„Grindhouse, vol. 1: Death Proof"

09.07.2007

Czyta się kilka minut

"Grindhouse" brzmi świetnie i niby po co to tłumaczyć, skoro w zamian otrzymamy słoniowaty "dom kręcących się bioder"? Mimo że termin odsyła do szczególnego typu przybytku kinowego z lat 60. i 70. - pamiętającego lepsze czasy i serwującego obleśny repertuar dla wykolejeńców i koneserów szmiry - to owe "kręcące się biodra" podpowiadają strip-tease, a zatem skonwencjonalizowane podglądanie. W grindhouse'ach można było świadkować temu, co wyparte z poprawnego Hollywoodu (sadyzmowi, nagości, ale i radosnemu technicznemu partactwu). Można było - jak napisał Mike Adkinson - pogrążyć się w krainie celuloidowego id.

Patronem tego kina (w jego wydaniu "autorskim") był Russ Meyer, jego ikoną zaś niejaka Tura Satana. Z Meyerem połączył ją wielki biust (on był wielbicielem, ona posiadaczką) i chyba żaden film nie uświadamia równie dobrze, czym był grindhouse, jak ich wspólne dzieło z '65 r.: "Faster, Pussycat! Kill! Kill", w którym Satana wcieliła się w Varlę, przywódczynię kobiecego tria piratów drogowych. Odziana w czarną bluzkę, ucieleśniała sztubacki fantazmat o kobiecie, której jedyną motywacją jest sprowadzanie samców do parteru: czy to gruchocząc im karki, czy to doprowadzając do spazmatycznej rozkoszy.

Robert Rodriguez i Quentin Tarantino postanowili wystawić pomnik grindhouse'u i tak powstał trzyipółgodzinny film z dwiema fabułami przedzielonymi quasi-zwiastunami, nakręcony tak, by wyglądał na znalezisko ze strychu zapomnianego kina klasy C. Rysy na taśmie, archaiczna paleta barwna etc. Ów arcydrogi hołd dla arcytaniochy nie sprzedał się za dobrze jako całość, przepołowiono go więc na dwa filmy i dociera do nas lepszy z nich - dzieło Tarantino - "Death Proof".

W punkcie dojścia to hołd dla wspomnianego filmu Meyera (ostre dziewczyny w rasowym wozie ścigają kierowcę, który im się naraził), reszta wygrana jest jednak na innym rejestrze, niż ten grindhouse'owy, w konwencji niezobowiązującej (nawet jeśli wulgarnej) ballady. Dwie brutalne sekwencje zapierają dech w piersiach, tak bardzo są nagłe i mistrzowskie, ale "Death Proof" zadziwia najbardziej w tych partiach, kiedy Tarantino portretuje swe kobiece bohaterki w chwilach intymnego, kobiecego gadania o niczym. Ten film ma szansę udowodnić, że Tarantino jest jednym z najbardziej rozkochanych w kobietach reżyserów współczesnego kina - i jak mało kto potrafi wniknąć w ich prywatne światy, nie wyzbywając się erotycznego zachwytu. "Death Proof" nie miałby wstępu do grindhouse'u, ponieważ nakręcił go esteta, a nie fetyszysta. W przeciwieństwie do Rodrigueza - o czym będzie okazja przekonać się we wrześniu - Tarantino zrobił film nie tyle stylizowany, co stylowy. Osobna dystrybucja pomaga docenić jego rangę, a udział w konkursie canneńskim jedynie ją potwierdza.

"GRINDHOUSE, VOL 1: DEATH PROOF" - reż., scen. i zdj.: QUENTIN TARANTINO; wyst.: Kurt Russell, Rosario Dawson, Vanessa Ferlito, Zoe Bell i inni; USA 2007; premiera 20 lipca 2007 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2007