Dlatego to śpiewamy

Wolność kocham i rozumiem! Wolności oddać nie umiem!” – tak śpiewali Polacy manifestujący w Warszawie przed Pałacem Prezydenckim, Sejmem i Senatem oraz w różnych innych miastach Polski.

25.07.2017

Czyta się kilka minut

 / FOT. GRAŻYNA MAKARA
/ FOT. GRAŻYNA MAKARA

O wolności napisano mnóstwo. Pisali o niej Arystoteles i Platon, św. Augustyn i św. Tomasz, Hobbes, Sartre, Jan Paweł II i wielu innych. Ale obok pism jest jeszcze bogactwo ludzkich doświadczeń. To do nich się odwołuje wyśpiewywana dzisiaj deklaracja: „kocham, rozumiem... oddać nie umiem”.

To doświadczenie uczy, że z wolnością jest jak z powietrzem, chlebem czy dachem nad głową. Kiedy ich nie brakuje, są tak oczywiste, że pozostają poza zasięgiem uwagi. Te „oczywiste” dobra odkrywamy wtedy, kiedy zaczyna ich brakować: „Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie / Kto cię stracił”.


Zamach na sądy – czytaj i udostępniaj specjalny, bezpłatny serwis „Tygodnika Powszechnego” >>>


Niemiecka okupacja była tak straszna, że przyniesione przez Armię Czerwoną wyzwolenie dla mnie, wtedy jedenastolatka, było wielkim doświadczeniem wolności. Potem, choć chcieliśmy w PRL-u żyć normalnie, nastąpił ciąg zderzeń z murem, którym był otoczony ten nasz, niby normalny, świat. Takie było moje pierwsze osobiste doświadczenie barier: tajniak, który w nowo otwartym warszawskim „cedecie”, podsłuchawszy, jak ja, uczniak gimnazjum, mówię do brata coś złośliwego o władzy ludowej, wciąga mnie do windy, zatrzymuje ją między piętrami, pokazuje tajniacką legitymację i ponieważ – mówi – ustrój mi się nie podoba, grozi aresztowaniem (tak!), represjami wobec rodziny itp.

Przyszły następne doświadczenia: znajomi wsadzani do więzienia za AK, represje za poglądy, za przyznawanie się do wiary, uwięzienie prymasa Wyszyńskiego, odebranie mojemu zakonowi domu i przymusowe wywiezienie nas, a wszystko po to, żeby stworzyć tam reżimową uczelnię teologiczną, z zamiarem produkowania proreżimowych księży patriotów. Odmowa zameldowania, czyli urzędowej zgody, na moje zamieszkanie w Krakowie. Po nocy okupacji obudziliśmy się odcięci od reszty świata. Zagraniczne radiostacje zagłuszano, nie było dostępu do zagranicznej prasy, otrzymanie paszportu, czyli zezwolenia na wyjazd za granicę, było łaską (miałem kilka odmów). Raz jej zaznałem, lecz gdy wracałem, na granicznej stacji wyprowadzono mnie z pociągu na rewizję, skonfiskowano mnóstwo książek. O wolności słowa przypominał Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, czyli cenzura. Każdy tekst, nawet drukowany na powielaczu, był kontrolowany, często masakrowany lub zatrzymywany w całości. Tak, rzeczywiście istniało orwellowskie Ministerstwo Prawdy. Wszędzie czyhały podsłuchy, donosy, inwigilacja (dyskretna lub „ostentacyjna”) tajniaków, którzy przez tygodnie mnie nie odstępowali, kiedy poruszałem się moim fiatem 126. I pod byle pretekstem przesłuchania. Do tego policyjne restrykcje wobec Kościoła i pracy duszpasterskiej. Żyliśmy jak w złym domu dziecka, w którym dyrekcja (państwo, partia) mówi: bądźcie posłuszni, zaufajcie nam, bo my najlepiej wiemy, czego wam potrzeba. To my jesteśmy od myślenia.

Wszystko zależało od jedynej słusznej partii, wspieranej przez tajne służby. A my, o zgrozo, nauczyliśmy się w tym żyć. Nie, nie porównuję tu dzisiejszej Polski z PRL. Chodzi mi tylko o moją prywatną lekcję wolności. Każdy z broniących dzisiaj demokracji ma swoją.

Ks. Józef Tischner pisał „Nieszczęsny dar wolności” już w czasach, kiedy wolność trzeba było zagospodarowywać, budować instytucje zabezpieczające jej prawa stanowione w służbie wspólnych interesów. Naprawiać je, ale nie niszczyć.

Dlatego jesteśmy uczuleni na naruszanie instytucji gwarantujących wolność. Przeraża nas myśl, że w ciągu kilku nocy można zniweczyć to, co budowano latami. Dlatego śpiewamy to, co śpiewamy. Po poniedziałkowym oświadczeniu prezydenta Andrzeja Dudy, który zawetował projekty ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym, mogę tylko powtórzyć: trzeba śpiewać o wolności. ©℗


CZYTAJ TAKŻE:

Prof. Bogdan de Barbaro, psychiatra i psychoterapeuta: Czuję się jak pasażer pojazdu, który pędzi bez hamulców. Ale nigdy nie jest tak, że nie mogę nic. Świeczka pod siedzibą sądu to też sposób uczestnictwa w czymś dobrym.

Dariusz Kosiński: Wybuch Kaczyńskiego nie zaszkodzi mu w oczach zwolenników. Ważniejsza dla Polski jest więź tych, którzy protestują na ulicach naszych miast – nie przeciwko prezesowi, tylko za wolnością.

Rafał Matyja: PiS nie ma projektu ustrojowego. Chce się odegrać na przeciwnikach, podporządkować sobie wszystkie organy państwa poprzez wymianę kadr i uruchomić socjotechnikę, która trwale zdyskredytuje elity III RP.

Klaus Bachmann: Niezamierzone skutki nowelizacji ustaw o KRS, SN i sądach powszechnych są dalekosiężne. I mogą skończyć się opuszczeniem Unii Europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2017