Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Moje serce przepełnia radość i jestem głęboko poruszony, to nasza tradycja od 400 lat” – mówił Yoshifumi Kai, szef organizacji wielorybników. Z pierwszej wyprawy przywieziono dwa okazy (na zdjęciu); najbardziej wartościowe części mięsa poszły na aukcji za rekordową kwotę – równowartość ponad 500 zł za kilogram.
Entuzjazmu tego nie podziela Międzynarodowa Komisja Wielorybnicza, którą Japonia opuściła w 2018 r., oraz inne organizacje zajmujące się ochroną zwierząt na świecie. „To smutny dzień i początek nowej szokującej ery prywatnego połowu wielorybów” – powiedziała Nicola Beynon z Humane Society International. Argumenty przeciwników wielorybnictwa są znane od lat: zagrożenie gatunku, naruszenie równowagi ekosystemu wód, ból zadawany zwierzęciu przy połowie. W przypadku Japonii dodać trzeba też nieopłacalność tej branży, zdanej na państwowe dotacje. W skali kraju czynnych jest ok. 300 wielorybników, którzy dotąd łowili jedynie w celach naukowych. Japonia broni się: gatunkom wielorybów wytypowanym do odłowu nie grozi wyginięcie, cierpienie zwierząt zaś na dużo większą skalę ma miejsce w rzeźniach całego świata.
Warto zwrócić jednak uwagę, że społeczności wielorybników leżą w okręgach wyborczych wpływowych polityków, w tym konserwatywnego premiera Abe. Dotacje na wielorybnictwo mogą służyć pozyskaniu głosów, ale też faktycznie chęci podtrzymania tradycji. Stąd zapewne wysoka temperatura sporu. Dla organizacji ekologicznych polowanie na majestatyczne ssaki morskie stało się jednym z symboli niszczącej działalności człowieka w środowisku. Dla Japończyków ugięcie się pod zagraniczną presją byłoby nie tylko oznaką słabości kraju, ale i pogwałcenia narodowej tożsamości. ©