Dostojewski w przerdzewiałych dekoracjach

W najnowszym filmie twórca "Roku diabła" i "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" przypomina o odpowiedzialności za słowo i wpływie artysty na życie innych ludzi.

10.02.2009

Czyta się kilka minut

W brudnej, zdezelowanej hali tancerz i tancerka w bieli ćwiczą wyjątkowej urody choreograficzny układ. "Bliżej życia" - tak brzmi nazwa międzynarodowego festiwalu teatralnego, odbywającego się w przemysłowych budynkach Nowej Huty. Przejechała tu także trupa teatru Dejvické z Pragi ze swoim spektaklem według "Braci Karamazow" w adaptacji scenicznej Evalda Schorma. Rozpoczynają się próby. Najpierw oglądamy sąd nad Dymitrem oskarżonym o zabójstwo ojca. Nagle stary Karamazow ożywa i zaczyna się właściwy dramat - pasjonujący spektakl błądzącego rozumu i niszczących namiętności. Bezradny Alosza przygląda się narastającemu szaleństwu ojca i braci.

Ale jest jeszcze ktoś - konserwujący hutniczy sprzęt robotnik w drelichu (Andrzej Mastalerz), który najpierw patrzy na spektakl z pozycji ciekawskiego widza, lecz powoli zatraca się w tym, co widzi. W szpitalu umiera właśnie jego siedmioletni synek. Dla Polaka przedstawienie w stalowni staje się czymś niezwykle ważnym. Pewnie nie bardzo rozumie czeski, ale za to doskonale rozumie język rozgrzanych do czerwoności emocji, które aktorzy potrafią wykrzesać z tekstu sztuki. Robotnik słucha jak zahipnotyzowany - o śmierci, zmartwychwstaniu, diable, o bezsensownym cierpieniu dzieci, o świecie, w którym wszystko wolno. Przekaz zawarty w słowach aktorów zaczyna rozumieć dosłownie, w bezpośrednim odniesieniu do swojego życia, które nagle zaczęło tracić sens.

Ale nie tylko dla niego zacierają się granice między spektaklem a życiem. Również sami artyści zdają się czerpać inspirację z "otoczenia" - ktoś nawet podejrzewa, że tragedia robotnika wymyślona została przez reżysera spektaklu, by wydobyć z artystów większy dramatyzm. Zelenka pokazuje, jak aktorzy grający w sztuce, choć w banalnym życiu poza sceną nie dorastają do swoich ról, stają się nieświadomie ich zakładnikami. I tak w utracjusza Dymitra Karamazowa wcielił się aktor, który patrzy tylko, jak by tu urwać się z próby i dostać się na plan zdjęciowy w Pradze - gdzie prawdopodobnie czeka na niego fucha w popularnym serialu. Inni artyści bawią się nieustannym mieszaniem życia i sztuki: Smierdiakow błaznuje również, kiedy nie gra, zaś aktor grający cynicznego Iwana toczy prowokacyjne dysputy, nie wychodząc do końca ze swej roli. Jednakże w życiu wszyscy oni pozostają zaledwie spłaszczonym odbiciem swoich tragicznych bohaterów.

Twórca "Roku diabła" i "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" przemawia w swym najnowszym filmie głosem mentora. Przypomina o odpowiedzialności za słowo i wpływie artysty na życie innych ludzi. Czy aktorzy, dowiedziawszy się o tragedii, jaka dotknęła ich głównego widza, powinni kontynuować próbę? Jednakże ten, który najgłośniej będzie krzyczał, że należałoby przerwać granie, to właśnie niepoprawny "Dymitr", na którego czeka serial w Pradze. Artyści czują, jak wielka jest siła wypowiadanego przez nich tekstu. Ale nie przeczuwają, iż ciężar słów może wzmacniać, lecz może mieć także siłę miażdżącą. Jakkolwiek wymuszony może się wydawać tego rodzaju moralny postulat, "Bracia Karamazow" bardziej przekonują na innym poziomie - jako film o szczególnym napięciu, które rodzi się pomiędzy widzem i grającym na scenie artystą.

W filmie Zelenki jedną z głównych ról odgrywa miejsce, w którym aktorzy próbują przed spektaklem. Polskiemu widzowi nie trzeba wyjaśniać, kto, kiedy i po co zbudował pod Krakowem Hutę im. Lenina. Nie potrzeba dopowiadać, że pomyślana jako "miejsce bez Boga" będzie świetną scenerią dla przeklętych pytań Dostojewskiego. Tu, w dawnej stalowni (którą ostatecznie "zagrała" podobna hala w Czechach), Zelenka umownie przywołuje dom Karamazowów, karczmę w Mokrem, siedzibę sądu, w której odbywa się proces. Dzisiaj miejsce to nabiera dodatkowo symbolicznych znaczeń - zapuszczone, przerdzewiałe, z żałosnymi resztkami "tapet" wyciętych niegdyś z magazynów dla panów. Dzięki przedsiębiorczości indyjskiego biznesmena produkcja ciągle trwa (straszą zwisające żelazne haki, słychać złowieszczy łomot maszyn, wytop surówki w hali obok jako żywo przypomina ogień piekielny). Ale przedstawiona w filmie dzisiejsza Huta zionie pustką. Kiedyś była sceną wielkich wydarzeń, gościła Papieża i Wałęsę, dziś jest złomowiskiem idei, śmietniskiem Historii. Czesi i Polacy (film jest koprodukcją polsko-czeską) pomimo wszystkich kulturowych różnic, znakomicie zresztą wygrywanych przez reżysera, obarczeni są podobnym dziedzictwem. I dziś doświadczają podobnego wydziedziczenia.

Zelenka dość nieostrożnie balansuje w swoim najnowszym filmie na granicy wzniosłości i zabawy. Chciałby być "nieczeski’ i "czeski" jednocześnie. Z jednej strony stara się, by słowa Dostojewskiego wybrzmiewały w industrialnych wnętrzach mocno i prawdziwie. Jakby na przekór nieznośnej lekkości, którą wypełnione jest codzienne życie współczesnych bohaterów filmu. Jednocześnie sam Zelenka raz po raz próbuje tę powagę zniweczyć: w jednej z hal aktor lalkowy przygotowuje prostacki skecz z marionetką udającą Dostojewskiego, a cały film rozpoczyna się i kończy anegdotą o pazernym potomku wielkiego rosyjskiego pisarza. Być może w rozmyślnej trywializacji jest jakaś metoda ("oto, co nam zostało z Dostojewskiego"), ale film przez to pomieszanie różnych "języków" bynajmniej nie zyskuje.

Poza wszystkim "Bracia Karamazow" są jednym z bardziej udanych spotkań teatru i kina. Z odważnego połączenia tych żywiołów powstała zaskakująca, nowa jakość. Gdyby pokusić się o rozstrzygnięcie tego starcia, zwycięsko wychodzi przede wszystkim sam Dostojewski i mówiący "nim" czescy aktorzy. Jednak niewątpliwą zasługą Zelenki jest to, że dla wybitnego przedstawienia teatralnego w reżyserii Lukáša Hlavicy znalazł inne medium i otworzył przed tym spektaklem nowe, niepokojące konteksty, które trudno byłoby uruchomić na gruncie czysto teatralnym.

BRACIA KARAMAZOW - scen. i reż. Petr Zelenka, zdj. Alexander Šurkala, muz. Jan A.P. Kaczmarek, wyst. Ivan Trojan, David Novotný, Igor Chmela, Martin Myšička, Lena Krobotová, Michaela Badinková i inni. Prod. Czechy/Polska 2008.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2009