Ale nas zbaw ode złego

Olę od małego uczono chronić się przed szatanem. Nie nauczono jednak bez niego żyć.

03.08.2020

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK
/ JOANNA RUSINEK

Do Lewiatana dalej tak średnio chodzę. Latami wierzyłam, że to imię demona. Z muzyką oswajam się bardziej. Jeśli teksty są wulgarne albo sprośne, wyłączam. Kiedyś dostałam na kartce spis wykonawców, których nie wolno słuchać: Sting, AC/DC, Pink Floyd, takie tam. Znałam zasady i widziałam wtedy w swoim życiu głęboki sens. A teraz? Zarabiam fajną kasę, mam super pracę w start-upie. Czy to jest takie fajne? – pyta Ola, wzruszając ramionami.

Tamten rozdział zamknęła trzy lata temu, ale przeszłość ciągle wraca. Wraca, gdy Ola ma katar, a mama ostrzega: „To dlatego, że mieszkasz z chłopakiem”. Gdy brat zabrania jej śpiewać psalmy na swoim ślubie. Gdy tata nie mówi nic. Wróciła też na pierwszej randce z Marcinem. Kiedy rozmawiali, dostał SMS-a. Zastygł. Pokazał jej. Przeczytała: „Uważaj”.

Przeszłość wraca – jakby nie wierzyła, że Ola przestała się bać.

Więcej niż inni

Pełna i praktykująca katolicką wiarę rodzina, uczestnictwo w co najmniej kilku mszach o uzdrowienie, opinia księdza proboszcza. Potem już tylko kolejka do zapisów na wstępne rekolekcje ewangelizacyjne, podpis pod regulaminem wyjazdu. I cierpliwość.

Tak można było dołączyć do wspólnoty, w której wychowała się Ola. Chyba że się w niej urodziło. Wtedy od małego rozumiesz, że pytań nie zadaje się publicznie. Że te kilkanaście rodzin to ciocie i wujkowie. Że zamiast dyskusji jest modlitwa.

I że wspólnota rozumie więcej niż „inni”.

Ola czuła to od małego. Wiedziała, że dla Jezusa trzeba być lepiej i bardziej. Dziś priorytetami grupy nazwie „gorliwość” i „wymaganie od siebie”. Wspomni wspólne czytanie Biblii w starogrece, której nikt na sali nie znał. I księdza, który wtajemniczał w wiedzę, jakiej „zwykły katolik” nie posiada.

Jej formacja rozpoczęła się w wieku 13 lat. Już wtedy chodziła na spotkania, wykłady teologiczne, modlitwy charyzmatyczne, a na koniec roku zdawała z nich egzaminy.

Demon agresji

Rozmowa pierwsza, mówi Ola: „Mieliśmy problemy rodzinne”.

Rozmowa druga: „Tata miał problemy. Z emocjami. Bywał nerwowy, bardzo krzyczał, zdarzała się przemoc”.

Rozmowa trzecia: „Bił paskiem, kijem od miotły albo od bilarda. W połowie liceum, po mojej osiemnastce, nie chciałam odkurzyć mieszkania. Kopał mnie i uderzył kilka razy”. Szybko dodaje: „Ale to były takie pojedyncze sytuacje”.

Wspólnota pomogła je zinterpretować. Ale na początku trzeba było zająć się tatą. Bo przestał się angażować. Kiedy po rekolekcjach spędzały z mamą godziny nad katechizmem, mówił: „Zakon sobie w domu otwierają”. Mama wytłumaczyła Oli, że tata jest nerwowy, bo widzi religijność – tak samo, jak samochody psują się w drodze na rekolekcje, bo Zły nie chce, żeby dojechali. Zastanawiały się, czy ma w sobie demona agresji. Mówiono o takim na rekolekcjach.


Czytaj także: Anna Goc, Marcin Żyła: Za granicą wiary


Dzisiaj Ola uważa, że była natrętna. Mówi, że dla taty musiało być nieprzyjemne, gdy wracała z rekolekcji i próbowała go nawrócić. Z rodzeństwa była najbardziej gorliwa. Kiedy bracia grali na komputerze, ona modliła się przy zapalonej świeczce. A że obrywała najwięcej, uwierzyła, że napady taty to ataki szatana. Tak podpowiadano jej we wspólnocie.

Przemoc nie zniknęła. Ale Ola coraz sprawniej ją uzasadniała.

We wspólnocie usłyszała, że opętany nie wejdzie do pomieszczenia z solą egzorcyzmowaną. Jeszcze w gimnazjum rozsypała granulki w swoim pokoju. Ale tata wszedł spokojnie, nie wpadł w szał. Może demon był sprytniejszy od Oli? Nie takie historie słyszała.

Pamiątka z wakacji

Rodziny z dziećmi na rekolekcje jeździły zawsze w zimie (tydzień) i lecie (­dziesięć dni). Dzień zaczynał się modlitwą, kończył – konferencją, modlitwą i mszą. A właściwie: modlitwami po mszy, bo gdy dzieci kładziono spać, rodzice zostawali jeszcze do pierwszej w nocy.

Z takich rekolekcji prawie każdy wyjeżdżał z wodą święconą i solą. Święcono ją w kilogramach, potem mama Oli używała jej do potraw. Trzeba było pamiętać, że nie można nią solić wody na makaron – przecież po zagotowaniu taką wodę się wylewa. A niczego posolonego święconą solą nie można wyrzucić.

Ale z rekolekcji najważniejsze wynosiło się w sercu. I to miało nieść się w świat.

Latem młodzież miała własne rekolekcje. Konferencje, wykłady, modlitwy wstawiennicze o uwolnienie. Bo młodym mówiło się dużo o demonach i zagrożeniach duchowych. Kiedyś wyświetlono symbole ruchów satanistycznych i twarze muzyków rockowych. Znajoma psycholog szepnęła: „Spójrz, jakie on ma oczy. Od razu widać, że coś jest z nim nie tak”. Innym razem na rekolekcjach ksiądz święcił wodę w basenie. Potem mieli się w niej kąpać opętani.

I tak przez dwa tygodnie.

Pierwszy raz

Dzieci nie chodziły na wykłady, nie zdawały egzaminów, kładły się spać wcześnie. Ale to nie tak, że to wszystko ich nie dotyczyło.

Ola miała dziewięć lat. Młodszy brat spał obok, a pościel na łóżku mamy była pusta. Na ścianie wisiał krzyż (nie pamięta, czy na krzyżu wisiał Jezus). Pamięta, że był środek nocy. Że trwały letnie rekolekcje rodzin, a tata został w domu. I że nie mogła spać. Usłyszała coś z dołu. Krzyki? Nie pamięta. Modlitwy? Może. Wyskoczyła z łóżka i wyszła na zimny, ciemnoszary korytarz. Zbiegła po schodach, dźwięki dochodziły z kaplicy. Pamięta, jak otwierała wielkie, drewniane drzwi. Pamięta kamienną podłogę pod stopami. I szeroki dywan, rozłożony przez środek, na wprost głównej nawy.

Ale najwyraźniej pamięta ludzi, leżących między ławkami. Próbowała między nimi przejść, szukając mamy. Twarz za twarzą. Ciało za ciałem. Ktoś przewrócił się przy jej ramieniu. Raz, drugi. Czy są chorzy? Ten ktoś zemdlał? Stało się coś strasznego? Pamięta, że w końcu znalazła mamę. Że mama zaprowadziła ją z powrotem do pokoju. Że rekolekcyjni wujkowie i ciocie zostali w kaplicy.

Nigdy o tym nie rozmawiały.

Niedługo po tamtej nocy jeden z wujków opowiadał o działaniu Pana Boga w jego życiu. Na środku kaplicy, przez mikrofon. I też nagle się przewrócił. Ola nie rozumiała, dlaczego tak się wujkowi dzieje. Przez kolejne kilkanaście lat widziała w kościele plucie, wymioty, jęki, wrzaski. Słyszała głos demona, który krzyczy przez wijącą się kobietę: „To ja jestem drogą, prawdą i życiem!”. I raz za razem rozumiała coraz więcej.

Nauczyciele

Nastoletnia Ola wierzyła, że agresja taty to znak, że może otrzymać stygmaty. Czytała o ludziach, którzy przeżyli coś podobnego.

O ojcu Pio, włoskim stygmatyku. Potem przez kilka lat śnił jej się pies, który chce się na nią rzucić. Tak jak na zakonnika, którego w ten sposób atakował demon.

Czytała „Wyznania egzorcysty” Gabriele’a Amortha. Nasilały się jej wtedy lęki nocne i nie mogła spać, ale coraz bardziej docierała do niej powaga sytuacji.


Czytaj także: Piotr Sikora: Duch, czyli ogień


O św. Janie Marii Vianneyu, mistyku, który chodził po barach, knajpach i potańcówkach. Kiedy ludzie tańczyli, on widział w nich demony. Po tej książce czujność Oli na muzykę bardzo się nasiliła. Zastanawiała się, jak oceniłby ją Vianney.

Stopniowo zaczęła rozumieć, że szatan jest wielką siłą, która ma do niej dostęp. I jest blisko, coraz bliżej. Nieraz widziała ludzi wrzeszczących w trakcie egzorcyzmów. Latami bała się, że sama jest zniewolona. Myślała: „a co, jeśli we mnie też coś siedzi, a o tym nie wiem?”. Przecież mogła gdzieś przez przypadek posłuchać Michaela Jacksona.

Gdyby wtedy wysłuchał jej ktoś zaufany, może przyznałaby to, co mówi teraz: „Bałam się nie tylko samego szatana. Bałam się wypędzania go z mojego ciała. Spoczynków w Duchu Świętym, modlitwy wstawienniczej. Tego, że będą mnie egzorcyzmować. Tak jak innych”.

Ola pamięta jedną z egzorcyzmowanych dziewczyn i trzy zupełnie różne tony jej wrzasku. Niepodobne do jej normalnego głosu. Słyszała na własne uszy, brała udział w jej uwalnianiu. Dziewczyna była jak większość egzorcyzmowanych: słuchała techno, sporo imprezowała, dużo piła. Miała lekki FAS [alkoholowy zespół płodowy – przyp. JS], ktoś w jej rodzinie się powiesił. Zniewoleni byli zwykle po przejściach.

Trzecia w nocy

– Ludzie w moim wieku uprawiali seks z przypadkowymi osobami, a ja byłam zdolna do wielkich, pięknych rzeczy – mówi Ola i patrzy mi prosto w oczy. Od małego uczono ją, że szatan działa przez ludzi, którzy są mniej religijni („a już na pewno, jeśli nie są w stanie łaski uświęcającej”). Przez seks („nie wiem jak, ale przez seks. Ogólnie. Przez seksualność”). Przez masturbację („absolutnie!”).

W sprawie zagrożeń dostawała maile ze wspólnoty. O Hello Kitty, grach komputerowych. O tym, że o. Adam Szustak mówi o Harrym Potterze w swoim filmie. Tytuł maila brzmiał wtedy: „Uważajcie na ojca Szustaka”.

Unikała jogi i pilatesu, bo on ponoć też taki nie za bardzo. Nigdy się nie spiła. O papierosach słyszała, że są poświęcone demonowi. Że nad każdą jedną paczką wielkie ryty są odprawiane w fabrykach. Na komputerze grała tylko w „Simsy”, ale wiedziała, że są gry, które mają nazwy i fabuły podejrzane. Ponoć w jednej przy logowaniu podpisuje się dla żartu cyrograf. Była też ostrożna przy wyborze ubrań, bo zawsze gdzieś tam może być pentagram.

Bała się ataków szatana, szczególnie w nocy. Z pisma dla młodzieży „Miłujcie się” zapamiętała świadectwa zniewolonych. Bała się strasznie o trzeciej w nocy, często budziła się o tej godzinie – wtedy sataniści odprawiają swoje rytuały. To był dla niej jasny znak.

Kiedyś dostała od chrzestnej złoty pierścionek: wąż owijający się trzy razy wokół palca. Schowała go głęboko w szafce. Śniło jej się, że jest na rekolekcjach i że ktoś, kto mówi kazanie, każe jej do siebie podejść długim korytarzem i mówi: „Wyjmij rękę”. Ola patrzy, a tu pierścionek na palcu. Słyszy: „To demoniczny symbol, nie powinnaś go mieć”. Następnego dnia go sprzedała. Zastanawiała się tylko, czy to moralne, bo zarobiła na demonicznym przedmiocie.

Wciąż zasypiała z lękiem. Aż zrozumiała, że drogą do ukojenia jest męczeństwo. Jeśli zrobi wystarczająco dużo dobra, Pan Bóg w końcu ją zauważy.

Dowody

Na to wszystko były dowody. Co najmniej dwa.

Raz jeden ksiądz, który ma dar proroctwa, powiedział jej, że ma taki obraz („wizję w głowie”), że Ola jest na łące, zbiera kwiaty, bardzo się z nich cieszy. I że Pan Bóg by chciał, żeby się cieszyła i była wdzięczna za Jego dary. Za to, co ma. Ola poszła wtedy do ławki, uklękła, zaczęła się modlić. I nagle zaczęła ryczeć. Płakała i płakała, jak bóbr. Ten jeden raz miała silne poczucie spokoju, miłości, dobra.

Dowodem może być też ostatnie proroctwo, które usłyszała we wspólnocie. Według niego chowała się w kielichu eucharystycznym, gdy szykował się na nią jakiś duży atak. Trudno o silniejsze potwierdzenie, że całe jej życie jest duchową walką.

Męczennica

Kiedy miała 21 lat, wiedziała już, co to jest szczęście: sprzedawanie świec Caritasu pod kościołem (regularnie), prowadzenie przedszkola na oddziale onkologii dziecięcej (przez pół roku), całodobowa opieka nad umierającą na nowotwór kobietą (przez trzy miesiące, aż do jej śmierci), robienie i rozdawanie kanapek bezdomnym (co sobotę), opieka nad dziećmi z ubogich rodzin (kiedy potrzeba), wakacyjne wolontariaty w domach dziecka (dwukrotnie po trzy tygodnie), opatrywanie ran i gotowanie u sióstr misjonarek miłości od jej ukochanej świętej – Matki Teresy (kiedy się da).


Czytaj także: Marcin Choduń: Kędy wieje duch


Ola chciała pomagać wszystkim, wszędzie i na wszelkie sposoby. Randki też były ku temu okazją. Mówiła chłopakom o Bogu: „Fajnie, że ci się podobam, przy okazji może też opowiem ci o tym, co jest w życiu ważne”.

Reagowali różnie. Jeden zaprosił ją na wieczór ze śniadaniem, bo akurat odkurzył. Wytłumaczyła mu wtedy, jakie ma wartości. Popatrzył na nią i stwierdził: „Jezu, jak ty się marnujesz”. Ola zdziwiła się, że w ogóle można tak myśleć.

Innym razem starała się pomóc pijanemu mężczyźnie. Wyglądał na punka. Przewracał się na nią w tramwaju, kiedy wracała ze wspólnoty. Pomogła mu wysiąść, spytała, jak pomóc, a on, że właśnie rozstał się z dziewczyną, że życie nie ma sensu. Wzruszyła się. Odprowadziła go na dworzec, sprawdziła mu godzinę odjazdu, czekali. On zaczął ją całować. To był jej pierwszy pocałunek. Wymienili się numerami, umówili się. Dla Oli wyglądało to na idealną historię przyszłego nawrócenia. Tylko on na umówione spotkanie nigdy nie przyszedł.

Po maturze był chłopak o osiem lat starszy. Mówił: „Piję wódkę, ale też się modlę”, więc była przestrzeń na nawrócenie. Tylko kiedy zaczął naciskać na seks, Oli zrobiło się ciężko. Starała się z tego wykręcić. Usłyszała: „Oddaj Bogu co Boskie, cesarzowi co cesarskie”. I odeszła.

A potem wypiła pierwsze piwo.

W kolejnym związku przyjęła zaręczyny, aby nie zranić chłopaka odmową. Znali się pięć miesięcy. Miał na imię Tomek, był gotowy zrobić dla niej wszystko i potrzebował wsparcia. Trochę było też tak, że stała się w rodzinie czarną owcą. Studia rozpoczęte, a tu ciągle nowe związki. Były też żarty, że „o, kolejny Oli chłopak”. A brat z koleżanką ze wspólnoty wziął ślub w wieku 21 lat.

Kilka lat wcześniej

W wieku 16 lat Ola chciała być zakonnicą. Miała koszulkę „Pan jest pasterzem moim”. Rozrysowała plan. Ferie zimowe: opieka nad bezdomnymi u sióstr misjonarek. Lato i weekendy: wolontariat, rekolekcje wspólnoty. Na szkolnych przerwach: książki religijne. Postanowiła też, że nie może marnować dłużej swojej wiedzy o zagrożeniach duchowych. Musi pomóc innym.

Okazja nadarzyła się szybko. Kiedy kolega słuchał na przerwie ciężkiej muzyki, Ola ostrzegła go: „Krzysiek, to niebezpieczne. A ty jeszcze karate kiedyś uprawiałeś”. Chłopiec był przerażony, bał się opętania. Jego mama zadzwoniła do szkoły. Nastolatkę wezwała dyrekcja. Była rozmowa z księdzem, wychowawczynią.

Ola: – Usłyszałam, że mam nie straszyć, i pomyślałam, że we wspólnocie mieli rację. Uprzedzali, że ludzie tego nie rozumieją. A ja od małego widziałam, jak szatan działa.

Mdłości

Nie wiadomo, dlaczego się zatrzymała. Ani Ola, ani Tomek nigdy nie brali nikogo na stopa. Wracali z rekolekcji, na których narzeczony miał się nawrócić. Zacząć żyć jak dorosły człowiek. Znaleźć jakieś hobby, coś poza nią. Tak, żeby mogła czasem porozmawiać w cztery oczy ze współlokatorką. Tomek mieszkał osobno, ale poza pracą i snem miał tylko ją. Kiedy do Oli przyszedł nauczyciel angielskiego, Tomek czekał pod blokiem. Czekał też na uczelni, pod pracą, na zakupach. Przyjęła jego zaręczyny, bo nie chciała go skrzywdzić. Uczepiła się więc nadziei na to całe nawrócenie.

– Wtedy dotarło do mnie, że jest beznadziejnie. Mimo że modlę się, chodzę do spowiedzi, jestem animatorką we wspólnocie, robię wszystko, co powinnam. Stosuję wszystkie techniki i zasady, a zamiast cieszyć się, płaczę, nie mogę spać, mam mdłości z nerwów – mówi Ola.

Była studentką III roku psychologii – i była w szoku.

Wtedy do auta wsiadł Łukasz. A potem coś między nimi się wydarzyło. Ciężko powiedzieć co.

Ola pamięta, że Łukasz z niej zażartował, że współczuje Tomkowi jej charakteru. Bo Tomek wyszedł na delikatnego, cichego gościa, a ona na tę odważniejszą. Strasznie się wkurzyła, ale wzięła numer, bo okazał się zakonnikiem. To od ojca Łukasza po raz pierwszy w życiu usłyszała, że robi za dużo. Za dużo praktyk, pompejanek, charyzmatycznych odjazdów. I jeszcze to pytanie: „Może terapia?”.

A potem zerwała zaręczyny.

Egoistka

„Terapia” – to brzmiało jak porażka. Ola studiowała psychologię, bo chciała pomagać ludziom. Znała możliwości, ale nie myślała nigdy, że może ich ­potrzebować. Przecież pomocy potrzebują ci, ­którzy sobie nie radzą. A ona? Ona wie, dokąd zmierza, jak należy. Nie rozumiała tylko smutku, rozdarcia i bezradności. Czy to droga do Boga? Może to dobrze, że jest szczęśliwa tylko wtedy, kiedy zapomina o sobie? Może tak właśnie powinno być.

Obiecywano jej, że będzie szczęśliwa i spokojna. A było coraz gorzej. Dlatego poszła na terapię. Dopiero na niej dowiedziała się, że nie musi być święta.

Dwa lata psychoterapii to dla Oli także inne wnioski. Pierwszy: „modlitwa i rekolekcje nie wystarczą, żeby być szczęśliwym”. Drugi: „praktyki religijne nie naprawią związku”. Trzeci: „w odpoczywaniu i przyjemności nie ma niczego złego”. Czwarty: „życie z kimś, kogo kocham, wcale mnie nie przekreśla”. Piąty: „liczą się nie tylko zasady i reguły, ale też moje pragnienia i potrzeby”. I szósty: „to, czego uczono mnie we wspólnocie, nie jest dla mnie dobre”.


Jola Szymańska: Osiem zdań to na pewno nie wszystko. Ale jednocześnie osiem zdań to już coś. Czy to wiele? Nie wiadomo. Annie wystarczyły cztery przykłady. Każdy z nich miał potwierdzać poprzedni. Pierwszy o szklance. Drugi o bucie. Trzeci o kwiatku. I dopiero czwarty o gumie. Bo guma była najgorsza.


 

W ten ostatni najtrudniej było jej uwierzyć.

– Stałam się egoistką – mówi dzisiaj. – Moim wierzącym przyjaciółkom, które angażują się w pomaganie i wspieranie innych, mówię „weź, zadbaj też o siebie”. To nie egoizm? No, może. Ale dziś jestem uparta, a byłam altruistką.

Kiedyś myślała, że musi kochać. To znaczy, być zawsze cierpliwa, spokojna, pomagać innym, żeby było im lepiej. Dzisiaj kocha narzeczonego i siebie, a kiedy kolega w pracy zrobi coś głupiego, nie martwi się o niego za bardzo. Kiedyś „dobro” rozumiała jako działanie zgodne z określonymi zasadami. Dziś nie wie do końca, czym dobro jest.

Kiedyś poprosiłaby gości weselnych o darowizny na przybory szkolne dla dzieci w Tanzanii. Dziś, zamiast tego, zbiera z narzeczonym pieniądze na własny dom. I rasowe ragdolle, bo są piękne i spokojne. Dawniej wzięłaby na pewno kota ze schroniska.

Czarodzieje

Ola poznała Marcina na początku terapii. Coraz rzadziej zdarza się jej uciekać. Ucieczki to takie momenty, kiedy zaczynają być blisko i coś jej się przypomina. Zaczyna się modlić i płakać, nagle chce iść do kościoła, mimo że jest środek tygodnia. Chce natychmiast odmawiać różaniec. I musi się uspokoić. Przypomnieć sobie, że wcale nie chce tego wszystkiego robić. Że to nie jej pragnienia, tylko stare mechanizmy reakcji na lęk. Z dnia na dzień boi się coraz mniej. Chyba że trafi na jakiś film z czarodziejami.

Ostatnio widziała taki fragment. Kilka osób na ekranie stało w kółku i nagle wstąpił w kogoś szatan. Usłyszała własny krzyk i płacz, a potem cały wieczór wracała do siebie.

Ola: – Ja wciąż nie wiem, czy to wszystko było prawdziwe. Nie wiem nawet, czy wierzę w egzorcyzmy i szatana. To było cały czas tuż obok mnie, a teraz tego nie widzę. I nie wiem, może nie widzę, bo na to nie patrzę? Czy ta rzeczywistość jest tak blisko, jak mi się wydawało? Nie poukładałam sobie tego. Nie wiem, jak szatan funkcjonuje w obecnym świecie.

Ola wie, że już go na co dzień nie czuje. A to bardzo dużo.

Czasem marzy o kawie z koleżanką, która uciekła ze wspólnoty zaraz przed nią. I słyszy w głowie słowa księdza-lidera: „Nie wszyscy tu będą dłużej, nie każdemu wystarczy gorliwości”.

– To o nas. O dzieciach. Dlatego chciałabym z nią porozmawiać, dowiedzieć się, przez co musiała przejść. Może dalej jest gorliwa, ale inaczej? Bo ja, mimo że tak ciężko było mi się z tego wyplątać, i tak tęsknię. Brakuje mi tej duchowości – mówi.

Ale wracać nie chce.

Nieprawda

Ola i Marcin za miesiąc biorą ślub.

Przyjaciel Marcina, kiedy poznał Olę, powiedział, że to, co o niej wcześniej słyszał, to nieprawda. I przytulił ją.

Bliscy Oli mają obawy, ale cieszą się, że ślub będzie sakramentem.

Ola myśli często o spowiedzi przedślubnej. Boi się jej.

Ma 26 lat i po raz kolejny zaczyna nowe życie. ©

Imiona bohaterów zostały zmienione. Grupa modlitewna, do której wciąż należy rodzina Oli, jest oficjalną katolicką wspólnotą. Nie podajemy jej nazwy ze względu na ochronę tożsamości bohaterki. Działa w kilku dużych polskich miastach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2020