Ryby znikają w milczeniu

Gdybyśmy w ciągu ostatnich 50 lat wyjałowili jedną trzecią ziemi rolnej do stanu, w którym przestaje ona rodzić, uznalibyśmy to za katastrofę. W przypadku łowisk tak się stało.

02.05.2013

Czyta się kilka minut

Tuńczyk błękitnopłetwy jest tak drogi, że rybacy nie mogą powstrzymać się przed jego odławianiem. / Fot. OCEAN2012 / WILD WONDERS
Tuńczyk błękitnopłetwy jest tak drogi, że rybacy nie mogą powstrzymać się przed jego odławianiem. / Fot. OCEAN2012 / WILD WONDERS

Połowa zbadanych zasobów rybnych Atlantyku i 80 proc. Morza Śródziemnego jest przełowiona. To oznacza sprowadzenie populacji ryb poniżej poziomu odtworzenia. Inaczej mówiąc – gdy ryb jest zbyt mało, wkrótce mogą zniknąć zupełnie. To złe wieści dla krajów unijnych. To złe wieści dla świata.

Połowy ryb morskich na terenie UE zmniejszają się z roku na rok. Powodem, niestety, nie jest obawa przemysłu połowowego o wyczerpanie europejskich łowisk. Przyczyna jest prostsza – ryb na wodach okalających Europę ubywa. Aby zapewnić nieprzerwany dopływ rybiego mięsa na europejski rynek, musimy wysyłać nasze trawlery coraz dalej oraz wspomagać się importem. Problem malejących połowów jest jednak powszechniejszy. Nie tylko łowiska Europy tracą ryby na skutek nadmiernej, przemysłowej eksploatacji.

Również światowe połowy ryb morskich powoli maleją – z 84 mln ton w 2004 r. do 80 mln ton w 2009 r. Pozostało niewiele możliwości zwiększenia połowów. Według raportu FAO połowa światowych łowisk nie jest w stanie zapewnić większych połowów bez naruszenia ich równowagi. W roku 1974 tylko jedna dziesiąta światowych łowisk zagrożona była przełowieniem. Dziś równowaga została naruszona aż na jednej trzeciej łowisk. Więcej – ilość łowisk, które możemy eksploatować bez przeszkód, zmalała w tym samym czasie z 40 proc. do 15 proc. Tymczasem ilość ryb spożywanych przez statystycznego obywatela Ziemi rośnie. Nigdy jeszcze w historii świata nie jedliśmy tak wielu ryb. Jeśli nie zdołamy zatrzymać procesu nadmiernej eksploatacji łowisk, nasze dzieci czekać może coś, czego nie umiemy sobie wyobrazić – świat bez odławianych w oceanach organizmów morskich. W ostatnich latach wzrost produkcji ryb na świecie zawdzięczamy wyłącznie dynamicznemu rozwojowi produkcji ryb hodowlanych.

Dla 1,5 mld ludzi ryby to aż jedna piąta codziennej diety. Nasz apetyt na ryby stale rośnie. W roku 1950 światowa produkcja ryb odławianych i hodowlanych wynosiła 20 mln ton. W roku 2008 przekroczyła 140 mln ton. To ponad siedmiokrotny wzrost! Rybie mięso to nie tylko ważny składnik diety miliardów ludzi. Połowy zapewniają utrzymanie 540 mln ludzi na świecie – podaje opublikowany przez ONZ raport. To 4,3 mln okrętów i łodzi używanych do połowu ryb.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której położone w innych rejonach świata państwa odmówią UE zgody na prowadzenie połowów w swoich strefach ekonomicznych. Ponieważ spożywamy więcej ryb, niż zapewniają europejskie akweny, już 4 lipca zabrakłoby ryb na naszych stołach. Biorąc pod uwagę rosnący problem przełowienia światowych łowisk i zagrożenie utraty większości gatunków ryb, nie możemy wykluczyć takiej sytuacji. Kraj borykający się z dostarczeniem odpowiedniej ilości ryb swoim obywatelom odmówi statkom z obcą banderą prawa do połowu.

Według szacunków New Economics Foundation (nef) – brytyjskiego think tanku – możemy sobie z tym problemem poradzić. Recepta jest bolesna i prosta. Należy zatrzymać przez około pięć lat odławianie ryb na zagrożonych łowiskach europejskich. W ciągu tego czasu stada ryb zdołają powrócić do normalnej liczebności, co sprawi, że po przywróceniu zezwoleń na połowy wzrosną one ponad dzisiejszy poziom. Co jednak stanie się z tysiącami bezrobotnych rybaków? Szacunki nef mówią o finansowej rekompensacie wynoszącej 10,5 mld euro. To dużo – tym bardziej, że pieniądze popłyną z naszych kieszeni. Jest jednak oczywista zaleta tego planu. Do roku 2023 zwiększone wpływy z odnowionych europejskich łowisk przyniosą 15,6 mld euro dochodu. Z czasem odbudowane ławice, eksploatowane w zrównoważony sposób, zaczną rosnąć i dawać coraz więcej ryb. Inwestycja w zatrzymanie połowów i wypłata rekompensat rybakom zwróci się w niecałe pięć lat. Jakie są szanse na wprowadzenie tak rewolucyjnego projektu?

KU PRZESTRODZE

W 1992 r. rząd kanadyjski wprowadza zakaz odławiania dorsza u wschodnich wybrzeży Nowej Fundlandii. Dla regionu, w którym dorsz od 500 lat stanowi podstawę utrzymania, to katastrofa. Powód tej decyzji jest jeden – ilość dorsza w atlantyckich wodach Kanady spadła do zaledwie 1 proc. początkowej populacji! Zakaz połowów obowiązuje przez dwa lata, które jak sądzą naukowcy, pozwolą na odbudowę wyczerpanych ławic.

Mija 20 lat. Na łamach czasopisma „Science” ukazuje się artykuł autorstwa kanadyjskiego ichtiologa Jeffreya Hutchingsa jednoznacznie stwierdzający: odbudowa ławic dorsza na północnym Atlantyku jest niezwykle mało prawdopodobna. Porzucając naukowy żargon oznacza to, że dorsz na łowiska nie powróci. Z powodów politycznych i kulturowych decyzja o zakazie połowu dorsza zapadła zbyt późno.

Dlaczego tak się stało, pomimo wielokrotnych napomnień naukowców o zagrożeniu wywołanym nadmiernym wyeksploatowaniem łowisk? To klasyczny przykład tak zwanej tragedii wspólnot – sytuacji, w której wszyscy podejmują racjonalne i umotywowane własnym interesem działania, które jednak działają na szkodę całej społeczności. W efekcie po pewnym czasie wszyscy członkowie wspólnoty ponoszą konsekwencje własnych działań. Racjonalnie postępował rybak odławiający jak największą ilość ryb, by zmaksymalizować zysk. Racjonalne, ale tylko w politycznym sensie, były także działania rządu odsuwające w przyszłość decyzję o wstrzymaniu połowów. Wszak rząd dbać musi o swoich wyborców, a decyzja ta pozbawiłaby ich podstaw utrzymania. Wcześniejsze wprowadzenie limitów na połów dorsza pozwoliłoby zatrzymać całkowite odłowienie tej ryby z atlantyckich wód. Tak się jednak nie stało.

Kanadyjscy rybacy powiadali, że dawno temu dorszy było tak dużo, że można było chodzić po ich grzbietach. W latach 40. ubiegłego wieku odławiano 150 tys. ton dorsza rocznie. W roku 1968 połowy wzrosły prawie sześciokrotnie do rekordowej liczby 850 tys. ton. To był ostatni tak dobry rok. Od tego czasu liczba ryb w zimnych atlantyckich wodach zaczęła spadać. W ciągu następnych dziesięciu lat ilość odławianego dorsza spadła pięciokrotnie!

W tamtym czasie pojawiły się nowsze, wydajniejsze jednostki do połowu dorsza, technologia pozwalała śledzić ławice pod wodą. Mimo to połowu nie rosły. Wydawałoby się, że taki spadek połowów to wystarczające ostrzeżenie. Tak się jednak nie stało. 12 lat później dorsz praktycznie znikł z północnoatlantyckich wód. W roku 2003 kanadyjski rząd ogłosił całkowite zamknięcie łowisk dorsza. Opróżnioną niszę ekologiczną powoli zajmują mniej cenione śledzie i makrele.

Konsekwencje dla gospodarki Nowej Fundlandii były zatrważające. Zwolniono około 30 tys. osób – 12 proc. wszystkich zatrudnionych w regionie. Budżet Kanady obciążyły cotygodniowe zasiłki wypłacane 28 tys. bezrobotnych. W ciągu dziesięciu lat pomoc rządowa ofiarom przełowienia łowisk wyniosła 1,9 mld dolarów. Pomimo rządowych programów pomocowych, w ciągu następnych 10 lat region opuściła aż jedna dziesiąta mieszkańców.

W Kanadzie w 20 lat po przełowieniu łowisk dorsza wciąż nie widać oznak odradzania się populacji. Wygląda na to, że dorsz do Kanady nie powróci. Region Nowej Fundlandii powoli podnosi się z zapaści. Rybołówstwo przestawiło się z dorsza na inne gatunki ryb i skorupiaków. Atlantycki dorsz – przez prawie 500 lat podstawa utrzymania lokalnej społeczności – odchodzi jednak w niepamięć.

CIEŃ SZANSY

Rozmiary tuńczyka poławianego na wodach Morza Śródziemnego zmniejszyły się ponaddwukrotnie. Zdaniem naukowców to jedna z oznak, że populacja tuńczyka błękitnopłetwego znalazła się na krawędzi wymarcia. Tuńczyk trafił na czerwoną listę zagrożonych gatunków Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN). Liczba osobników tuńczyka atlantyckiego spada nieprzerwanie od 10 lat. Zrozpaczeni ichtiolodzy nawołują o zwiększenie ograniczeń połowowych, przewidując nieodwracalny spadek populacji. Niestety, na apele naukowców nie ma jednoznacznej odpowiedzi ani ze strony Unii Europejskiej, ani międzynarodowej społeczności.

Proces odławiania ryb i trzebienia ich populacji nie jest zagadnieniem nowym. W latach 60. niekontrolowane połowy tuńczyka doprowadziły do zniknięcia tego gatunku z duńskich wód przybrzeżnych. Zadziwiające jest, jak powtarzalne są historie poprzedzające całkowite wytrzebienie populacji ryb. Nie inaczej zdarzyło się z duńskim tuńczykiem. Schemat zawsze jest ten sam: niebywała obfitość ryb w okresie międzywojennym i tużpowojennym, masowe odławianie w latach 50. i, w rezultacie, załamanie populacji.

Szacuje się, że w porównaniu z rokiem 1950 populacja tuńczyka w Zatoce Meksykańskiej zmniejszyła się pięciokrotnie, natomiast na wodach europejskich trzykrotnie. Tuńczyk znajduje się na równo wytyczonej drodze do wyginięcia, jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki zaradcze. W ostatnim czasie widać oznaki poprawy – limity połowów tuńczyka na europejskich wodach obniżono o połowę.

Wydaje się, że apele naukowców i wyższa świadomość ekologiczna sprawiły, że populacja tuńczyka ma cień szansy na odbudowę. W 2012 r. Międzynarodowa Komisja Ochrony Tuńczyka ­(ICCAT), zajmująca się monitorowaniem połowów, ustaliła nowe limity połowowe mające na celu odbudowę populacji tuńczyka. Z wyznaczonymi limitami nie zgadzają się jednak doradzający tej organizacji naukowcy, twierdząc, że są zbyt wysokie i doprowadzą do zapaści populacji tuńczyka. Sytuację pogarsza fakt, że tuńczyk odławiany jest także nielegalnie. Szacuje się, że nielegalne połowy podwajają ilość wyławianej z morza ryby. ICCAT zapowiada, że w przypadku dalszego zmniejszania się populacji tuńczyka za dziewięć lat zamknie niektóre łowiska. Brzmi znajomo? Przypomnijmy sobie decyzję kanadyjskiego rządu o zamknięciu łowisk dorsza. Po raz kolejny nierozstrzygnięty konflikt pomiędzy firmami zajmującymi się lukratywnym połowem a naukowcami sprawi, że tuńczyk z północnego Atlantyku podzielić może los dorsza.

Gdybyśmy w ciągu ostatnich 50 lat wyjałowili jedną trzecią ziemi rolnej do stanu, w którym przestaje ona dawać plony, zgodnie uznalibyśmy to za narodową katastrofę. Leżąca odłogiem ziemia przypominałaby nam o dziesiątkach lat zaniedbań. Zapewne miałby miejsce narodowy plan odnowy i przywrócenia stanu pierwotnego.

Dokładnie ten sam proces zachodzi obecnie na rozległych przestrzeniach oceanów. Ryb jest coraz mniej, a my w sposób rabunkowy eksploatujemy łowiska do stanu całkowitej zapaści. Słabo słyszalne głosy naukowców i organizacji pozarządowych z trudem przebijają się przez potężne lobby przemysłu połowowego.  


Drogie Sushi

Większość połowów europejskiego tuńczyka sprzedawana jest do Japonii, gdzie tuńczyk jest narodowym przysmakiem. Rekordową cenę za jednego tuńczyka odnotowano w styczniu tego roku w Tokio. Za rybę ważącą 222 kg zapłacono 1,8 mln dolarów – to ponad 8100 dolarów za kilogram, jedenaście razy więcej niż cena srebra. Ta nierealna kwota bardziej oddaje fascynację Japończyków tym gatunkiem ryby niż jej wartość. Za tuńczyka trzeba słono płacić, zdarza się, że kilogram mięsa tej ryby potrafi osiągnąć cenę ponad 100 euro za kilogram. Gdy jedna ryba ma wartość samochodu średniej klasy, trudno dziwić się niechęci przemysłu połowowego do zaprzestania tak lukratywnej działalności, nawet za cenę wyczerpania łowisk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Na bezrybiu