Leyla zostaje w Cizre

Miała 27 lat i nie mówiła po turecku, gdy została najmłodszym w historii Turcji burmistrzem. Dziś córka partyzanta z PKK jest pod sądowym nadzorem. Ale ma powody do satysfakcji.

22.08.2017

Czyta się kilka minut

Niedługo przed usunięciem ze stanowiska burmistrza, wrzesień 2015 r. / CAN MEREY / DPA / PAP
Niedługo przed usunięciem ze stanowiska burmistrza, wrzesień 2015 r. / CAN MEREY / DPA / PAP

Gdy pytam o Leylę Imret, mój kolega Ismail przewraca oczami. – Czy już naprawdę nie ma interesujących Turków, o których chcieliby czytać w Europie? – złości się, a ja podstępnie wyjaśniam, że chodzi nie tylko o jej narodowość (wychowana w Niemczech Kurdyjka, córka „Hasima”, zabitego w 1992 r. bojownika Partii Pracujących Kurdystanu), ale o młody wiek. I fakt, że po latach spędzonych u ciotki w Bremie porzuciła bezpieczną Europę, by wrócić na wschód Turcji i zająć się polityką w rodzinnym Cizre, zamieszkałym głównie przez Kurdów.

– Od razu mówiłem, że nic z tego nie będzie. Młoda dziewczyna z zupełnie innego świata przybywa i wydaje się jej, że zaprowadzi własne porządki. Napatrzyła się na demokrację w Niemczech i myślała, że w Turcji będzie tak samo – daje się podejść Ismail, który pamięta pierwszy telewizyjny wywiad Imret. – Wszyscy się strasznie wkurzyli. No bo wyobraź sobie: wygrała wybory lokalne i została burmistrzem w Turcji, choć mówi tylko po kurdyjsku i niemiecku. Czy w Polsce ktoś, kto nie zna polskiego, mógłby startować? Założę się, że nie!

Tymczasem 26-letnia wtedy pedagog wystartowała i zmiotła konkurencję, uzyskując 83 proc. głosów i zostając pierwszą w regionie i najmłodszą w Turcji kobietą na tym stanowisku.

„Turecki znam, ale lepiej się czuję, mówiąc po kurdyjsku – tłumaczyła dziennikarzom CNN Turk po wywiadzie udzielonym wcześniej stacji 5N1K. To ta rozmowa, którą tak pamięta Ismail. Obok Imret siedziała wtedy tłumaczka, a świeżo upieczona burmistrz na pytania po turecku odpowiadała w języku kurdyjskim. Zaintrygowała wtedy świat, naraziła się Turkom, ale podbiła serca Kurdów.

Tata, strzały, czekolada

Jest marzec 2015 r., kurdyjski festiwal Newroz. To jakby połączenie Nowego Roku z Dniem Wiosny, na wschodzie Turcji obchodzone wyjątkowo hucznie.

Ostatni raz Leyla Imret spędzała go w rodzinnych stronach przeszło 20 lat temu, przed emigracją do Niemiec. Ale wtedy powodów do świętowania nie było. „Pamiętam, co się działo podczas festiwalu w ­Cizre, gdy byłam dzieckiem. Czołgi rozjeżdżały ludzi na ulicach, ciała zabitych były na chodnikach, trawnikach, wszędzie” – opowiadała dziennikarzom niemieckiej ZDF, którzy przyjechali do miasta kręcić o niej reportaż. Był to czas najostrzejszych starć między PKK i tureckim wojskiem, region spływał krwią.

Teraz jest inaczej. „W 1990 r. Newroz przeszedł do historii. Tegoroczny Newroz to święto radości. Nowy rok przyniesie naszemu narodowi jedność, wolność i demokrację. Niech żyje Kurdystan” – mówiła niedawno Imret z festiwalowej sceny, wywołując euforię tłumu.

Gdy pani burmistrz schodzi tego dnia ze sceny, nie ma osoby, która nie chciałaby zrobić z nią sobie zdjęcia lub porozmawiać choć przez chwilę. Wyraźnie zmęczona, pozuje jednak z każdym, od starszych kobiet z białymi chustami, ubranych w tradycyjne kolorowe szarawary, po strzelających oczami młodzieńców i małe dzieci.

Mężczyźni to jej rówieśnicy, kobiety – rówieśniczki jej matki, które pamiętają Leylę, gdy jako roześmiana pięciolatka tańczyła halal (tradycyjny taniec kurdyjski) na weselach. A jeśli nawet nie pamiętają jej, to z pewnością nie zapomnieli jej rodziny. Pamiętają ojca partyzanta, za którego głowę rząd wyznaczył nagrodę w wysokości kilku milionów ówczesnych lirów. Głównie ukrywał się w górach, ale gdy już pojawiał się w mieście, wzbudzał w sąsiadach podziw i sympatię, a córce zawsze przynosił czekoladę. Pamiętają też matkę, której przyszło znosić nie tylko życie u boku męża, również szykany i tortury.

Zresztą śmierć ojca pamiętają nie tylko w Cizre. Informację o tym, że w pierwszych dniach stycznia 1991 r. tureckie wojsko dopadło poszukiwanego Kurda, że zabarykadował się w domu rodzinnym, a na wezwanie do poddania otworzył ogień, podały wszystkie stacje telewizyjne. Kadry ostrzelanego domu Leyli Imret oglądała więc cała Turcja.

Rodzina wyniosła się z Cizre do kuzyna w Merdin i zaczęła przygotowywać się do emigracji. Ostatecznie do Niemiec wyjechała tylko Leyla. „Mama i bracia mieli dojechać później, bo ich dokumenty nie były gotowe. Potem okazało się, że brat mamy został skazany na 36 lat więzienia. Mama nie chciała go opuścić. Została w Turcji, a ja musiałam ułożyć sobie życie sama z ciotkami i kuzynami [w Niemczech]. Rozmawialiśmy przez telefon, ale nie widziałam najbliższych przez 13 lat” – mówiła w rozmowie z dziennikiem „Hürryet”.

Po raz pierwszy od emigracji Imret wybrała się do domu w 2008 r. Wcześniej w ogóle na poważnie nie rozważała powrotu. „Chodziłam do dobrych szkół, miałam pracę, przyjaciół, znajomych. Mogłam spokojnie powiedzieć o sobie »kobieta sukcesu«. A jednak zawsze czegoś brakowało w tej układance, zawsze dopadał mnie jakiś trudny do określenia smutek i pustka. Własną mamę znałam tylko ze zdjęć” – mówiła.

Spotkanie z rodziną zmieniło wszystko. Choć decyzja o powrocie zajęła jej kolejnych pięć lat: „Nie było łatwo. Nie wiedziałam, czy się odnajdę, czy będę umiała tu żyć. Ale jednocześnie czułam, że właśnie tu przynależę, że to jest moje miejsce na ziemi”.

Inaczej widziała to jej matka. „Nie cieszyłam się, że postanowiła wrócić z Niemiec do Cizre. To moja ziemia, ale nic dobrego mnie tu nigdy nie spotkało. I wcale się nie cieszę, że została wybrana na burmistrza. To wielka presja i zagrożenie” – mówiła dziennikarzom ZDF. Miała rację.

Czołgi wracają do Cizre

Losy Imret i jej rodziny okazały się dla ZDF tak ciekawe, że reportaż rozrósł się do filmu dokumentalnego. Zdjęcia do produkcji zatytułowanej „Dil Leyla” skończyły się w 2016 r. Od stycznia dokument, wyreżyserowany przez Asli Özarslan (też Kurdyjkę, wychowaną w Niemczech), podróżuje po międzynarodowych festiwalach. Wyświetlano go w Holandii, Czechach, Maroko i w Polsce, na Krakowskim Festiwalu Filmowym.

Skąd takie zainteresowanie przeciętną skądinąd produkcją? Film jest za długi i pozbawiony ikry, osoby wypowiadające się przed ekranem nieco wycofane – co dziwne w przypadku żywiołowych przecież Kurdów; brak też równowagi między opowieściami z przeszłości a tym, co dzieję się dziś, jakby ekipa posklejała w jeden film dużo różnych kadrów.

Otóż film o najmłodszej w Turcji kobiecie w fotelu burmistrza stał się – przypadkiem – zapisem kolejnego dramatu Kurdów. Optymizm i nadzieje na normalność pokazane w pierwszych kadrach (zaraz po archiwalnych zdjęciach walk z przełomu lat 80. i 90. XX w.) obracają się w niwecz pod koniec filmu, a widzowi, który nie zna tureckich realiów i tego, co stało się w kilku kurdyjskich prowincjach w 2015 r., nie chce się wierzyć, że ogląda dokument. Ale po kolei.

Leyla wciąż jeszcze jest w Cizre i stara się realizować wyborcze obietnice. Przytula lgnące do niej na ulicy maluchy (pedagogiczne wykształcenie nie poszło w las; w jednej z gazet czytam, że wybrała taki kierunek, by lepiej zrozumieć siebie i to, jaki wpływ miało na nią dzieciństwo). Serdecznie ściska się z interesantami, którzy odwiedzają ją w ratuszu. Wizytuje bazary i zaśmiecone ścierniska, na których mają wyrosnąć place zabaw dla dzieci. Blada na twarzy, słucha opowieści inżynierów podczas zwiedzania nowoczesnej rzeźni.

Pracy ma dużo. Gdy wyjeżdżała, miasto liczyło 15 tys. mieszkańców. Dziś jest ich 10 razy więcej. Imret tłumaczy w wywiadach, że ci ludzie zasłużyli na spokój, pracę, godne życie, a ona chce im to zapewnić. Jest serdeczna i otwarta, ale też „po niemiecku” konkretna. Nie daje się zbywać byle czym, sprawdza i dopytuje. Gdy słyszy, że czegoś nie da się zrobić, nie wzywa lokalnym zwyczajem Allaha, tylko pyta „dlaczego”.

Ludzie za nią przepadają. Później razem z nimi cieszy się z wyników. HDP, prokurdyjska partia, pierwszy raz przekroczyła 10-procentowy próg wyborczy i została trzecią siłą w tureckim parlamencie.

„To historyczne zwycięstwo. W końcu ma nas kto reprezentować i dbać o nasze prawa! Nic już w Turcji nie będzie tak, jak dawniej” – przemawia do rozradowanego tłumu Imret.

Ale radość trwa krótko. Rząd nie chce Kurdów w parlamencie i gorączkowo myśli, co zrobić. Opcji jest niewiele, wybory odbyły się legalnie, politycy HDP to nie obwieszeni granatami partyzanci, którymi można straszyć Turków, lecz wyedukowani ludzie w garniturach.

Nie tego jednak potrzebują rządzący. Nagle i niespodziewanie na południowym wschodzie Turcji ponownie wybuchają walki. Władze tureckie obwiniły PKK o złamanie rozejmu i zaczęły na szeroką skalę operację policyjno-wojskową na terenach zamieszkiwanych przez Kurdów.

Mało kto wierzy dziś w Turcji, że po kilkunastu latach spokoju partyzanci z PKK sami z siebie postanowili wznowić walki o niepodległość. Nawet ci, którzy za Kurdami nie przepadają, przypuszczają, że to rząd zerwał zawieszenie broni i sprowokował bojowników, by mieć powód do spacyfikowania mieszkańców wschodu i uniemożliwienia im ponownego głosowania na HDP po tym, jak nie udało się stworzyć koalicyjnego rządu.

Sprowokować udaje się nie tylko PKK, ale też Leylę. Gdy rząd wysyła do kilku wschodnich prowincji czołgi (według rządu zginęło wtedy 40 członków PKK, kilkudziesięciu policjantów zostało rannych; według raportu HDP trzeba do tego doliczyć 300 zabitych cywili) – pani burmistrz udziela wywiadu jednej z gazet. Padają słowa, za które przyjdzie jej słono zapłacić: „Jeśli będzie pokój, zacznie się w Cizre, jeśli wojna, ona też zacznie się tutaj. W Turcji stoimy w obliczu wojny domowej”.

Zdymisjonowana, aresztowana

Po publikacji wywiadu Turcja trzęsie się z oburzenia. „Kurdyjska burmistrz nawołuje do wojny” – krzyczą nagłówki. Temat podchwytują ogólnokrajowe telewizje.

Imret na próżno tłumaczy, że jej słowa zostały zmanipulowane przez dziennikarza. We wrześniu 2015 r. zostaje usunięta ze stanowiska burmistrza, a prokuratura stawia jej zarzuty podżegania do zbrojnego buntu przeciw rządowi, nawoływania do nienawiści etnicznej i uprawiania propagandy terrorystycznej.

Zostaje zatrzymana, ale opuszcza areszt, bo – prócz wywiadu – nie udaje się prokuratorom zebrać przeciw niej dowodów. Wyjeżdżać nie chce. „Ludzie mnie wybrali i tylko oni mogą mnie odwołać” – mówi do kamery. Wtedy ma jeszcze nadzieję, że wróci na stanowisko. „Nawet po zawieszeniu chodziłam do pracy i robiłam swoje. Obiecałam to ludziom”.

Ale w lipcu 2016 r. nikt już nie potrzebuje dowodów. Stan wyjątkowy, wprowadzony po nieudanym puczu wojskowym, pozwala prokuratorom na ponowne aresztowanie Leyli. Tym razem już nie tylko za rzekome wspieranie PKK, lecz także ruchu Fethullaha Gülena, organizacji oskarżanej o przygotowanie puczu (choć Kurdom z Gülenem nigdy nie było po drodze).

Za kratki trafia dokładnie rok po pierwszym aresztowaniu. Wraz z nią aresztowany zostaje jej partyjny kolega Yunus Durdu.

Po drugim aresztowaniu nikt nie wie, co się dzieje z Leylą. Gazety, telewizje, fora dyskusyjne – milczą. Mieszkający w Cizre znajomi znajomych w ogóle nie chcą rozmawiać, są pewni, że rząd ich podsłuchuje.

Pytam więc u źródła, w siedzibie kurdyjskiej partii. – Leyla już nie jest w areszcie, przebywa na wolności, ale pod nadzorem sądowym. Nie może opuścić Turcji. W niektórych przypadkach osoby pod takim nadzorem muszą co kilka dni meldować się na policji – mówi mi Erdelan, członkini HDP, i pokazuje zawierającą aktualnie 90 nazwisk listę wszystkich kurdyjskich burmistrzów i wiceburmistrzów, zatrzymanych od 2015 r.

– Ta lista pewnie już dziś jest dłuższa, członkowie naszej partii bez przerwy są zatrzymywani, wypuszczani i znów zamykani. Niektórzy sami już nie wiedzą, ile spraw toczy się przeciw nim. To zmienia się tak szybko, że nie umiem ci powiedzieć, jakie dokładnie zarzuty ciążą dziś na naszej przyjaciółce Leyli – wyjaśnia Kurdyjka. Odmawia skontaktowania mnie bezpośrednio z Imret. – Cokolwiek ona i inni oskarżeni zrobią bądź powiedzą, będzie wykorzystane przeciw nim. Nie dziw się, że unikają mediów.

Koniec czy początek marzeń?

Jednak, mimo wysiłków tureckiego rządu, Kurdów nie można uznać za przegranych.

Choć tureccy Kurdowie są represjonowani, a wielu ich przedstawicieli siedzi w więzieniach, Kurdowie iraccy i syryjscy coraz bardziej liczą się na świecie. Ich syryjskie ugrupowanie YPG – zwalczane przez Turków – to dziś główny sojusznik USA i państw zachodnich w walce z tzw. Państwem Islamskim (IS).

– To na ich barkach spoczywa dziś walka z IS w Syrii, choć oczywiście są tam wspierani przez siły specjalne USA. Prezydent Trump zdecydował właśnie o przekazaniu im nowego uzbrojenia, w tym dział i wyrzutni pocisków przeciwczołgowych – mówi nam wojskowy analityk z Izmiru, zajmujący się sytuacją na Bliskim Wschodzie. Dodaje, że także Rosja, opowiadająca się w konflikcie syryjskim po przeciwnej niż USA stronie, dogaduje się dziś właśnie z Kurdami: – I to właśnie po to, aby trzymać w szachu Turcję. Niedawno Moskwa zawarła porozumienie z YPG i jest gotowa szkolić jej bojowników. Rosjanie chcą nawet zbudować w tym celu bazę na północy Syrii – mówi nasz rozmówca.

Kilka tygodni temu rzecznik YPG ­Redur Xelil informował, że wojska rosyjskie ze sprzętem (w tym wozy bojowe) dotarły do położonego 25 km od Aleppo miasteczka Afrin.

Gdy zaś niedawno zaczęła się bitwa o Rakkę – uważną za „stolicę” IS w Syrii – to nie Turcy, lecz Kurdowie walczą tam ramię w ramię z Amerykanami.

Leyla Imret miała co prawda inne ambicje. Chciała po prostu, aby Kurdom żyło się lepiej. Chciała też pokoju. Znalazła się w oku cyklonu, ale jej marzenia przynajmniej częściowo się spełniły: na jej naród zwrócone są oczy świata. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2017