Droga na Sybir

Wojciech Śleszyński, dyrektor Muzeum: O przeszłości chcemy opowiadać przez pryzmat ludzkich doświadczeń, a trauma przymusowych przesiedleń jest doświadczeniem ponadnarodowym, w którym mogą odnaleźć się mieszkańcy całego świata.

13.09.2021

Czyta się kilka minut

Tadeusz Truskolaski, prezydent  Białegostoku, i Wojciech Śleszyński, dyrektor Muzeum, podczas uroczystości podpisania i wmurowania aktu erekcyjnego Muzeum Pamięci Sybiru, październik 2018 r. / DAWID GROMADZKI / UM BIAŁYSTOK
Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku, i Wojciech Śleszyński, dyrektor Muzeum, podczas uroczystości podpisania i wmurowania aktu erekcyjnego Muzeum Pamięci Sybiru, październik 2018 r. / DAWID GROMADZKI / UM BIAŁYSTOK

MICHAŁ SOWIŃSKI: O czym opowiada wystawa w Muzeum Pamięci Sybiru?

WOJCIECH ŚLESZYŃSKI: O polskim, ale nie tylko, doświadczeniu zapisanym w słowie „Sybir”. Muzeum znajduje się w Białymstoku, ale ma charakter ogólnopolski. Nasze miasto to punkt węzłowy dla opowieści o traumatycznych wydarzeniach, ale jednocześnie jedynie pretekst dla zbudowania szerszego obrazu bolesnej historii XX wieku.

Czemu akurat Białystok?

Po przemianach politycznych 1989 r. zarówno historycy, jak i sami Sybiracy oraz ich rodziny byli zgodni, że należy oddać hołd ofiarom zesłanym w głąb Rosji w XIX i XX wieku. Proces przywracania pamięci o tym zbrodniczym procederze rozpoczął się równolegle w całej Polsce, ale to właśnie Białystok był oczywistym kandydatem dla lokalizacji muzeum.

Dlaczego?

W dzisiejszych granicach Polski nasze miasto jest najsilniej naznaczone doświadczeniem sybirskiej zsyłki. Inne ważne miejsca znajdują się obecnie już na terytorium Litwy albo Białorusi. ­Decyzja o powstaniu Muzeum została podjęta w 2010 roku przez prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego, urzędującego zresztą do dziś.

Lokalizacja w obrębie samego miasta też nie jest przypadkowa.

Muzeum położone jest przy ulicy Towarowej, gdzie niegdyś był Dworzec Poleski. Ówczesna rampa kolejowa kończyła się dokładnie tu, gdzie teraz jest wejście do budynku Muzeum. To z niej w latach 1940-41 Sowieci wywozili ludzi w głąb Rosji, ładując ich do bydlęcych wagonów. Jeden z takich oryginalnych wagonów otwiera naszą wystawę. Trzeba przez niego przejść, niczym przez bramę, aby wejść w tamtą rzeczywistość.

A sam budynek?

Składa się z dwóch części – ta historyczna, odremontowana, była niemym świadkiem tamtych wydarzeń. Podobnie zresztą jak same tory. Przed wojną był to magazyn wojskowy, we wrześniu 1939 roku przejęty przez Armię Czerwoną. Do tego kompleksu z czerwonej cegły dobudowaliśmy drugą część – z betonu i stali, gdzie znajdują się pomieszczenia administracyjne, sale kinowe i kawiarnia. Razem tworzą spójną całość, choć wizualnie odcinają się od siebie.

Miejsce to jedno – a jak wyglądał proces odbudowywania pamięci o Sybirakach?

Na całym Podlasiu była ona zawsze bardzo silna. Do tego środowisko Sybiraków od początku było świetnie zorganizowane i prężnie działało. Powstała na przykład sala pamięci w kościele pod wezwaniem Ducha Świętego, zaraz przy grobie Nieznanego Sybiraka.

Dziś już żyje niewielu Sybiraków.

Ci z nich, którzy są jeszcze wśród nas, w głąb Związku Sowieckiego wywożeni byli jako małe dzieci. Dlatego ich wspomnienia są najczęściej tak naprawdę wspomnieniami ich rodziców. Świadków tamtych wydarzeń już niedługo nie będzie – to kolejny powód, dla którego czujemy się zmobilizowani, aby zadbać o pamięć o tamtych wydarzeniach. A także zebrać doświadczenia kolejnych pokoleń, dotkniętych pośrednio traumą Sybiru. To zadanie szczególnie trudne, bo potomkowie deportowanych rozrzuceni są dziś po całym świecie.

Sama pamięć to jednak nie wszystko.

Oczywiście, niezbędne są również rzetelne i pogłębione badania naukowe. I tu my, historycy, mieliśmy niełatwe zadanie. Dopiero w latach 90. pojawiła się możliwość wejścia do rosyjskich i białoruskich archiwów, które przez prawie dwa stulecia gromadziły ślady i dokumenty o zsyłanych na Sybir Polakach. Przez te trzy dekady białostoccy badacze zdobyli wyjątkowe w skali Polski i świata doświadczenie w poruszaniu się po tych przepastnych zbiorach, zbudowali też bezcenne relacje z historykami i archiwistami z innych krajów.

Nie było problemów natury politycznej?

Tam, gdzie lepiej było nie używać nazwy Muzeum, pomagały stopnie naukowe i akademicka afiliacja. Sam jestem profesorem białostockiego uniwersytetu i to otwierało zaskakująco wiele drzwi. Ale generalnie rzecz biorąc – pomimo napiętych relacji międzynarodowych, współpraca z partnerami ze wschodu układa się bardzo dobrze. Mamy na przykład podpisaną umowę o współpracy z Kunstkamerą, drugim co do wielkości muzeum etnograficznym na świecie, które mieści się w Petersburgu. Mamy też świetne relacje z władzami niedawno powstałego Muzeum Historii Gułagu w Moskwie. My, muzealnicy, dogadujemy się ze sobą, i oby tak zostało.

W nazwie Muzeum jest słowo „Sybir”, a nie „Syberia”.

Celowo zdecydowaliśmy się na pojęcie polityczno-historyczne, a nie geograficzne. W języku polskim, co zresztą tłumaczymy już w pierwszej sali naszego Muzeum, słowa „Syberia” i „Sybir” znaczą trochę co innego. To drugie obejmuje terytorium szersze, także Kazachstan, Uzbekistan i północne obszary europejskiej części Rosji – czyli wszystkie miejsca, gdzie byli zsyłani i deportowani Polacy.

Wystawa zaczyna się od olbrzymich liter składających się na słowo „Sybir”, kończy się natomiast analogicznie ­zapisanym słowem „Pamięć”. Jak ją Pan definiuje?

Opowiadamy o jej najróżniejszych formach – od tej najbardziej oczywistej, czyli bezpośrednich wspomnień samych Sybiraków, przez relacje ich bliskich oraz potomków, aż po jej materialną postać, czyli najróżniejsze przedmioty, które noszą piętno tamtych traumatycznych doświadczeń. Pamięć jest kluczowym elementem naszej tożsamości. Gdy człowiek traci pamięć, staje się kimś zupełnie innym, niż był do tej pory. Ta sama zasada stosuje się do wszystkich wspólnot, społeczeństw czy narodów. Nie da się funkcjonować bez pamięci we współczesnym świecie.

Z pamięcią narodową często bywają problemy…

Bo to bardzo złożone pojęcie, które jest jednocześnie czymś więcej i czymś mniej niż suma pamięci wszystkich przedstawicieli narodu. Pamięć jednostkowa oczywiście kształtuje pamięć zbiorową, ale ta relacja działa również w drugą stronę. Pamięć każdej wspólnoty kształtują również te elementy, które, celowo lub przypadkiem, zostały zapomniane. Czasami można się w tym pogubić, dlatego potrzebne są takie instytucje jak nasza – nie tylko upamiętniające konkretne osoby i wydarzenia, ale również dbające o kształt debaty, w obrębie której o pamięci możemy rozmawiać.

Każda rozmowa o historii Polski budzi emocje i spory – tu też?

W przypadku pamięci o ofiarach Sybiru raczej panuje zgoda, udało nam się uniknąć większych tarć, co jest szczególnie cenne w dzisiejszych czasach permanentnych konfliktów ideologicznych.

Zachowujecie neutralność?

To źle postawiony problem. Mamy ambicje być muzeum, które o przeszłości opowiada przez pryzmat ludzkich doświadczeń, a trauma związana z przymusowymi przesiedleniami i katorżniczą pracą jest doświadczeniem ponadnarodowym, w którym mogą odnaleźć się mieszkańcy całego świata, a naszej części ­Europy w szczególności. To też okazja do budowania wspólnoty ponad podziałami – weźmy choćby nasze spory z Ukraińcami w kwestii interpretacji wydarzeń na Wołyniu. Tu na pewno szybko nie dojdziemy do porozumienia, ale już bolesne wspomnienie zsyłek jest obydwu narodom bliskie. Na tej płaszczyźnie możemy rozmawiać – co już zresztą się dzieje, bo świetnie nam się współpracuje z Muzeum Pamięci Ofiar Wielkiego Głodu w Kijowie.

Muzeum, zresztą jak wszystkie wymieniane wcześniej instytucje, to placówka bez zakurzonych ­gablotek.

Bliska nam jest idea muzeum narracyjnego, pobudzającego wszystkie zmysły odwiedzających: obraz, dźwięk, dotyk, w niektórych salach operujemy nawet temperaturą. Częścią muzeum jest też restauracja, gdzie za pomocą kuchni opowiadamy pewną historię – o życiu na międzywojennych kresach. Każdy będzie mógł spróbować dań sprzed stu lat.

Ale mało u Was – w porównaniu do innych muzeów tego typu powstałych ostatnio – multimediów.

To znowu celowy zabieg. Oczywiście korzystamy z nowych technologii, ale są one na drugim planie. Bardzo zależało nam, żeby przez wystawę prowadzili sami więźniowie – ich zdjęcia, głosy i przedmioty. Z tego samego powodu w większości miejsc zrezygnowaliśmy z komentarzy profesjonalnych historyków-naukowców. To sami Sybiracy mają opowiedzieć o tamtej rzeczywistości. ©℗

WOJCIECH ŚLESZYŃSKI (ur. 1970) jest historykiem i politologiem. Profesor nauk humanistycznych, w latach 2012-2016 dziekan Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku, w latach 2016-2020 prorektor ds. kształcenia. Od 2017 r. dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2021

Artykuł pochodzi z dodatku „Muzeum Pamięci Sybiru