Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rzymianin Enrico Pieranunzi wyśnił sobie, żeby zagrać tematy Nino Roty i Luisa Bacalova tak, jakby zaproszeni do sesji muzycy mieli się stać bohaterami filmów wielkiego maga. Sen stał się jawą, a w studio zasiadł prawdziwy dream team. Obok nostalgicznie lirycznego trębacza Kenny’ego Wheelera pojawił się krewki jak Zampano saksofonista Chris Potter. Nawróconemu na czułe ballady rewolucjoniście Charliemu Hadenowi towarzyszy w sekcji Paul Motian, który czuwa na straży ulotnych nastrojów. Pieranunzi - jako aranżer, kompozytor dwóch utworów i oszczędny w wyrazie pianista - wybrał dla siebie rolę Felliniego/Prospera. Za sprawą jego pałeczki czar zaczyna działać. Zmysłowe i przekorne tango z “Miasta kobiet" spotyka się z senną kołysanką z “Amarcord", cyrkowy walczyk z “La strady" z elegijną balladą z “Nocy Cabiri"... Niczym u Felliniego łączą się tu przeróżne ingrediencje, które bez pomocy pałeczki nigdy by się ze sobą nie zmieszały. Najoryginalniej wypadają dialogi trąbki z saksofonem, w których liryczne marzycielstwo splata się bluesową powagą, a czasem z ironią. Bez zarzutu działa tandem Haden-Motian, który spowija wyczarowywany wspólnie świat mgiełką tajemnicy. Dobre słowo należy się także Pieranunziemu - pianiście, który nie jest co prawda wirtuozem tego kalibru, co jego partnerzy, ale potrafi tworzyć zmienne jak we śnie nastroje. “Fellinijazz" to jedna z najlepszych europejskich (jeśli zapomnieć, że Wheeler, Potter, Haden i Motian przypłynęli zza oceanu...) płyt jazzowych nowego tysiąclecia.