Przewodnik

Czy całe współczesne pisanie o górach, mówienie o nich, wodzenie w nie nie było tylko powtarzaniem jego treści? Zmarł Józef Nyka, którego książki urosły do rangi turystycznych encyklik.

13.09.2021

Czyta się kilka minut

Józef Nyka w Dolomitach, 1963 r. / RYSZARD SZAFIRSKI / ARCHIWUM KWARTALNIKA TATERNIK
Józef Nyka w Dolomitach, 1963 r. / RYSZARD SZAFIRSKI / ARCHIWUM KWARTALNIKA TATERNIK

Sztuka pisania – mówi Paweł Hertz – jest przede wszystkim sztuką wyboru wśród zawiłych kształtów świata. Umiejętność ta jest szczególnie ważna przy pisaniu przewodnika” – pisał Józef Nyka w przedmowie do jednego z wydań swoich „Pienin”.

Pisanie krótkiego przewodnika po życiu najbardziej znanego autora górskich przewodników musi być zatem także sztuką wyboru spośród nieprzebranych przestrzeni jego światów.

NYKA JÓZEF – taternik i alpinista, publicysta, redaktor, działacz organizacji alpinistycznych, z zawodu dziennikarz. Dokonał około 20 pierwszych przejść letnich i zimowych. Jest autorem niezliczonych publikacji o tematyce górskiej i alpinistycznej. Jest też autorem bardzo popularnych przewodników turystycznych.

Biogram w tomie „Ludzie gór” „Wielkiej Encyklopedii Gór i Alpinizmu” Małgorzaty i Jana Kiełkowskich nie mieści wszystkich ról. Ani nie podaje imienia Józeczek, jakim określali go przyjaciele. Dla każdego świadomego użytkownika górskiej przestrzeni był kimś innym.

Dla historyków strzelcem podhalańskim, gorczańskim partyzantem, żołnierzem niezłomnym.

Dla turystów autorem rzetelnych, precyzyjnych przewodników, których wznowienia nie wynikały z chęci zysku czy pobijania wydawniczych rekordów, ale z potrzeby aktualizacji. „Tatry Polskie” ukazały się w 22 wydaniach, „Pieniny” w 13, „Tatry Słowackie” – 11.

Dla przewodników górskich (choć sam takowym nie był) i wszystkich ludzi górskiej pracy – nauczycielem, mentorem i przewodnikiem właśnie.

Dla taterników współautorem nowych, bardzo lub nadzwyczaj trudnych dróg, prowadzących m.in. lewym filarem wschodniej ściany Rysów, północno-wschodnią ścianą Małego Młynarza czy direttissimą wschodniej ściany Mniszka. A przez 28 lat od 1963 r. redaktorem „Taternika”.

Dla dziennikarzy starszym kolegą, mistrzem dziennikarstwa specjalistycznego, zwanym Wielkim Redaktorem. W dodatku dziennikarzem o światowym zasięgu, publikował bowiem od „La Montagne” po „Bergsteigera”, od „American Alpine Journal” po japoński „Iwa To Yuki”. Światowe kontakty umożliwiała mu znajomość języków: perfekcyjna niemieckiego, komunikatywna włoskiego, angielskiego i francuskiego. Czytał po hiszpańsku, czesku i słowacku, nawet po japońsku, którego uczył się w ramach Studium Języków i Zagadnień Wschodnich. Uczęszczał do niego prawie równolegle ze studiami dziennikarskimi ukończonymi w 1951 r.

Ze swoją pasją zapisywania świata przez całe życie pełnił rolę człowieka-księgi, ratującego miejsca i ludzi od zapomnienia. W prowadzonym przez siebie, wydawanym własnym sumptem górskim czasopiśmie „Głos Seniora” przez 35 lat pożegnał ok. 250 przyjaciół i znajomych, z reguły obszerniejszymi biogramami, nie kilkuzdaniowymi nekrologami, bo chciał „zadbać o to, by odchodzący koledzy nie wpadali w dziury niepamięci”. Na początku żegnał głównie seniorów i nestorów oraz młodszych kolegów, którzy ginęli w górach. Z czasem liczba tych drugich rosła, w końcu prześcigał wiekiem już wszystkich, których żegnał. Ostatnim był pięć lat temu młodszy aż o 13 lat alpinista Ryszard Szafirski.

Wtedy pożegnał się też z redagowaniem. Pierwszy numer mającego w zamiarze kontynuację jego dzieła pisemka internetowego „Echa Gór” był podziękowaniem za jego wieloletni kronikarski i wydawniczy trud.

Andrzej Paczkowski: „Konkretność, rzetelność, operowanie sprawdzonymi faktami zawsze były przymiotami Józka”.

Małgorzata i Jan Kiełkowscy: „Jeszcze się taki nie narodził, który potrafiłby ogarnąć wielość publicystycznych dokonań Józka”.

Wojciech Brański: „Myślę, że cokolwiek by o Józku napisać, to i tak będzie to próba ogarnięcia postaci Kolosa z żabiej perspektywy”.

PAŁUKI region kulturowy w granicach historycznej ­Wielkopolski. Jego nazwa nawiązuje prawdopodobnie do ukształtowania terenu. Trawiastych nizin, podmokłych łąk, łęgów lub też łęków, czyli łuków morenowych garbów falujących nieznacznie na terenie Pojezierza Gnieźnieńskiego. We wsi Łysinin koło Gąsawy, 5 grudnia 1924 roku urodził się Józef Nyka.

W tamtym roku w wyniku reformy pieniężnej Władysława Grabskiego markę polską zastąpił złoty, reprezentacja Polski wzięła udział po raz pierwszy w igrzyskach olimpijskich, Władysław Reymont otrzymał Literacką Nagrodę Nobla, a George Mallory i Andrew Irvine zaginęli podczas próby zdobycia Everestu.

Tatrzański sezon nie obfitował w przełomowe przejścia, ale zdarzenie z progu Doliny Pięciu Stawów Nyka wspomni później w przewodniku: „Długi pas wygładzeń polodowcowych tzw. Danielki jest niebezpieczny przy oblodzeniu skały. W grudniu 1924 r. wskutek poślizgnięcia spadł tu do wody i poniósł śmierć przewodnik zakopiański Jan Gąsienica Daniel”.

Najwybitniejsi znawcy polskich gór rodzili się często z dala od nich, na nizinach. Nykę w góry rzuciły koleje życiowych przypadków. Miejsce pochodzenia ciekawego świata młodzieńca skłaniać mogło raczej do zajęcia się historią średniowiecza i badania okoliczności zbrodni gąsawskiej, czyli zamordowania Leszka Białego, albo kulturą łużycką, bo w pobliskim Biskupinie w czasach dzieciństwa Nyki archeolodzy odkryli pozostałości starożytnej osady.

Dom rodzinny otoczony był parkiem pełnym starych drzew, na które wspinał się z braćmi. Nyków wysiedliła z niego wojna i rzuciła do Czarnego Dunajca, gdzie Józef przymusowo pracował w niemieckiej fabryce wyposażenia lotnisk.

W 1940 r. po raz pierwszy turystycznie był w Tatrach. Od tamtej pory w każdej wolnej chwili wsiadał na rower i pędził z kolegami w Tatry Zachodnie, raz ze ściągniętą ze strychu linką do suszenia bielizny, przy pomocy której weszli na Kominiarski Wierch wprost z Doliny Dudowej. Wspinać zaczął się dopiero w 1952 r. Równolegle z początkami turystyki zaczął działać w konspiracji.

OCHOTNICA – jedna z największych i najbardziej malowniczych wsi w Polsce. Zajmuje nieckę rz. Ochotnicy, wciętą między Pasmo Lubania a główny grzbiet Gorców. Chlubną rolę odegrała wieś podczas okupacji. Była ona ogniskiem oporu przeciw Niemcom i główną pod Tatrami ostoją partyzantów, zwaną „wolną republiką ochotnicką”.

W domu rodzinnym historyka Dawida Golika od zawsze stał na półce przewodnik „Gorce”. Gdy zbierając materiały do pracy o AK na Podhalu sięgnął do niego, zauważył, że autor doskonale orientuje się w niuansach związanych z ­konspiracją. W materiałach wspomnieniowych partyzantów pojawiał się Józef Nyka ps. „Szpis”. Nawiązali kontakt.

Konspiracja w Czarnym Dunajcu polegała głównie na zdobywaniu broni i informacji. Na głowie Nyki był nasłuch radiowy. Jednym z zadań było pozyskiwanie wiadomości od pewnego Stabsfeldwebla, czyli sierżanta sztabowego. Niemieckich podoficerów tego szczebla określano mianem Spiess, stąd wziął się spolszczony pseudonim. W 1944 r. został zmobilizowany do partyzantki. Punkt zborny dla chłopaków z Czarnego Dunajca był w rejonie Turbacza. Wraz z młodszym bratem Janem ps. „Pantera” trafił do oddziału kpt. Juliana Zapały „Lamparta”, przekształconego następnie w IV Batalion 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK. Centralnym punktem aktywności była Ochotnica. Od sierpnia 1944 r. pozostawali w lesie.

– Skalne Podhale, jako zbyt surowe, do partyzantki się nie nadawało, a kompleksy leśne w Gorcach były dla akowców idealne. Dlatego tam właśnie Obwód AK Nowy Targ mobilizował ludzi – tłumaczy Golik. Nyka brał udział w akcjach bojowych, rozbrajał słowackie placówki graniczne na Spiszu i Orawie oraz niemiecką ochronę kolei w Lasku na Podhalu, rozbijał oddział Wehrmachtu w Tylmanowej-Rzekach i ledwo uszedł z życiem z bitwy pod Tylką. W ramach rajdu w Tatry chor. Kazimierza Kargego „Białego” tropił Wacława Krzeptowskiego oraz innych konfidentów i działaczy Goralenvolku, a przez Krzyżne i Gładką Przełęcz przeprowadzał radzieckich łączników.

Uczestniczył także w trzydniowej bitwie z Niemcami nazwanej „bitwą ochotnicką”. Walczył, strzelał, widział zabitych Niemców, był blisko „Lamparta” podczas odwrotu. Ale zwracał uwagę też na rzeczywistość partyzancką: dostrzegał coś, co nazywał „psychozą konfidencką”. Że łatwo było kogoś pomówić, a w efekcie zlikwidować.

– Miał do końca życia wyrzuty sumienia związane z jednym wydarzeniem – mówi Golik. – Gdy w styczniu 1945 r. Niemcy wycofywali się z Podhala i przez Ochotnicę przejeżdżało niemieckie wojskowe auto sanitarne, wraz z innym partyzantem był w tyle patrolu, który celowo przepuścił ten samochód. Ale reszta oddziału już tego nie zrobiła. Zginęło dwóch Niemców, w tym lekarz. Nyka uważał, że strzały padły niepotrzebnie.

AK opuścił w styczniu 1945 r. Po powrocie do rodzinnej Wielkopolski zaangażował się w struktury poakowskie i dopiero z końcem roku złożył broń.

DOLINA ROZTOKI I PIĘCIU STAWÓW POLSKICH, zachodnie ­odgałęzienie Doliny Białki, największej i krajobrazowo najpiękniejszej doliny tatrzańskiej, oparkaniła się szczelnie, jak ­zazdrosny ­gospodarz. Nie widać jej z Kasprowego Wierchu, nie widać z Bukowiny ani z Poronina, a stojąc na ­„panoramicznym” ­szczycie Gubałówki można najwyżej wskazać ręką grań łączącą Świnicę z Koszystą i powiedzieć: „o – tam!”.

Takim opisem zaczyna swoje pierwsze górskie dzieło, wydaną w 1954 r. monografię tych tatrzańskich dolin. W opublikowanej dwa lata później kolejnej monografii krajoznawczej „Dolina Rybiego Potoku” ambicje literackie autora, nawiązujące do klasycznej tatrzańskiej literatury opisy, szczery, autentyczny zachwyt, niekryjący sentymentalizmu ton są jeszcze bardziej widoczne.

„Na obszarze wielkości małego miasta skupiły się tu – chyba z jednym wyjątkiem lodowców – wszystkie cuda wysokogórskiej krainy. Lasy na stokach i nieprzebyte gąszcze kosodrzewin, śmigłe iglice Mnichów i potężne, ubielone płatami śniegów ścianiska, nitki strumieni, majolikowe oka jezior. Dusi żywiczna woń kosówek, szumi Rybi Potok, wielogłośnie muzykują siklawy...”.

Z czasem te ambicje porzucił na rzecz literatury użytkowej, w której piękno słowa ustępowało miejsca faktograficznemu konkretowi. Było ono jednak od początku wsparte ogromem wiedzy, trwającymi po dwa lata studiami, spędzaniem kilkunastu godzin dziennie w archiwach i bibliotekach. Pracę nad przewodnikiem „Tatry” poprzedzały wyjazdy do Budapesztu, Wiednia, Lipska oraz lektura ksiąg, przez które prawdopodobnie nikt – wliczając Witolda Paryskiego – nie przebrnął, jak choćby 44 sążnistych tomów roczników Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego. A także wyjazdy poprzedzone nawet dwumiesięcznym oczekiwaniem na przepustkę.

– Nie wolno było określać drogi jako szosa, droga szybkiego ruchu, tylko trasa. Ani pisać o mostach [cenzura bała się, że precyzyjnie opisane ciągi komunikacyjne mogą być obiektem ataków wroga – red.]. W moich przewodnikach jeszcze długo po okresie cenzury poniewierały się takie określenia, jak „droga się przerzuca przez Dunajec w Krościenku” – opowiadał 13 lat temu, gdy gościliśmy z Przemysławem Wilczyńskim w jego warszawskim mieszkaniu pełnym książek, notatek, wypisów, wycinków, fiszek, map i zdjęć.

– Miałem problemy za konspirację powojenną – opowiadał. – To smutnych panów głównie interesowało. Wydaje się, że z tego powodu w 1952 r. straciłem pracę. Nowej nie mogłem znaleźć. A potem już nie chciałem.

Pisanie i pogłębianie wiedzy stało się jego pełnowymiarowym zajęciem. – Tytan pracy – mówi o Nyce Apoloniusz Rajwa, dziennikarz i nestor przewodnictwa. – Mało kto tyle w ciągu życia zrobił. Myśląc o znawcach gór całego świata, porównuję go tylko do zmarłego rok temu Jana Kiełkowskiego.

Pracę przerywały wspinaczki w Tatrach, także z żoną Małgorzatą Surdel-Nykową, a w latach 60. trzy wyjazdy wspinaczkowe w Dolomity, w czasie których przeszedł m.in. południową ścianę Marmolady, północne ściany Tre Cime di Lavaredo oraz obarczoną największym ryzykiem nową drogę na Schiarę. Wkrótce po tym, będąc już ojcem dwóch córek, z uwagi na nie zaniechał wspinaczek. Najstarsza z czwórki rodzeństwa Monika z czasem stała się jego prawą ręką, publikującą i aktualizującą kolejne wydania.

A przewodniki Nyki bywały przedmiotem pożądania. Wiesław Wójcik, redaktor „Wierchów”, pamięta, jak podczas licealnej kolonii w 1961 r. dostrzegł przewodnik „Gorce” w witrynie oddziału PTTK w Krościenku. – Chodziłem, oglądałem, odkładałem na niego – opowiada Wójcik. – Gdy się zdecydowałem, okazało się, że został sprzedany. Szukałem w Krakowie, pisałem do księgarń gdzieś w Olsztynie. Kupiłem dopiero w antykwariacie, chyba z osiem lat później.

Wójcik ocenia, że dążność Nyki do doskonałości, perfekcjonizm, akrybia, utrudniały mu pracę i graniczyły z pychą, choć był człowiekiem skromnym, nieznoszącym hołdów. Jego przewodniki urosły jednak do rangi turystycznych encyklik. Młody flisak na spływie pienińskim opowiadał, jak książka Nyki przygotowała go do egzaminów zawodowych, prostowała powielane w publikacjach i na mapach błędy, choćby ten dotyczący wysokości i lokalizacji opadającej do Dunajca skały Facimiech. Dzisiejsze przewodniki to najczęściej informatory. Mówią, jak dojść, gdzie się zatrzymać. Nadają się do przeglądania. Przewodniki Józefa Nyki się czyta. Wędrówka z nimi zaczyna się w lekturze. A ich kolejne wydania są historycznym świadectwem przemian gór i turystyki.

KOŃCZYSTA (2535 m) – dwuwierzchołkowy szczyt w słowackich Tatrach Wysokich. Dziesiąta spośród najwyższych szczytów Tatr. Nie prowadzi na nią żaden szlak, jest jednak stosunkowo łatwo dostępna dla wprawnych turystów. Główny, południowy wierzchołek wieńczy groteskowe skalne Kowadło.

Wejście na ową formację ułatwiał ludzkich rozmiarów wyszczerbiony skalny ząb. Wystarczyło wspiąć się półtora metra, stanąć na nim, sięgnąć krawędzi Kowadła, by wciągnąć się na jego grzbiet. Był tam od zawsze, czyli przynajmniej od kiedy sięga fotograficzna pamięć. I wydawał się trudny do wyłamania, choć piorun odszczepił kawałek samego Kowadła. Andrzej Marcisz, taternik, autor przewodnika „Wielka Korona Tatr”, otrzymał dwa zdjęcia z soboty 4 września tego roku. Na wykonanym o godz. 12 ząb ów szczerzył się jak zawsze. Na zrobionym o godz. 17 już go nie było. Powyższe hasło w większości przepisałem z przewodnika „Tatry Słowackie”. Ale czy całe współczesne pisanie o górach przez niego opisanych, mówienie o nich, wodzenie w nie nie było tylko przepisywaniem, powtarzaniem jego treści? Józef Nyka dla co najmniej trzech pokoleń świadomych górskich turystów wydawał się istnieć od zawsze i bezterminowo, jak skała, o którą opierała się turystyka górska, wiedza o Tatrach, Pieninach, Gorcach.

Aż tego samego 4 września 2021 roku skała ta oberwała się za Niebieską Grań. Pięć lat wcześniej pożegnanie z czytelnikami swojego „Głosu Seniora” zatytułował prozaicznie „Wszystko kiedyś się kończy”.

***

Tytuł ukazującego się od 1980 r. „Głosu Seniora”, który w ciągu 20 lat ewoluował od przebitek pisanego na maszynie Erica biuletynu do gazety internetowej, z początku miał być żartem. – Lubił się tym podeszłym wiekiem afiszować, gdy jeszcze daleko mu było do starości – mówi Monika Nyczanka. Przez ostatnich kilkanaście lat niechętnie opuszczał warszawskie mieszkanie, jego niewidoczność w towarzyskich kręgach była widoczna. Fizyczną nieobecność rekompensował kontaktami listowymi, mailowymi czy telefonicznymi.

13 lat temu zadzwonił dziś już nieżyjący, znany historyk sportu przygotowujący książkę o dziennikarzach sportowych. – Nazywam się Bogdan Tuszyński, czy rozmawiam z redaktorem „Taternika”? – Nie całkiem, bo z byłym redaktorem. – Ale może będzie mi pan w stanie pomóc? Nie mogę ustalić, kiedy zmarł Józef Nyka. – Dobrze pan trafił, bo właśnie pan z nieboszczykiem rozmawia. – Niech pan napisze – odparł speszony Tuszyński – wszystko, co pan chce o sobie, ja to wydrukuję. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2021