Jak Rozkaz i Doskonałość Emmy zdobyli

To, czego nie dokonał ani waleczny sułtan Sulejman, ani skrzywdzona Fatmagül, udało się górnikowi zakochanemu w malarce.

04.12.2017

Czyta się kilka minut

Neslihan Atagül i Burak Özçivit w serialu „Kara Sevda” / STAR TV / MATERIAŁY PRASOWE
Neslihan Atagül i Burak Özçivit w serialu „Kara Sevda” / STAR TV / MATERIAŁY PRASOWE

Producenci telenoweli „Kara Sevda” („Wieczna miłość”) właśnie odebrali w Nowym Jorku pierwszą w historii kraju nagrodę Emmy dla najlepszego serialu zagranicznego, a Turcja zrobiła kolejny krok, by stać się światowym liderem na rynku oper mydlanych.

Trędowaty

Stambuł, biblioteka Uniwersytetu Marmara. Kemal Soydere (Burak Özçivit znany polskim widzom z roli Bali Beya we „Wspaniałym stuleciu”), student inżynierii górniczej, szuka czegoś na półce. W końcu sięga po „Germinal” Emila Zoli i pędzi na przystanek. W autobusie wpada na śliczną dziewczynę. To Nihan Sezin (Neslihan Atagül), przyszła malarka. Na podłodze ląduje cała zawartość jej torebki, jemu z rąk wypada książka.

Gdy w końcu udaje im się wszystko zebrać, on wskazuje jej wolne miejsce i ukradkiem patrzy w jej stronę. Ona zerka na niego i rysuje jego portret. Nie zamieniają więcej ani słowa, on wysiada, ona odjeżdża w dal. Na niego w skromnym domu czeka mama, gospodyni domowa, i tata, właściciel zakładu fryzjerskiego. Na nią, w willi wypełnionej obrazami i kopiami bizantyjskich mozaik, ojciec biznesmen i nieco nadęta matka, zdegustowana faktem, że spóźniona córka, zamiast wrócić do domu swoim BMW, wybrała komunikację publiczną.

„Na kolacji będzie wujek Galip, bądź miła dla jego syna Emira (Kaan Urgancıoğlu)” – rzuca matka i już wiadomo, że romans między chłopakiem „z ludu” i „panną dziedziczką” nie będzie należał do łatwych. Dodajmy do tego treść książki Zoli, która nie przypadkiem pojawiła się w pierwszej scenie (trudny los i okropne warunki życia górników, szlachetny chłopak zakochany w dziewczynie, która zamiast niego wybiera brutala), i można by przerwać oglądanie tureckiego tasiemca już w połowie pierwszego odcinka. Dlaczego zatem ta historia zgarnęła najbardziej prestiżową nagrodę telewizyjnego świata?

Turcja w pigułce

Gdy dwa lata temu stacja Star TV zaczęła wyświetlać serial „Kara Sevda”, w Turcji śmiano się, że reklamujący go plakat (błękit, Nihan w objęciach Kemala, strugi deszczu) jest wierną kopią posteru z amerykańskiego hitu „Pamiętnik”. „Myślicie, że dostaniecie Oscara?” – nabijali się internauci. Miny zrzedły im kilka dni temu, gdy podczas nowojorskiej gali reżyserka Hilal Saral, scenarzystka Burcu Görgün Toptaş i producent Kerem Çatay odbierali pierwszą w historii Turcji nagrodę Emmy dla najlepszej telenoweli. Nie było długich przemów, bo wszyscy troje byli tak zaskoczeni, że zdołali jedynie wyksztusić podziękowania, nim zalali się łzami szczęścia. Radowali się też zapewne fani produkcji. A tych jest sporo. Serial sprzedano do ponad 60 krajów! By przekonać się, czym zasłużył sobie na takie zaszczyty, postanowiłam obejrzeć kilka odcinków. Skończyłam łkając podczas ostatniego. Ale po kolei.

Tytuł serialu najczęściej tłumaczony jest jako „Wieczna miłość”. Ale kara sevda ma w języku tureckim więcej znaczeń. To również miłość niemożliwa, niespełniona, beznadziejna. Nie bez znaczenia są też imiona bohaterów, zwłaszcza głównych antagonistów. Rozpieszczony, okrutny Emir to po polsku „możny pan” albo „rozkaz”. Szlachetny Kemal to „doskonały”. Serial jest wystarczająco turecki, by spodobać się Turkom: pokazane są zwyczaje, cytowane przysłowia, matka głównego bohatera w chwilach, gdy rodzina jest zagrożona, zdejmuje z półki i całuje Koran. Podczas wizyt na cmentarzu kobiety zasłaniają głowy chustami, dzieci całują ojców w rękę, a podczas wesela, wbrew teściom z wyższych sfer, synowa z „pospólstwa” wykonuje z bratem tradycyjny taniec ludowy. Rodzina i hierarchia w niej panująca są zawsze na pierwszym miejscu. Ojciec, najstarszy brat, młodszy brat – to ich mają słuchać matka i siostra, to oni mają prawo wymierzyć siostrze karę i w rezultacie pełnoletnia studentka ma tygodniowy szlaban.

Dla widzów zagranicznych to ciekawe studium wiedzy o współczesnej Turcji. Kraju, w którym na tyłach szklanych biurowców są slumsy, a bose dzieci sprzedają chusteczki higieniczne właścicielom pięknych jachtów. Znamienna jest scena, w której Nihan, by ulżyć pięciolatce, kupuje od niej wszystkie chusteczki, które mała ma do sprzedania, po czym zadowolona z siebie wraca do domu z basenem, nie martwiąc się specjalnie losem dziecka. Gdy Kemal spotyka się w restauracji z człowiekiem Emira, ten ostatni nie chce nawet usiąść do stołu. „Nie wypiłeś nawet wody, nie wziąłeś kęsa jedzenia. Pochodzę ze wsi, gdzie takie zachowanie uchodzi za obrazę dla mojego stołu. Czy chcesz mieć we mnie wroga?” – pyta swego gościa Kemal, a ten upija łyk wody ze szklanki i dopiero odchodzi. Wbrew pozorom, nie ma tu ani grama patosu. Wierność obyczajom naprawdę ma dla Turków potężne znaczenie.

Żarciki z Ameryki

Jednocześnie serial jest wystarczająco, lecz nienachalnie „amerykański”. Scenarzyści nie stosują kalek charakterystycznych dla produkcji zza oceanu, ale subtelnie dawkują rozpoznawalne akcenty. Sposób filmowania Mostu Bosforskiego jako żywo przypomina znane z „Pełnej chaty” kadry Mostu Brooklyńskiego. Grająca najsympatyczniejszą chyba ze wszystkich bohaterów Leylę – Zerrin Tekindor jest niemal sobowtórem Sary Jessiki Parker (z tym, że jest zdecydowanie lepszą aktorką).

Turcy, którzy są na ogół zagubieni gdzieś między niechęcią do zgniłego, zachodniego kapitalizmu a zazdrością w stosunku do Amerykanów, tym razem robią sobie żarty z własnych kompleksów. Gdy Nihan proponuje zabawę „Prawda czy wyzwanie”, Kemal przewraca oczami i rzuca: „Rany, to takie amerykańskie!”. Ale scenarzyści żartują też z siebie. „Gdzie się nauczyłaś robić takie miny, zobaczyłaś to w serialu?”, „Zawsze chciałaś żyć w takim luksusie, jaki oglądasz w telewizji, prawda?” – pyta siostrę Kemal.

Krzyków i awantur jest tu nieco mniej niż w innych produkcjach znad Bosforu, a charakterystyczne dla nich przydługie, natchnione monologi bohaterów zostały znacznie skrócone i odcedzone z patosu. Scenarzystom nie zabrakło pomysłów. Żadna z zaginionych sióstr, żadne z odnalezionych dzieci nie pojawia się znikąd tylko po to, by coś się zadziało. Nie ma tu przypadku ani chaosu, wszystko okazuje się mieć uzasadnienie w fabule. Intrygi: i ta miłosna, wyciskająca łzy, i ta kryminalna, mrożąca krew w żyłach, są naprawdę niezłe. Każdy z 74 ponad dwugodzinnych odcinków to w istocie całkiem przyzwoity kryminał. Zwroty akcji są zaskakujące, ludzie, którzy wydają się nudni i nijacy, okazują się zupełnie inni.

Dość nietypowy jest też sposób pokazania serialowych wydarzeń. Historia zaczyna się w 2010 r., po czym następuje gwałtowny przeskok do 2015 r. Widzowie wiedzą, co się stało, główny bohater – nie. Kolejne retrospekcje wprawiają oglądających w osłupienie: wszystko jest inaczej, niż się wydawało.

Romans w starym stylu

Prócz tego, że „Kara Sevda” jest niezłym kryminałem, serial ma jeszcze coś, co mogło spodobać się jurorom znudzonym monotonią i przewidywalnością amerykańskiego rynku oper mydlanych: jest... zwyczajny. Nie ma tu głupawych śmiechów dogranych w tle, żywe trupy nie walczą o tron. Turcy udowadniają, że dobry scenariusz wystarczy, a „ideologia” (zróbmy serial o lekarzach, zróbmy serial o zombie, zróbmy serial o przyjaciółkach w wielkim mieście) wcale nie jest konieczna, by osiągnąć sukces. Fani tego i innych tureckich seriali nieraz podkreślali, że tym, co je odróżnia jest właśnie brak ogranych, hollywoodzkich rozwiązań.

Z badań dr. Omara Al-Ghazziego z brytyjskiego uniwersytetu Sheffield, zajmującego się turecką kulturą popularną, wynika, że w każdym kraju co innego podoba się widzom tureckich telenoweli. Chilijki zachwycają się faktem, iż Turcy potrafią zrobić gorący romans bez jednej sceny seksu i nagości. Peruwianki tym, jak podobne problemy i wartości dzielą oba kraje. Ich zdaniem nie ma przystojniejszych aktorów niż Turcy. Do krajów rozwijających się najlepiej sprzedają się seriale poruszające problem urbanizacji, migracji z wiosek do wielkich miast. Widzowie z krajów arabskich chcą oglądać nowoczesne, luksusowe życie, a europejscy lubią te seriale, które mają jakiś temat przewodni.

Wszyscy bez wyjątku zachwycili się z kolei dramatami przedstawiającymi czasy osmańskie. Kraj plasuje się dziś na drugim (po Stanach Zjednoczonych) miejscu, jeśli chodzi o eksport produkcji telewizyjnych. Tureckie seriale oglądane są w ponad 200 krajach świata. W połowie listopada minister kultury i turystyki Numan Kurtulmuş poinformował w tureckim parlamencie, że przychody ze sprzedaży tasiemców wyniosły w ubiegłym roku 300 mln dolarów. Rząd planuje, że w ciągu najbliższych pięciu lat ta kwota znacząco wzrośnie.

Serialowa dyplomacja

Tak się zapewne stanie, bo tureccy producenci dają każdemu to, czego potrzebuje, i są w tym coraz lepsi. Wśród fanów „Wiecznej miłości” mógłby się z pewnością znaleźć sam Donald Trump. Mamy tu przecież wielki biznes, potężne pieniądze i mężczyzn, którym wydaje się, że mogą wszystko nie tylko w pracy, ale i w stosunku do kobiet.

W serialu ślub Zeynep załatwiany jest właściwie poza nią: jej chłopak dogaduje sprawę z braćmi, ci z rodzicami. Pokazywanie tego na ekranie w kraju, w którym co roku z rąk mężczyzn ginie ponad 200 kobiet (dane tureckiego ministerstwa sprawiedliwości), a jeszcze więcej bywa zmuszanych do zawarcia niechcianego małżeństwa, jest nieco niepokojące. Z drugiej strony to właśnie dzięki serialom tureckie komisariaty zapełniły się swego czasu kobietami pragnącymi zgłosić gwałt, molestowanie lub przemoc w rodzinie. Tym razem do sądów mogą udać się nie kobiety, a... górnicy. Hasła Kemala, który podkreśla, że ważne jest dla niego bezpieczeństwo ludzi, zasady BHP, legalnie zdobyte ekspertyzy, śmieszą każdego, kto zna niefrasobliwość Turków. Wypadki górnicze zdarzają się niemal co dzień, podobnie jak katastrofy na budowach. Powodem jednego z największych w historii kraju, w Somie, gdzie zginęło 301 górników, było właśnie ignorowanie ekspertyz dotyczących bezpieczeństwa. Ale może pokazanie tego w serialu i „instruktaż”, że można zastrajkować, pójść do sądu itp., wpłynie jakoś na rzeczywistość.

Poza naiwnymi wstawkami o zasadach BHP i brakiem happy endu trudno się do czegoś przyczepić. Darujemy przecież scenarzystom fakt, że kobieta w śpiączce prezentowana jest w pełnym makijażu, jakby zaraz miała wstać i iść na bal, czy to, że na przystankach autobusowych po pięciu latach wiszą dokładnie te same plakaty, nawołujące do dawania bezpańskim psom jedzenia i picia. Złościć można się też o niewykorzystany potencjał Stambułu: zaledwie kilka razy widzimy gdzieś w tle słynną Kız Kulesi czy pałac Topkapı i wieżę Galata. Szkoda. Poza tym nagroda zasłużona, a dla wizerunku Turcji na świecie serial – i ten, i dziesiątki pozostałych – zrobił więcej niż cała dyplomacja razem wzięta.

Na pewno Polacy też się wkrótce o tym przekonają. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2017