Fiesta z Matką Bożą

W Polsce sierpień trudno wyobrazić sobie bez Matki Bożej Zielnej. W mojej boliwijskiej parafii Urubichá bez wątpienia najważniejszym dniem całego roku jest patronalne święto ku czci Matki Bożej Królowej Aniołów, obchodzone 2 sierpnia.

12.08.2013

Czyta się kilka minut

Matka Boska – patronka górników nad miastem Oruro (Boliwia). / Fot. Juan Karita / AP / EAST NEWS
Matka Boska – patronka górników nad miastem Oruro (Boliwia). / Fot. Juan Karita / AP / EAST NEWS

Największe maryjne święto nawiązuje do asyskiej Porcjunkuli – miejsca, gdzie św. Franciszek dał początek wspólnocie Braci Mniejszych. Już na kilka tygodni przedtem rozpoczynają się przygotowania: obowiązkowe malowanie domów, próby chóru i orkiestry, przygotowywanie tradycyjnego alkoholowego napoju z kukurydzy (chicha) itp. Samo święto to nie jeden, lecz kilka dni uroczystości, ludowo-religijnego festynu, gdzie strefy sacrum i profanum tworzą nierozdzielną całość. Liturgiczne celebracje i pełna folkloru zabawa, religijne pieśni i taneczne przyśpiewki, słowa mszalnych homilii i przemówienia lokalnych władz – granica między tymi przestrzeniami zamazuje się we wspólnym znaczeniu latynoskiego słowa „fiesta”.

SPÓR O FIGURĘ

Mons. Hubert Bucher, emerytowany biskup Betlehem w Republice Południowej Afryki, który w drodze powrotnej z Rio zahaczył o moją wioskę i wraz z dwoma innymi hierarchami uczestniczył w uroczystościach odpustowych (wszyscy chcą widzieć to cudo, jakim jest śpiewająca wioska w dżungli), na widok barwnej procesji ku czci Matki Bożej pełen entuzjazmu powiedział: „Czuję się, jak w mojej rodzinnej Bawarii”. Nie znam maryjnej pobożności bawarczyków, uwierzyłem na słowo, choć trudno mi pogodzić niemiecki pragmatyzm z żywiołowością religijności latynosów.

Noszona w procesji figura Matki Bożej stała się niedawno zarzewiem konfliktu w parafii. Zgodnie z sugestią biskupa, po uzgodnieniu sprawy z radą parafialną i po oficjalnym poinformowaniu wiernych, dokonałem małych zmian w wystroju świątyni. Stojące w jednej wnęce figury św. Józefa i św. Antoniego z Padwy rozdzieliłem i obok figury Cieśli z Nazaretu ustawiłem figurę Matki Najświętszej. To nowe ustawienie nie tylko było właściwsze pod względem ikonograficznym, ale chciałem wykorzystać je także w pracy pastoralnej: zachęcić do modlitwy za wstawiennictwem Świętej Rodziny z Nazaretu i wskazać na wartość rodziny, która w tutejszej rzeczywistości jest poważnie zagrożona (słabość więzi rodzinnych powoduje brak średniego pokolenia, które wyemigrowało za chlebem, alkoholizm, narkomania, epidemia AIDS – pisałem o tym w artykule „Na peryferiach świata” w „TP” nr 30/13). Figura Matki Najświętszej, która noszona była w procesjach, nie pasowała jednak estetycznie w nowej kompozycji, a ponieważ na placu przykościelnym znajdowała się inna figura Bożej Rodzicielki, to dokonałem zamiany: figura z placu przeszła do kościoła, a ta z kościoła znalazła swoje nowe miejsce na placu.

Niestety o zmianie wizerunków nie poinformowałem już wiernych: te dwie figury, choć odmienne w wyglądzie, przedstawiały przecież tę samą osobę i posiadały równorzędną wartość artystyczną i duchową. Zamiana wywołała jednak burzę. Jeszcze tego samego dnia wieczorem przyszedł do mnie José Luis, przewodniczący rady parafialnej, i powiedział wprost: „Wynieść figurę z kościoła i umieścić ją na zewnątrz to jakby własnej matce raz do roku robić święto w domu, cieszyć się z jej urodzin, a dnia następnego wyrzucić ją do komórki”. Nic nie pomagały tłumaczenia, że przecież te dwie figury są wyobrażeniami tej samej postaci i że tylko sukienki są inne i że właśnie ze względu na ten wygląd zewnętrzny dokonałem zmiany. A ponieważ dnia następnego musiałem pojechać na zakupy do pobliskiego miasteczka, to wierni, nie czekając na mnie, sami dokonali zmian i na nowo wprowadzili ich Matkę Bożą do świątyni.

Dla miejscowej ludności figura to nie tylko wyobrażenie, które odsyła nas do rzeczywistości nadprzyrodzonej, ale to żywa i realna postać. Świat ducha i wyobrażające ten świat przedmioty są nawet bardziej realne i bliższe niż świat fizyczny. I chociaż pochodzę z kraju o żywej pobożności maryjnej, to jednak moja percepcja rzeczywistości nadprzyrodzonej – być może skażona racjonalizmem – różni się od świata religijnych przeżyć moich południowo­amerykańskich parafian.

POBOŻNOŚĆ LATYNOSA

Jest to pobożność, która ma w sobie dużo – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – z otwartości i z bezgranicznego zaufania dziecka. Gest papieża Franciszka, który zaledwie kilka godzin po wyborze kieruje swe kroki do Matki Najświętszej i której, jak dziecko swojej matce, przynosi w podarunku bukiet polnych kwiatów, najlepiej oddaje ten aspekt latynoskiej pobożności. Jest to religijność prosta, co jednak nie znaczy, że pozbawiona teologicznych fundamentów, i bardzo mocno zakorzeniona w historii tego ludu.

Maryjna pobożność Ameryki Łacińskiej bez wątpienia czerpie swe źródła z religijności mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego, którzy przynieśli na te tereny chrześcijaństwo. A Hiszpania i Portugalia pierwszych konkwistadorów i misjonarzy to czas kontrreformacji i w konsekwencji silnego akcentu położonego na pobożność maryjną. Hiszpania zresztą – a szczególnie Andaluzja, skąd wyruszały statki do dalekiej Ameryki – do dnia dzisiejszego kojarzy się z wizerunkami Virgen del Rocío, Macareny, Virgen de los Milagros z La Rábida, de la Esperanza i wielu innych. Każda świątynia ma swój cudowny wizerunek, wokół którego gromadzi się religijne bractwo (hermandad). Każde bractwo pragnie, aby to ich Matka Boża była tą najpiękniejszą, i dlatego prześciga się w dekorowaniu wizerunków ozdobnymi sukienkami i kosztownościami. Ku jej czci organizowane są uroczyste procesje, gdzie religijność miesza się z zabawą.

Przybywając do wybrzeży Ameryki, Matka Boża hiszpańskiej kontrreformacji i charakterystycznej pobożności ludowej stała się Maryją Zdobywczynią „La Conquistadora”. Tak nazwana została w pierwszych latach ewangelizacji Nowego Świata, a konkretnie tytuł ten nadał jej w Gwatemali zakonnik z Zakonu Najświętszej Maryi Panny Miłosierdzia dla Odkupienia Niewolników, Bartolomé de Olmedo. Jednakże Matka Boża, nazwana tym pełnym negatywnych konotacji określeniem wskazującym na hiszpańską dominację, stanie się dla rdzennej ludności indiańskiej Maryją Wyzwolicielką „La Madre Liberadora”, Matką uciśnionych, Matką tych, którzy zostali bez Matki. Objawienie maryjne w Guadalupe w 1531 r. oraz początki sanktuarium maryjnego w boliwijskiej Copacabana (1583), pomijając aspekty nadprzyrodzone, stają się punktami zwrotnymi w ewangelizacji Ameryki, gdyż mają za protagonistów przedstawicieli ludności tubylczej: Juana Diego w Meksyku i Francisca Tito Yupanqui nad jeziorem Titicaca.

Dla Azteków Maryja jest Matką utożsamianą z Tonatzin, matką wszystkich bóstw azteckiego panteonu. Maryja wpisuje się więc w rdzenną kulturę, mitologię i w bogatą symbolikę. Jest Matką dającą oparcie, bezpieczeństwo i podkreślającą godność swych dzieci nawet w przeciwnościach życia. Mieszkańcy Płaskowyżu Andyjskiego utożsamili Maryję z Pachamama, elementem żeńskim kosmosu, siłą rozrodczą, Matką Ziemią. Dziewica Maryja w swej synkretycznej korelacji z Pachamama (Matką Ziemią) nie jest postrzegana tylko jako bardzo użyteczna rzeczywistość, lecz zobowiązuje ona do podjęcia pewnego stylu życia, w ramach którego człowiek jawi się jako istota zależna od Ziemi, w niej zakorzeniona i z nią związana.

Maryja stała się więc elementem wspólnym dla religijności ludności napływowej, rdzennej i metyskiej. W świecie zdominowanym przez kulturę „macho” Maryja jest ponadto pozytywnym odniesieniem wskazującym na relację dającą bezpieczeństwo: matka – dzieci. Kojarzy się z ciepłem domowego ogniska, czułością i bezpieczeństwem, z osobą zawsze gotową przebaczyć w świecie, którym rządzi bezwzględne prawo silniejszego.

MARYJNOŚĆ FRANCISZKA

Tych kilka elementów pozwala wejść w świat pobożności maryjnej mieszkańców Ameryki Południowej, a także zrozumieć maryjność papieża Franciszka, w tym także powracające niczym leitmotiv wyrażenia jego homilii i przemówień: miłosierdzie, tkliwość, czułość. Dla Franciszka pobożność ludowa, szczególnie ta maryjna, staje się siłą, która broni religię przed pokusą ideologicznej infiltracji. Jeszcze jako kardynał, odpowiadając na pytanie dotyczące teologii wyzwolenia, powiedział w książkowym wywiadzie rzece: „Niebezpieczeństwo ideologicznej infiltracji zanikało w miarę, jak rosła świadomość posiadanego przez nasz lud wielkiego bogactwa: pobożności ludowej. Moim zdaniem najlepsza myśl, jaką napisano na temat religijności ludowej, zawarta jest w adhortacji apostolskiej Pawła VI »Evangelii nuntiandi« i powtórzona w dokumencie z Aparecidy na najpiękniejszej, według mnie, jego stronie. W miarę więc, jak kościelni działacze odkrywają pobożność ludową, ideologia traci moc, bo zbliżają się oni do ludzi i ich problemów, interpretując je prawdziwie, tak jak czuje sam lud” (S. Rubín, F. Ambrogetti, „El Jesuita”). Bez wątpienia wyrażenie z dokumentu z Aparecida, że „pobożność ludowa pozwala odkryć tkliwość i miłość Boga poprzez oblicze Maryi”, wyszło spod pióra kard. Bergoglia.

Gdy zapytałem moją znajomą, Glorię Alvárez Orellana: „kim dla ciebie jest Matka Boża?”, usłyszałem: „Każdy człowiek potrzebuje matki, która go akceptuje, kocha i chroni. I to właśnie czyni ona, Maryja, przyjazne oblicze Kościoła. Kult Matki Bożej jest tutaj, w Ameryce Łacińskiej, tak silny, gdyż większość z nas to Metysi, dzieci nieobecnego ojca, a równocześnie harującej i kochającej matki. W sumie tylko na nią możemy liczyć”.

Geografia sanktuariów maryjnych w Środkowej i Południowej Ameryce wiele mówi o specyfice latynoskiej pobożności. Trudno mówić o religijności Argentyńczyków bez odniesienia do Virgen del Luján, Chilijczyków bez Virgen de Maipú lub mieszkańców Wenezueli bez Nuestra Señora de Coromoto. Każdy kraj, region i miejscowość posiada sanktuarium, które jest punktem religijnego odniesienia. Tak jak dla nas, Polaków, jest nim Jasna Góra.

OKRĘŻNA DROGA DO MATKI

Pragnę się podzielić także osobistym doświadczeniem, gdyż bogactwo maryjnej pobożności odkrywałem okrężną drogą. Oczywiście w dzieciństwie były tradycyjne nabożeństwa majowe. Później w młodości uczestniczyłem w pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę, które traktowałem już jednak bardziej jak wakacyjną przygodę niż element maryjnej pobożności. Studia seminaryjne spowodowały, że osłabł maryjny ferwor; wkradł się pragmatyzm, a źle pojęty chrystocentryzm zepchnął Maryję na dalszy plan. I dopiero studia specjalistyczne i zetknięcie się z teologią chrześcijańskiego Wschodu (gdzie punkt ciężkości nie jest położony na intelekt i zrozumienie, a na doświadczenie) pozwoliło mi odkryć miejsce Maryi w projekcie zbawczym Boga. Miejsce teologicznych traktatów zastąpiła melodia i słowa Akatystu, piękno i głębia teologicznego przesłania maryjnych ikon oraz – dla mnie jako liturgisty – moc anafor maryjnych Kościoła etiopskiego, bez wątpienia najbardziej maryjnego ze wszystkich Kościołów.

Wiele zawdzięczam osobie Ignacia Calabuiga OSM, zmarłego w 2005 r. profesora Anselmianum w Rzymie, który m.in. opracował Mszał i Lekcjonarz Maryjny. To on prowadził mnie po ścieżkach, które przez Maryję prowadzą do Syna. Doświadczenie to pozwala mi teraz zrozumieć moich Guarayos, którzy może nie przyklękną przed Najświętszym Sakramentem, ale godzinami potrafią wpatrywać się w twarz ich Virgensity i Mamity, rozmawiać z nią, przygotowywać dla niej najlepsze sukienki, zdobić ją, dla niej tańczyć i z okazji jej święta ucztować.

ODPUSTY NA KRAŃCACH ŚWIATA

Patrzę na tych moich parafian i na to, jak przeżywają wiarę, i myśl ucieka do mego rodzinnego kraju. Łatwo znaleźć elementy wspólne między tym, co tutaj widzę, a tym, co spotkać można w czasie podobnych uroczystości w polskich wsiach, miastach i miasteczkach. Wystarczyłoby jedynie wstawić w miejsce białych sukienek dziewcząt z orszaku Zaśnięcia Maryi tutejszy tipoy (zresztą w tym samym kolorze), a nieodłączne stragany odpustowe zastąpić kiermaszem z używaną odzieżą. Także i tu znaleźć można obwoźnych sprzedawców cukrowej waty, a odpowiednikiem piernikowego serca mogłoby być oblane czekoladą jabłko na patyku. Po obu częściach globu w takie dni stałym elementem krajobrazu są regionalne stroje.

Trudno jednak byłoby zachęcić latynosów do podjęcia kilkudniowej pieszej pielgrzymki; być może my, Polacy, więcej potrafimy od siebie wymagać. Tutaj jednak bez porównania większa jest radość ze świętowania, co na pewno związane jest z latynoskim temperamentem. Dla nich parafialny odpust ku czci Bożej Rodzicielki to dosłownie impreza u matki, a więc... i upić się można. Mama przecież doskonale to zrozumie i nie będzie miała o to pretensji. Wiara tutaj jest radością, my natomiast jesteśmy nacechowani powagą i dystansem do sacrum. Dużo podobieństw i oczywiste – ze względu na klimat, temperament i historię – różnice.

Nie przeciwstawiałbym jednak duchowości maryjnej Wschodu i Zachodu, Ameryki i Europy. Należałoby raczej wejść głębiej w każdą z tych duchowości, pragnąc ją lepiej poznać. Pozwoli to równocześnie zrozumieć specyfikę każdej kultury i religijności. Dziewica Maryja jest darem Niebios, który otrzymaliśmy, aby przełamywać nasze wzajemne uprzedzenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2013