Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Henryk Dederko zasłynął ongiś filmem "Witajcie w życiu!", w którym obnażał socjotechniczne mechanizmy wykorzystywane przez korporację "Amway". Film, jak pamiętamy, wyrokiem sądowym trafił na półki, stając się symbolem nowego typu cenzury praktykowanej w wolnej Polsce. Najnowszy dokument Dederki, choć tytułem wyraźnie nawiązujący do kontrowersyjnego poprzednika, nie ma pasji demaskatorskiej. Zrealizowany we współpracy z Wytwórnią Filmów Oświatowych próbuje raczej przybliżać obszar zwykłemu śmiertelnikowi przeważnie nieznany, a jeśli już - to kojarzący się z marginesem polskiego społeczeństwa. Tymczasem Dederko odsłania przed nami wcale niemałą (zważywszy choćby liczbę i żywotność tematycznych stron internetowych) społeczność "gotów", a także tanatologów, wampirów energetycznych, nekrofilów, "racjonalnych satanistów" czy wszelkiej maści fascynatów ciemnej strony mocy.
Można te mroczne fascynacje łatwo zbagatelizować. Wszak ogląda się ten film trochę jak średniowieczne panopticum - paradę niegroźnych dla otoczenia dziwolągów, którzy lubią przespać się w trumnie, przekłuć kolczykiem wargę albo wyhodować wielkiego włochatego pająka. Trochę nazbyt beztrosko wrzucono tu do jednego worka wystylizowanych gotycko nastolatków szalejących na dorocznym Castle Party w Bolkowie czy mocno nawiedzonych właścicieli zakładu pogrzebowego, a tuż obok światłego antropologa, który w różnych kulturach i religiach przez lata poszukiwał odtrutki na uwiedzenie przez śmierć, zanim przeżył prawdziwe duchowe przebudzenie. Film "Witajcie w mroku" zaciera w ten sposób granicę pomiędzy gimnazjalną modą (sprytnie wykorzystaną marketingowo na przykład przez sieci odzieżowe typu "H&M"), poważną diagnozą socjologiczną i przypadkami czysto indywidualnymi. Jednak w tych ponurych i nie zawsze ocierających się o patologię fascynacjach kryje się jakaś wspólna odpowiedź na dzisiejszą kulturę - hedonistyczną, wypierająca doświadczenie śmierci i cierpienia z potocznej świadomości. Reakcja "gotów" na odczarowanie świata przybiera formy osobliwego teatrum. Ocieka sztucznością i razi przesadą. Ale wspomniany antropolog dostrzega w wytatuowanych i pokłutych dzieciach Marylina Mansona wyzwanie rzucone nam - uśpionemu społeczeństwu. Jakby te dzieciaki chciały za wszelką cenę nas porazić tym, od czego uciekamy na co dzień.
Ale jest też w filmie inne, bardziej rzeczowe wytłumaczenie ucieczki w gotycką subkulturę.
I znacznie bardziej pouczające dla rodziców, których niewinna dotychczas latorośl zaczyna znienacka przejawiać niepokojące skłonności do koloru czarnego i motywu trupich czaszek. Jedna z młodych bohaterek "Witajcie w mroku" mówi o barierze komunikacyjnej, która rodzi gwałtowną potrzebę wyrażenia swojej odmienności w zuniformizowanym tłumie. O tym, jak łatwo wtłoczyć się w inny, tym razem "gotycki" uniform dający często fałszywe poczucie wspólnoty, film nie wspomina. W ogóle pozbawiony jest krytycznego odautorskiego komentarza. Oddaje głos przede wszystkim tym, którzy świadomie wypełnili swoje życie mrokiem. I jakkolwiek trudno w to uwierzyć, wielu z nich odnalazło w tym całkiem konstruktywny sposób na życie.