Podwójny kamuflaż

W najnowszym filmie Lars von Trier funduje nam bogato zdobiony traktat gnostycki. Nie tyle o moralnym upadku bohatera, co o sobie samym. O artyście skazanym na wieczne przekraczanie i wieczne niespełnienie.

14.01.2019

Czyta się kilka minut

Matt Dillon w filmie „Dom, który zbudował Jack” / GUTEK FILM
Matt Dillon w filmie „Dom, który zbudował Jack” / GUTEK FILM

To właśnie proces niszczenia czyni z winogron dzieło sztuki” – peroruje bohater nowego dzieła Larsa von Triera. Jak przystało na film o seryjnym mordercy, nie będzie w nim mowy o wysokogatunkowym winie i tylko trochę o poczuciu winy. „Dom, który zbudował Jack” prócz chłodni, w której przechowuje się zwłoki ofiar, mieści wiele innych przepastnych pokoi, oznaczonych wielkimi nazwiskami i wielkoformatowymi hasłami. „(A)moralność sztuki” jest tym z nich, które zajmuje na równi głównego bohatera i reżysera.

Cyniczna opowieść o człowieku, który chciał być genialnym architektem, lecz staje się „artystą zbrodni”, rozpisana została na rozdziały, w których wymuskany i pedantyczny Jack, grany przez Matta Dillona, opowiada o swych wyczynach dokonanych w ciągu 12 lat. Każdy kolejny jest coraz bardziej mistrzowski i coraz bardziej ryzykowny. W przeciwieństwie bowiem do mordercy doskonałego, który zaciera po sobie wszelkie ślady, morderca wyrafinowany, jakim mieni się bohater, pozostawia je wręcz na widoku – i mimo to uniknie kary. Co więcej, jako psychopata świetnie udający psychopatę, potrafi zmylić czujność przeciwnika, dzięki czemu zostanie uznany co najwyżej za nieszkodliwego oryginała. Dostrzegając w zbrodni akt swoistego piękna, traktuje ludzkie ciało niczym tworzywo, a zarazem dba o uwiecznienie tego aktu – widzimy, jak Jack starannie upozowuje i fotografuje swe ofiary.

Jest wśród nich pewna elegancka, acz nieznośnie gadatliwa kobieta (Uma Thurman), która na leśnej drodze poprosiła go o pomoc przy samochodzie. Jest samotna wdowa, biorąca Jacka za agenta ubezpieczeniowego, oraz matka z dwójką dzieci, którzy podczas polowania sami staną się celem łowcy. Bezpośredniość (i lekkość!), z jaką bohater odhacza kolejne swe trofea – co istotne, głównie kobiece, niektóre wcześniej makabrycznie okaleczone – a przy tym dosłowność, z jaką von Trier inscenizuje same zbrodnie, domagają się reżyserskiej eksplikacji. Ale nie byłby sobą, gdyby nie wygłosił jej wprost, tonem pedagogicznym i takimi mniej więcej słowy: „Oj, lubicie oglądać tak zwane chore filmy! W ten zapośredniczony, bezpieczny dla siebie sposób zaspokajacie po prostu swoje najgorsze instynkty”.

Niby nic nowego pod słońcem. Podobnie nieprzyjemne rzeczy mówił już do nas z ekranu chociażby Michael Haneke. Była w tym jednak głębsza refleksja na temat deprawującej natury filmowego medium, tu zaś do pewnego momentu dominuje ton perwersyjnie figlarny, wyczuwalny również w autoironicznej grze Dillona. Jednocześnie twórca „Funny Games” nie przemawiał do nas z ambony aż tak wysokiej. Oto głównym słuchaczem opowieści Jacka okazuje się nie byle kto, bo sam Wergiliusz (w tej roli Bruno Ganz). To z nim nasz bohater udaje się w iście dantejskie destynacje, prowadząc dysputy na temat niebezpiecznych związków sztuki i zbrodni.

Najwięcej przykładów dostarczają im oczywiście nazistowskie Niemcy, ze swą monumentalną architekturą czy morderczym pięknem bombowców. Tym wycieczkom ad Hitlerum (którego Ganz grał kiedyś w „Upadku” i który przed kilkoma laty stał się bohaterem kompromitujących dla von Triera wypowiedzi) towarzyszy istna orgia obrazu. Zasadniczo „Dom, który zbudował Jack” sfilmowany został w stylistyce lat 70., bo głównie w tamtym czasie rozgrywa się jego akcja, ale „brudnym” zdjęciom fabularnym towarzyszy jeszcze jedna warstwa – nazwijmy ją eseistyczną – czarno-białe archiwalia, animacje, fragmenty znanych filmów i utworów literackich. Przygrywa do nich sam Glenn Gould, oczywiście nucąc pod nosem, a wtóruje mu David Bowie i jego przebój „Fame” z 1975 r. Co ciekawe, 20 lat później wyda on swój legendarny album „1. Outside”, którego bohaterami będą m.in. genialni architekci XX wieku – nowi bogowie tworzący ze szkła i betonu dzieła nieludzkie. Dziwne, że von Trier zapomniał o tej płycie.

Sięgając po wypisy z ksiąg wszelakich, reżyser dobudowuje swemu domowi coraz to nowe piętra. Sugeruje, że szelmowski profil seryjnego mordercy sprzed kilku dekad to tak naprawdę pamflet na dzisiejszą Amerykę z rosnącym tam kultem broni i mizoginią, a nad tym wszystkim wznosi sążnisty moralitet o boskich ciągotach rodzaju ludzkiego. Rzekoma fascynacja czystą deprawacją okazuje się u Larsa von Triera grą o najwyższą stawkę – chodzi przecież o zbawienie duszy Jacka. Duński reżyser prowokował tak już wielokrotnie. W „Idiotach” czy „Tańcząc w ciemnościach” również chwytał się formuły gatunkowej: łże-dokumentu czy musicalu, by zagrać na emocjach widza, a jednocześnie zbombardować go radykalnym czy pokrętnym przekazem. W najnowszym filmie funduje nam przede wszystkim bogato zdobiony, choć raczej kieszonkowy traktat gnostycki – nie tyle zresztą o moralnym upadku bohatera, co o sobie samym. O artyście skazanym na wieczne przekraczanie i wieczne niespełnienie.

Niezależnie bowiem od tego, czy zamyka nas w chłodni wraz z ciałami ofiar Jacka, czy wrzuca w swoje fantazje na temat piekła, von Trier doskonale zdaje sobie sprawę, jak wiele ma w sobie z tytułowego bohatera. A już na pewno ma jego twórczą megalomanię: pragnie być Boschem i Dantem, Goethem i Gouldem kina. I jakkolwiek z takiej postawy ostro w filmie pokpiwa, przy okazji sam wystawia sobie pomnik. Traktuje „Dom...” jako własne opus magnum albo testament, którym ponoć żegna się z dużym ekranem. Świetny to pretekst, by cytować obficie swe wcześniejsze filmy i pozwolić sobie na najbardziej strzeliste wywody. Mimo typowej dla von Triera skłonności do pozerstwa i strategii podwójnego kamuflażu (jest niczym Jack, który udaje, że udaje mordercę), warto jednak wybrać się z nim w tę szaloną, sadystyczną i nieco przydługą podróż. Przed nami opowieść wariata i to od nas w dużej mierze zależy, czy utrzyma do końca swój chwiejny cudzysłów. ©

DOM, KTÓRY ZBUDOWAŁ JACK (The House That Jack Built) – reż. Lars von Trier. Prod. Dania/Francja/Niemcy/Szwecja 2018. Dystryb. Gutek Film. W kinach od 18 stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2019