E-Pamięć

Już czas, by świat dowiedział się o »polskiej gehennie«, dlatego naszemu pomysłowi poświęciliśmy mnóstwo namysłu - czytamy pod adresem kresy-siberia.org. 17 września ruszy tu wirtualne muzeum kresowe.

15.09.2009

Czyta się kilka minut

W 2001 r. Stefan Wiśniowski z Australii, syn i wnuk sybiraków, założył w internecie grupę Kresy-Syberia, która zaczęła łączyć ludzi o podobnej historii rodzinnej: deportowanych w głąb ZSRR, byłych więźniów obozów pracy, żołnierzy Andersa. Dziś grupa zrzesza 850 osób z całego świata; ich wiek: od 24 do ponad 84 lat. Są tu historycy i zawodowi archiwiści. Zbierali materiały, badali historię bliskich, dyskutowali. Gdy archiwa rozrosły się tak, że nie dało się ich już objąć przy pomocy grupy dyskusyjnej, wymyślili - wirtualne muzeum.

Aby móc zbierać fundusze, w listopadzie 2008 r. powołali w Warszawie Fundację Kresy-Syberia (z oddziałami w Australii, Anglii, USA i Kanadzie). - Rozważaliśmy utworzenie zarówno tradycyjnego muzeum, jak i projektu internetowego - opowiada Aneta Hoffman, dyrektor fundacji. - Zdecydowaliśmy się na realizację dużego muzeum wirtualnego. Umieszczenie go w sieci umożliwi dotarcie do znacznie większej liczby odwiedzających z Polski i spoza niej. Od początku dostępne będą dwie wersje językowe: polska i angielska.

Muzeum będzie interaktywne: doświadczenia Polaków z Kresów mają być udostępniane także za pomocą obrazów (grupa przekazała do muzeum ponad 5 tys. zdjęć), dźwięków, filmów. - Poza 25 "salami" muzealnymi i wystawami czasowymi, ważnym elementem będzie Ściana Pamięci - mówi Hoffman. - Chcemy zebrać na niej jak największą liczbę sybiraków: nazwiska, losy, zdjęcia.

Muzeum czerpie z doświadczeń portali społecznościowych: planuje tzw. Klub Muzeum, gdzie użytkownicy będą mogli wymieniać się informacjami, a zwłaszcza odnajdywać. - Chcemy pokazać sybiraków - mówi Hoffman. - Nie ogólne liczby, ale indywidualne historie.

***

Obecność w internecie ma umożliwić pozyskiwanie nowych zbiorów. - Osoby pragnące przekazać nam eksponaty nie muszą wyzbywać się pamiątek rodzinnych. Zeskanujemy je albo sfotografujemy, a oryginały zwrócimy właścicielom - mówi Hoffman.

Ideę wirtualnego muzeum Kresów poparli m.in. Anne Applebaum, Norman Davies, Wojciech Roszkowski, Ryszard Kaczorowski, Zbigniew Brzeziński i Michael Schudrich. Prof. Roszkowski w wirtualności muzeum widzi szansę: - Gdyby zlokalizować je w fizycznym miejscu, odwiedzałyby je wycieczki szkolne i Polacy, ale nie goście z zagranicy. Internet to ułatwia. Warto by było­ zadbać o podlinkowanie go pod strony instytucji zajmujących się historią, nie tylko polskich - podpowiada. - Takie muzeum jest pożądane dla naszej polityki historycznej na arenie światowej. Bo społeczności międzynarodowej brakuje wiedzy o losach Kresów. To zdumiewające, jak karykaturalnie przedstawia się tam czasem historię wojny, wysiedleń, a także współżycia społeczności na tych terenach.

Twórcy muzeum chcą trafić do różnych odbiorców. Nie tylko do "kresowiaków" i ich rodzin. - Chcemy dotrzeć do Polaków z kraju i zagranicy, a w przyszłości chcemy przygotować materiały dla nauczycieli - planuje Aneta Hoffman. - Kolejną grupą są obywatele innych krajów: naszym celem jest opowiedzenie im o tym ważnym fragmencie historii Polski. Z internetu korzystają głównie osoby młode i w średnim wieku, ale mamy nadzieję, że upowszechnią one nasz projekt wśród starszego pokolenia.

Wszystkie 25 "sal" mają być gotowe do 2012 r.

***

Temat Kresów to wciąż sprawa delikatna, po obu stronach dzisiejszej granicy. - Kresy to część historii Polski, niemal mityczny dziś obszar, z unikalną aurą wielokulturowości - mówi Hoffman. - Nie możemy o tym zapominać. Co nie znaczy przecież, że dążymy do zwrotu tych terenów Polsce. Szanujemy ich obecnych właścicieli. W naszych dziadkach, rodzicach i, mamy nadzieję, przyszłych pokoleniach po prostu pozostanie ten wyjątkowy sentyment.

Roszkowski: - Weźmy przykład kresów wschodnich dawnej Rzeszy: Polska traktuje dziś ten temat dobrze, nikt nie ukrywa ich niemieckiej przeszłości. To nie żaden "szkielet w szafie", przeciwnie, pokazuje się ją. Nie wstydźmy się zarówno obecności niemieckiej na tzw. "ziemiach odzyskanych", jak i polskiej na Kresach. Ważne tylko, by pokazywać to obiektywnie.

- Nasza historia się broni - dodaje prof. Roszkowski. - Nie musimy się jej ani wstydzić, ani jej ubrązawiać. A uprzedzenia łatwiej rozwiązywać prowadząc spokojny dyskurs niż urządzając marsze. Nikt rozsądny w Polsce nie usprawiedliwia pacyfikacji Galicji Wschodniej. I tego samego, gdy chodzi o Wołyń, oczekiwalibyśmy od Ukraińców. Ważne, by mówić o tym obiektywnie. Mam nadzieję, że wirtualne muzeum takie będzie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2009