Filmowe zwierciadła Holokaustu

Z Agnieszką Holland rozmawia Jan Strzałka

30.03.2003

Czyta się kilka minut

JAN STRZAŁKA: Filmy o Zagładzie, takie jak „Lista Schindlera” czy „Zycie jest piękne”, nagradzane są dziś Oscarami. Do tej nagrody nominowano także „Pianistę” Romana Polańskiego. Dlaczego kino w tyle lat po wojnie powróciło do tematu Holokaustu?
AGNIESZKA HOLLAND: Nie istnieje wspólny mianownik dla tych trzech filmów, choć wszystkie dotyczą tragedii Żydów i powstały mniej więcej w tym samym czasie. Ale dlaczego właśnie dziś kino interesuje się Holocaustem? Przypuszczam, że dopiero teraz temat ten niejako się ucukrzył. Od Zagłady dzieli nas już znaczny dystans czasowy, można próbować opisać grozę tragedii, szczególnie w formie fabularnej, z drugiej strony czujemy podświadomie, że wcześniej dramat nie został w pełni przeżyty w wymiarze filozoficznym i duchowym. Kiedy reżyserowałam „Europę, Europę”, rozmawiałam z wieloma ludźmi, którzy przeżyli Holokaust - większość zaczęła mówić o nim dopiero po upływie czterdziestu, a nawet pięćdziesięciu lat, bo pielęgnowanie traumy nie pozwoliłoby im na normalną egzystencję. Zbliżając się do starości poczuli potrzebę mówienia i pisania.

Kino również poddane było podobnemu mechanizmowi. Tuż po wojnie powstało kilka filmów, mniej lub bardziej bezpośrednio usiłujących zmierzyć się z Holokaustem, realizowano je w autentycznej scenerii, wkrajach, gdzie dokonała się Zagłada - w Polsce, Czechach, na Węgrzech. Przeszły bez wielkiego echa. Dopiero kilkadziesiąt lat później zapanowała moda na Zagładę -a przyczynił się do tego serial „Holocaust”. Serial był kiczem, ale wywołał szok, szczególnie wśród widzów amerykańskich i niemieckich. Odnosiło się wrażenie, jakby Amerykanie i Niemcy pierwszy raz usłyszeli o tragedii Żydów. „Holocaust” otworzył drzwi dla innych produkcji związanych z losem żydowskim.

Oglądając „Listę Schindlera”, zwłaszcza jej końcówkę, bądź „Życie jest piękne” Roberta Benigniego mam wrażenie, że filmy te mogły powstać i spotkać się z zainteresowaniem tylko dlatego, że dokonały przemiany tragedii w kicz. Nie jestem zdecydowanie krytyczna wobec filmu Spielberga, byłam nim raczej pozytywnie zaskoczona, ale ostatnie pół godziny „Listy” przekonują mnie, że w filmie Holokaust może być masowo przeżywany tylko pod warunkiem usankcjonowania kiczu. Kicz wydaje się niezbędny, by oswoić tragedię i potworną tajemnicę. Jeszcze wyraźniejsze jest to w przypadku Benigniego. „Życie jest piękne” ogromnie mnie zirytowało, ponieważ jego przesłanie wydaje się obraźliwe dla zamordowanych. Jeżeli kogoś kochamy, jak bohater „Życia” swojego synka - zdaje się mówić reżyser - zdołamy go ocalić. Czy sześć milionów ludzi, w tym milion dzieci, nie było dość kochanych? Czy nikt nie podejmował nadludzkich wysiłków, by ich ocalić? Benigni racjonalizuje Holokaust, pokazując go jako zwyczajną grę z losem. Tymczasem potworność i absurd Holokaustu wymykają się wszelkiej logice. Ofiarą stać się mógł każdy: dobry i zły, kochany i niekochany.

A jak na tym tle wygląda „Pianista” ?
Polańskiemu udało się uniknąć kiczu, ale kosztem niebywałej powściągliwości. Jego bohater jest poniekąd Musilowskim człowiekiem bez właściwości, toteż obserwujemy go bez emocjonalnej identyfikacji. Identyfikacja byłaby możliwa, gdyby Polański użył środków ekspresji, których wyrzekł się w obawie przed kiczem. A więc to, co stanowi o sile filmu, jest przyczyną jego słabości. Mam też wobec „Pianisty” kilka zastrzeżeń w kwestii dramaturgii - scenariusz jest najsłabszą jego stroną - i środków wyrazu, przede wszystkim wobec roli, jaką pełni w nim muzyka.

Filmowy Szpilman wydaje się postacią tworzoną jakby z zewnątrz. Określany jest przez muzykę. Widać to w pierwszej, mocno irytującej scenie: na Warszawę padają bomby, a Szpilman gra Chopina w studiu radiowym. Ma to, zdaje się, sugerować, że nie dostrzega rzeczywistości, że funkcjonuje poza historią. Trąci to sztucznością, choć wiemy, iż tak w istocie było. Kiedy w getcie brzdąka „Umówiłem się z nią na dziewiątą”, nie czujemy, by szczególnie brakowało mu wielkiej muzyki - lecz w finale muzyka powraca, gdy Polański symbolicznie pokazuje, że bohater to właśnie jej zawdzięcza ocalenie. Czepiam się, ale wolałabym, aby Szpilman był postacią wyrazistą. Pozwoliłoby to bardziej emocjonalnie przeżywać jego los. Ostatni kartofel Szpilmana czy inne materialne cechy rzeczywistości getta i zniszczonej Warszawy darzone są w filmie tą samą uwagą co ludzie; ci są czasami nawet mniej ważni niż precyzyjne oddanie prawdy o rzeczach. Opowiada nam się istotną historię i opowiada się ją pięknie, lecz pragnęłabym się w niej bardziej zanurzyć. A mimo to cenię „Pianistę” i sądzę, że wszystkie jego wady są zarazem jego zaletami.

„Korczak” Andrzeja Wajdy wzbudził we Francji szalone kontrowersje, ,,Pianista” ich nie wywołuje. Dlaczego?
Powody ataku na Wajdę były natury czysto politycznej, nie artystycznej. Pamiętam wielką owację, jaką przyjęto „Korczaka” w Cannes. Później zaczęła się absurdalna nagonka prasowa. Krótko mówiąc: różnica sprowadza się do kwestii czasu, miejsca i osoby. Polański jest Żydem i przeżył to, o czym opowiada, nikt nie może zarzucić mu manipulacji historią, politycznego nadużycia tematu. Natomiast Wajda jest Polakiem i od czasu „Ziemi obiecanej” otacza go międzynarodowy smrodek podejrzeń o antyse-mityzm, co jest głęboko niesprawiedliwe. Francuzi mają kłopot z własną historią, z własnym antysemityzmem i współuczestnictwem w Holokauście. Polacy są dla nich chłopcem do bicia. Celują w tym niektórzy Żydzi francuscy: kochając Francję i czując zarazem zagrożenie w niej, transmitują swoją agresję i strach na Polskę.

Louis Malle w filmie „Do widzenia, chłopcy” próbował opowiedzieć o Vichy i deportacjach Zydów do obozów śmierci. Czy ktoś jeszcze mówił w kinie o francuskich grzechach wobec Zydów?
Wydaje mi się, że we Francji nie powstało takich filmów zbyt wiele. Alain Resnais w 1956 nakręcił dokument „Noc i mgła”, potem przez lata w ogóle nie tykano Zagłady. Szczerze mówiąc, nie pamiętam żadnego wybitniejszego filmu francuskiego na ten temat. Nawet Malle nie do końca rozdrapuje błony podłości. Najostrzejszym francuskim dziełem nie tyle o samym Holokauście, co o rodzimym faszyzmie był nb. inny film Malle'a, ,,Lacombe Lucien”.

Wróćmy do Polańskiego. Czy w Paryżu nie zarzuca mu się trywializowania historii?
To generalny zarzut wobec wszystkich filmów o Holokauście i kiedyś nie ominął on nawet ,,Shoah” Claude'a Lanzmanna. Lanzmann jest postacią kontrowersyjną, w pewnym momencie zaczął uważać, że po „Shoah” nikt nie ma prawa zajmować się Holokaustem - atakował m. in. „Korczaka” i „Europę, Europę”. O dziwo, chwali „Pianistę”. Posądzenia o trywializowanie omijają Polańskiego, każdy bowiem wie, że jest on najbardziej wiarygodnym świadkiem.

Można się zastanawiać, czy Lanzmann ma rację protestując przeciw wszystkim - poza „Pianistą” - filmom fabularnym o Holokauście. To zagadnienie filozoficzne: czy można opowiedzieć o jego grozie przy pomocy stereotypowych środków narracji filmowej? Szczerze mówiąc: sama nie wiem. Większość filmów o Zagładzie budzi mój sprzeciw. Sama uniknęłam, jak sądzę, pułapek trywialności - lecz podjęcietego tematu jest niewyobrażalnym ryzykiem.

Oprócz ryzyka istnieje kwestia nadużycia. O Holokauście opowiada się w komedii, jak Benigni, w melodramacie, jak „ Wybór Zofii”, z hollywoodzkim rozmachem, jak Spielberg. O Shoah powstają nawet komiksy....
Akurat „Mysz”, komiks Arta Spiegelmana, to jedna z najlepszych opowieści o Zagładzie. Nie ma prostej odpowiedzi, jak mówić o Holokauście. Jedno jest pewne: im bliżej dokumentu, im bardziej artysta wyrzeka się efektownych pomysłów melodramatycznych, tym bardziej zbliża się do prawdy. Tyle że nigdy do niej nie dotrze. Stąd poczucie niespełnienia oraz kolejne próby.

Hollywood to żarłoczna maszyna, która wszystko zje, przeżuje i wypluje. Prawda o Holokauście może być tu w najlepszym razie uproszczona, a Zło oswojone. Z drugiej strony, kultura masowa odgrywa rolę edukacyjną. „Lista Schindlera” przyczyniła się do spopularyzowania wiedzy o Holokauście bardziej niż tysiące filmów dokumentalnych. Jeśli chcemy, by ludzkość pamiętała o losie milionów zamordowanych, musimy zaakceptować filmy w rodzaju „Listy”. Ktoś powie, że Hollywood pokazuje Zagładę w krzywym, fałszywym zwierciadle, ale co to jest prawdziwy obraz? Prawdziwy obraz Holokaustu nie jest możliwy - nawet najuczciwsze filmy dokumentalne dają jedynie cień jego strasznej prawdy.

AGNIESZKA HOLLAND jest reżyserem, autorką m. in. dwóch filmów poświęconych Holokaustowi: „Gorzkie żniwa” (nominacja do Oscara) i „Europa, Europa”. Ostatnio wyreżyserowała film „Julia wraca do domu”.

Rozmowę przeprowadzono 22 marca, w przeddzień wręczenia Oscarów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Film w Tygodniku (13/2003)