Religijność ludowa – co to w ogóle dziś jest?

Na pewno przestała być domeną wsi. Wpisała się we współczesne trendy: ucieczki od nowoczesności czy jedności z ziemią i naturą. Nigdzie nie widać tego lepiej niż w Kalwarii Zebrzydowskiej.

08.08.2022

Czyta się kilka minut

Kościół w Kalwarii Zebrzydowskiej / BE&W
Kościół w Kalwarii Zebrzydowskiej / BE&W

1. 

Równocześnie zaczyna brzmieć dziesięć co najmniej śpiewów o odrębnej melodii. Widać setki gromad, idą swojacy przy swojakach, parafiami, wsiami, ba! nawet powiatami i zawsze się ktoś wysuwa na czoło, rozkłada książkę i intonuje pieśń nową. Powstaje z tego taka kakofonia, taki galimatias srogi, że słuchać niepodobna; lament tych głosów tworzy okropnie brzęczący wir, który bije niemiłosiernie o mój słuch niby jakiś ostry i chrapliwy klekot.

Anna Duda jest kucharką. Obsługiwała wesela, pracowała w restauracjach, na ostatnie lata przed emeryturą zatrudniła się w fabryce słonych paluszków.

– Pracowaliśmy na zmiany, także w niedziele – mówi. – Ale miałam wyrozumiałą kierowniczkę. Jak organizowałam Dróżki, nie robiła problemu.

Jest kalwaryjską przewodniczką z Leńcz, wsi leżącej w połowie drogi między Skawiną a Kalwarią Zebrzydowską. Jedną z 56 kobiet wśród 265 „przewodników, opiekunów asyst i orkiestr”, jak nazywa się świeckich organizatorów nabożeństw w kalwaryjskim sanktuarium.

Podkrakowska Kalwaria słynie z misteriów pasyjnych w Wielkim Tygodniu i sierpniowego odpustu Wniebowzięcia Matki Bożej, kiedy do liczącego 4,5 tys. mieszkańców miasteczka przyjeżdża w jeden dzień nawet 200 tys. pątników. Ale pielgrzymi odwiedzają ją również w ciągu roku.

Przewodnik kalwaryjski nie jest, wbrew nazwie, osobą oprowadzającą turystów po sanktuarium i opowiadającą historię kościoła, klasztoru i rozsianych po okolicznych wzgórzach kapliczek.


CZYTAJ TAKŻE:

ELŻBIETA ADAMIAK, teolożka: To kobiety wskazują na niesprawiedliwe struktury społeczne. Maryja nie zgadza się na porządek, w którym kobiety są dyskryminowane >>>


Pełni funkcję religijną – do niego należy prowadzenie „Dróżek Pana Jezusa” (rozszerzona wersja Drogi Krzyżowej, składająca się z 28 stacji), „Dróżek Matki Bożej” (rozważanie życia Maryi – 24 stacje) i „Dróżek za Zmarłych”. Czyta modlitwy, intonuje pieśni, objaśnia znaczenie poszczególnych stacji, symboli i rytuałów. Nawet gdy w „kompanii” jest ksiądz czy biskup, nabożeństwu przewodniczy osoba świecka. Taka jak pani Anna. „Tam właściwie ksiądz nie ma co robić, wszystko jest doskonale zorganizowane przez świeckich”, mówił ks. Karol Wojtyła. Przed wojną odwiedzał je z ojcem i starszym bratem (z Wadowic mieli 15 km), a potem z parafianami od św. Floriana w Krakowie (35 km). Gdy został biskupem, bywał w sanktuarium jeszcze częściej – w wielkie uroczystości i prywatnie, aby samotnie pochodzić po Dróżkach.

Kalwaryjskim przewodnikiem nie zostaje się z nominacji proboszcza. Zwykle następcę wskazuje ustępujący poprzednik. Pani Anna zaczęła pomagać staremu przewodnikowi w Leńczach w 1994 r. Samodzielnie poprowadziła kompanię 21 lat później, po jego śmierci.

2. 

Sam szczery lud. Twarze są proste, czarniawe od skwarów, rysy zgrubiałe, ubiory szare – i widzę przez oczy tego tłumu, że ma duszę napiętą jakimś niezrozumiałym dla mnie uczuciem. Mieszam się z nimi, wchłaniam setki rozmów, twarze niezliczone i ta szarzyzna pospolitości, ten gwar jarmarczny przejmują mnie nudą i zniechęceniem. Czuję się ogromnie obcym i osamotnionym.

Dr Anastazja Sorkowicz z Brennej koło Cieszyna jest wykładowcą pedagogiki na Uniwersytecie Śląskim. Z Kalwarią związała się blisko 40 lat temu, gdy pojechała pierwszy raz, jako dziecko, na sierpniowy odpust.

– Podobała mi się procesja i to, że drużki otaczające figurę śpiącej Matki Bożej były ładnie ubrane. Tak jak Ania z Zielonego Wzgórza, która marzyła o sukience z bufiastymi rękawami, ja, będąc dzieckiem, w siermiężnych latach 70., chciałam pójść w takiej sukience w kalwaryjskiej procesji. Pamiętam, że w sklepach niewiele można było wtedy kupić, więc mama uszyła mi sukienkę ze starej, jedwabnej kapy. Bufiaste rękawy oczywiście były.

Do asysty – orszaku Matki Bożej – przyjmowane są młode dziewczęta po szkole podstawowej, cieszące się „dobrą opinią” (potrzebna rekomendacja). Drużką Matki Bożej można być do 22. roku życia lub zamążpójścia. Jest też asysta męska, dla kawalerów. Prawo wystawiania drużek i drużbów mają wybrane miasta (m.in. Kraków, Skawina, Żywiec, Kalwaria).

Pani Anastazja trafiła do asysty cieszyńskiej – najstarszej. Jej historia sięga 1614 r., gdy do klasztoru przyszła pielgrzymka nawróconych protestantów, którzy postanowili wrócić do Kościoła katolickiego. Wizyta zagranicznych gości, a zwłaszcza słynących z urody śląskich panien, zrobiła na miejscowych wielkie wrażenie. Do dziś cieszyńska asysta ma szczególne przywileje – przygotowuje pogrzeb i opiekuje się figurą Maryi. Dzień przed procesją dziewczęta z Cieszyna obmywają ciało Matki Bożej i ubierają w nowe szaty, a chłopcy wynoszą je jako pierwsi z Domku Matki Bożej i jako ostatni wnoszą do Grobku. Pierwszeństwo mają też podczas niedzielnej procesji Tryumfu, czyli Wniebowzięcia.


CZYTAJ TAKŻE:

MARYJA NIE POTRZEBUJE DOGMATU. Sześciu biskupów, w tym dwóch kardynałów, poprosiło Franciszka, by ogłosił dogmat, iż Maryja jest współodkupicielką i pośredniczką wszelkich łask >>>


– Z tamtych lat pamiętam przede wszystkim świadectwo wiary prostych ludzi – wspomina pani Anastazja – którzy ze świecami w spracowanych dłoniach uczestniczyli w pogrzebie Matki Bożej, a w czasie procesji prosili nas o potarcie różańców o figurkę. Wzruszający był też widok mieszkańców Brodów, gdzie jest kościół Wniebowzięcia, zwany popularnie Grobkiem, którym na jedną dobę „zabieraliśmy” Maryję. Podczas wynoszenia figurki płakali, jakby żegnali kogoś bliskiego.

Anastazja Sorkowicz rozstała się z asystą po wyjściu za mąż. Ale tylko na chwilę, bo tradycję podtrzymują dzieci.

– Kalwaria jest dla nas miejscem szczególnym, nie tylko na czas odpustu – mówi. – Wracamy tu kilka razy w roku, jak wraca się do domu. W przyszłym miesiącu odbędzie się tam ślub naszej najstarszej córki, Marysi.

3. 

Na odpoczynkach walili się na ziemię jak kloce drzewa i za pierwszym odgłosem dzwonka już stali gotowi, już szli i zaczynali śpiewać. Większość żyje suchym chlebem, który sobie dźwiga na plecach, a nikt nie dba, czy jadł, czy spał, czy jest chory, czy upał lub zimno – tylko pada, podnosi się i idzie z coraz większym natężeniem.

– Moje pierwsze wspomnienie to wielki gar z herbatą, którą gotowała babcia, a ja, jako dziecko, mieszałem cukier – opowiada pochodzący z Kalwarii biskup Robert Chrząszcz. W jego domu, jak w większości innych, podczas odpustu mieszkali pątnicy. Niektórzy przyjeżdżali co rok i traktowani byli jak rodzina. Miał 10 lat, gdy do Kalwarii pierwszy raz przyjechał papież.

– Byliśmy dumni z naszego miasteczka, wiedzieliśmy, że mieszkamy w miejscu wyjątkowym – mówi. – I nawet gdy młodzież szła rozpalić ognisko na Dróżkach, a może i wypić piwo pod kapliczką, miała szacunek dla sacrum. Nie było wandalizmu. Kapliczki były zniszczone, owszem, ale z powodu upływu czasu czy warunków atmosferycznych, nigdy z ręki ludzi. Chyba nikt nie potrafi być obojętnym wobec cierpienia ludzi, których tu widzi, ich łez i żarliwej wiary.

Kalwaria biskupa Chrząszcza ma różne oblicza, nie tylko odpustowe: – Inna jest zimą, przysypana śniegiem, inna jesienią, z wszystkimi kolorami liści, jeszcze inna upalnym latem. Ale najpiękniejsza wiosną, w maju, gdy zieleń jest jasna i świeża, budząca się do życia. Cztery różne Kalwarie, więc każdy może znaleźć jakąś dla siebie.

W zwykły dzień, poza sezonem, jest tu pusto. Pielgrzymi pojawiają się w weekendy. Ale nawet w wakacje, gdy klasztorny parking zastawiony jest samochodami i autokarami, przyjezdni rozpraszają się wśród łąk i nic nie zakłóca wszechobecnej ciszy. W niedzielę spotkać można ubłoconych pątników, krakowskich hipsterów w drodze do kawiarni w niedalekiej, modnej Lanckoronie, pracowników i właścicieli okolicznych fabryczek mebli i obuwia w odświętnych garniturach. Na spacer przychodzą zakochani, rodziny z dziećmi, osoby starsze, właściciele psów. Nie dziwi ani pokutny worek, ani krótka spódniczka. Nie ma tabliczek z zakazami, jak na Jasnej Górze, ani plakatów informujących o zabronionych symbolach czy strojach. Franciszkanie nie zamierzają tego miejsca kontrolować. Dróżki to przestrzeń wolności.

– Każdy przeżywa wędrówkę po tych ścieżkach na swój sposób – mówi o. Tarsycjusz Bukowski z kalwaryjskiego klasztoru. – Każdy dotyka jakiejś tajemnicy. Jeśli to tajemnica wiary, nikt nie ma prawa oceniać, czy jest głęboka, czy płytka. Bo nikt tego nie wie. Kalwaria jest otwarta na wszystkich. Na niewierzących czy wierzących inaczej również.

Sanktuarium jest popularne nawet wśród muzułmanów. – Kiedyś jedna z linii lotniczych poprosiła nas o zdjęcia do folderu dla pasażerów – opowiada zakonnik. – Znalazły się na nich dwie kaplice, których dachy zwieńczone są półksiężycami. To bardzo zaciekawia turystów z krajów islamskich, którzy chcą zobaczyć to dziwne miejsce.


CZYTAJ TAKŻE:

MARYJA W DŻINSACH. W kościele św. Klemensa w Drolshagen w Nadrenii Północnej zawisł obraz, który wzbudził sensację >>>>


O. Tarsycjusz wyjaśnia, że gdy budowano kaplice, sugerowano się rysunkami budynków z Ziemi Świętej, która wtedy należała do imperium osmańskiego. W oparciu o taki wzór powstał Ratusz Piłata i kapliczka św. Weroniki. Budowniczowie mogli nawet nie wiedzieć, że półksiężyc to symbol obcej religii i traktować go jako element dekoracyjny. Po 400 latach ich dzieło nabrało nowego znaczenia.

4. 

Odchodzę zły na ten głupi kostium, który mnie wyodrębnia widocznie, i na tę kulturę, która tak mnie przypiłowała, że nie umiem znaleźć słowa ani pojęcia prostego i naturalnego, aby się nimi włamać do ich dusz.

Pobożność ludowa to „prawdziwy skarb” i dowód „głodu Boga, jaki jedynie ludzie prości i ubodzy duchem mogą odczuwać” – można przeczytać w watykańskim „Dyrektorium o pobożności ludowej” (2001). Jest też ostrzeżenie: że grożą jej „błędne wyobrażenia i magiczne rozumienie wiary”, dlatego wymaga oczyszczenia, „by wiara, którą wyraża, stawała się wciąż bardziej dojrzała i autentyczna”.

Piętnastą stacją Dróżek Matki Bożej jest kaplica Żydowina, przy której pielgrzymi słuchają historii, jak pewien Żyd drwił z czystości Matki Bożej i chciał sprofanować jej ciało. Został za to surowo ukarany – odpadły mu ręce. Scena jest pokazana na obrazie w ołtarzu kaplicy. Pytam, jak to możliwe, że 80 lat po Zagładzie, 60 po Soborze Watykańskim II, a także po licznych wypowiedziach papieży, w tym szczególnie na Kalwarii czczonego św. Jana Pawła II – przewodnicy nadal powtarzają tę, opartą na stereotypach i antyjudaizmie, historię.

Ojciec Bukowski tłumaczy, że opowieść, podobnie jak cała narracja o pogrzebie Matki Bożej, jest oparta na apokryfach, których Kościół nigdy nie podawał do wierzenia i nie włączył do kanonu ksiąg biblijnych.

– Legenda opowiadana przy kaplicy Żydowina nawiązuje do starotestamentalnej historii utraty rąk przez pobożnego Izraelitę, który chciał uchronić Arkę Przymierza przed upadkiem. Jej celem nie jest wprowadzanie podziałów, nienawiści czy obrażanie kogokolwiek. Jedyny morał, jaki z niej płynie, to konieczność szacunku dla świętości, ludzkiego ciała, pogrzebu czy cmentarzy.


CZYTAJ TAKŻE:

KS. ANDRZEJ DRAGUŁA: Spotkania przy osiedlowych kapliczkach i msze na stadionach mogą lepiej wyrażać wiarę w obecność Jezusa niż procesja na wsi, gdzie nie ma już ani jednego rolnika >>>


W aktualnych modlitewnikach na Dróżki Matki Bożej, dostępnych w klasztornej księgarni, nie ma wzmianki „o bluźnierstwie Żydowiny”. Jedynie książeczka dla młodzieży, autorstwa bp. Jana Szkodonia, nawiązuje do legendy, choć Żyda zastępuje w niej „zły człowiek”, udając, że nie ma związku z nazwą kaplicy. Pani Anna Duda potwierdza jednak, że kalwaryjscy przewodnicy opowiadają wiernym pełną, nieocenzurowaną wersję o bezbożnym Żydzie, „tak jak się zawsze mówiło”.

5. 

Szedłem razem z tym tłumem, bo mi z nim było iść coraz lepiej, bom coraz więcej się z nim rozumiał i jednoczył, a zapominał o reszcie świata. Miałem wokoło siebie tyle do widzenia, tyle do słyszenia i wyczuwania, że niepodobna byłoby myśleć o czym innym.

Prof. Inga Kuźma z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego poświęca sporo miejsca Kalwarii Zebrzydowskiej w pracy „Współczesna religijność kobiet” (2008). Sierpniowe obrzędy Zaśnięcia, Pogrzebu i Wniebowzięcia Matki Bożej to przecież święto kobiecej pobożności, której „maryjność” jest szczególnym rysem. Rozważanie życia Matki Bożej – pięknej, cichej, pokornej, dbającej o rodzinę, trzymającej się na drugim planie, cierpiącej, ale wypełniającej do końca Boży plan – to pomoc w zmaganiu się z własnym losem. Ten wzór stawiano kolejnym pokoleniom kobiet.

Prof. Kuźma zauważa, że tradycyjny podział ról obecny jest w samym micie założycielskim Kalwarii – legendach o powstaniu sanktuarium i sprowadzeniu cudownego obrazu. Według jednej, żona Michała Zebrzydowskiego ujrzała z okien lanckorońskiego zamku trzy płonące krzyże na zboczu przeciwległej góry. Zawołała męża, a ten podjął decyzję o zbudowaniu tam kościoła. Według drugiej legendy, żona szlachcica Paszkowskiego, modląc się przed obrazem wiszącym w ich dworze, zauważyła dwie krwawe łzy na obliczu Najświętszej Panienki. Powiadomiony mąż postanowił odnieść cudowny wizerunek do klasztoru. W obu przypadkach – pisze badaczka – widzimy identyczny schemat: kobieta więcej zauważa, dzięki swojej wrażliwości, mężczyzna – interpretuje i działa, dzięki wiedzy i władzy.

Przykładem utrwalania tradycyjnego podziału ról jest działalność asyst. Mężczyźni mają być troskliwi, rycerscy, szarmanccy i silni (chłopcy dźwigają ciężkie feretrony i przenoszą na rękach partnerki przez rzekę). Kobiety powinny być opiekuńcze i dbać o porządek i estetykę (sprzątanie Domku Matki Bożej, mycie i ubieranie figury, strojenie w kwiaty). Nie mają jednak być służącymi, ale noszonymi na rękach królowymi (każdego roku dwie kolejne dziewczyny otrzymują taki tytuł oraz związane z nim przywileje).

W zwyczajach asysty dziewczęcej prof. Kuźma dostrzega też rytuały inicjacyjne: młode, 14- i 15-letnie dziewczęta wprowadzane są w kobiecy świat przez starsze nawet o 10 lat koleżanki. Wspólne mieszkanie, zwykle w spartańskich warunkach, codzienne problemy i obowiązki, dbanie o strój, fryzurę i makijaż – to często pierwsze doświadczenie siostrzanej wspólnoty.

Wydaje się, że asysty niemal na naszych oczach tracą opisaną w książce społeczną rolę (choć od badań prof. Kuźmy minęło raptem kilkanaście lat): z każdym rokiem ubywa chłopców (trudno znaleźć dziesięciu do niesienia feretronów, nie mówiąc już o partnerach dla każdej drużki), brakuje też starszych dziewcząt. Średnia wieku drużek obniżyła się i wyrównała – teraz większość stanowią uczennice pierwszych klas szkoły ponadpodstawowej, niemal równolatki, trudno więc mówić o wprowadzaniu w życie przez starsze koleżanki.

Asysta, ze swymi wciąż obowiązującymi ograniczeniami wiekowymi, jest też przykładem tradycyjnego podejścia do płciowości. W orszaku Matki Bożej mogą iść tylko młodzi kawalerowie, niezamężne panny (dziewice) oraz kobiety starsze, „w wieku poreprodukcyjnym”. Abstynencja seksualna jest utożsamiana z czystością, a okres aktywności płciowej uznaje się za najbardziej grzeszny w życiu człowieka.

6. 

Widzę, że nie na spacer idą, wiem, po co idą. I moje „ja” sceptyczne, ironizujące, bo wyhodowane w ciasnej komórce życia miejskiego, cofa się z trwogą i podziwem, stoi zdumione i niepewne wobec tylu cierpień, tylu trosk, tylu boleści… I coby robiły te wszystkie dusze, bóle, skargi cierpienia, nędze wszelakie, gdyby je teraz, natychmiast ogarnął mrok zwątpienia, i nie wiedziały, dokąd iść, i nie wiedziały, w co wierzyć i komu się oddać w opiekę z tą bezgraniczną ufnością?

Wymykająca się sztywnym regułom, zanurzona w duchowości, tradycji i przyrodzie Kalwaria wpisuje się w trend, jaki w ostatnich latach przeżywa humanistyka, nazywany „zwrotem ludowym”. To choćby ucieczka od nowoczesności, szukanie nowej, niekoniecznie szlacheckiej, tożsamości, fascynacja tradycyjną religijnością, pamięć o martyrologii, idea jedności z ziemią i naturą.

Ludowość nie jest już rozumiana klasowo, więc i pobożność ludowa przestała być utożsamiana z wiejską. Kalwaria Zebrzydowska, założona przez przedstawicieli możnej rodziny i od początku łącząca wszystkie stany, jest tego dobrym przykładem. Rodowód ma barokowy (bynajmniej nie wiejski), a w architekturze i wystroju nawarstwiły się przez wieki elementy różnych tradycji – magnackich, rycerskich (szlacheckich), mieszczańskich, chłopskich, inteligenckich, patriotycznych, niepodległościowych czy robotniczych. I nawet jeśli dużą część „ludowych” obrzędów odpustowych czy misteryjnych zaliczymy do „folkloru”, to na pewno nie uda się tego zrobić ze wszystkimi formami religijności obecnymi w Kalwarii.


CZYTAJ TAKŻE:

CZĄSTECZKI WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH. Dziś trudno byłoby o relikwię ręki czy głowy, a przecież całkiem niedawno w codziennym użytku specjalistów od kanonizacji były noże i piły. Spore lub charakterystyczne kawałki ciała uchodziły za szczególnie pożądane >>>


– W kościele, przed Cudownym Obrazem, czy na Dróżkach Pana Jezusa, spotkamy różnych ludzi – mówi o. Tarsycjusz Bukowski. – Prostych i wykształconych, biednych i bogatych, turystów i pątników. Czy się modlą, czy tylko zwiedzają – tego nie wiemy. Modlitwa bywa różna. Nie zawsze musi być wypowiedziana słowem czy śpiewem. Często jest milczeniem. Albo zmęczeniem. Tu się stykają różne światy. Z kościoła, domu pielgrzyma i auli korzystają zarówno Rodziny Radia Maryja, jak i Kluby Inteligencji Katolickiej.

– To miejsce wielowymiarowe – dodaje prof. Anna Niedźwiedź z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Religijność jest tu przeżywana twórczo i na rozmaite sposoby. Jedna osoba może wchodzić w różne role i pomiędzy nimi krążyć. Antropologię ta polifoniczność najbardziej interesuje. Trudno nawet powiedzieć, co jest centrum Kalwarii: bazylika, cudowny obraz, dróżki? A może misteria albo odpust Wniebowzięcia? Dla każdego może być ważne co innego. Choćby jedna z kaplic czy któreś z miejsc związanych z wodą, uznawaną za cudowną, albo – po prostu – przyroda i krajobraz. Wielu ma świadomość, że to miejsce uduchowione. Antropolog powie, że dzięki tym interakcjom pomiędzy przestrzenią a ludźmi Kalwaria ma wiele znaczeń i ciągle zyskuje nowe.

W etnologii i antropologii unika się dziś etykietki „ludowy”, choćby dlatego, że w potocznym odbiorze „religijność ludowa” traktowana była jako naiwna, płytka, magiczna – jednym słowem: gorsza. W badaniu religijności ciekawsza jest jej strona praktyczna, a nie sprawdzanie proweniencji czy wierności doktrynie.

– Patrzymy nie tylko na to, w co ludzie wierzą, ale co robią i jak „wytwarzają” religię w działaniu – tłumaczy prof. Niedźwiedź. – Pytamy nie tyle o wierność dogmatom, ale o zachowania religijne, emocje, afekty. Badamy materialność religii – pielgrzymowanie, procesje, przedmioty kultu (obrazy, figury), zmysłowość i cielesność (stroje, gesty, zachowania). Religia przeżywana na co dzień, w praktyce, jest bardzo materialna.

Termin „religia przeżywana” ma tu kluczowe znaczenie. Kilkadziesiąt lat temu zaproponowali go francuscy socjologowie (la religion vécue). Prof. Anna Niedźwiedź dostrzegła jego potencjał w badaniach religii w Polsce. Uważa, że może on zastąpić kojarzące się negatywnie pojęcie religijności ludowej. Pozwala dostrzec znaczenie pozornie błahych działań oraz całą niedyskursywną sferę religii, które często umykały uwadze badaczy

Religia przeżywana – indywidualne i z innymi – zmienia człowieka.

7. 

Szedłem razem z tym tłumem, bo mi z nim było iść coraz lepiej, bom coraz więcej się z nim rozumiał i jednoczył, a zapominał o reszcie świata.Czuję, że w tej samej orbicie krążę, że ulegam przyciąganiu tego samego centrum. Sypiam pod tym dobrem słońcem, jadam, co jest, jeśli jest, idę jak wszyscy, śpiewam, częściej słucham i patrzę. Pytają – odpowiadam. Żądają czego – daję, jeśli mam. Nie jem nic więcej i nie piję nad chleb i herbatę. A nie mam tego, to nie idę już szukać po chałupach, bo wiem, że ta siostra, co obok, ten brat, co przede mną, i ci wszyscy dokoła, których przyjazne spojrzenia często odczuwam – pośpieszą mi z kromką w imię braterstwa. Dałem się porwać strumieniowi i płynę – dokąd?… Nie pytam, bo mi jest dobrze. Czuję, jakbym się coraz więcej zrastał z nimi.

W maju 1894 r. Władysław Reymont wybrał się na pielgrzymkę z warszawskiej Pragi do Częstochowy. Ludzi, z którymi spędził w drodze dziesięć dni, miał na początku za nieokrzesanych prostaków, wierzących w gusła, szukających okazji do bitki i wypitki, niespecjalnie dbających o higienę. Wspólne przeżycia – zmęczenie, głód, rany na nogach – zmieniały, dzień po dniu, jego ocenę. Świadectwem przemiany jest „Pielgrzymka na Jasną Górę”, którą uważa się za pierwszy polski reportaż. Z niej pochodzą umieszczone w moim tekście cytaty.©℗


CZYTAJ TAKŻE:

ABP GRZEGORZ RYŚ: Kult świętego nie sprowadza się do czczenia relikwii. Polega przede wszystkim na modlitwie o wstawiennictwo, próbie naśladowania. Inaczej stworzymy karykaturę: przychodzę do kogoś z wizytą, on chciałby ze mną rozmawiać, a ja całuję jego ubrania >>>


KALWARII WIELE

Pierwsze kalwarie – miejsca wzorowane na Jerozolimie, gdzie chrześcijanie mogli przeżywać Mękę Pańską bez konieczności długiej i niebezpiecznej podróży do Ziemi Świętej – pojawiły się w Europie w XV w. Najstarsza w Polsce to Kalwaria Zebrzydowska, u podnóża Beskidów, ufundowana przez Mikołaja Zebrzydowskiego, wojewodę krakowskiego i przywódcę rokoszu przeciwko Zygmuntowi III Wazie. W dolinie rzeki Skawinki (przemianowanej na Cedron) i na zboczach góry Żar (Golgota) w latach 1600-1641 powstały kościół, klasztor oraz 42 kaplice ku czci Męki Pańskiej i Matki Bożej.

W 1667 r. w kalwaryjskim kościele umieszczono „słynący łaskami” obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, podarowany przez Stanisława Paszkowskiego z Kopytówki. Przez ćwierć wieku przechowywano go w klasztorze w oczekiwaniu na uznanie jego cudownego charakteru przez władze kościelne. Manierystyczny zespół architektoniczno-krajobrazowy i pielgrzymkowy w Kalwarii Zebrzydowskiej w 1999 r. wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Na liście znajduje się też kompleks Świętych Gór Piemontu i Lombardii, złożony z 9 sanktuariów. Na świecie jest ok. 1800 kalwarii, w Polsce – 29.

LOSY MARII

Choć dogmat o Wniebowzięciu Marii został ogłoszony dopiero w 1950 r., świętowanie tego wydarzenia ma w chrześcijaństwie długą i skomplikowaną historię.

Kanoniczne teksty biblijne milczą o losach matki Jezusa po zmartwychwstaniu Syna. Ale już od najwcześniejszych wieków pojawiały się ustne i spisane przekazy, które – w różny sposób – opisywały ostatnie chwile jej ziemskiego życia. Najwcześniejsze zachowane pochodzą z II w. z Egiptu. Mówią one najczęściej o „zaśnięciu” Marii. Wedle niektórych matka Jezusa miała po trzech dniach zmartwychwstać, wedle innych – pochowano ją w grobie, a jej duszę wziął do nieba Jezus.

Dopiero od V-VI w. w świecie chrześcijańskim zaczyna dominować koncepcja, że Maria po zakończeniu życia ziemskiego została wzięta do nieba razem z ciałem. Zbiega się to z ustaleniem w Konstantynopolu daty święta na 15 sierpnia. Mniej więcej wiek później zaczęto je obchodzić w tym dniu także na chrześcijańskim Zachodzie.

Zróżnicowanie opowieści, metaforyki i teologicznych koncepcji „wniebowzięcia” nie powinno dziwić – mają one swoje korzenie w literaturze apokryficznej. Apokryfy to pisma powstające często poza głównym nurtem teologii kościelnej.
Część z nich ma charakter ezoteryczny (gr. ápókryphos – ukryty, tajemny), część odzwierciedla rozmaite lokalne tradycje skupione na plastycznej narracji, a nie teologicznych spekulacjach.
©(P)  EA, PS

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Jak się włamać do ich dusz