Ładowanie...
E-Pamięć
E-Pamięć
W 2001 r. Stefan Wiśniowski z Australii, syn i wnuk sybiraków, założył w internecie grupę Kresy-Syberia, która zaczęła łączyć ludzi o podobnej historii rodzinnej: deportowanych w głąb ZSRR, byłych więźniów obozów pracy, żołnierzy Andersa. Dziś grupa zrzesza 850 osób z całego świata; ich wiek: od 24 do ponad 84 lat. Są tu historycy i zawodowi archiwiści. Zbierali materiały, badali historię bliskich, dyskutowali. Gdy archiwa rozrosły się tak, że nie dało się ich już objąć przy pomocy grupy dyskusyjnej, wymyślili - wirtualne muzeum.
Aby móc zbierać fundusze, w listopadzie 2008 r. powołali w Warszawie Fundację Kresy-Syberia (z oddziałami w Australii, Anglii, USA i Kanadzie). - Rozważaliśmy utworzenie zarówno tradycyjnego muzeum, jak i projektu internetowego - opowiada Aneta Hoffman, dyrektor fundacji. - Zdecydowaliśmy się na realizację dużego muzeum wirtualnego. Umieszczenie go w sieci umożliwi dotarcie do znacznie większej liczby odwiedzających z Polski i spoza niej. Od początku dostępne będą dwie wersje językowe: polska i angielska.
Muzeum będzie interaktywne: doświadczenia Polaków z Kresów mają być udostępniane także za pomocą obrazów (grupa przekazała do muzeum ponad 5 tys. zdjęć), dźwięków, filmów. - Poza 25 "salami" muzealnymi i wystawami czasowymi, ważnym elementem będzie Ściana Pamięci - mówi Hoffman. - Chcemy zebrać na niej jak największą liczbę sybiraków: nazwiska, losy, zdjęcia.
Muzeum czerpie z doświadczeń portali społecznościowych: planuje tzw. Klub Muzeum, gdzie użytkownicy będą mogli wymieniać się informacjami, a zwłaszcza odnajdywać. - Chcemy pokazać sybiraków - mówi Hoffman. - Nie ogólne liczby, ale indywidualne historie.
***
Obecność w internecie ma umożliwić pozyskiwanie nowych zbiorów. - Osoby pragnące przekazać nam eksponaty nie muszą wyzbywać się pamiątek rodzinnych. Zeskanujemy je albo sfotografujemy, a oryginały zwrócimy właścicielom - mówi Hoffman.
Ideę wirtualnego muzeum Kresów poparli m.in. Anne Applebaum, Norman Davies, Wojciech Roszkowski, Ryszard Kaczorowski, Zbigniew Brzeziński i Michael Schudrich. Prof. Roszkowski w wirtualności muzeum widzi szansę: - Gdyby zlokalizować je w fizycznym miejscu, odwiedzałyby je wycieczki szkolne i Polacy, ale nie goście z zagranicy. Internet to ułatwia. Warto by było zadbać o podlinkowanie go pod strony instytucji zajmujących się historią, nie tylko polskich - podpowiada. - Takie muzeum jest pożądane dla naszej polityki historycznej na arenie światowej. Bo społeczności międzynarodowej brakuje wiedzy o losach Kresów. To zdumiewające, jak karykaturalnie przedstawia się tam czasem historię wojny, wysiedleń, a także współżycia społeczności na tych terenach.
Twórcy muzeum chcą trafić do różnych odbiorców. Nie tylko do "kresowiaków" i ich rodzin. - Chcemy dotrzeć do Polaków z kraju i zagranicy, a w przyszłości chcemy przygotować materiały dla nauczycieli - planuje Aneta Hoffman. - Kolejną grupą są obywatele innych krajów: naszym celem jest opowiedzenie im o tym ważnym fragmencie historii Polski. Z internetu korzystają głównie osoby młode i w średnim wieku, ale mamy nadzieję, że upowszechnią one nasz projekt wśród starszego pokolenia.
Wszystkie 25 "sal" mają być gotowe do 2012 r.
***
Temat Kresów to wciąż sprawa delikatna, po obu stronach dzisiejszej granicy. - Kresy to część historii Polski, niemal mityczny dziś obszar, z unikalną aurą wielokulturowości - mówi Hoffman. - Nie możemy o tym zapominać. Co nie znaczy przecież, że dążymy do zwrotu tych terenów Polsce. Szanujemy ich obecnych właścicieli. W naszych dziadkach, rodzicach i, mamy nadzieję, przyszłych pokoleniach po prostu pozostanie ten wyjątkowy sentyment.
Roszkowski: - Weźmy przykład kresów wschodnich dawnej Rzeszy: Polska traktuje dziś ten temat dobrze, nikt nie ukrywa ich niemieckiej przeszłości. To nie żaden "szkielet w szafie", przeciwnie, pokazuje się ją. Nie wstydźmy się zarówno obecności niemieckiej na tzw. "ziemiach odzyskanych", jak i polskiej na Kresach. Ważne tylko, by pokazywać to obiektywnie.
- Nasza historia się broni - dodaje prof. Roszkowski. - Nie musimy się jej ani wstydzić, ani jej ubrązawiać. A uprzedzenia łatwiej rozwiązywać prowadząc spokojny dyskurs niż urządzając marsze. Nikt rozsądny w Polsce nie usprawiedliwia pacyfikacji Galicji Wschodniej. I tego samego, gdy chodzi o Wołyń, oczekiwalibyśmy od Ukraińców. Ważne, by mówić o tym obiektywnie. Mam nadzieję, że wirtualne muzeum takie będzie.
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]