Festiwal, który ma duszę

To nieprawda, że wraz z zerwaniem "żelaznej kurtyny przestaliśmy być interesujący dla świata. Do Karlowych Warów przyjeżdża się przede wszystkim po mało znane filmy zrealizowane "na wschód od Zachodu.

16.07.2008

Czyta się kilka minut

Andrzej Mastalerz w filmie „Bracia Karamazow” Petra Zelenki /fot. Materiały dystrybutora /
Andrzej Mastalerz w filmie „Bracia Karamazow” Petra Zelenki /fot. Materiały dystrybutora /

Niegdyś "do wód" jeździli tu car Piotr I, Karol Marks, Goethe czy Beethoven. Dziś w pierwszej połowie lipca międzynarodowy tłum kuracjuszy miesza się z festiwalowymi gośćmi. Obok "gorących" nazwisk (w tym roku zawitali Robert De Niro, Danny Glover, Paul Mazursky czy Nicolas Roeg), obok dziennikarzy i kinomanów nie tylko czeskich spotkać można tu dystrybutorów i selekcjonerów festiwali od USA po Indie. Wszyscy polują na świeże tytuły. A skoro już jesteśmy u źródeł (nie tylko termalnych), warto przyjrzeć się największej, z przyczyn oczywistych, reprezentacji narodowej - czyli kinu czeskiemu, które w Karlowych Warach pokazało swe najróżniejsze oblicza. Nie tylko nieznośną lekkość, za którą je tak bardzo kochamy.

"U mnie wszystko dobrze" - mówi tytuł najnowszej komedii Jana Hřebejka, przypominającej przaśne lata postkomunistycznej rzeczywistości początku lat 90. Czasy raczkującego biznesu i rosyjskich bazarów z peep showem na kółkach. Czasy nie tak samo hojne dla wszystkich. Właśnie o grupie podstarzałych nieudaczników wspominających przy piwku rewolucyjną przeszłość opowiada film twórcy "Niedźwiadka". Przekręt, jaki wespół zorganizują, wymierzony jest w bazarową mafię - znienawidzonych beneficjentów nowego ustroju. Jednakże tytuł filmu Hřebejka nie pasowałby do większości filmów czeskich pokazywanych w Karlowych Warach. W konkursowych "Dzieciach nocy" Michaeli Pavlátovej młoda žena za pultem z całodobowego sklepu (nagroda aktorska dla Marty Issovej) boi się wejścia w dorosłość, która oznacza wkroczenie w świat oparty na konkurencji, trudnych decyzjach i jednej wielkiej niewiadomej. Pozostaje nieciekawa praca i dzielnicowa dyskoteka o znaczącej nazwie "Europa 2". Film Pavlátovej jest doskonałym przykładem tego, jak mały realizm po czesku potrafi wydobyć z sytuacji banalnych i ludzi z pozoru bezbarwnych ich wyjątkowy, indywidualny charakter. Podobnie dzieje się w innym czeskim filmie, "Tajemnice" Alice Nellis, rozgrywającym się jednak w zupełnie innej scenerii. W wyprodukowanym przez Jana Svěráka czeskim hicie z muzyką zespołu Buty zaglądamy do urządzonych w laboratoryjnym stylu mieszkań nowych czeskich mieszczuchów. Julia, bohaterka filmu, wiedzie żywot dostatni, modny i higieniczny. Dokucza jej jednak poczucie pustki, którą postanawia wypełnić, kupując stary fortepian i wracając do dawno zarzuconej pasji. Zaskakuje w filmie przede wszystkim to, że w ten chłodny sterylny świat jak z reklamowych folderów udaje się twórcom tchnąć najprawdziwsze, bolesne emocje. Znużenie i rozczarowanie konsumpcyjnym modelem życia potrafią wyartykułować unikając dydaktycznego tonu.

Tę umiejętność opowiadania bez cienia moralnej wyższości należałoby uznać za czeską specjalność. Zarówno gdy mowa o pokoleniowej różnicy ("O rodzicach i dzieciach" Vladimíra Michálka), jak i o wyklęciu przez lokalną społeczność "wioskowego głupka" (mocny, oparty na faktach "Václav" Jiřiego Vejdělka) czy o budzeniu się różnych odcieni seksualności dziewcząt z czeskiej prowincji ("Laleczki" Karin Babinskiej). Jak bardzo Czesi pozostają kulturowo od nas odlegli, najlepiej pokazał dokument Pavla Kouteckiego i Miroslava Janka "Obywatel Havel" przyjmowany z entuzjazmem wszędzie, gdzie jest wyświetlany. Nie tylko prezydenta z ludzką twarzą (był nim Havel przez dwie kadencje) moglibyśmy Czechom pozazdrościć. Szacunek budzi sam sposób portretowania jednej z najważniejszych osobowości w czeskiej historii. Przez 13 lat zmarły przed rokiem Kouteck? towarzyszył głowie państwa w jego politycznych i prywatnych zawirowaniach - z wyczuciem i bez krzty bałwochwalstwa, stosując tak zdrowy dystans, jak również, kiedy trzeba, "intymne oświetlenie".

Brakiem wyczucia, by nie rzec: pychą grzeszy za to inny film wyprodukowany w Czechach ze współudziałem słowackim, węgierskim i brytyjskim. Mowa o "Batorym" Juraja Jakubiski, twórcy niezapomnianej "Tysiącletniej pszczoły". Jedno trzeba przyznać: mówiona po angielsku, ociekająca seksem i grozą superprodukcja o węgierskiej księżnej, która wedle legendy kąpała się w krwi dziewic, by zachować wieczną młodość, nie została zrealizowana z myślą o szkolnej widowni.

Najbardziej oczekiwany film festiwalu - "Bracia Karamazow" Petra Zelenki, nakręcony w kombinatach Nowej Huty - też nie przypomina kanonicznej interpretacji lektury szkolnej, ale za to nazbyt usilnie próbuje wspinać się na wyżyny wielkiego kina. W filmie opowiadającym o tym, jak grupa teatralna z Pragi wystawia Dostojewskiego na festiwalu w Polsce, najlepiej udał się Zelence sam teatr, z wielką rolą Ivana Trojana jako starego Karamazowa. Tymczasem filmowy cudzysłów - próby do spektaklu obserwuje robotnik grany przez Andrzeja Mastalerza, podczas gdy w jego życiu trwa właśnie nie mniej straszliwy niż na scenie dramat - wydaje się niepotrzebnym naddatkiem. Nagrodzony przez krytyków zrzeszonych w FIPRESCI film Zelenki, próbujący mówić o odpowiedzialności artysty i tragicznym w skutkach odczarowaniu dzisiejszego świata, to z pewnością, mimo wspomnianego przerostu formy, najambitniejsza pozycja w międzynarodowym konkursie, w którym dominowała albo elegancka europejska konfekcja filmowa (hiszpańskie "Preteksty", francuska "Prawie cała prawda", chorwackie "Za szybą"), albo egzotyczne kino moralnego niepokoju i humanitarnego przesłania (niemiecki "Dr Aleman", chiński "Szyb", belgijskie "Odległe wstrząsy", indonezyjski "Fotograf"), albo też głośne nazwiska w nowym wcieleniu ("Gitara" Amy Redford, córki Roberta). Wprawne oko jury, z Ivanem Passerem na czele, dostrzegło, na szczęście, dwa zdecydowanie najlepsze tytuły w konkursie: rosyjsko-bułgarskiego "Jeńca" Aleksieja Uczitela (wojna czeczeńska zobaczona z obu stron Kaukazu - nagroda za reżyserię) oraz duński film "Strasznie szczęśliwy" Henrika Rubena Genza - wysmakowaną stylistycznie hybrydę gatunków, osadzoną na Półwyspie Jutlandzkim. Ten ostatni tytuł uhonorowany został Kryształowym Globem, główną nagrodą festiwalu.

Żałować należy, że tak skromnie reprezentowane było w Karlowych Warach kino polskie. Festiwal odbywający się po raz 43. mógłby być świetnym paszportem dla naszych filmowców. Tymczasem słowo "Polska" (nie licząc pozakonkursowego pokazu "Katynia") pojawiało się przede wszystkim na listach koprodukcji. I tak nagrodę dla najlepszego filmu w kategorii "na wschód od Zachodu" otrzymał bardzo udany "Tulpan" Siergieja Dworcewoja z epickimi zdjęciami Jolanty Dylewskiej, osadzony w kazachskim stepie szerokim. W tej samej kategorii pokazany został także dramat Doroty Kędzierzawskiej "Pora umierać", który przez pewien czas przodował nawet w rankingach publiczności. Największą zazdrość u sąsiada z niedalekiej północy budzi jednak festiwal jako taki. Nie tylko dlatego, że odbywa się w miasteczku urokliwym niczym filmowa dekoracja (niedawno kręcono tu "Casino Royale"). Nie tylko ze względu na wyborny program pozakonkursowy, zbierający samą śmietankę z Cannes, Wenecji czy Berlinale. I nie tylko dla lokalnych smaczków: becherov-

ki, koncertu Glena Hansarda i Markéty Irglovej znanych z filmu "Once" czy "Żwirka i Muchomorka" wyświetlanych podczas bardzo późnych dobranocek. Przede wszystkim impreza w czeskim Karlsbadzie urzeka bezpretensjonalną atmosferą święta kina - przeznaczonego dla wszystkich, którzy są go ciekawi. Sekret festiwalu tkwi w jego duszy - a dusza, jak wiadomo, tkwi w ludziach. Za jego sukcesem stoi od lat ten sam duet: pierwsza dama czeskiej krytyki filmowej Eva Zaoralová i popularny aktor Jiří Bartoška, a dopiero w drugiej kolejności urzędnicy, budżety czy prężny PR.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2008