Mistrz wyciąga dłonie

„Mistrz” to uniwersalne studium szaleństwa – zarówno tego kontrolowanego, ubranego w garnitur władzy, jak i szaleństwa „dzikiego”, które z łatwością daje się zaprząc w kierat temu pierwszemu.

12.11.2012

Czyta się kilka minut

Joaquin Phoenix i Philip Seymour Hoffman w „Mistrzu”, „pojedynku dwóch aktorskich monstrów”. / Fot. Gutekfilm
Joaquin Phoenix i Philip Seymour Hoffman w „Mistrzu”, „pojedynku dwóch aktorskich monstrów”. / Fot. Gutekfilm

Pięć lat kazał nam czekać Paul Thomas Anderson na swój najnowszy film. Apetyt zaostrzał już sam temat, kojarzący się z działalnością Kościoła Scjentologicznego, któremu wątpliwą sławę przyniosły związki z Hollywoodem (wśród wyznawców sekty znaleźć można takie nazwiska, jak Tom Cruise, Juliette Lewis czy John Travolta). Zanosiło się na prawdziwą bombę, bo w dzisiejszym kinie niewielu jest twórców obdarzonych takim talentem jak Anderson. Mieć czterdzieści lat i na koncie takie tytuły, jak „Magnolia” i „Aż poleje się krew” – to doprawdy zobowiązuje.

Tymczasem amerykański reżyser zdetonował ładunek bez specjalnego huku. Nakręcił film wbrew wszelkim oczekiwaniom: ani satyryczny, ani demaskatorski, za to dający się niespiesznie smakować. „Mistrz” to uniwersalne studium szaleństwa – zarówno tego kontrolowanego, ubranego w garnitur władzy, jak i szaleństwa „dzikiego”, które z łatwością daje się zaprząc w kierat temu pierwszemu. Pełna zgrzytliwych, atonalnych figur muzyka Jonny’ego Greenwooda z grupy Radiohead celowo rozjeżdża się z obrazem, ze stylowym przedstawieniem na ekranie epoki Elli Fitzgerald, celowo rozbija rytm opowieści. Jeśli „Mistrz” cokolwiek odtwarza, to przede wszystkim podgorączkowy stan umysłu – ale nie mistrza bynajmniej, lecz tego, który dał mu się uwieść, by potem w sposób najbardziej trywialny zdemaskować jego nauki.

Choć grający tytułową rolę Philip Seymour Hoffman przypomina nieco L. R. Hubbarda, który w 1953 r. założył sektę scjentologów, Anderson podąża swoimi, raczej ahistorycznymi ścieżkami. Relacja, która rodzi się pomiędzy charyzmatycznym guru a zapijaczonym weteranem wojny na Pacyfiku, to klasyczny związek szarlatana i szajbusa, swoista wariacja wokół postaci Prospera i Kalibana. Freddie Quell w interpretacji Joaquina Phoeniksa reprezentuje osobowość psychopatyczną, obarczoną wadliwymi genami, trudnym dzieciństwem i uzależnieniem od alkoholu. To istna beczka prochu, nabuzowana hormonami i traumami. W środku siedzi zaszpuntowany wieczny chłopiec, poszukujący matczynej miłości i ojcowskiej siły. Wiadomo, że tacy stanowią dla sekty łatwy łup. Bo choć Lancaster Dodd rekrutuje swoich wyznawców głównie na bogatych salonach, niemniej potrzebni mu są neurotyczni pariasi pokroju Freddiego. Ktoś, kto nie ma nic do stracenia, będzie najgorliwszym żołnierzem Sprawy. Ktoś, czyją tożsamość i pamięć wypełniają wyłącznie „dziury w czasie”, z łatwością pozwoli je wypełnić ni to religijną, ni to naukową papką, łączącą w jedno psychoanalizę, hipnozę i reinkarnację. Ktoś, kto pozlepiał z tego swój potrzaskany, prowizoryczny świat, za to lepiszcze gotów będzie oddać życie.

Niby to wszystko banalnie oczywiste i zdiagnozowane po wielokroć, ale w finale „Mistrza” Anderson pozwala sobie na przewrotność. Kiedy więź łącząca guru i jego pacjenta, a zarazem żołnierza i duchowego syna, wydaje się zacieśniać w sposób nierozerwalny, ten ostatni wykonuje kolejne wolty. Ostatnia scena pokaże, co tak naprawdę wyciągnął Freddie z nauk mistrza. Głębokie deficyty, na jakie zdawał się cierpieć, sprowadziły się w gruncie rzeczy do poziomu jego podbrzusza. Już wcześniej, w znakomitej wizyjnej scenie koncertu na filadelfijskich salonach, widzieliśmy, jak rozebrał wzrokiem wszystkie obecne tam kobiety, nie bacząc na urodę, wiek czy stan błogosławiony. Czyżby seksualna frustracja była tym, co napędza klientelę sekciarskim ruchom? Czy to nie przez nią sam mistrz, w gruncie rzeczy zdominowany przez silną kobietę impotent, wyciągnął kiedyś dłonie po rząd dusz? Trudno o większą kompromitację dla Sprawy.

Filmowi Andersona zarzuca się, że jest dramaturgicznie nieefektowny, rozbity na epizody, pozbawiony znaczącej kulminacji, choć w tym niezobowiązującym nizaniu na sznurek kolejnych smakowitych scen jest metoda. Z pewnością też warto spojrzeć na „Mistrza” jak na pojedynek dwóch aktorskich monstrów – na festiwalu w Wenecji zakończony remisem, czyli Pucharem Volpiego przyznanym ex aequo obu aktorom, choć ostateczne rozstrzygnięcie może jeszcze przynieść werdykt oscarowy. Obaj po mistrzowsku wygrywają na ekranie swoją fizyczność: zwalisty Hoffman o jowialnym wejrzeniu poczciwego wujaszka kontra drobny, ruchliwy Phoenix nerwową, jakby asymetryczną twarzą naznaczoną półgębnym uśmieszkiem i charakterystyczną blizną przecinającą górną wargę. Już samo zestawienie tych kontrastowych fizjonomii zarysowuje budujące film napięcie, ową dialektyczną zależność między mistrzem i uczniem, kapłanem i wyznawcą, twórcą i tworzywem, którzy w gruncie rzeczy nie mogą funkcjonować jeden bez drugiego. Bo przecież, jak świat światem, różnej maści inżynierowie dusz ludzkich i różnej maści nawiedzeni zawsze będą się nawzajem przyciągać. Na tym budują swoją siłę politycy, przywódcy religijni, o artystach i hochsztaplerach show biznesu nie wspominając.


„Mistrz” – scen. i reż. Paul Thomas Anderson, zdj. Mihai Malaimare Jr., muz. Jonny Greenwood, wyst. Philip Seymour Hoffman, Joaquin Phoenix, Amy Adams, Laura Dern i inni. Prod. USA 2012. W kinach od 16 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2012