Góry w koronie

Na najbardziej znanych polskich szczytach spokój i cisza są rzadkie i sezonowe. Najlepiej szukać ich jesienią.

14.09.2020

Czyta się kilka minut

Zjazd po wspinaczce na Grani Fajek,  Tatry, październik 2019 r. /
Zjazd po wspinaczce na Grani Fajek, Tatry, październik 2019 r. /

Wyruszyć jest najtrudniej. Aby w górze złapać pierwsze promienie słońca, trzeba wyjść w ciemności. W godzinie należącej do zwierząt. Najkrótszy szlak na Połoninę Caryńską przecina stromo obręcz lasu, wyprowadza już na nagą przestrzeń połoniny. Zdążymy dotrzeć do grzbietu. Stąd jeszcze parę minut na Kruhly Wierch, kulminację rozległego masywu. Ale szkoda odwracać się plecami do spektaklu, zwłaszcza jeśli jesteśmy jedynymi widzami.

Na Babiej Górze, gdzie zwyczaj obserwowania wschodów słońca sięga XIX w., nie ma co liczyć na taką ekskluzywność. Ale tutaj, w jeszcze innym miejscu Bieszczad, jest pusto. Położony poniżej wierzchołka trójboczny obelisk, oznaczający trójstyk granic, wymienia równoprawne nazwy szczytu, polską, słowacką i ukraińską: Krzemieniec, Kremenec, Kremenaros.

Pułapki geografii

Wędrówka zaczęła się jednak wcześniej, w dzieciństwie. Od najbliższych wschodnich rubieży Beskidu Żywieckiego, Gorców, Pienin i wreszcie Tatr, które na lata przysłoniły inne polskie góry. Opowieści dziadka przyciągały jeszcze tylko w Bieszczady, po których po wojnie wędrował z siedmio­osobową paczką przyjaciół, spotykając po tygodniu pierwszego człowieka, wopistę.

Chęć poznania polskich gór w całej rozciągłości dojrzewała długo. Wymagała impulsu i ambicji. Mogłoby ją zaspokoić wejście na sto polskich gór – pomysł przyszedł razem z jubileuszem stulecia niepodległości w roku 2018. Sto, ale których? Subiektywna lista miała się opierać na obiektywnym geograficznym trzonie.

Geografia gór przedeptanych i opisanych na mapach dziesiątkami tysięcy nazw wydaje się nauką niezmienną i pozbawioną tajemnic. Nic bardziej mylnego – co pokazuje historia „Korony Gór Polski”.

W 1997 r. w miesięczniku „Poznaj swój kraj” geografowie Marek Więckowski i Wojciech Lewandowski ogłosili listę najwyższych szczytów pasm górskich Polski. Finalnie, po uwzględnieniu masywu Ślęży, objęła 28 szczytów. Krajoznawstwo przeżywało wtedy kryzys, co wytrawniejsi turyści zaczęli poznawać góry świata. Popularne pozostawały Tatry. Korona miała w zamyśle zdywersyfikować zainteresowanie polskimi górami, odkryć nieodkryte turystycznie pasma i szczyty. Lista uwzględniała szczyty dostępne szlakami, ale miała też uporządkować wiedzę. Zamiast tego wbiła jednak kij w mrowisko rodzimej geografii.

Według autora najbardziej znanej regionalizacji fizyczno­geograficznej Polski, Jerzego Kondrackiego, najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego jest nieodległa od Babiej Góry Mędralowa, której próżno szukać na większości map tego pasma. Autorzy „Korony” uznali za najwyższy leżący po drugiej stronie Raby Lubomir. Na teraz sprawę rozstrzyga nowa, korygująca Kondrackiego regionalizacja z 2018 r. Uznała ona prymat Lubomira w Beskidzie Makowskim, zaliczając Mędralową do Beskidu Żywiecko-Orawskiego.

Błędnie umieszczono na liście Góry Bialskie stanowiące część ograniczających Ziemię Kłodzką Gór Złotych. Natomiast pominięto znane co najmniej od średniowiecza, nazywane przez Jana Długosza Montibus Sarmaticis, a później raczej Górami Sanockimi, obecne Góry Sanocko-Turzczańskie. Choć i tu spór o miejsce w „Koronie” stoczyłyby dzikie, pozbawione szlaków Jaworniki i zaliczany przez wielu geografów do Bieszczad Trohaniec, kulminacja długiego pasma Otrytu, którego nazwę w ostatnich latach kojarzy się z wycinką, prowadzoną tu bez respektu nawet dla rezerwatu przyrody.

Autorzy „KGP” pominęli pogórza, nawet te przekraczające wysokość 1000 m n.p.m., jak Spisko-Gubałowskie (obecnie Przedtatrzańskie), z rozległą Magurą Witowską. Zignorowali podział na Tatry Wysokie i Zachodnie z najwyższym po polskiej stronie Starorobociańskim Wierchem. No i ulegli czarowi patrzenia na góry jak na tabelę liczb (chociaż niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie spojrzał na nie przez pryzmat wysokości).

Wiele sudeckich szczytów z listy nie wytrzymało próby nowych pomiarów. W Górach Wałbrzyskich Borowa zdegradowała zawdzięczający nazwę swojemu kształtowi Chełmiec, uwznioślony przez urodzonego w pobliskim Szczawnie-Zdroju – wówczas Bad Salzbrunn – niemieckiego noblistę Gerharta Hauptmanna, który uważał go w dzieciństwie za kraniec świata i świętą górę. Okazało się, że podwyższający Chełmiec o 18 metrów punkt pomiaru wysokości szczytu umieszczono na XIX-wiecznej, przypominającej ruiny zamku wieży widokowej.

Nowsze pomiary wykazały, że w Górach Bardzkich Kłodzka Góra jest niższa od Szerokiej Góry, której zalesiony wierzchołek ktoś niepozbawiony duchologicznej fantazji oznaczył przybitą do drzewa tablicą z talerza anteny satelitarnej. Jagodną w Górach Bystrzyckich zdetronizował porośnięty świerkowym młodnikiem bezimienny albo po prostu północny wierzchołek góry na mapach mylnie podpisywany jako położona trochę dalej Sasanka. Ale najbardziej drwią z „Korony” Góry Kaczawskie, nieznana kraina wygasłych wulkanów, gdzie aż cztery ze starych stożków według różnych pomiarów mieszczą się w przedziale 718–725 m, a według najnowszych – w jeszcze niższym.

Cios na zdobywców najwyższych szczytów (lub ich dublerów) spadł, nieoczekiwanie, od strony uznawanych za jedne z najstarszych w Europie Gór Świętokrzyskich. W listopadzie 2019 r. naukowcy z Politechniki Świętokrzyskiej ogłosili, że najwyższym wierzchołkiem Łysicy okazał się nie ten zachodni, zwieńczony krzyżem i tłumnie odwiedzany, lecz wschodni – położona 700 m dalej Skała Agaty. Przed ponowną wycieczką w Świętorzyskie trzeba poczekać na wytyczenie nowego wariantu szlaku. Ciężkie czasy nastały dla topograficznych purystów i kolekcjonerów szczytów.

A nawet dla artysty. Po tym, jak w sierpniu ogłoszono, że według laserowych pomiarów polski szczyt Rysów ma 2,5 tys. m, syzyfowy trud Adama Rzepeckiego, który od dekad wnosił na szczyt kamienie, żeby podnieść go do rangi dwuipółtysięcznika, okazał się daremny.

Śpieszmy się odwiedzać Sokolicę

Może więc stworzyć nowy górski kanon? Spojrzeć szerzej na polskie góry – ten mikry, obejmujący ledwie 3,3 proc. powierzchni, ale historycznie nieodzowny, sentymentalnie istotny fragment Polski? Bo co to jest – 28 gór? Dla wprawnego turysty wyzwanie na rok, a może nawet na jedne wakacje. Dla górskiego biegacza bardziej zadanie logistyczne niż sportowe, bo pomiędzy poszczególnymi pasmami trzeba przejechać nawet 2 tysiące kilometrów. W lipcu Artur Piecha i Andrzej Kowalik, ubiegłoroczni zwycięzcy na dłuższej trasie „Biegu Rzeźnika”, górskiego ultramaratonu, osiągnęli wszystkie wierzchołki w zaledwie 73 godziny i 23 minuty.

Odwrócona liczba szczytów „KGP” to liczba wszystkich (według Międzynarodowej Federacji Związków Alpinistycznych) alpejskich czterotysięczników. To zadanie na całe życie. Łatwiej osiągnąć „Koronę Europy”, 46 najwyższych szczytów i wzniesień poszczególnych krajów, począwszy od Mont Blanc po Wzgórze Watykańskie. Szkoci wchodzą na „Munros”, czyli góry przekraczające 3000 stóp (914 m). Jest ich aż 282 plus 227 pobocznych. Wszystkie te listy mają wspólny mankament – za jedyne kryterium uznają wysokość. Inaczej jest na Tajwanie, gdzie miłośnicy gór zdobywają „Baiyue”, czyli 100 ważnych szczytów wyspy, ale w ich selekcji, poza warunkami geograficznymi – wysokością ponad lub około 3000 m oraz wybitnością – uwzględniono także kryteria nieostre: unikalność i piękno.

Podobna setka najważniejszych polskich gór mogłaby objąć te najwyższe zarówno bezwzględnie, jak i w poszczególnych pasmach, te najpiękniejsze, najbardziej znane, wyróżnione lub naznaczone przez naturę, historię, kulturę.

Powinna się w niej znaleźć dzika i odległa Chryszczata, porośnięta gęstym, tajemniczym lasem – dawną kryjówką partyzantów, oddziałów UPA i uciekinierów przed nimi – nosząca na sobie bruzdy trudnej historii, blizny rowów strzeleckich, tych austriackich z 1914 r. i polskich z 1920 r. Ale i osobliwość naturalną – powstałe w 1907 r. w wyniku oderwania się jej zbocza Jeziorka Duszatyńskie.

Albo Cergowa, górująca nad Duklą, nieco sennym miasteczkiem – bohaterem książki Andrzeja Stasiuka, który dostrzegł w kształcie góry odbicie Sorakte z „Krajobrazu z tańczącymi” Claude’a Lorraine’a. Zawdzięcza go północno-wschodniemu zboczu, chyba najbardziej stromemu w całych Beskidach, bardziej niż zbocze Lackowej opadające ku przełęczy Beskid czy stoki Ćwilina piętrzące się nad przełęczą Gruszowiec.

Nie pominąłbym już Szczebla, który mijałem setki razy zauważając przecież w drodze z Krakowa do Zakopanego jego potężną sylwetę. Ani Leskowca, który w całym nadmiarze szlaków papieskich w polskich górach jest najbliższy źródeł turystycznych pasji Karola Wojtyły, a nawet ma za sąsiada Groń Jana Pawła II. Ani też położonej na granicy polsko-czeskiej Borówkowej – w latach 80. miejsca konspiracyjnych spotkań działaczy Polsko-Czechosłowackiej Solidarności z udziałem m.in. Václava Havla i Jacka Kuronia.

Śpieszmy się odwiedzać też Sokolicę, póki żyje sosna reliktowa, symbol uszkodzony dwa lata temu w wyniku akcji ratunkowej z użyciem śmigłowca, a także wyrastający ponad Śnieżne Kotły w Karkonoszach Wielki Szyszak, na którym stoi jeszcze ruina pomnika cesarza Wilhelma I.

Umieściłbym je też wśród najpiękniejszych polskich gór obok Trzech Koron, Szczelińca Wielkiego i dostępnych tylko wspinaczkowo tatrzańskich turni: Mnicha, Żabiego Konia, Wierchu pod Fajki. Nazwa tego ostatniego, sąsiadującego z Granatami, odnosi się do przypominających piszczałki organowe turniczek w Grani Fajek. Podążając nią wypatruję miejsca, w którym mogła stać jedna z fajek urwana w 1944 r. przez bombę, której pozbyła się amerykańska latająca forteca „Miss Behaven” uszkodzona podczas nalotu na śląską fabrykę. Wspinaczka ostrą jak siekiera wschodnią granią Żabiego Konia przywołuje z kolei niezwykłą historię jego zdobycia. 11 września 1905 r. schodzący z Rysów Janusz Chmielowski i Klimek Bachleda nadali mu nazwę, a Klimek ocenił: „Jesce się tyn nie urodził, co by na te turnie wyloz”. Dzień później rozprawili się z nią monachijczyk Simon Häberlein i zabrzanka Katherine Bröske.

Mania udostępniania

W ostatnich latach polskie góry stały się ofiarami własnej popularności. W Tatrach tłok panuje już nie tylko latem i nie tylko na tradycyjnie obleganych szczytach – Giewoncie, Kasprowym i Rysach – co wszak bywało już w latach 50. „Uprawiałem wtedy taternictwo. Deptałem więc z kolegami okolice Granatów, Kościelca, Kozich Wierchów i Mnicha – pisał w ankiecie »Tygodnika Powszechnego« ks. Józef Tischner – A ponieważ takich jak ja było wielu, trzeba było niekiedy stać w pokaźnej kolejce, by wyjść, na któryś z wymienionych szczytów”.

Na wierzchołku Mnicha, który rozbudza wyobraźnię kolejnych pokoleń taterników i przewodników, miejsca starcza dla zaledwie kilku osób, co latem uzasadnia kolejkę zespołów oczekujących do wejścia najłatwiejszą drogą na szczyt. Ale w ubiegłym roku zaskoczyła mnie ona także w zimną listopadową sobotę, gdy na Mnichu panowały już wczesnozimowe warunki i wiało tak, jak mogło w 1942 r., gdy wiatr zrzucił ze ściany umieszczoną na niej przez Niemców drewnianą swastykę, której mocowanie poluzowali uprzednio nocą Czesław Łapiński i Kazimierz Paszucha.

Przed napierającą cywilizacją Tatry i inne pasma bronią jeszcze parki narodowe. Wiele szczytów przypomina górskie przyczółki znajdujących się pod nimi miejscowości, stanowiąc odbicie nieładu ich zagospodarowania przestrzennego. To nie razi na Szyndzielni, jedynej ponad tysiącmetrowej górze leżącej w granicach stutysięcznej Bielsko-Białej. Przyzwyczailiśmy się do tego na najwyższym w Beskidzie Śląskim Skrzycznem, na którego szczycie znajdują się: schronisko, stacja narciarska, basen dla dzieci, ścianka wspinaczkowa i boisko. I na najbardziej chyba przekształconej przez człowieka górze Żar, gdzie na ściętym uprzednio szczycie znajduje się zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej. Tłumy wywozi do góry kolejka podobna do tej na Gubałówkę, a spod szczytu startują paralotniarze.


Czytaj także: Marcin Żyła: Imię gór


 

Polskie góry opanowała mania udostępniania, tym razem w wersji późnego kapitalizmu. Jej symbolem nie są już powstające na szczytach schroniska – nie licząc tego planowanego na Lubaniu – tylko wieże widokowe. Czasem, jak te gorczańskie (Lubań, Gorc), mocno ingerujące w krajobraz, wyglądające z daleka na warowne wieże, a z bliska na wielkie ambony myśliwskie służące do łowów na wrażenia, widoki, zdjęcia. Podobna powstaje na Orlicy w Sudetach, gdzie dominują bardziej fantazyjne w formie stalowe konstrukcje na Borowej, Trójgarbie i Jagodnej. W sierpniu otwarto kolejną – na Kłodzkiej Górze.

Gminy inwestujące w tego typu konstrukcje chwalą się „nową atrakcją turystyczną na szczycie” , tak jakby same góry, nawet jeśli pozbawione widoków, nie były wystarczająco atrakcyjne. A las, przyroda, cisza, które oferują, nie były dostateczną nagrodą za wysiłek ich osiągania.

Na najwyższej w Beskidzie Sądeckim Radziejowej otwarto w tym roku nową wieżę odbudowaną po tym, jak pierwsza padła ofiarą pioruna, druga zaś grzyba – niszczycy płotowej. W czasie wieżowego wakatu na pozbawionej rozległych widoków, porośniętej lasem górze panował zadziwiający spokój nawet w letni weekend, a poszukiwanie najwyższego punktu na wierzchołku uatrakcyjniało popołudniowe światło przebijające się przez gęstwinę.

Alpy na horyzoncie

Na najbardziej znanych polskich szczytach spokój i cisza są rzadkie i sezonowe. Najlepiej szukać ich jesienią. Kiedy porastający Tatry Zachodnie sit skucina farbuje na rudo Czerwone Wierchy i inne szczyty. Kiedy idąc lub biegnąc – bo biegi górskie są alternatywną formą smakowania gór i przestrzeni – na najwyższy w Beskidzie Małym Czupel brodzi się w szeleście bukowych liści. Kiedy oglądana ze ścieżki rowerowej między Mochnaczką a Izbami Lackowa mieni się jak kolorowa mozaika. A październikowe barwy pustego lasu na Magurze Małastowskiej i głęboki mrok listopadowego zmierzchu na Rotundzie budują mistyczną atmosferę wokół ulokowanych na szczytach tych gór cmentarzy wojennych projektu Dušana Jurkoviča. Kiedy też wreszcie na znaczonej wilczym śladem drodze z Jamnego na Gorc pod koniec listopada pokonuje się dystans między ostatecznym schyłkiem lata a leniwym początkiem zimy.

Góry często odkrywają swoje piękno w niestandardowych porach roku, dnia i przy różnej pogodzie. Na Śnieżce nawet z początkiem grudnia, przy wietrze osiągającym 115 km/h nie doświadczyłem dzikości. Ale to właśnie huraganowe wiatry, z których słynie najwyższy szczyt Karkonoszy, oblepiające zimą śniegiem i szronem ściany kaplicy św. Wawrzyńca oraz dawnej restauracji i obserwatorium, tworzą z ich ascetycznego baroku i urbeksowego socfuturyzmu spójną estetyczną kompozycję.

Na Śnieżnik, także podług nazwy, najlepiej wybrać się w mroźny, zimowy dzień. 2 stycznia tego roku po zachodzie słońca Krzysztof Strasburger, naukowiec z Politechniki Wrocławskiej, dowiódł, że z Polski można gołym okiem zobaczyć Alpy. Z dawnego niemieckiego Schneebergu sfotografował austriackie masywy Schneeberg i Rax oddalone o 281 i 292 km.

Żeby odnaleźć prawdziwą pustkę, trzeba było przekroczyć granice kraju. Wjechać na rowerze od słowackiej strony na niemal bezludną, i to w długi sierpniowy weekend, Magurę Witowską. Wspiąć się samotnie od tej strony oznaczoną kamiennymi kopczykami najłatwiejszą „drogą po głazach” na Mięguszowiecki Szczyt Wielki, drugi co do wysokości szczyt Polski, który w południowym słońcu rzuca razem z sąsiadami monstrualny cień pożerający Morskie Oko jak placek. W upalny październikowy dzień na szczycie spotkałem tylko częstujących meruňką – morelową wódką – Słowaków.

Wreszcie – trzeba było wybrać się z Ukrainy na niedostępny od naszej strony Opołonek. W latach 20. XX w. wchodził tam Józef Piłsudski z dziećmi, dziś to teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Formalnie potrzeba było pozwolenia ukraińskiej straży granicznej. Nieformalnie wystarczył telefon wykonany przez recepcjonistę z hotelu w Wołosiance. Na granicznej grani nadal wznoszą się jeszcze resztki zasieków radzieckiej sistiemy – płotu z drutem kolczastym pod niewielkim napięciem. Pół dnia spędzone na najdalej na południe wysuniętym polskim szczycie było podróżą w czasie w góry sprzed 60 lat, znane tylko z dziadowych opowieści. ©℗


Górska setka

Załączona do tego tekstu lista jest subiektywną propozycją kanonu polskich gór – 100 najważniejszych szczytów Polski.

Najważniejszych, bo najwyższych zarówno w bezwzględnie, jak i w poszczególnych pasmach górskich lub masywach. Najpiękniejszych, najciekawszych pod względem przyrodniczym, historycznym, kulturowym.

The referenced media source is missing and needs to be re-embedded.

 

Subiektywną, bo sporządziłem ją realizując w latach 2018-2019 turystyczno-krajoznawczy projekt „100 gór na 100-lecie”. Był to rodzaj prywatnego uczczenia jubileuszu Odzyskania Niepodległości. Kilka gór osiągniętych wówczas nie zmieściło się na ostatecznej liście, kilku z różnych powodów nie udało się osiągnąć. Spośród nich jednak w ostatecznej setce powinno znaleźć się miejsce tylko dla rozsławionej przez poetów i artystów-taterników wspinaczkowej legendy Zamarłej Turni oraz stojącego na południowo-wschodnim skraju Polski bieszczadzkiego Halicza.

Kolorem żółtym zaznaczyłem 26 spośród 28 gór, które znajdują się także na liście Korony Gór Polski. Nie zmieściłem w setce jedynie najwyższych wzniesień Gór Kaczawskich i Gór Bialskich, co powinno znaleźć wyjaśnienie w tekście.

Kolorem zielonym zaznaczyłem góry, które mogłyby pretendować do Korony Gór Polski, jeśli by układać ją według regionalizacji Jerzego Kondrackiego lub wedle nowej regionalizacji polskich gór z 2019 r. (Trohaniec wg zaliczających go do Gór Sanocko-Turczańskich, Wielką Raczę wg nowej regionalizacji uznającej ją za najwyższą w Beskidzie Żywiecko-Kysuckim).

Kolorem czerwonym zaznaczyłem góry, które dostępne są jedynie pozaszlakowo i wspinaczkowo, przez co nieosiągalne dla wszystkich.

Będąc świadomym, że takie postawienie sprawy – bardzo różnorodne, wymagające wszechstronności, pozwalające osiągać góry zarówno turystycznie, biegowo, narciarsko, rowerowo, jak i wspinaczkowo – dyskryminowałoby jednak tych, którzy z różnych powodów nie posmakowali taternickiego chleba, proponuję także otwarte, alternatywne uzupełnienie listy.

Otwarte, bo chętnie posłucham uwag i sugestii czytelników. Których Waszym zdaniem polskich gór nie powinno zabraknąć w takiej setce? Zachęcamy do odpowiedzi w komentarzach.

UWAGI DO LISTY:
Na liście znalazły się jedynie szczyty, które są legalnie dostępne turystycznie lub wspinaczkowo, wejścia nie uniemożliwiają lub nie ograniczają przepisy parków narodowych. Główne wierzchołki są także osiągalne i znajdują się na terenie Polski (stąd brak Pilska czy Smreka w Górach Złotych). Wyjątek stanowią oczywiście Rysy, których polski wierzchołek ustępuje nieznacznie wysokością słowackiemu. 

A także:

* Połonina Wetlińska, której najwyższy wierzchołek, czyli Roh, nie jest osiągalny szlakiem. Za kulminację traktować należy w tym wypadku Osadzki Wierch.
** Opołonek, który nie jest dotępny od polskiej strony, ale od ukraińskiej strony na graniczny szczyt prowadzi szlak.

Elementem prywaty na liście jest obecność Żeleźnicy, która była moją – nawiązując do tradycji alpejskiej – Hausberg, górą nalbliższą, okoliczną, domową. Każdy, kto spędzał dzieciństwo w górach powinien dołączyć do swojej setki jedną taką górę.

Wysokości podaję według najbardziej powszechnych przewodników i map (dotyczy to także nowych, ale nie uznawanych jeszcze pomiarów Tatr). Przynależność do pasm górskich, jeśli nie zaznaczam inaczej (JK = Jerzy Kondracki, obec. = obecnie), podaję według najbardziej znanych podziałów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2020