Etyka w zagrodzie

Brytyjczycy od lat są w awangardzie poprawiania warunków życia zwierząt hodowlanych. Na Wyspach etyka ma coraz więcej wspólnego z ekonomią, a wymogli to konsumenci.

23.05.2016

Czyta się kilka minut

Nadiya Hussain prezentuje Elżbiecie II wykonany przez siebie tort na 90. urodziny królowej. Wkrótce okaże się, że wokół tego tortu wybuchnie burza. Londyn, kwiecień 2016 r. / Fot. John Stillwell / PA / EAST NEWS
Nadiya Hussain prezentuje Elżbiecie II wykonany przez siebie tort na 90. urodziny królowej. Wkrótce okaże się, że wokół tego tortu wybuchnie burza. Londyn, kwiecień 2016 r. / Fot. John Stillwell / PA / EAST NEWS

Przygotować tort dla brytyjskiej królowej – to nie byle co. Tym bardziej tort na 90. urodziny Elżbiety II. W tym roku ten zaszczyt – i zarazem życiowa szansa – przypadł Nadiyi Hussain, zwyciężczyni popularnego programu „Great British Bake Off”. Nadiya urodziła się w Wielkiej Brytanii, jej rodzina pochodzi z Bangladeszu. Jak wspominała, była przekonana, iż w konkursie reprezentuje kilka grup społecznych – pozostające w domu matki, brytyjskich Bengalczyków i muzułmanów – i że nie była stereotypową Brytyjką. Jednak po wygranej mówiła: „Jestem tak samo brytyjska jak każdy inny i mam nadzieję, że to udowodniłam”. Powierzenie Nadiyi tortu dla królowej jeszcze bardziej podkreślało wielokulturowość i otwartość brytyjskiego społeczeństwa.

Pierwsze było jajko

A jednak tort wzbudził kontrowersje – nie dlatego, że upiekła go muzułmanka. Ani też dlatego, że wizualnie nie zachwycił: wyglądał jak trzy kolorowe walce, ułożone jeden na drugim (co do smaku nic nie wiadomo, królowa nie próbowała go publicznie). Przyczyną zgrzytu były... jajka. A raczej ich opakowanie, które przykuło uwagę po tym, jak Nadiya opublikowała zdjęcie składników na swoim koncie na Twitterze.

Opakowanie było plastikowe, przezroczyste. W takie pudełka pakuje się najtańsze jajka, od kur z chowu klatkowego (w Polsce oznaczane cyfrą „3”). To wzbudziło burzę spekulacji. Najwięksi fani Nadiyi podsuwali taką możliwość, że jajka mogą pochodzić od kur z wolnego wybiegu, np. od zaprzyjaźnionego farmera, który tylko je tak zapakował...

To, skąd rzeczywiście pochodziły jajka, nie jest tu jednak istotne. Ważne, że w całej dyskusji o opakowaniu nie padł argument, iż jeśli nawet jajka były z chowu klatkowego, to i tak nic się nie stało. Takie wyjaśnienie nie byłoby możliwe – kury są w awangardzie zwierzęcej rewolucji na Wyspach i poprawa warunków ich życia to najbardziej spektakularny dowód zwycięstwa etyki w sprawach ekonomicznych.

Na marginesie: w tym samym czasie jedna z brytyjskich sieci supermarketów reklamowała swój „tort urodzinowy dla Królowej” zaznaczając, że jajka są z wolnego wybiegu, a reszta składników oczywiście ekologiczna.

Kiedyś było inaczej: od momentu, gdy nastąpiło uprzemysłowienie hodowli zwierząt i produkcji żywności, życie kurczaków, świń czy krów stało się tylko pozycją w statystykach. Jeszcze 20 lat temu niewielu Brytyjczyków zastanawiało się, jak żyją zwierzęta, które potem trafiają na ich talerze. Dziś zmiana jest kolosalna – i najlepiej widać ją właśnie na przykładzie kur niosek i kurczaków.

Tylko dlaczego, skoro to świnie są najbardziej inteligentne wśród zwierząt hodowlanych? Może dlatego, że kwestia warunków, jakie panują na fermach drobiu, najczęściej była poruszana w mediach i najłatwiej też było wprowadzić tu zmiany.

Szczęśliwszy drób

Jeszcze w 1995 r. aż 86 proc. jajek kupowanych przez Brytyjczyków pochodziło od kur trzymanych w klatkach. Kury na wolnym wybiegu stanowiły margines. Tymczasem w 2012 r. już 49 proc. jajek w sprzedaży pochodziło właśnie od kur, które mogą do woli przechadzać się na świeżym powietrzu, grzebać w ziemi i generalnie robić to, co kura zwykła robić w zgodzie ze swą naturą. Zmieniły się też przepisy dotyczące klatek i teraz nawet kury z chowu klatkowego muszą mieć więcej miejsca. Choć oczywiście nadal nie ma to nic wspólnego z tym, jak kura żyć powinna... Jest to jednak potężna zmiana, którą wymogli konsumenci za pomocą swych portfeli.

Jeśli chodzi o drób przeznaczony na rzeź, poprawa sytuacji nie była tak dynamiczna. Sprzedaż mięsa kurczaków z gospodarstw ekologicznych lub z wolnego wybiegu to nadal zaledwie ok. 6 proc. rynku. Powodem jest cena: o ile Brytyjczycy wydają się nie mieć problemu z tym, by nieco więcej płacić za jajka (relatywnie i tak tanie), to w przypadku mięsa różnica w cenie staje się znacząca. I tak np. filety z wolnych kurczaków kosztują zwykle co najmniej dwa razy więcej niż z tych chowanych intensywnie. Takie mięso jest co prawda smaczniejsze i zdrowsze, ale nie przekłada się to na codzienne decyzje kupujących. Jak dotąd sukces kur z wolnego wybiegu pozostaje jedynym takim wielkim osiągnięciem obrońców praw zwierząt.

Podatek za czyste sumienie

Czy warunki życia zwierząt hodowlanych mają dla nas znaczenie? Dla Brytyjczyków tak – podobnie jak dla większości mieszkańców Unii Europejskiej. Według ostatnich danych Eurobarometru aż 98 proc. Brytyjczyków uważa za ważne lub dość ważne, aby im dobre warunki zapewnić (dla porównania: tak samo uważa 99 proc. Szwedów i 86 proc. Polaków). Jednak nie tylko pogląd na temat dobrostanu kurczaków czy krów jest ważny, ale też fakt, czy przełoży się to na decyzje w sklepie: czy jesteśmy skłonni płacić więcej za jajka, mięso lub mleko, o ile pochodzą od zwierząt mających lepszy standard życia.

Z danych Eurobarometru widać jasno, że decyzja wiąże się z zamożnością danego kraju. Generalnie większość (59 proc.) mieszkańców państw unijnych skłonna jest płacić więcej. O ile jednak wśród Brytyjczyków jest to 72 proc., a wśród Szwedów 93 proc., o tyle wśród Polaków tylko 36 proc. Być może zmieni się to za jakiś czas, ale na razie przeważa u nas opinia, żeby nie płacić więcej. Taką odpowiedź deklarowało 56 proc. Polaków – i tylko 5 proc. Szwedów. Średnia unijna to 35 proc., a brytyjska 23 proc.

Wpływ na zmianę stosunku do hodowli mają akcje medialne, kampanie znanych kucharzy, jak Jamie Oliver czy Hugh Fearnley-Whittingstall, a zatem zwiększająca się świadomość tego, w jakich warunkach żyją zwierzęta (i jak są zabijane). Wielu komentatorów uważa zresztą, że gdyby ludzie mieli własnoręcznie zabić i sprawić swojego kurczaka, to raczej wybraliby danie jarskie...

Brytyjczycy coraz więcej uwagi poświęcają temu, skąd pochodzą kupowane przez nich produkty – nie tylko jaja czy mięso. W 2000 r. w sondażu 13 proc. Brytyjczyków deklarowało, że ma poczucie winy z powodu kupna „nieetycznych” produktów. W 2012 r. było ich już ponad 30 proc. (dane za portalem statista.com). Być może takie odczucia również wpływają na fakt, że na Wyspach wiele osób jest skłonnych płacić więcej za produkty z tych hodowli, gdzie zwierzęta mają w miarę dobre warunki.
Nawet jeśli gotowość do płacenia więcej miałaby być swego rodzaju „podatkiem za czyste sumienie”, to i tak jest to dobra wiadomość. I choć podobny trend można zaobserwować w innych krajach Unii, Wielka Brytania od lat jest liderem we wprowadzaniu etycznych rozwiązań do hodowli zwierząt.

Wolność dla świń

Stonehenge, słynna megalityczna budowla, leży przy ruchliwej trasie A303, którą latem nieustannie sunie sznur aut na południowe wybrzeże Anglii. Celem jest też samo Stonehenge, oblegane przez tłumy.

Wielu podróżników zwraca uwagę również na to, co dzieje się po drugiej stronie A303. Tu mieszkają świnie. Mają półkoliste blaszane domki, w których mogą się chronić przed deszczem. A poza tym są wolne: wędrują po wielkim ogrodzonym terenie, ryją w ziemi, polegują w wykopanych dołkach. To jedna z całkiem licznych w Wielkiej Brytanii ferm świń na wolnym wybiegu.

Jedną z pionierek ekologicznych gospodarstw w Anglii jest Helen Browning. W ciągu 30 lat ciężkiej pracy udało się jej nie tylko zamienić fermę, którą przejęła po ojcu, w całkowicie ekologiczną, ale także stworzyć własną markę i wprowadzić ją do supermarketów (np. kiełbaski Helen Browning’s Organic). Produkty ekologiczne są droższe, ale – jak twierdzi Helen – w przypadku niektórych towarów cenę windują sklepy, nie producenci, a w przyszłości różnica w cenach między jedzeniem ekologicznym i zwykłym powinna maleć.

Jej przygoda z wolnymi świniami zaczęła się na studiach w latach 80., gdy zobaczyła straszne warunki w hodowlach. Postanowiła to zmienić i w ramach zadania domowego zaplanowała hodowlę na wolnym wybiegu. Wykładowca dał jej najniższą ocenę i stwierdził, że świnie nie mogą tak żyć. Helen się nie poddała, kupiła parę świń starej angielskiej rasy saddleback (bo rzeczywiście nie każda rasa się do tego nadaje) i od nich wyprowadziła cale swoje dzisiejsze stado.

Teraz jej gospodarstwo w Bishopstone w hrabstwie Wiltshire to miejsce, gdzie ekonomia i efektywność godzą się z etyką. Przyjeżdżają tu entuzjaści organicznego i etycznego rolnictwa. Mieszka tu 3 tys. świń, które przez większość życia swobodnie się poruszają. I co rzadkie, bywa to życie długie: czasem 10 lat, podczas gdy na fermach przemysłowych większość ginie po kilku miesiącach. Są tu też krowy i owce, ale to świnie pozostają w centrum uwagi. Mogą żyć tak, jak powinny: maciory rodzą na zewnątrz, w gniazdach, które ugniotły sobie w słomie, prosięta są z nimi przez osiem tygodni (dwa razy dłużej niż zwykle). Są wolne i tak szczęśliwe, jak to możliwe. „Często spotykam się z komentarzem: po co to wszystko, skoro i tak je zabijemy i zjemy?” – pisze Helen na swej stronie internetowej. – „Przez stulecia żyliśmy obok zwierząt i wydaje się, że wiązała nas pradawna umowa: my, ludzie, zapewniamy im tak dobre lub nawet lepsze życie, niż miałyby żyjąc dziko, a one pozwalają nam korzystać z ich mleka, jaj i mięsa”.

Hodowla świń na wolnym wybiegu nie zawsze jest możliwa – zależy od rasy, terenu i klimatu. Ale chyba zawsze powinno się dążyć do tego, by zwierzęta mogły zaspokajać swoje potrzeby i nie spędzały krótkiego udręczonego życia w permanentnym zamknięciu.

Czerwony traktor

W 2013 r. w Unii zakazano trzymania ciężarnych macior w indywidualnych kojcach, w których nie mogą się nawet obrócić. W Wielkiej Brytanii taki zapis obowiązywał już od 1999 r. – wprowadzono go mimo obaw farmerów, że ich koszty wzrosną i nie będą mogli konkurować z pozostałymi europejskimi hodowcami.

Na pewno nie było to łatwe i nadal nie jest – mimo że hodowcy na kontynencie też musieli poprawić warunki na farmach. Dziś w Wielkiej Brytanii hoduje się mniej świń niż w latach 80. XX wieku; aż 60 proc. zapotrzebowania na wieprzowinę pokrywa import. A jednak brytyjscy producenci z dumą zamieszczają na opakowaniach informację, że to bekon brytyjski, a także symbol Czerwonego Traktora. Oznacza on, że zwierzęta hodowano w warunkach lepszych niż te wymagane przez prawo.

Brytyjskie sieci supermarketów donoszą też, że popyt na wieprzowinę ze zwierząt na wolnym wybiegu znacząco rośnie. Być może więc przestawienie produkcji na ekologiczne gospodarstwa, hodujące tradycyjne brytyjskie rasy, może być alternatywą dla niektórych farm mających kłopoty na masowym rynku zbytu. Tym bardziej że obecnie jedynie ok. 1–2 proc. brytyjskich świń żyje na wolnym wybiegu, więc wciąż jest miejsce na kolejne takie gospodarstwa, jak to należące do Helen Browning.

Skoro hodowla zwierząt towarzyszy człowiekowi od tysiącleci, to można choć postarać się, aby ich życie było lepsze. W Wielkiej Brytanii, jak wszędzie, nie brakuje miejsc, gdzie warunki dalekie są od ideału, a czasem też od prawnego minimum. Ale jest również wiele miejsc, gdzie zwierzęta mogą żyć godnie. Świnie nie mogą raczej liczyć na taką rewolucję jak kury nioski, ale mechanizm jest ten sam: kupujący muszą czytać etykietki i szukać informacji, jak hodowla była prowadzona. I wesprzeć etykę swoim portfelem. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2016