Nowa droga zacznie się w Amazonii

O. Kasper Mariusz Kaproń, misjonarz i teolog: Trzeba zerwać z klerykalizacją. Postawić na wspólnotowość. Otworzyć się na rdzenne tradycje. I myśleć ekologicznie.

07.10.2019

Czyta się kilka minut

Diakon Shainkiam Yampik Wananch rozdaje komunię św. podczas liturgii odprawianej dla ludu Achuar w Wijint, Peru, sierpień 2019 r. / STAFF / REUTERS / FORUM
Diakon Shainkiam Yampik Wananch rozdaje komunię św. podczas liturgii odprawianej dla ludu Achuar w Wijint, Peru, sierpień 2019 r. / STAFF / REUTERS / FORUM

PIOTR SIKORA: Po kilku latach na misjach w boliwijskiej Amazonii mówi Ojciec: Europa nie rozumie tamtego Kościoła i nie zrozumie najbliższego Synodu.

O. KASPER MARIUSZ KAPROŃ OFM: Kościół do Ameryki przyszedł z bagażem 1500 lat rozwijania doktryny w kategoriach europejskiej, greckiej i rzymskiej kultury. Vaticanum II wzywało do powrotu do źródeł. I właśnie teraz, w Ameryce Łacińskiej podejmujemy to wezwanie – chcemy odejść od patyny, która narosła na Kościele, stworzyć coś, co będzie nasze, bez nadmiernego odwoływania się do greckiego zaplecza europejskiej teologii. Ale nie chodzi tylko o teologię. Europa próbowała narzucić konserwatywną albo liberalną wizję społeczeństwa – a żadna z nich tu się nie sprawdza.

Co konkretnie się nie sprawdza?

Ani kapitalizm, ani socjalizm. Pierwszy okazał się gospodarką rabunkową, drugi – w wersji np. Che Guevary – też przyniósł tragiczne skutki. Europejskie modele funkcjonowania Kościoła i europejskie modele polityczno-społeczne tu się nie sprawdzają, trzeba je odrzucić.

Z drugiej strony pojawiają się głosy, że ten Synod będzie laboratorium dla całego Kościoła (a więc także ­europejskiego).

Sam dokument roboczy Synodu, „Instrumentum laboris”, wzywa, by cały Kościół się „amazonizował”. Papież Franciszek widzi z perspektywy Rzymu, że systemy, które panują w Europie, tam się załamują. W „Veritatis gaudium”, dokumencie o uniwersytetach katolickich, pisze, że nasz czas nie tylko jest epoką zmian, lecz raczej zmianą epoki. Dlatego to, co w Amazonii powstaje, może okazać się nową drogą dla całego Kościoła. Stąd podtytuł Synodu: nowe drogi dla Kościoła i dla ekologii integralnej. Chodzi o szukanie całkowicie nowych kierunków.

Krytycy „Instrumentum laboris” mówią jednak, że jest to projekt narzucony Synodowi przez europejskich biskupów, zwłaszcza niemieckich. Ojciec uczestniczył w przygotowaniach do Synodu. Jak one wyglądały?

Papież zapowiedział Synod dwa lata temu – 15 października 2017 r. W styczniu 2018 miało miejsce spotkanie z rdzenną ludnością Amazonii w peruwiańskim Puerto Maldonado. Zaraz potem wydano dokument przygotowawczy, który został rozesłany do wszystkich Kościołów Amazonii. W oparciu oń zostało opublikowane opracowanie w prostszym języku, które stało się podstawą spotkań i rozmów we wspólnotach podstawowych. W wioskach katechiści dyskutowali z ludźmi, potem przekazywali wnioski na poziom parafii – które tu mają rozmiar polskich diecezji – a potem do diecezji, wreszcie na poziom Konferencji Episkopatów. Na każdym poziomie odbyło się wiele rozmów z udziałem przedstawicieli zaangażowanych wspólnot. Wnioski z poziomu Konferencji Episkopatów zostały przekazane do Rzymu, do komisji synodalnej. Ona, w oparciu o tę całą oddolną refleksję, stworzyła dokument roboczy Synodu. Ten dokument nie jest więc czymś narzuconym.

I co się z nim działo dalej?

Dokument roboczy znowu wrócił do wspólnot podstawowych. To w oparciu o niego pracowały wspólnoty, ale już na spotkaniu plenarnym z udziałem biskupów, teologów, przedstawicieli Rzymu. Spotkania w grupach roboczych wskazywały na punkty dokumentu roboczego, które są tymi najistotniejszymi dla danego Kościoła lokalnego. Przedstawiciele Kościoła lokalnego zatem wskazywali biskupom, na czym powinni się skoncentrować w swoich wystąpieniach podczas Synodu. Głos biskupów, jaki zabrzmi w czasie Synodu, jest zatem głosem rodzącym się ze słuchania wspólnot podstawowych.

W Boliwii ludzie ze wszystkich diecezji na spotkaniach roboczych przedstawili dwadzieścia najważniejszych dla nich punktów. Biskupów jadących na Synod jest czternastu, każdy wziął jeden z punktów, sześć pozostałych ma być dołączonych do tych czternastu wedle podobieństwa treści.

Wątek Kościoła nieklerykalnego, w którym wszyscy są włączani do odpowiedzialności, wydaje mi się z polskiej perspektywy jedną z najważniejszych kwestii „Instrumentum laboris”. Z tego, co Ojciec mówi, wynika, że w Amazonii praktyka już wyprzedza refleksję.

To jest od dawna zasada Kościoła latynoamerykańskiego: widzieć – osądzać – działać. Najpierw musisz słuchać, by rozpoznać, jak wygląda rzeczywistość. Dopiero wtedy możesz ocenić tę rzeczywistość w świetle Pisma, Objawienia, i w końcu – coś możesz zrobić. Synod jest czasem słuchania.

Które z wielu tematów „Instrumentum laboris” będą na Synodzie najważniejsze?

Mogę odpowiedzieć tylko z perspektywy Boliwii. Na pewno jednym z ważniejszych jest problem gwałtownej migracji z wiosek do miast. Ale boliwijskich biskupów będzie czternastu na ponad stu. Nie wiem, co jest najważniejsze dla brazylijskich, których jest najwięcej.

Ale Synod – jak mówił jego sekretarz, kard. Czerny – to nie parlament. Nie chodzi o stworzenie koalicji i przegłosowanie swoich pomysłów, lecz o wzajemne słuchanie i uczenie się od siebie. Synod wtedy będzie owocny, jeśli ty, pod wpływem tego, co usłyszysz, zmienisz swoją opinię, z którą przyjechałeś.

Owocem synodów są decyzje, ­dokumenty.

Będzie dokument finalny i adhortacja papieska. To jest normalna droga. Będzie głosowany, ale nie na drodze przymierzy i negocjacji. Każdy wedle swego sumienia. Zobaczymy na przykład, co będzie z projektem święcenia osób mających rodziny, tzw. viri probati...

W Europie to chyba najbardziej gorący temat.

A w Boliwii projekt święcenia viri probati nie spotyka się z dużym entuzjazmem. Bo to byłaby dalsza klerykalizacja Kościoła. Liderów wioskowych zamienionoby w księży i proces klerykalizacji by postępował. Ale z tym postulatem ktoś może przyjechać.

Ale przecież motyw tego pomysłu nie jest klerykalny, lecz eucharystyczny.

Tak, kwestia dostępu do Eucharystii jest też jednym z naszych głównych problemów. W naszym rejonie powstaje wiele protestanckich wspólnot pentekostalnych...

...dokument roboczy odnosi się do nich bardzo pozytywnie, namawia do kontaktów i stwierdza nawet, że te wspólnoty „pokazują nam inny/nowy sposób bycia Kościołem, w którym ludzie czują, że odgrywają główną rolę, i gdzie wierni wyrażają się w wolny sposób bez cenzury, dogmatyzmu i rytualnej dyscypliny”.

Z drugiej strony wiele wspólnot pentekostalnych to praktycznie zamknięte sekty. Tworzą się w każdej miejscowości, ale nie mają żadnej ogólnej struktury. Powstają zaś, ponieważ Kościół katolicki ochrzcił ludzi i zostawił.

Od tych wspólnot bez wątpienia musimy się uczyć. Przede wszystkim tego, że pastorzy są obecni na miejscu. Musimy się uczyć bliskości. Także nowych form przekazu, liturgii bardziej żywej, angażującej. W dokumencie roboczym mówi się, by duszpasterstwo wizyt zastąpić duszpasterstwem obecności.

Dotąd było tak – sam to robiłem – że księża przyjeżdżali raz na rok, chrzcili wszystkich, bierzmowali i wyjeżdżali. Bo co ma zrobić ktoś, kto ma parafię o wielkości jednej czwartej Polski, 300 wiosek? Z powodu systemu eklezjalnego, który jest, wchodzą tu sekty protestanckie, bo ludzie nie widzą różnicy – podobne osoby mówią o tym samym Panu Jezusie. I obiektywnie tak jest: w sytuacji obecnej – gdy wspólnoty katolickie przez większość czasu pozbawione są sakramentów – de facto nie ma różnicy pomiędzy nimi a wspólnotami protestanckimi. Dajemy ludziom najwyżej, jak i tamci, Pismo Święte. A to Eucharystia czyni Kościół. To jest podstawowe zadanie – celebrować Eucharystię.

Skoro jednak obecny model Kościoła jest niewydolny, a odrzucacie też pomysł święcenia viri probati, to co w zamian? Czy przejmujecie pomysł, który kiedyś wysunęli holenderscy dominikanie – by uznać, że to cała wspólnota celebruje Eucharystię, nawet jeśli nie ma księdza?

Nie. Raczej podejmujemy pomysł niemieckiego biskupa i teologa, pracującego w Południowej Afryce – Fritza Lobingera – tzw. wspólnot ministerialnych.

Co to?

Lobinger wychodzi od Dziejów Apostolskich, w których opisane jest, jak św. Paweł ustanawiał we wspólnotach „starszych”. Trzeba we wspólnocie ustanowić starszych, odpowiedzialnych za posługi, w tym posługę uświęcenia. Zachować jednocześnie model księży celibatariuszy, którzy są spoza społeczności, którym służą, ale całkowicie się poświęcają swej misji. Oni, trochę jak św. Paweł, odwiedzają wspólnoty, piszą listy, czuwają nad ortodoksją.

A co z Eucharystią w lokalnych wspólnotach?

Proponujemy, by wewnątrz wspólnoty tworzyć tzw. grupy ministerialne, posługujące danej wspólnocie lokalnej. Nie będą to księża, ponieważ prowadziłoby to do klerykalizacji i wyodrębnienia ich z danej społeczności. Nie będą na utrzymaniu Kościoła, nie będą mogli pobierać żadnych opłat za swą posługę. Będą to osoby, które mogą swoim życiem świadczyć o Ewangelii. Oni będą przewodniczyć czynnościom liturgicznym.

Ale z punktu widzenia klasycznej teologii – czy będą mieli sakrament święceń?

Eucharystię będą sprawować jako wspólnota, a nie poszczególna osoba. Nakaz Chrystusowy: „to czyńcie na moją pamiątkę”, jest skierowany do wspólnoty. Słowa Chrystusa wskazują na dar Eucharystii, a nie dar ustanowienia sakramentu kapłaństwa. Osoby te, wybrane przez społeczność do posługi ministerialnej, mają mieć świadomość misyjną, a nie kultową. Muszą posiadać zawód gwarantujący przeżycie. Ale też przejść odpowiednią formację. I one zapewnią wspólnocie życie sakramentalne – przede wszystkim Eucharystię i spowiedź. W każdej społeczności muszą to być przynajmniej trzy takie osoby, nie jedna.

Brzmi bardzo ciekawie i rzeczywiście trudne jest do uchwycenia w teologicznych kategoriach, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Choć trochę przypomina rozwiązanie, o którym możemy przeczytać w Didache – jednym z najstarszych tekstów chrześcijańskich. Opisani są tam wędrowni prorocy: celibatariusze, i wybrani przez wspólnotę spośród siebie: episkopoi.

Tak, chodzi bowiem o powrót do źródeł. By iść w tę stronę, zasugerował papież w drodze powrotnej z Panamy.

Rysuje Ojciec śmiałą, wspólnotową wizję Kościoła, który otwiera możliwość działania i brania odpowiedzialności szerokim kręgom ludzi. Czy dotyczy to także kobiet? „Instrumentum laboris” kładzie duży nacisk na dowartościowanie ich roli w Kościele. Czy jednak tradycyjne wspólnoty nie są patriarchalne?

Nie wiem, skąd ten stereotyp patriarchalnej kultury rdzennych ludów Amazonii. Moim zdaniem panuje u nich raczej matriarchat. Często kobiety są liderami wiosek. Wódz plemienny pełni najczęściej rolę reprezentacyjną. Kobiety dominują też w podstawowych wspólnotach kościelnych. One w większości były reprezentantami tych wspólnot na przygotowaniach do Synodu. Gdy biskupi podczas spotkań słuchali świeckich – słuchali głównie kobiet. Być może kobiety będą także uczestniczyć w tej projektowanej posłudze ministerialnej, również w posłudze uświęcenia.

Ten pomysł wzbudzi zapewne gorącą dyskusję.

Nie wiadomo oczywiście, jaką ostatecznie postać przyjmie ta propozycja. Droga jest otwarta.

To nie jedyny „otwarty” wątek obecny w „Instrumentum laboris”, który jedni przyjmują z radością, drugich on niepokoi. Kolejny to otwarcie się na rdzenne kultury – i w konsekwencji na przedchrześcijańską duchowość.

Na jednym z tych spotkań pewna Indianka w bardzo emocjonalny sposób powiedziała: „Mamy dość tego, co przynosi nam kultura zachodnia. Waszych systemów politycznych, ale także waszych modeli kulturowych. Przez was nie mogę wlać dziecku, gdy na to zasłuży, wymierzyć mu kary, by wzrastało w dobru. Chcemy wzrastać w systemach wartości, które przez wieki były wśród nas przekazywane”.

Ten przykład nie wydaje mi się adekwatny. Rozumiem bunt Indianki wobec europejskiej dominacji, ale nie zgadzam się z jej wizją wychowawczą nie dlatego, że jestem Europejczykiem. Ja się z tym nie zgadzam zarówno z racji humanistycznych, jak i ze względu na dane empiryczne, które pokazują, że nie jest to dobry model wychowawczy. Wydaje mi się, że to przykład na to, iż dobrze jest, jeśli słuchamy się nawzajem; także Amazonia może nauczyć się czegoś od Europy.

Jeśli chodzi o dane empiryczne, trzeba uważać, bo różne ideologie podpierają się danymi empirycznymi. Po drugie, Europa zbyt długo mówiła, a nie słuchała. Teraz trzeba zacząć od słuchania Amazonii. Pozwolić im świadomie wrócić do tradycji ich starszych pokoleń, modeli wychowawczych, sposobów świętowania. Dopiero potem można ją oceniać.

Sposoby świętowania mają w Amazonii zawsze aspekt religijny. Dokument roboczy docenia miejscowe tradycje duchowe. Dlatego słychać głosy lamentu, że Synod chce dopuścić synkretyzm chrześcijaństwa z religiami pogańskimi...

A czymże jest nasza religijność ludowa, jeśli nie włączeniem w chrześcijaństwo tradycji pogańskich? Choćby gromnice... To zwyczaje, które wyrosły w kulturze żyjącej w bliskiej relacji z naturą. Tak samo ludy Amazonii – to społeczności żyjące w bliskiej relacji z naturą. Oni to potrafią. Przed wycięciem drzewa prosi się Matkę Ziemię i samo drzewo o możliwość jego ścięcia – bo jest potrzeba drewna. Przed zabiciem zwierzęcia prosi się je i duchy ziemi o przebaczenie. Nie morduje się dla zysku – jedynie na własne utrzymanie. Ciągłe odniesienie do przyrody, ale i do jej Stwórcy, do Boga. Świadomość współuczestnictwa, bycia częścią stworzonego świata. To jest właśnie ekologia integralna, o której mówi papież. Przyroda nie jest traktowana czysto biologicznie, jak na Zachodzie, lecz w perspektywie tutejszej kosmologii. Nasz wspólny dom, o który się troszczysz, w którym jesteś gospodarzem.

Czy tą tradycyjną kosmologią może się zainspirować cywilizacja, która rozwinęła nauki empiryczne?

Ale czy ta kosmologia jest sprzeczna z naukami empirycznymi? Czy one nie mówią, że jesteśmy częścią świata przyrody? O współzależności wszystkiego? Efekt motyla: w Amazonii zatrzepoce motyl, masz tajfun w Kolorado. To nauki mówią, że jeśli zniszczymy Amazonię, zniszczymy Europę. Mówiąc o ekologii warto jednak pamiętać, co powiedział Franciszek podczas pielgrzymki do Peru, gdy ogłaszał zwołanie Synodu. Stwierdził tam, że ludy Amazonii są uciskane z dwóch stron, poprzez wielki przemysł, który rujnuje tę przyrodę, i przez grupy zielonych, które też próbują zawłaszczyć Amazonię.

W jaki sposób ekolodzy mogą ­zawłaszczyć Amazonię?

Dla niektórych zielonych człowiek to największy szkodnik. Najlepiej byłoby, gdyby wyeliminowano człowieka. Ekologia integralna wskazuje na przyrodę jako na naturalny nasz dom. Papież mówi o ekologii integralnej, która stawia człowieka w centrum – jako gospodarza domu, świata stworzenia, który jest w ścisłej zależności od świata przyrody. Przyrody się nie niszczy, bo domu się nie niszczy; dom nie jest ważniejszy od tego, kto w nim mieszka. Jest to nasz wspólny dom.

Wracając do tradycyjnej mądrości – dokument roboczy mówi, że miejscowe rytuały, które wyrażają tę mądrość, należy uwzględnić w liturgii. Czy są tendencje do tworzenia liturgicznych rytów amazońskich?

Ja nie znam, ale być może są. Forma liturgii – europejska – została Indianom narzucona. Niektóre formy pobożności okresu baroku tutaj się świetnie przyjęły, ale jest to jednak religijność narzucona z zewnątrz. Ostatecznie jednak nie chodzi o synkretyzm, lecz o ewangelizację. Chodzi o to, by ukazać prawdę o Chrystusie jako zbawcy człowieka, lecz bez odrzucania całego bogactwa kulturowego. Europa przeszła ten proces – choćby przejmując filozofię grecką czy kulturę łacińską. Ale z tego powodu w trakcie misji doszło do europeizacji narodów, których kultura nie jest zbudowana na kategoriach filozofii greckiej czy rzymskiej. Trzeba zanieść Chrystusa do ludów kultury amazońskiej.

Na ile te rdzenne niechrześcijańskie tradycje duchowe są jeszcze żywe?

Z perspektywy Boliwii nie jest tego dużo. Pozostało mocne poczucie bycia integralną częścią świata przyrody. W Boliwii chrześcijaństwo amazońskie jest mniej naznaczone synkretyzmem niż w rejonach andyjskich. Ale nie znam rejonów Brazylii, gdzie żyją plemiona, które mają znikomy kontakt z zewnętrznym światem.

Co Kościół w Amazonii ma do zaoferowania Kościołowi w Polsce?

Odwagę nietrzymania się gotowych rozwiązań, a nawet nieszukania takich. Tego się tu nauczyłem. Nie masz gotowej idei, którą chcesz zrealizować wszelkimi środkami, tylko idziesz szukając. Jak mawia papież: człowiek uczy się chodzić, idąc i często się potykając. I myślę, że taki właśnie będzie ten Synod. Po tych wszystkich przygotowaniach nikt nie ma sprecyzowanych idei, które muszą – wedle niego – znaleźć się w dokumencie końcowym. Ponieważ nie ma gotowych rozwiązań. Jest otwarta droga. ©℗

O. KASPER MARIUSZ KAPROŃ jest franciszkaninem, w latach 2012-15 misjonarz w boliwijskiej Amazonii. Obecnie wykłada na Katolickim Uniwersytecie w Cochabamba w Boliwii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2019