Georg Friedrich Haendel "Saul"

Saul był czwartym angielskim oratorium Haendla. Powstał pomiędzy lipcem a wrześniem 1738 roku, premiera miała miejsce w londyńskim Haymarket Theatre 16 stycznia 1739 roku. Jest uważany za jedno z najwybitniejszych dzieł kompozytora.

18.04.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Nagranie Paula McCreesha jest jego czwartym Haendlowskim oratorium wydanym przez Deutsche Grammophon (Archiv Produktion). Poprzednie - “Theodora" (2000), “Solomon" (1999) oraz “Messiah" (1997) - zdobyły duże uznanie na rynku płytowym. Z “Saulem" nie może być inaczej. Wystarczy spojrzeć na nazwiska solistów, by zaostrzyć sobie apetyt. Nancy Argenta, Neal Davies, Mark Padmore, Andreas Scholl... I sam kierownik muzyczny, Paul McCreesh, ciągle poszukujący autentycznych i wiernych przeszłości brzmieniowych doznań.

Uderza płynność, miękkość, przejrzystość, stonowanie. Chwilami może nawet chłód. McCreesh zwykle jest wstrzemięźliwy, nie gorący, ale nigdy letni. Analityczny. Ale to nie tylko badacz-historyk. Także świetny interpretator-dyrygent, wyłuskujący z ciągu wielkiej muzycznej formy niezbędne napięcia, odpowiednie gradacje; interpretujący materiał jako zdarzenie - w tym wypadku także religijne. Płyta z Haendlowskim “Saulem" to przede wszystkim świetne brzmienia, jednorodne i stężone. Także pełne ekspresyjnej mocy głosy, mimo powściąganych często emocji. Wreszcie wyczuwalna na każdym kroku swoboda oraz głębokie zaangażowanie. Autentyczne.

Porywają części chóralne, szczególnie wspaniale brzmiące męskie głosy w otwierającym “Along the monster..." czy “Mourn, Israel, mourn" z trzeciego aktu. Świetnie dramatyczna i ciężka jest aria wiedźmy w wykonaniu Paula Agnew (“Infernal spirit"). Do znudzenia mógłbym słuchać instrumentalnego “Dead march" (nasyconego, ale pełnego dziwnej ironii). Wreszcie zachwycają soliści. Davies pokazuje całą złożoność i ciemność Saula, Scholl jest eteryczny, niemal anielski, Padmore - intrygująco zawieszony pomiędzy ojcowskim nakazem a przyjacielskim oddaniem, Argenta - rozkoszna w wyśpiewaniu miłosnych uczuć (wdzięcznie lekki duet z Dawidem “O fairest..." czy aria “Fell rage and black despair"). Nie można też pominąć Susan Gritton jako Merab (choćby w “Author of peace" z drugiego aktu).

Wydaje się, że McCreesh wierny jest przede wszystkim temu, że Haendlowskie oratoria, mimo pokrewieństwa z operami (“Saul" przecież wykonywany był w tym samym teatrze, w którym odbyła się prapremiera choćby “Juliusza Cezara"...), są formami epicko-dramatycznymi, niescenicznymi. Wymagają odmiennej ekspresji, nie na pokaz, wyciszonej, kontemplatywnej. Proszę posłuchać “Wretch that I am!" Saula czy “Mourn, Israel, mourn" i nie poczuć ściśnięcia w gardle. Albo nie zapłakać, choćby w duszy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004