Dogville, czyli wszędzie

Wchodzi na nasze ekrany film odważny i niepokojący, jedno z najciekawszych osiągnięć kina europejskiego ostatnich lat.

05.10.2003

Czyta się kilka minut

Lars von Trier po ogłoszeniu sławetnego manifestu “Dogma ’95" czy nieprzyzwoitym (emocjonalnie) musicalu “Tańcząc w ciemnościach" zdążył nas już przyzwyczaić do ekstremalnego traktowania filmowego medium. Tym razem poszedł jeszcze dalej i osiągnął jeszcze więcej.

“Dogville" można porównać do “Idiotów", nakręconych według litery wspomnianego manifestu. Tamten film również wyrósł z samoograniczeń. Opowieść o grupce młodych ludzi, która zakłada dziwaczną komunę, by udając psychicznie upośledzonych wymierzyć policzek dominującej “normalności", powstała przy pomocy prostych środków: lekka cyfrowa kamera, surowe wnętrza, szorstka faktura zdjęć, sceny w dużej mierze improwizowane. Całość sprawiała wrażenie podpatrywania zwariowanego eksperymentu.

Przy “Dogville" von Trier postanowił jeszcze bardziej skupić się na aktorze: najważniejsze są relacje między postaciami, skomplikowane mechanizmy, dzięki którym ekranowy świat dopiero “staje się" na naszych oczach. Reżyser oczyścił ten świat ze wszystkiego, co w normalnych warunkach składa się na filmową inscenizację. Akcję “Dogville" umieścił w wielkiej hali dźwiękowej pod Sztokholmem udającej amerykańskie miasteczko z lat 30. zagubione gdzieś w Górach Skalistych. Dzisiaj, kiedy inteligentny komputer jest w stanie wygenerować dowolny efekt i spełnić najbardziej nierealny kaprys, duński reżyser postanowił wyrzucić całą współczesną technologię do kosza.

Wszystko opiera się na umowie z widzem. Dekoracja ogranicza się do kilku prostych znaków - jakieś rachityczne drzewko, ławka, grządka, osamotnione drzwi do nieistniejącego wnętrza. Ulice narysowano na podłodze kredą. Ktoś powie - jak w teatrze, bo też z tej właśnie fascynacji umownością wyrasta koncepcja filmu. Ze stworzenia brechtowskiego efektu obcości demaskującego wszelką iluzję, z przedstawień teatru telewizji, rejestrujących kamerą całkowicie sztuczny, zamknięty świat. Ubogie miasteczko zamieszkują osoby, które również żyją ostentacyjnie na niby: pielęgnują grządki, wychowują dzieci, krzątają się wokół swojego poletka - wszystko jest jednak umownym gestem, jawnym udawaniem.

Przypatrzmy się aktorom: twarze znane z wcześniejszych filmów von Triera, a obok wielkie hollywoodzkie gwiazdy, niektóre, jak Lauren Bacall czy James Caan, mające już status filmowej ikony. Pośród nich elektryzująca Nicole Kidman - słodka, krucha istota o arystokratycznym wejrzeniu, przybyła tu z zupełnie innej rzeczywistości. Za chwilę między nią a prostymi mieszkańcami miasteczka rozegra się wstrząsający spektakl. Głos Johna Hurta w roli wszechwiedzącego narratora zapowiada z namaszczeniem kolejne odsłony tego dramatu. Zupełnie jak w XVIII-wiecznej powieści, jak u Kubricka w “Barrym Lyndonie", gdzie filozofujący komentarz narzucał dystans do przedstawianych wydarzeń. Całe to nienaturalne zamknięcie w zaimprowizowanym studiu pośród przeszklonych ścian przywodzi paradoksalne skojarzenia z telewizyjnym “Big Brotherem": tam jednak wciskano nam żałosną protezę rzeczywistości, tu zaś przy pomocy bezlitośnie demaskujących sztuczność zabiegów dotykamy czegoś nieoczekiwanie prawdziwego. Początkowo trzymamy dystans, na zimno przypatrujemy się eksperymentowi. I nie wierzymy, że von Trierowi może udać się nami zawładnąć. W którymś momencie przestajemy jednak kontrolować sytuację, scena zaczyna żyć własnym życiem, coś się otwiera w sceptycznym dotychczas widzu.

Historia jest prosta, wręcz bajkowo naiwna. Grace, ścigana przez gangsterów dziewczyna, szuka w Dogville schronienia. Choć jej białe dłonie nigdy nie skalały się żadną pracą, w zamian za schronienie oferuje mieszkańcom miasteczka pomoc przy różnych, nawet najbardziej niewdzięcznych pracach. Wszystko początkowo układa się świetnie, ale z czasem poczciwe Dogville zaczyna pokazywać kły. “Oddawanie siebie innym w prezencie może być bardzo niebezpieczne" - mówi reżyser, pokazując jak łatwo ofiara złożona przez Grace ujawnia w porządnej, zdyscyplinowanej społeczności najgorsze jej instynkty. Łaska, jaką okazują zagubionej dziewczynie, nie jest bezinteresowna: im bardziej zagrożony jest jej los, im bardziej zależy on od dobrej woli obywateli Dogville, tym bardziej rosną ich wymagania, tym bardziej ujawnia się potrzeba zawłaszczenia życiem dziewczyny.

Fascynujący jest przewijający się w wielu filmach von Triera motyw męczeńskiej ofiary, która - co ciekawe - najczęściej bywa udziałem młodych kobiet. Przypomnijmy zgwałconą Bess z “Przełamując fale", cierpiącą matkę z “Idiotów", skazaną na śmierć robotnicę z “Tańcząc w ciemnościach"; nadludzkie cierpienie było również udziałem Medei w mało u nas znanym filmie telewizyjnym. Ta skłonność do upokarzania, a w końcu i uwznioślania bohaterek byłaby smakowitym kąskiem dla niejednego psychoanalityka. W “Dogville" męczarnia bohaterki znajduje jednak nieoczekiwany finał: ofiara podniesie głowę, by wymierzyć sprawiedliwość swym oprawcom.

Porcelanowa Nicole Kidman od początku niesie w sobie zapowiedź takiej wolty: w wielu jej poprzednich aktorskich wcieleniach niewinność podszyta była czymś niejasnym i perwersyjnym. Tu owa dwoistość eksploduje z jeszcze większą siłą. Przesłanie filmu - bezlitosne, niemal faszystowskie w diagnozie ludzkiej natury - nie przynosi spodziewanego oczyszczenia, ale raczej brutalny wstrząs. Grace, uciekając przed złem, znajduje w Dogville zło po stokroć większego kalibru i postanawia rozprawić się z nim w sposób jeszcze bardziej krwawy.

Bodaj najbardziej intrygująca postacią jest u von Triera Tom - małomiasteczkowy filozof, pisarz-nieudacznik o kaznodziejskich skłonnościach. Tom ma przed sobą misję moralnego uzdrowienia mieszkańców osady. Pojawienie się Grace jest dlań wyśmienitą okazją do przetestowania ich moralnej kondycji. Teraz, kiedy znalazł już idealną ilustrację swoich nauk, będzie mógł wzmocnić swą pozycję. Ale Tom nie jest tak naprawdę cyniczny: to nieszczęsny idealista, który wierzy w uniwersalne dobro, zbyt jednak tchórzliwy i słaby, by w momencie jego totalnej klęski zaproponować coś w zamian. Zdumiewająco łatwo przejdzie na stronę zła. O szkodliwości utopijnego myślenia opowiadał już von Trier w “Idiotach": charyzmatyczny lider grupy “nienormalnych" wierzył, iż żyjąc poza wszelkim prawem, lekceważąc wszelkie tabu - można odkryć tę jedyną prawdę. I podobnie jak Tom poniósł klęskę. Poprawianiem świata zajmie się w końcu i sama Grace. Jednak jej metody będą już całkiem inne...

“Dogville", zapowiadane jako część trylogii “U, S i A". próbowano odczytywać jako film antyamerykański. Fakt, że von Trier tłumacząc się panicznym lękiem przed lataniem nigdy nie odwiedził tego kraju i zbudował sobie jego obraz jedynie na podstawie książek i filmów, każe przypuszczać, że reżyser po prostu Ameryki nie lubi. Niezależnie jednak od prywatnych sympatii, “Dogville" nie jest pamfletem na Amerykę. Posępna wizja świata budującego swój porządek na zależności i przemocy ma charakter uniwersalnej metafory. I nie zmieniają tego nawet zawarte w filmie dosłowne aluzje - piosenka Davida Bowie “Young Americans" w finale czy towarzysząca jej brawurowa kompilacja amerykańskich fotografii z czasów Wielkiego Kryzysu. Dogville znaczy wszędzie. Wszędzie znaleźć można chore miasteczka ukryte za fasadą zwyczajności. Wszędzie spotkać można chorych naprawiaczy świata.

“Jeżeli Pan nie zbuduje domu, na próżno trudzą się budowniczowie jego. Jeżeli Pan nie ochroni miasta, na próżno czuwają straże" - na ekranie słychać kilkakrotnie instrumentalny wstęp do salomonowej “Pieśni wstępowań", skomponowanej przez Vivaldiego (Psalm 127, 1, przekł. Czesław Miłosz). Czym zatem jest “Dogville"? Naiwną opowiastką? Głębokim moralitetem? Kolejną manipulacją Larsa von Triera? Niechaj każdy sprawdzi to na własną rękę.

Film trafia na nasze ekrany w dwóch wersjach: dłuższej, trzygodzinnej, wyświetlanej na festiwalu w Cannes, oraz krótszej, pokazywanej w kinach europejskich. Oczywiście polecam pierwszą, choć ta skrócona nie jest bynajmniej owocem artystycznego kompromisu. Obie wersje są “reżyserskie", co oznacza, że zostały zmontowane i zatwierdzone przez samego von Triera. Towarzyszyć im będzie ciekawy dokument, “Wyznania z Dogville" - należący do gatunku making of, czyli odsłaniający kulisy pracy nad filmem. Fragment, w którym von Trier przytula w milczeniu Nicole Kidman tuż po nakręceniu porażającej sceny gwałtu, robi nie mniejsze wrażenie niż rzeczona scena w filmie fabularnym.

“DOGVILLE". Scen. i reż.: Lars von Trier, zdj.: Anthony Dod Mantle, muz.: Antonio Vivaldi, mont.: Molly Marlene Stensgard, scenogr.: Peter Grant, wyst.: Nicole Kidman, Paul Bettany, Stellan Skarsgĺrd, Lauren Bacall, Harriet Anderson, Philip Baker Hall, Chloë Sevigny, Ben Gazzara, Jaremy Davies, Patricia Clarkson, James Caan, John Hurt i inni. Prod.: Dania / Szwecja / Wielka Brytania / Francja / Niemcy / Holandia 2003. Dystrybucja: Gutek Film.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2003