Na msze przychodzą katolicy, Ormianie, prawosławni i Asyryjczycy. Polski proboszcz przed nikim nie zamyka drzwi

Choć sam chciał tu przyjechać, na miejscu napotkał problemy, których się nie spodziewał. Proboszcz katedry w tureckim Iskenderunie ks. Dariusz Dogondke w kilka chwil stracił w trzęsieniu ziemi kościół.
z Iskenderunu (Turcja)

27.02.2024

Czyta się kilka minut

Zniszczony kościół Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Iskenderun, Turcja, luty 2024 r. // Fot. Burak Kara / Getty Images
Zniszczony kościół Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Iskenderun, Turcja, luty 2024 r. // Fot. Burak Kara / Getty Images

Gdyby ta scena pojawiła się w jakimś serialu, nikt by nie uwierzył. Stoimy na rozległym parkingu w centrum Iskenderunu, między zabudowaniami kościelnymi, należącymi do parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, a wielkim budynkiem urzędu miejskiego. Jest niedziela, na pełnym zwykle parkingu dziś stoi tylko kilka samochodów. Wśród nich nowe auto dwojga tureckich parafian. Po skończonej mszy poprosili księdza Dariusza, by poświęcił ich nowy zakup. 

W tle śpiewa muezin, a ksiądz, zgodnie z prośbą wiernych, odprawia modlitwę, częściowo po polsku, częściowo po turecku, a następnie macha kropidłem. Przechodnie zerkają z umiarkowanym zaciekawieniem, jakby nie takie już rzeczy widzieli w mieście, w którym prócz meczetów swoje świątynie mają katolicy, prawosławni, asyryjscy katolicy i ich prawosławni bracia, a także Ormianie.

Modlimy się, by auto służyło użytkownikom dobrze i bezpiecznie, żegnamy znakiem krzyża i rozchodzimy. To znaczy wierni odchodzą, a ja siadam z proboszczem w przestronnej sali, na ścianach której Pan Jezus sąsiaduje z Mustafą Kemalem Atatürkiem. Pół godziny wcześniej uczestniczyłam w niedzielnej mszy, która – po zawaleniu się kościoła w wyniku lutowego trzęsienia ziemi sprzed roku – odprawiana jest w przylegającej do niego sali wykładowej, która nie ucierpiała podczas katastrofy. Ustawiono tam ołtarz, powieszono obrazy, jest nawet organistka, grająca pieśni religijne na keyboardzie.

Choć to świątynia stworzona naprędce, wygląda lepiej niż niejedna kaplica, jakich pełno było w Polsce w latach 80. i 90. XX wieku, nim parafie zebrały wystarczająco środków i uzyskały pozwolenia na budowę kościołów. Zdziwiła mnie frekwencja: kaplica była pełna ludzi.

Dyskusje religijne

– Nie wszyscy, którzy byli obecni na mszy, to „nasi” – mówi żartobliwie ks. Dariusz. Zaznacza, że wspólnota katolików w Iskenderunie liczy około 60 osób, najczęściej potomków wiernych żyjących tu w czasach sprzed Republiki. Kim są więc pozostali uczestnicy niedzielnej mszy? – Przychodzą też Ormianie, prawosławni, Asyryjczycy – wylicza. – W mieście są ich kościoły, ale nie wszystkie mają duszpasterzy – wyjaśnia kapłan z poznańskiej diecezji, który już piąty rok prowadzi posługę na południu Turcji. Choć – jak mówi – przed nikim nie zamyka drzwi, więcej nie zawsze znaczy łatwiej.

– Miewamy poważne spory teologiczne, wynikające z różnic w doktrynie Kościołów. Podczas gdy ja mówię: „Matka Boska”, oni uparcie nazywają Maryję Matką Mesjasza, bo nie uważają jej za matkę Boga. Albo „katolikos”. W wyznaniu wiary znaczy to przecież tyle, co powszechny, jednak wielu wiernym nie przechodzi to przez usta, jakby się bali, że „wierzą w Kościół katolicki” – wyjaśnia polski duchowny. – Czasem nawet im tłumaczę, że ja też wierzę w Kościół prawosławny w znaczeniu: wierny boskiemu prawu. Ale cóż, nawet w tureckiej książeczce do nabożeństwa użyto zamiast „katolicki” słów „ulusal” i „evrensel” – uniwersalny.

Z określeniem „katolikos” łączy się zresztą jeszcze jedna anegdota, którą opowiada mi ksiądz Dariusz.

– Gdy czas pozwala, staram się zwiedzać Turcję. Zdarzyło mi się podczas jednego wyjazdu trafić do remontowanego właśnie kościoła. Choć trwały w nim prace, pewien Turek wpuścił nas do środka opowiadając, że to kościół katolicki. Weszliśmy zdziwieni, a tam charakterystyczne freski przedstawiające kolejne sobory i greckie napisy, skąd więc pomysł, że to katolicka świątynia? Okazało się, że w odczytanym przez konserwatorów fragmencie wyznania wiary widniejącym na ścianie kościoła stoi właśnie greckie „katolikos”. Turcy sądzili, że oznacza to, iż kościół jest katolicki. Od nas dowiedzieli się, że to greckie „katolikos”, czyli „powszechny”, jest częścią wyznania wiary, określonego podczas pierwszych soborów, na długo przed podziałem Kościoła na wschodni i zachodni.

Ks. Dariusz z parafianami, Iskenderun, luty 2024 r. // Fot. Marcelina Szume-Brysz

Duszpasterstwo elastyczne

Nieporozumień jest więcej. Według księdza Dariusza w Turcji język liturgii „leży”. Tłumaczenia są przeciętne, nie oddają sensu i głębi wiary. Należałoby nad nimi intensywnie popracować. Ale choć czasem spiera się z wiernymi, stara się nie być małostkowy.

– Ostatecznie to i tak tylko nasze ziemskie problemy i sprawy, a Duch Święty działa po swojemu – mówi i dodaje, że i w Polsce zna dziesiątki katolików, dla których sprawy związane z doktryną Kościoła mają drugorzędne znaczenie. – Albo ich nie obchodzą, albo ich nie rozumieją.

Być duszpasterzem w Turcji oznacza być elastycznym i przygotowanym na wszystko. Duchowni różnych obrządków, nawet jeśli krzywo patrzą na fakt, że wierni raz są na mszy tu, a raz gdzie indziej, starają się sobie pomagać. Gdy do Iskenderunu przyjeżdżał ormiański biskup, nocował na katolickiej plebanii, bo kościół ormiański nie dysponuje miejscem noclegowym. Fragmenty Ewangelii podczas niedzielnej mszy czytał wierny, który godzinę wcześniej był na mszy w kościele prawosławnym.
– Jego matka była katoliczką, a ojciec prawosławnym. Córki przystępowały u nas do Pierwszej Komunii, ale prawdę mówiąc nie wiem, kim czuje się on sam – mówi ksiądz.

Sen o Jezusie

Choć katoliccy duchowni w Turcji nigdy nie prowadzili działań ewangelizacyjnych zakrojonych na tak szeroką skalę, jak np. protestanci, nie znaczy to, że do drzwi księdza Dariusza nie pukają muzułmanie, którzy w Jezusie dostrzegli Boga, a nie „tylko” islamskiego proroka. Duszpasterz z Iskenderunu potwierdza to, co już wcześniej słyszałam od innych katolickich księży w Turcji.

– Niektórzy Kościół poznają dzięki rodzinie czy znajomym, którzy są katolikami, ale wielu doznaje objawień we śnie. Śni im się Jezus albo Maryja, ale znów rozumieją to opacznie. Im się wydaje, że Jezus osobiście do nich przemówił – tłumaczy ksiądz i opowiada historię tureckiego chłopca, któremu podobne sny towarzyszyły od dzieciństwa.

– Babcie i ciotki twierdziły, że mu minie, ale nie minęło. Po latach się ochrzcił.

Chrzest Turka

Wielu Turków ma problem ze zrozumieniem, dlaczego tak długo trzeba się przygotowywać, nim przyjmie się chrzest. Uważają, że skoro aby zostać muzułmaninem, wystarczy trzykrotnie wypowiedzieć wyznanie wiary, system powinien działać podobnie, jeśli chce się zostać katolikiem. Bywa, że fakt, iż to bardziej skomplikowane, rodzi frustrację.

– Mojego tureckiego znajomego do chrztu przygotowywało małżeństwo z naszej parafii. Po pierwszym spotkaniu przyszedł do mnie i powiedział, że więcej tam nie pójdzie, bo traktują go jak uczniaka. Zapytałem, jak inaczej mają go traktować, by czegoś go nauczyć, a on odparł, że wolałby się uczyć u mnie, na herbacie, podczas rozmowy. Prawda, że miał rację? – zauważa duchowny. – Bóg czasem działa inaczej, niż się spodziewamy. Po swojemu.

Ale nie wszystkie historie są tak pozytywne. Od jakiegoś czasu w kościele pojawia się około 30-letni chłopak z muzułmańskiej rodziny.

– Bardzo, z całych sił chce przejść do Kościoła. Gdyby mógł, poszedłby prosto do seminarium, ale jego rodzina, od której jest zależny finansowo i z którą mieszka, zupełnie tego nie akceptuje. Mówię mu: módl się, módl się z całych sił o to, by rodzina zaakceptowała twój wybór, a Bóg wskazał drogę – mówi ksiądz i dodaje, że choć to dorosły mężczyzna, lęk o jego bezpieczeństwo powstrzymuje przed nieprzemyślanymi ruchami.

Gdyby ochrzcił go teraz, naraziłby go na gniew, przemoc, a może i zemstę rodziny. – Prosiłem, by się modlił, czytał Pismo, a do kościoła przychodził wtedy, kiedy mu się uda. Dawno już go nie było.

Gdy wali się świat

Ksiądz Dariusz o wakacie w Iskenderunie dowiedział się, słuchając audycji w Radiu Watykańskim. Od razu poczuł, że to coś dla niego, choć wcześniej nie planował wyjazdu misyjnego. Skontaktował się z tutejszym biskupem, który niemal natychmiast odpisał na maila. – Odpowiedz brzmiała „Przyjeżdżaj, choćby dziś!” – wspomina proboszcz z Iskenderunu. Tyle że o wyjeździe nie chcieli słyszeć jego polscy przełożeni, proponując nawet „lepszą” parafię na miejscu. – Powiedziałem, że nie ma lepszej niż moja – śmieje się ksiądz Dariusz i wyjaśnia, że dopiero gdy turecki hierarcha sam się do nich odezwał, zgodzili się.

O ile z trudnościami takimi, jak nieznajomość języka tureckiego czy realiów na miejscu, udało się księdzu lepiej lub gorzej uporać (twierdzi, że w jego wieku uczenie się nowego języka nie należy do łatwych zadań), wydarzyło się tam coś, na co nie był przygotowany, choć wiedział, że może się zdarzyć. Trzęsienie ziemi 6 lutego 2023 r. zmiotło katedrę w Iskenderunie, zostawiając tylko kilka ścian i kupę gruzu.

– Kościół został zburzony całkowicie, ale ołtarz nie został zniszczony, a Najświętszy Sakrament został wyniesiony z gruzowiska już po trzęsieniu ziemi. W bocznym ołtarzu ocalała też figura Matki Bożej. A w moim biurze parafialnym wszystko było porozrzucane na ziemi, tylko moja alba wisiała nienaruszona na haczyku.

Nowy początek

Na początku lutego, w pierwszą rocznicę tragedii, wierni pierwszy raz weszli na teren zrujnowanego kościoła. Wcześniej tego nie robili, ze względu na zagrożenie zawaleniem się ocalałych elementów świątyni. W rocznicę uzyskali od władz zgodę, by pomodlić się na gruzach. Tłumowi wiernych ze świecami, którzy ze łzami w oczach patrzyli na pozostałości kościoła, towarzyszyli lokalni politycy i obrona cywilna.

– Modliliśmy się o nowy początek, o to, żeby życie przyniosło Boże błogosławieństwo dla całej naszej wspólnoty, dla Kościoła, żeby wzrastał, żył i rozwijał się – mówi ksiądz Dariusz. Zaznacza, że choć nikt z 60-osobowej katolickiej wspólnoty nie zginął, każdy stracił kogoś bliskiego. – A jednak, choć przeżyli apokalipsę, nie poprzestali na opłakiwaniu kamieni. Patrzą naprzód z odwagą i nadzieją.

Naprzód patrzy też polski proboszcz. Jego pięcioletni kontrakt w Iskenderunie dobiega końca w lecie tego roku. Nie wie jeszcze, dokąd trafi, niedługo będzie rozmawiać o tym z polskimi przełożonymi. Wie, że Bóg działa po swojemu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Kościół powszechny po turecku