, czy nawet nie bardziej naładowanego nadziejami. Dla naszych przodków, wiecznie zabiegających o przetrwanie i elementarny byt, wrzesień był początkiem schyłku krótkiego okresu obfitości, smakował końcówką, a nie początkiem. Tymczasem dziś ileż rzeczy mamy, prywatnie i w pracy, odłożone na „po wakacjach”?

A zatem wielki początek, nowe projekty, nowe kampanie, nowe szczyty sprzedaży i wzloty sondaży. Może tylko nieśmiało zaproponuję: skoro już ma być ten początek, zwłaszcza dnia, to pijmy kawę bez dyni – z całym szacunkiem dla pięknego warzywa, wolę je na talerzu – i w ogóle bez niczego. Mocną, krótką, smolną, gorzką, a nie kwaśną, i bez nut czekolady lub fiołków. Coraz trudniej o to, niestety. Sieciowa zaraza się szerzy (taka np. Costa Coffee została właśnie kupiona przez Coca-Colę za 4 mld funtów – żeby dać wam pojęcie, na jakich szachownicach jesteśmy pionkami), a w niezależnych przybytkach na moje pytanie, czy ich mieszanka oprócz niewątpliwie szlachetnej arabiki zawiera robustę, która daje niezbędnego kopa, dostaję pogardliwe spojrzenie. Obawiam się, że jesteśmy skazani na wymarcie – miłośnicy wypitej na stojąco bez ceregieli robusty i bumelanci, dla których wrzesień to smutny czas, gdy znikają soczyste pomidory, a masło zaraz przestanie pachnieć łąką. ©℗

Ze cztery lata temu, inaugurując tę rubryczkę, udzielałem prostych porad, jak przetrwać na rynku zdominowanym przez kawy kwaśne i łagodne – bo z badań wychodzi, że polski konsument w większości takie lubi, więc duzi producenci się do niego dostosowują. Nic się od tego czasu nie zmieniło, najskuteczniej pomyszkować w supermarketach na dolnych półkach, gdzie leżą paczki nikomu nieznanych marek, efemeryczne – byle z Włoch, najlepiej z dalekiego południa. Takie marki nie mają środków, by dostosować swoją ofertę do polskich gustów – ergo zepsuć towar. Z moich doświadczeń cztery na pięć takich prób jest trafionych. Odchodzę powoli od fascynacji domowym ekspresem ciśnieniowym, i tak nie ma szans, żeby wytworzyć tę moc, jaką ma wielki, profesjonalny czołg z kawiarni. Wracam do poczciwej maszynki stawianej na gazie (nie lubię słowa „kawiarka”). Daje kawę, która nie ma wprawdzie kremowej kołderki, lecz za to wydobywa więcej ostrych smaków. Ważne jest tylko, by do filtra nasypać kawy „z górką”, ale nie ubijać – w trakcie zakręcania górna część maszynki sama ją ugniecie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2018