Dom duszny

Najpierw kazała im oczyścić się z demonów: położyć się na brzuchu, chwycić za rękę Archanioła Gabriela – i kaszleć, charkać, pluć, wypuszczać gazy.

07.07.2014

Czyta się kilka minut

 / Rys. Marcin Bondarowicz
/ Rys. Marcin Bondarowicz

Parafia w centrum dużego miasta na północy Polski. Kilkanaście tysięcy wiernych, kilka grup parafialnych, raz w roku piknik z muzyką chrześcijańską. W domu położonym kilkaset metrów od kościoła regularnie odbywają się spotkania grupy pani Ireny. Ksiądz odprawia tam msze, ona egzorcyzmuje. I uzdrawia. Twierdzi, że na jej nabożeństwa schodzą z nieba zastępy świętych, że dostaje od nich przekazy, które rozdaje innym. Ludzie zwykle przychodzą do niej w najtrudniejszym momencie swojego życia. Odejść już nie mogą. Tak się dzieje od siedemnastu lat. Parafia wie o wszystkim. Dotąd nikt nie zareagował.

Kilka razy w miesiącu Irena rozdawała grupie zapisany przez nią przekaz z nieba. 24 czerwca 2009 r. o godz. 22.15 przemawiał Jan Chrzciciel, 11 kwietnia 2010 r. o godz. 20.45 – Jan Paweł II, 27 lutego 2012 r. o godz. 13.05 – Bóg Ojciec Przedwieczny.

Takie dno

Dom, w którym się spotykali, jedni mieli w zasięgu ręki. Inni pokonywali pół tysiąca kilometrów (z Białegostoku) lub więcej (z Londynu). Na spotkaniach było zwykle 30-40 osób. Przyjeżdżali raz, dwa razy w miesiącu. Parkowali auta przed domem. Gdyby nie rejestracje z całej Polski, nikt by na nich nie zwracał uwagi.

Zwykła ulica. W sąsiedztwie są trzy warsztaty samochodowe. Kilkanaście metrów dalej – piekarnia czynna do siedemnastej. Z dachu dwupiętrowego domu Ireny widać wieże kościoła.

Sąsiad: – Samochody przyjeżdżają regularnie. Ale gości trudno zaobserwować, bo wchodzą do domu, po dwóch dniach wychodzą i od razu odjeżdżają. Nie wiemy, co robią w środku.

Drugi sąsiad: – Śpiewają. Kilka godzin bez przerwy.

Joanna i Iwona są siostrami, obie pracują w biurze. Mąż Joanny, Piotr, jest konserwatorem. Jest jeszcze Iza, studentka teologii, młoda mama. I Łukasz, jej mąż, który na co dzień pracuje na placu targowym w Białymstoku.

Iwona: – Bezgranicznie jej uwierzyłam. Kiedy odpowiedziała na mój list, nie miałam wątpliwości, że to Pan Jezus pisze, jak mogę rozwiązać moje problemy.

Iza: – Ksiądz, stary znajomy rodziny, namówił do przyjazdu moją mamę. Potem ona napisała do Ireny o moich problemach zdrowotnych. Irena – to znaczy Pan Jezus – kazała mi się modlić. Za wadę wzroku i groźną brodawkę na plecach.

Każdy, kto chciał przyjechać do domu Ireny, musiał najpierw szczegółowo opisać swoje problemy w liście. Pisali: o kłopotach w małżeństwie; o tym, że nie dają sobie rady sami; że nie wiedzą, jak życie poukładać. Przedstawiali problemy członków swoich rodzin. Po kilku tygodniach przychodziły odpowiedzi – przekazy z nieba.

Iwona: – W moim liście była instrukcja: zamówić 45 mszy św. i przyjechać do Ireny. Na trzy egzorcyzmy i specjalne błogosławieństwo.

Dowodem na to, że spotkania w domu Ireny są bezpieczne, była obecność księdza podczas modlitw. – Na początku byłam ostrożna. Myślałam: „Może jest przebrany?”. Nie był – mówi Joanna.

Tylko Łukasz nie napisał listu. Spotkał Irenę, gdy przyjechała do ich rodzinnego Białegostoku. Teraz opisuje kobietę: – Krzyż wiszący na jej szyi sięgał do pępka. Był wielki. Położyła mi ręce na głowie. Powiedziała: więcej wiary.

Irena mówiła dalej. Że ma moc uzdrawiania. Że jest Dzieckiem Bożym wybranym na ciężkie, ostateczne czasy. Że takich jak ona jest tylko kilka.

– Tłumaczyła, że jest jak siostra Faustyna albo ojciec Pio. Ksiądz to potwierdzał. Mówił: słabo wierzycie, uwierzcie w Irenę – opowiada Iwona.

– Takie dno tu przyszło – ocenia dziś Irena ich wszystkich. I zapewnia w rozmowie z „Tygodnikiem”: – Nawróciłam ich.

Noce trudne

Spotkania w jej domu odbywały się przez cały rok. Przyjeżdżali rodzinami. Irena miała nakazywać modlitwę o śmierć tych ich członków, którzy jej nie zawierzyli.

Schemat był zawsze ten sam. Przyjazd: sobota, południe. Poczęstunek i herbata: maksymalnie do piętnastej. Później Koronka do Miłosierdzia Bożego. Po kolacji: wieczorna msza i całonocne czuwanie. Około trzeciej nad ranem, już w niedzielę, druga msza. Dopiero około szóstej rano trochę snu – godzina, półtorej, na wystawionych na poddaszu materacach. O ósmej śniadanie. Potem – do popołudnia – kolejne modlitwy i nauki.

Był też skarbnik. Przyjmował od każdego z członków grupy po 50 złotych za nocleg i poczęstunek. Zdarzały się też większe datki, jak twierdzi Irena, dobrowolne.

Kobieta pilnowała, by wszystko było dokładnie zaplanowane. Przygotowywała rozpiski modlitw. „Pierwszy list do Tymoteusza – przeczytać sto razy”. „Modlitwa Syna Marnotrawnego za grzeszników – 3 razy, później 9 razy”. O ich działaniu grupa dowiadywała się z przekazów, które Irena rozdawała im podczas spotkań.

Były w nich m.in. przepowiednie: „Pan Bóg dał wam znak, spuścił ogień z nieba. Ten dzień był już przepowiedziany ale ludzie dalej żyją w wielkim grzechu. (...) Bóg dopuścił do wojny. Izrael zginie z mapy. Rozpęta się trzecia wojna. Ona już jest, wkrótce na cały świat. Będzie to wojna krótka, która zniszczy prawie cały świat ten grzeszny” (21.07.2006 r., godz. 09.00) [pisownia przekazów oryginalna – red.].

Czasem Irena wybierała kogoś, mówiła: „Nie patrzcie mu dziś, jest w nim zło”.

W nocy odprawiano egzorcyzmy.

Łukasz: – Każdy musiał przed nią uklęknąć. Trzymała krzyż i kartkę z modlitwą podyktowaną przez kogoś z nieba. Mówiła: to egzorcyzm z nieba. Obok niej stał pomocnik. I ksiądz. Kładli ręce na głowę i ramiona, modlili się.

– Mocno ten krzyż przyciskała do czoła. Czasami bolało – mówi Iwona.

Joanna, kiedy upadła za pierwszym razem, nie mogła się obudzić. Kiedy przyszła kolej na egzorcyzm nad nią, uciekła do pokoju na piętrze. Grupa usłyszała wtedy: to szatan nie chce egzorcyzmów.

Piotrowi było wstyd, że wszyscy coś poczuli, a on nie. – Pomyślałem: to pewnie diabeł robi tak, żebym upadł. A ja się nie dam. Jestem facetem, nie poddam się.

Grupa usłyszała: Piotr nie dopuścił do siebie dobra. Jest z nim bardzo źle.

Iwona czuła ciepło na głowie. Kiedy Irena ją puściła, dziewczyna upadła do przodu. – Słyszałam, jak mówi do grupy: to bardzo źle, że upada do przodu. Czułam się wtedy strasznie grzeszna. Zła. Najgorsza na świecie – opowiada dziś.

Demon Mustafa

Kiedy przeszli oczyszczenie z demonów, Irena mówiła, że są pierwszymi po apostołach, którzy otrzymali taką łaskę.

Joanna: – Trzeba było przywieźć ręczniki papierowe i koc. Położyć się na brzuchu. Chwycić za rękę Archanioła Gabriela, czyli Marlenę (siostrzenicę Ireny). Wypowiedzieć na głos swoje grzechy. A potem kaszleć, charkać, pluć, wypuszczać gazy. Po to, aby wyrzucić z siebie wszelki brud. „Brud grzeszny” – tak go nazywała.

Członkowie grupy opowiadają, że na twarz występowała im krew, mieli krwotoki z nosa. Ktoś był zaraz po obiedzie, więc go zwymiotował. Irena mówiła: to oczyszczenie.

– Byliśmy wykończeni. Trwało to czasem po cztery godziny dla jednej osoby. W pokoju było ich kilkanaścioro. Zasłony zasunięte, zamknięte okna. Duszno i gorąco. Brudy zbierano do reklamówki. Na koniec oczyszczony musiał podać imię demona, który w nim siedział – mówi Joanna.

Piotr: – Miałem już dość charkania na siłę, więc wymyśliłem imię demona. Powiedziałem: „Mustafa”. Ale Irena nie dała mi spokoju. Musiał być Lucyfer lub Belzebub. Chyba innych nie znała.

Oczyszczenia i egzorcyzmy przechodziły także noworodki i dzieci. Podczas jednego z nich czterolatek zmoczył się ze strachu.

Iza: – 10-letni syn mojej siostry musiał wstać i powiedzieć, co zrobił mu demon. Nie wiedział, o co chodzi. Wtedy Irena wmówiła mu, że demon kazał mu popełnić samobójstwo. Mówiła przy wszystkich: „Powiedz, co ci kazał zrobić, powiedz. Odebrać sobie życie”. Dziecko, pod presją, przytakiwało.

Joanna: – W oczyszczeniu wzięła też udział dziewczyna w czwartym lub piątym miesiącu ciąży. Poprzednie dziecko poroniła. Teraz lekarz prosił, by na siebie uważała. Podczas spotkania w domu Ireny, do którego poszła, by modlić się o szczęśliwy poród, musiała – tak jak wszyscy – położyć się na brzuchu. Jej mąż uciekł wtedy z domu Ireny. Po rytuale oczyszczenia też wróciła do domu. I poroniła.

Wątpliwości jednak być nie mogło – grupa była przekonywana, że decyzje o jej funkcjonowaniu zapadały w niebie.

W przekazach czytamy między innymi: „Córeczko kochana Irenko dobrze, że dzisiaj w procesji Mego Ciała wzięłaś te dwa krzyże i jak było błogosławieństwo Ja, Jezus Chrystus udzieliłem Mojej mocy na te krzyże oraz na Ciebie córeczko. Te krzyże mają teraz wielką moc. Teraz te krzyże córeczko Irenko kładź na wszystkich opętanych, słabych, chorych te dwa krzyże. A Ja, Jezus Chrystus będę ich błogosławił” (07.06.2007 r., godz. 15.45).

I jeszcze: „Córeczko kochana przygotuj dzisiaj wodę pobłogosławię tą wodę. Będzie miała wielką moc. Dawaj ją chorym oraz opętanym do wypicia oraz święć ich. Wszelkie zło nie będzie miało do was wszystkich dostępu” (05.08.2007 r., godz. 00.40).

Męka

Irena mówiła, że przyjmuje za nich mękę, którą przeżywa z Jezusem Chrystusem. O jej cierpieniach i ich sensie grupę przekonywali w przekazach święci.

19.12.2005 r., godz. 00.20: „Ja, Jezus Chrystus Bóg Prawdziwy mówię do Ciebie córeczko Irenko, ile radości dała mi Twoja męka, którą Tobie dałem. Widziałaś córeczko co się z Tobą działo, jak Twoje ciało drżało i było rzucane na wszystkie strony. Za cały kościół, za modernizm w kościele, za kapłanów, biskupów, którzy ten modernizm wprowadzili do kościoła”.

11.03.2007 r., godz. 20.45: „Bardzo potrzebuję od Ciebie Twojej męki, którą Tobie dałem, ale też bardzo pragnę Twego cierpienia i ofiary za kapłanów, biskupów. (...) Córeczko kochana Irenko dostałaś po waszym nocnym czuwaniu bóle całego ciała nie wiedziałaś co się z tobą dzieje. (...) Ten ból w dłoniach, który tak boleśnie czujesz w tym miejscu w którym gwoździe przebiły mi moje dłonie i Ty to teraz czujesz w czasie twej męki, jak przyjmujesz za kapłanów, biskupów”.

21.03.2007 r., godz. 00.05: „Uradowałaś córeczko kochana tą męką Twoją całą Trójcę Świętą, którą Nam ofiarowałaś. Ty córeczko jak bierzesz te dwa krzyże do ręki i kładziesz się na podłodze, aby przyjąć tą moją mękę i zapraszasz całą Trójcę Świętą do swego serca, aby odpoczęła w Twym sercu”.

Wybrana

Kiedy dzwonimy do drzwi domu Ireny, otwiera nam 60-letnia, energiczna kobieta o przeszywającym, uważnym spojrzeniu. Podczas rozmowy dzieli nas niska, sięgająca do piersi furtka ogrodowa. Dla niej istnieją dwa światy: ten, w którym działa szatan, i ten, do którego, dzięki modlitwom, nie ma on dostępu.

– Na ten ogród wychodzili, gdy nie chcieli brać udziału w nabożeństwach. Głównie mężczyźni – to szatan ich kusił – mówi.

Kobieta pokazuje nam krzyż nad drzwiami. Mówi, że podobne ma w każdym pokoju. Że chronią ją przed szatanem. Bo ten jest wszędzie.

– Nie ma ludzi chorych psychicznie, są tylko opętani. Egzorcyzmy są konieczne. Jeśli w człowieku jest jeden demon, wystarczy tylko jeden egzorcyzm. Jeśli więcej, potrzebne są trzy. Jeżeli i one nie działają, to znaczy, że egzorcysta jest słaby – mówi Irena. I tłumaczy, że jeśli ktoś z jej grupy ma opętane dziecko, nie wolno jej się z nim spotkać. Bo szatan może „przeskoczyć”.

– Gdyby nie moje modlitwy, z tych ludzi nic by nie zostało – mówi Irena. Tuż przed bramką patrzy na nas z kapliczki Matka Boża. – Ksiądz ją poświęcił – zapewnia kobieta. I dodaje: – Ksiądz był z nami od zawsze. Wspiera mnie w moich modlitwach, minimum cztery godziny dziennie, i pielgrzymkach – do tej pory było ich ponad 130.

Po chwili oddala się i trzykrotnie kreśli nad nami w powietrzu znak krzyża. – Tak sprawdzam, czy ktoś jest opętany – przyznaje. Opętanych, jej zdaniem, na świecie jest coraz więcej. Wyciąga spod bluzki łańcuszek, na którym nosi kilkanaście medalików. – Czy ktoś, kto tyle się modli i nosi Boga na sercu, może być zły? – pyta.

Archanioł Gabriel

Pewnego dnia w czasie modlitw siostrzenica Ireny dostała drgawek. Irena nie mogła dociec, kto w nią wstąpił. „Duchu Święty”, krzyczała. Marlena: „Nie jestem Duchem Świętym”. „Dobrze, święty Józefie!”. „Nie jestem nim! Jestem Archaniołem Gabrielem!”.

– Dziwiliśmy się wtedy: Irena, a nie wie? – opowiada Łukasz. Latem 2011 r. Archanioł Gabriel w ciele Marleny przyjechał do Białegostoku na ślub Łukasza z Izą. I ponownie wpadł w trans. Były krzyki, wrzaski, sąsiedzi wyglądali z niepokojem.

Joanna: – Irena mówiła: bądźcie spokojni, to jest kontakt z niebem, mamy być pokorni. Ksiądz też przy tym był, kiwał głową.

Mniej więcej wtedy, po trzech latach w grupie, u Joanny zaczęły się rodzić pierwsze wątpliwości. Dlaczego siostrzenica Ireny stała się ważniejsza od niej? Czyżby ta druga straciła łaski? Postanowili poprosić o wyjaśnienie.

– Zostało to odebrane jako atak szatana na Irenę. Mówiła do księdza: „No widzi ksiądz, to spisek, szatani się zebrali i ich zwiedli”. Dostała drgawek, cierpień. Ksiądz powiedział: „Postąpiliście strasznie, nie uwierzyliście w Archanioła”. Zgodziliśmy się – musimy ponieść karę – opowiada Joanna.

Kara – to dziesiątki modlitw i adoracji, codzienne telefony do ich domów, sms-y. Oraz ciągły strach, że zostaną wyrzuceni z grupy. I potępieni na wieki.

Piotr: – Kiedyś wyrzuciła koleżankę mojej żony. Kazała mi odwieźć jej rzeczy. Trzeba było pojechać do niej do pracy, rzucić jej worek rzeczy na biurko: śpiwór, klapki, rzeczy osobiste. Miałem jej powiedzieć, że Pan Jezus kazał nam to odwieźć. I że nie ma już więcej wstępu do domu Ireny.

Odprawiali więc swoją pokutę. A kiedy spotykali się ze sobą w Białymstoku, długo rozmawiali o wątpliwościach.

Tu mówi niebo

Status i obowiązki grupy określili święci w przesłaniach.

W jednym z przekazów Jezus Chrystus mówi: „Co najmniej dwa razy w miesiącu macie się spotykać w trzy na modlitwie [Irena, Bożena, Maria – red.], aby Duch Święty wam pomógł, a Ja, Jezus Chrystus was prowadzę” (06.09.2006 r., godz. 09.20).

Kto trafia do grupy? Na to ma wpływ Matka Boża Rodzicielka: „Moje dzieci radowało się Moje serce z obecności na nocnym czuwaniu z Moich synów Ryszarda, Henryka z Gdańska oraz z córki Emilii jej męża Henryka, który nie otwiera swego serca na Ducha Świętego, żeby go prowadził. Moje dzieci kochane, to nie przypadek, że Moi Synowie przyjechali z Gdańska na to czuwanie. Ja, kierowałam Mego syna Ryszarda, żeby tu przyjechał i dał kilka wskazówek Memu synowi Henrykowi, żeby zrozumiał i otworzył swoje serce na Boga. (...) Proś Synu Henryku gorąco o te łaski, a będziesz wysłuchany, nie sprzeciwiaj się swojej żonie ona chce dla ciebie dobrze” (01.01.2007 r., godz. 13.25).

Także przestrogi i kary dla nieposłusznych pochodziły z nieba:

„Córeczko Marysiu Ja tobie przebaczam wszystko co zrobiłaś złego, a ty dziecko masz pretensje do Mnie Jezusa, że zawsze coś od ciebie chcę, że robisz źle. (...) Wy macie utrzymywać kontakt z ludźmi, bo czym większe koło, tym więcej dobrego? Córeczko kochana Marysiu bardzo, bardzo boli Mnie serce z twego powodu co zrobiłaś, że odeszłaś z grupy, którą Ja, Jezus Chrystus Sobie wybrałem na modlitwy w tym trudnym czasie, daje wam tyle znaków” (06.09.2006 r., godz. 09.20).

Odejścia

W lipcu 2012 r. z grupy zostają wyrzuceni Iza z Łukaszem. Bo nie dojechali na czas na spotkanie.

Iza: – Byłam w ciąży. Irena wmawiała, że mąż nie chce dziecka. Mówiła, że poronię.

Wtedy zdecydowali, że nie pojadą na rekolekcje. Irena wysyłała im sms-y, dzwoniła, straszyła. Że ulegną wypadkowi, Łukasz zginie, że po wypadku nie będzie czego po nim zeskrobywać z asfaltu.

W grupie została matka Izy. Zakazano jej kontaktów z córką, rodziną i nowo narodzoną wnuczką. – Mama nie mogła nawet jeść z naszych talerzy – wspomina Iza.

– W grupie było przekazywane, że Łukasz ma w sobie demona, który każe mu zabić teściową. A dziecko Izy, jeśli się urodzi, będzie demonem – mówi Joanna. I dodaje: – Cierpieliśmy. Wiedzieliśmy, że odeszli nasi. Ale nie utrzymywaliśmy z nimi kontaktu. Irena mówiła: „Wziął ich szatan; pamiętaj, jeśli Łukasz do ciebie przyjdzie, nie otwieraj mu drzwi”. Raptem stawała się dla mnie dobra. Czułam, że się o mnie troszczy.

Iza: – Kiedy się urodziło dziecko, ważyło tylko 1,79 kg. Lekarz zapytał, czy miałam silny stres.

Łukasz: – Wszystko opowiedzieliśmy księdzu egzorcyście. Uznał, że Irena po drodze zbłądziła, że objawiło się zło. Pomodlił się o uwolnienie naszego dziecka. Następnego dnia Iza urodziła.

Miesiąc po odejściu Izy i Łukasza umiera schorowany ksiądz, który przez lata odprawiał u Ireny nabożeństwa. Po jego śmierci grupa zaczyna przychodzić na msze do kaplicy szpitalnej. – Kolejny ksiądz, którego tam spotkaliśmy, utwierdzał nas w przekonaniu, że wszystko jest w porządku – opowiadają jej członkowie.

Lipiec 2013 r., kolejne trzydniowe rekolekcje. Irena zaprasza do domu nowego księdza, Jarosława, żeby pobłogosławił oleje i wodę.

Joanna: – To był jedyny ksiądz, który jej nie zaufał. Zobaczył, że jest nas pełno w domu. Dostał tony soli, litry wody do błogosławienia. Pomodlił się, ale widziałam, że mu coś nie pasuje.

W październiku Joanna dzwoni do ks. Jarosława. Jest już po spotkaniu z Łukaszem i Izą. Doradzają jej: zdejmij krzyż od Ireny. Joanna z mężem umawia się z księdzem w kościele. Prosi o zachowanie tajemnicy. Mówi o wszystkim.

W tym samym czasie zaczyna się nabożeństwo dla grupy. Dzwonią, że się spóźnią. Irena jest wściekła, krzyczy, że szatan nimi kieruje.

Ksiądz Jarosław mówi Joannie: „Jedźcie do domu, bądźcie szczęśliwi. Jako kapłan mówię wam, że nikt na świecie nie może powiedzieć, że zostaniecie potępieni”.

Po spotkaniu Joanna z Iwoną decydują się jechać prosto na dworzec. Dzwonią do Ireny, zmyślają: że dziecko Joanny ma atak padaczki, że muszą wracać do siebie.

Iwona: – Irena w to uwierzyła. I dodała, że padaczka jest od szatana. A Marlena wysyłała do nas sms-y. Aby odprawić pięciogodzinną adorację, a jeśli jednak zdecydujemy się wrócić – podskoczyć przed bramką trzy razy i strzepać z siebie szatana.

Przekaz z nieba był jasny: „Kochana córeczko Irenko pamiętaj ci ludzie którzy byli w grupie modlitewnej i pogardzili nią pogardzili Bogiem i Jego słowami! Otrzymali już karę, zamknęli sobie niebo, a otworzyli piekło, bo pozwolili szatanowi na jego działanie. Kto wytrwa w grupie ten będzie zbawiony!” (12.11.2012 r., godz. 22.45).

Kościół

Grupa modlitewna Ireny działa od 17 lat. Przez ten czas miejscowa parafia nie dopatrzyła się w jej funkcjonowaniu niczego złego. Dopiero dwa miesiące temu o sprawie dowiedziała się lokalna kuria.

Jej rzecznik mówi nam: – Ksiądz biskup zapoznał się ze sprawą, z nadesłanymi do kurii materiałami. Proboszcz został zobowiązany, by wystosować do tej pani oficjalne pismo. Nie ma mowy, aby w tym domu były odprawiane nabożeństwa i egzorcyzmy. Ksiądz, który przez lata brał udział w spotkaniach, czynił to – jeśli można użyć takiego określenia – całkowicie prywatnie. Parafia i diecezja nigdy spotkań nie autoryzowały.

Rzecznik przyznaje jednak: – Myślę, że to wynik pewnego niedopatrzenia ze strony poprzedniego proboszcza, który zapewne nie pomyślał, że może to mieć taki charakter. I lekcja na przyszłość, żeby tego typu przypadków nie bagatelizować.

Choć grupę opuścili członkowie z Białegostoku, spotkania w domu Ireny trwają nadal. W przyszłości Irena zamierza przekazać swój dar z nieba innej osobie. Za kilka dni zorganizuje kolejne, trzydniowe rekolekcje.

– To będzie zawsze trwało. A za was od dziś w tym domu ktoś ciągle będzie się modlił – mówi nam na pożegnanie.


Imiona niektórych bohaterów zmieniono.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2014