Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To druga opera Pucciniego. Słychać w niej nawiązania do Verdiego (melodyka, brzmienie dętych), Bizeta czy Masseneta, a nawet do Czajkowskiego (klimat). Ale kiedy pierwsze frazy Edgara zaczyna śpiewać Placido Domingo, wszystko przestaje się liczyć: przeszłość, przyszłość, podobieństwa, różnice. Zostaje tylko emocja, wspaniały dramat uczuć wyśpiewany fantastycznym głosem wielkiego Tenorissimo. Domingo ma także bardzo dobrych partnerów: niczego nie można zarzucić czystej jak łza Adrianie Damato (Fidelia) i mrocznej Mariannie Cornetti (Tigrana). W niewielkiej partii Gualtiera słyszymy też Polaka, Rafała Siwka, który partnerował Domingo podczas koncertowego wykonania "Walkirii" w Warszawie (październik 2005).
"Edgar" jest gwałtowny, namiętny, pełen blasku, mocnych i zmiennych rytmów. Veronesi świetnie czuje każdy puls, kolor, emocję; poddaje im się bezwzględnie, a z nim cały zespół Akademii Świętej Cecylii. Jednak pierwsze skrzypce gra Pierwszy Tenor. Jest gorący - jak młodzieniec, który kocha po raz pierwszy, bez opamiętania; jest rozwibrowany. Nie dziwię się, że Domingo tak bardzo upodobał sobie tenorowe partie z oper Pucciniego. Nie dziwię się też, że wielki Arturo Toscanini właśnie "Edgara" postanowił wystawić z okazji uroczystości pogrzebowych Pucciniego w 1924 r. Dziwię się, dlaczego tak rzadko sięgają po niego dzisiejsze sceny.