Gdzie znaleźć pociechę

Mamy odruch szukania pocieszenia w wierze. Może się jednak zdarzyć, że nie tylko go nie odnajdziemy, ale stracimy przy okazji wiarę.

07.01.2019

Czyta się kilka minut

 / HELEN H. RICHARDSON / GETTY IMAGES
/ HELEN H. RICHARDSON / GETTY IMAGES

Dnia już przybywa, ale ciemność i szaruga jeszcze przeważa nad światłem słonecznym. Minęły świąteczne dni Bożego Narodzenia, koniec wolnego, trzeba wracać do pracy. Jeśli ktoś zanadto zaszalał podczas przedświątecznych zakupów – widok stanu konta może być bardzo przygnębiający. Jest też prawdopodobne, że noworoczne postanowienia właśnie okazały się – przynajmniej z subiektywnej, ale przez to najbardziej odczuwanej perspektywy – nie do wykonania.

Nic dziwnego, że styczeń, początek roku, to jeden z najtrudniejszych okresów dla ludzkiej psychiki, przynajmniej w naszym obszarze geograficznym. Choć słynny Blue Monday, najbardziej depresyjny dzień w roku, jest tylko „faktem medialnym”, czyli tak naprawdę nie istnieje, to psychoterapeuci zauważają w tym czasie zwiększony ruch w swoich gabinetach.

Jeśli nam trudno i czujemy się „w dołku”, gdzie szukać pociechy?

Zwrot ku Bogu

Na myśl przychodzi religia i wiara. Uzasadnia to choćby taki werset psalmu: „Gdy się w moim sercu mnożą niepokoje, Twoje pociechy mnie orzeźwiają” (Ps 94, 19). W Biblii można spotkać teksty nawet mocniejsze, które nie tylko mówią o pocieszeniu, jakie daje wiara, ale nawet sugerują, że jest to jedyny autentycznie skuteczny środek na niepokój i smutek. Prorok Izajasz mówi w imieniu Boga: „Ale Ja go uleczę i pocieszę/pokieruję, i obdarzę pociechami jego samego i pogrążonych z nim w smutku, wywołując na wargi ich dziękczynienie: Pokój! Pokój dalekim i bliskim! – mówi Pan – Ja go uleczę. Bezbożni zaś są jak morze wzburzone, które się nie może uciszyć i którego fale wyrzucają muł i błoto. Nie ma pokoju – mówi Bóg mój – dla bezbożnych” (Iz 57, 18-21).

Podobne idee należą nie tylko do Starego Testamentu. Oto św. Paweł głosi: „Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy” (2 Kor 1, 3-6).

Uzasadniona zatem wydaje się myśl, że w życiowych trudnościach, które sprowadzają na nas rozmaitego rodzaju przygnębienie, trzeba zwracać się ku Bogu i w Nim szukać pociechy oraz pokrzepienia.

Zapewne wielu z nas tak właśnie robi. Czy nie jest tak, że znaczna część uczestników rozmaitych wspólnot, zarówno tych bardziej tradycyjnych, jak i tzw. nowych ruchów, charyzmatycznych albo kontemplacyjno-modlitewnych, to ludzie, których codzienne życie przygniata, którzy w religijnym zaangażowaniu szukają pomocy, a często i miejsca ucieczki od problemów? Duszpasterze wiele by mogli o tym powiedzieć.

Pocieszenie, jakie może dać religia, ma wiele wymiarów. Po pierwsze, poczucie przynależności do opartej na podobnych wartościach i połączonej silnymi więzami emocjonalnymi wspólnoty. W dzisiejszej „płynnej nowoczesności”, która rodzi poczucie niepewności i wyobcowania, gdy liczne więzi, rodzinne czy sąsiedzkie, zostały osłabione albo wręcz zaniknęły, przynależność do mocnej wspólnoty, skupionej wokół tego, co najważniejsze, jest dla wielu niezwykle pożądane. A religie mają zasoby, by to pragnienie zaspokoić.

Religia to jednak nie tylko międzyludzka wspólnota. Niesie przecież przesłanie, że – niezależnie od ludzkiej obojętności, a nawet wrogości – jesteśmy kochani przez Boga: Osobę największą, najwspanialszą, najpotężniejszą. Wystarczy – myśli się i głosi – mocno w tę miłość uwierzyć, a wszelkie negatywne strony naszej egzystencji przestaną mieć decydujące znaczenie dla jakości życia i samopoczucia.

Pułapka idolatrii

Odnajdywanie pociechy w religijnej wierze nie jest jednak bezproblemowe i oczywiste. Religijne wspólnoty nie są doskonałe. Więzi, które tworzą, mają swoją ciemną stronę. Bywają nietrwałe lub tylko pozornie głębokie. Czasami są toksyczne i ostatecznie niosą więcej cierpienia niż pozytywnych owoców dla naszej psychiki i ogólnego dobrostanu.

Boża miłość wcale zaś nie jest w oczywisty sposób doświadczalna. Hasło „Jezus cię kocha” może wydać się pustym sloganem, zwłaszcza tym, na których zwaliły się rozmaite negatywne doświadczenia albo którzy postrzegają rzeczywistość w ciemnych barwach, choćby z powodu depresyjnych skłonności.


Czytaj także: Piotr Sikora: Objawienie Pana


Szukanie pociechy w wierze jest jednak wątpliwe nie tylko dlatego, że religijne „środki pociechy” okazują się nieskuteczne. Powstaje głębsze pytanie: czy wiara szukająca pociechy nie jest przypadkiem moralnie wątpliwym, bo interesownym podejściem do Boga? Jak pisała XX-wieczna mistyczka Simone Weil: „Religia jak źródło pociechy jest przeszkodą do prawdziwej wiary: w tym sensie ateizm jest oczyszczeniem. Powinnam być ateistką tą częścią siebie, która nie jest dla Boga. Pośród ludzi, których nadprzyrodzona część ich samych nie przebudziła się, ateiści mają rację, a wierzący się mylą”.

Weil nie jest w swoim myśleniu odosobniona. Mistrz Eckhart już w XIV w. głosił: „Wiedz, że jeżeli w jakikolwiek sposób szukasz swego, nigdy nie znajdziesz Boga, bo nie szukasz wyłącznie Jego samego. Oprócz Niego szukasz czegoś innego i postępujesz dokładnie tak, jakbyś z Boga robił świecę. Używa się jej do szukania jakiejś rzeczy, a gdy się ją znajdzie, świecę się wyrzuca. Postępujesz w ten oto sposób: to, czego tak szukasz oprócz Boga, jest nicością, cokolwiek by to było: korzyść, nagroda, wewnętrzne przeżycie i wszystko inne. Szukasz nicości, dlatego też ją znajdujesz. To, że znajdujesz nicość, wynika jedynie stąd, że jej właśnie szukasz”.

Inny wielki mistyk i doktor Kościoła, Jan od Krzyża, posługiwał się w swoim nauczaniu rysunkiem „Góry Karmel, czyli Góry Doskonałości”. Narysował na nim trzy drogi: jedną przyjemności „światowych”, drugą doznań i pociech duchowych, i trzecią – jedyną, która dosięga szczytu góry – wiodącą przez „nic”, pustkę i ogołocenie, „ciemną noc” zmysłów, psychiki i ducha. „Aby dojść do smakowania wszystkiego, nie chciej smakować czegoś w niczym” – ostrzega święty karmelita. Chęć smakowania czegoś w niczym to m.in. pragnienie konkretnych doznań (czegoś) na poziomie stworzonej, uwarunkowanej rzeczywistości (w niczym). To zatem także pragnienie konkretnego „pocieszenia” w trudach tego życia.

Mistycy i Biblia

Czy jednak mistyczne wątpliwości nie stoją w sprzeczności z Pismem?

Aby to ocenić, trzeba po pierwsze mieć na względzie fakt, że Biblia to (jak sama grecka nazwa wskazuje) wiele ksiąg, które powstawały w bardzo długim przedziale czasu i wyrażają świadomość religijną na różnym poziomie rozwoju. Teologia mówi tu o „Bożej pedagogii”, czyli stopniowym prowadzeniu człowieka od mniej do bardziej rozwiniętych form religijności.

Można zatem uznać, że niektóre, zwłaszcza wcześniejsze teksty – będące świadectwem religijności czasami bardzo interesownej – nie wyrażają wcale ideału ludzkiego stosunku do Boga (a nawet że sam obraz Boga w nich zawarty jest dość prymitywny i wymagający znaczących korekt).

Jednak już w Starym Testamencie można odnaleźć idee, które każą interpretować pocieszenie, jakie niesie wiara, w nieinteresowny sposób. Oto psalmista śpiewa: „W moim ucisku to pociechą dla mnie, / że Twoja mowa obdarza mnie życiem. / Ludzie zuchwali bardzo mi ubliżają, / a ja nie odstępuję od Twojego Prawa. / Przypominając sobie Twe wyroki odwieczne, Panie, doznaję pociechy” (Ps 119, 50-52). Pociechą, o której tu mowa, jest po pierwsze sam fakt życia jako daru Boga – bez określenia konkretnego kształtu i jakości tego życia. Po drugie zaś, pociechą jest świadomość „odwiecznych wyroków Boga” – tj. świadomość absolutnej perspektywy, horyzontu, na tle którego przeżywamy swoją codzienność.

Komplementarną perspektywę odnajdujemy w księgach mądrościowych, w których to właśnie o mądrości mówi się jako o źródle autentycznej pociechy: „Postanowiłem więc wziąć ją [mądrość] za towarzyszkę życia, wiedząc, że mi będzie doradczynią w dobrem, a w troskach i w smutku pociechą” (Mdr 8, 9). Mądrość w tym nurcie religii Izraela jest darem Boga, który po pierwsze łączy człowieka ze Stwórcą, a po drugie pozwala na trafną ocenę prawdziwej wartości rzeczy i spraw ziemskich.

Można zatem powiedzieć, że w religii Izraela pociecha, jaką niesie wiara, odwraca uwagę od naszego małego „ja”, bierze się z otwarcia nieskończonej, boskiej perspektywy.

Warto jednak mieć świadomość, że perspektywa ta nie jest – także dla wierzącego – jasna i wyraźna. Doskonale widać to w tekście, który choć pochodzi już z Nowego Testamentu, bardzo mocno jest osadzony w mistycznej tradycji biblijnego Izraela – w Liście do Hebrajczyków. Czytamy w nim takie słowa: „Dlatego Bóg, pragnąc okazać ponad wszelką miarę dziedzicom obietnicy niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą, abyśmy przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzyś­­my się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei. Trzymajmy się jej jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, [kotwicy], która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas, stawszy się arcy­kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka” (Hbr 6, 17-20).

Tekst Listu do Hebrajczyków ma wiele aspektów znaczeniowych. Dla nas ważne jest tu, że źródłem pociechy jest niezmienność Bożych obietnic (czyli tego, co psalmista nazywa „odwiecznymi wyrokami”). Bardzo istotny jest także obraz Jezusa, który „wszedł za zasłonę”, za którą przenikać ma nasza nadzieja. W kontekście mistycznej tradycji Izraela tamtego czasu obraz ten wyraża duchowe poszukiwanie, które z jednej strony realnie wiąże nas z Bogiem (przenika za zasłonę), ale pozostaje poszukiwaniem w ciemności wiary pozbawionej jasnej i wyraźnej wizji (zasłona nadal istnieje).

Jeśli zaś chcemy dobrze zrozumieć św. Pawła, gdy pisał o „Bogu wszelkiej pociechy”, warto mieć na uwadze, że użyte tu przez niego słowo paraklesis ma znaczenie szersze niż tylko polskie „pociecha” – oznacza też wezwanie i zachętę. Pociecha dana nam od Boga nie jest więc tylko poprawą samopoczucia, ale wyrwaniem z marazmu i wezwaniem do działania. Bóg pocieszając dodaje nam siły. Nic dziwnego zatem, że św. Paweł bezpośrednio łączy doznanie pociechy od Boga i przekazywanie jej dalej innym ludziom.

Istotne w myśli Pawła jest też stwierdzenie, że takiej doznajemy pociechy, jak obfitują w nas cierpienia Chrystusa. Korzeniem cierpienia Chrystusa jest bowiem jego miłosierdzie, współczucie i ofiarowanie swojego własnego życia za innych. W Ewangeliach czytamy zaś, że Jezus wzywa uczniów do naśladowania swojej postawy: „Jeśli ktoś chce zachować swoją duszę/życie/ja, ten je straci. Kto straci swoje życie z powodu mnie i Ewangelii, ten je zachowa” (Mk 8, 35).

Pociecha bezinteresowności

Teksty biblijne mówiące o pocieszeniu, jakie niesie wiara, nie przeczą zatem intuicji mistyków, którzy wskazywali, że dojrzała postawa religijna – wiara autentyczna – pozbawiona jest egocentrycznej interesowności, w tym poszukiwania pociechy dla siebie. Nauczanie natchnionych Pism wiąże bowiem boską pociechę z przyjęciem perspektywy „wieczności”, tj. spoglądaniem na rzeczywistość, w tym na własne życie, z wszelkimi jego trudnościami i ciemnymi stronami, na tle ostatecznego horyzontu.

Pisma nie mówią także, że horyzont ten jest w jasny i wyraźny sposób poznawalny, ani że jego uwzględnienie likwiduje poczucie niezrozumiałości czy nawet absurdalności wielu zdarzeń, które nas spotykają i wzbudzają w nas niepokój, lęk czy smutek. Wiara jest raczej poszukiwaniem, ciemnym przeczuciem, że istnieje nieskończona Przestrzeń „za zasłoną”, przeczuciem relatywizującym nasze własne cierpienie, wyzwalającym nas z zasklepienia w ego i wzywającym do wysiłku niesienia światła i nadziei innym cierpiącym istotom, które spotykamy na swojej życiowej drodze.

Jeśli zatem myśl o Bogu ma nieść pociechę, o której piszą autorzy natchnieni, to tylko pod warunkiem niezwykle jasno sformułowanym przez przywoływaną już Simone Weil: „Kto nie wyrzeka się wszystkiego bez wyjątku w chwili, gdy myśli o Bogu, nadaje imię Boga jednemu ze swoich bożyszcz”. Kto nie wyrzeka się pragnienia osobistej pociechy, myśląc o Bogu spotyka się jedynie ze swoim bożkiem. Kto nie pragnie niczego dla siebie, ten spoczywa w pokoju Bożym. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2019